KALENDARIUM

POWIEDZIELI

Robiliśmy wszystko, żeby było lepiej, ale zabrakło i niestety przegrywamy. Pojechaliśmy słabe zawody, niektórzy nie podołali psychicznie i sprzętowo. Byliśmy słabsi od Rybnika i dlatego pozostajemy w Metalkas 2. Ekstralidze.
Tomasz Bajerski dla Canal+

StadionNarodowyWarszawaOd pewnego czasu w żużlowym światku zrobiło się głośno na temat rozegrania jednej z rund Grand Prix na Stadionie Narodowym w Warszawie. Temat miał umrzeć śmiercią naturalną rok temu, jednak niespodziewanie powrócił. Padła nawet konkretna data - 28 czerwca 2014, co może wskazywać, że do rundy na Narodowym jest bliżej, niż kiedykolwiek wcześniej. Czy żużel na najwyższym poziomie w stolicy jest dobrym pomysłem? Czy zawody mają szansę osiągnąć organizacyjny sukces? Czy potencjalna runda GP w Warszawie poprawi kondycję polskiego żużla? Wreszcie, czy jest sens bić się o organizację tej imprezy za wszelką cenę?

Zanim jednak przejdę "ad rem", krótki wtręt aktualizacyjny, bo i sytuacja zrobiła się dynamiczna. Od pewnego czasu, na jednym z żużlowych portali (na pewno wiecie którym), serwuje się nam całą serię wiadomości na temat konfliktu na linii BSI - One Sport Marketing. A to ktoś krzywo spojrzał na menadżera Kryjoma, a to inny chciał wyprosić z parkingu pana Nice, a to prominent BSI alergicznie wyłącza telewizor na widok zawodów SEC, a to strona zagraniczna grozi polskiej, że nałoży zakaz startów rajderom z GP we "wrogiej" imprezie, a to strona polska w rewanżu nawołuje do solidarności i - via PZM - zafundowania gwiazdom GP embarga na starty i kasę w Ekstralidze. Świetnie... Cały ten spór o kasę, nachalnie "promowany" przez jadący w kevlarze OSM "najbardziej opiniotwórczy portal", jest tematem na osobny tekst, i być może taki się pojawi, natomiast z punktu widzenia tytułowego zagadnienia istotne jest to, że gdzieś w tle tych żenujących rozgrywek pojawia się już, jako karta przetargowa, planowany turniej Grand Prix w Warszawie. Gdyby ten spór rzeczywiście zaszedł aż tak daleko, a panowie z obydwu frakcji zechcieli zostawić po sobie ruiny i zgliszcza, niniejszy artykuł straci sens. Założenie - o naiwności - przyjąłem jednak takie, że w przyszłorocznym cyklu GP, mimo wszystko, wystartują najlepsi. Gdyby było inaczej, odpowiedzcie sobie sami, czy rywalizacja o IMŚ w drugoligowym garniturze ma sens, nie tylko na Narodowym, ale w ogóle.

Jeśli spełni się ta optymistyczna wizja, to zasadność organizacji takiej imprezy nie podlega chyba dyskusji. Pierwsze słowo, które przychodzi mi do głowy na myśl o tym wydarzeniu to "szansa". Runda IMŚ w stolicy jest szansą nie tylko na najlepszą imprezę żużlową w roku, ale przede wszystkim epokową okazją na poprawę kondycji całego polskiego speedwaya. Na razie nasza dyscyplina jest, nie bójmy się użyć tych słów, nieco prowincjonalna. Co prawda kilka wielkich miast posiada swoje ekipy ligowe (Kraków, Łódź, Wrocław, Gdańsk), ale albo wegetują one w niższych ligach, albo przegrywają walkę o kibica i sponsora z potęgami piłkarskimi, albo mają problem i z jednym, i z drugim. Najdobitniejszym przykładem tych kłopotów wielkomiejskich klubów był niedawny upadek poznańskich "Skorpionów" - drużyny posiadającej wspaniałych kibiców, świetnie położony stadion, zespołu z niesamowitym potencjałem sportowym i marketingowym, który niestety został zgaszony. Tym bardziej polski żużel potrzebuje Warszawy, choćby raz w roku, podczas Grand Prix.

To bowiem w stolicy naszego kraju leży klucz do popularności żużla w ogóle. To tam jest skoncentrowany ogromny kapitał. To tam mają centrale największe firmy w Polsce. To tam są władze państwowe, urzędnicy, osoby decyzyjne. To tam jest wielka rzesza ludzi zainteresowanych weekendową rozrywką. To tam w końcu stacjonują wszystkie media, mające największy wpływ na pompowanie popularności danych dyscyplin. Widać to chociażby na przykładzie MMA, które telewizje ze sportu marginalnego wypromowały do tego stopnia, że cieszy się godną pozazdroszczenia oglądalnością w najlepszym czasie antenowym. To media spowodowały, że kompletnie nieznany w Polsce futbol amerykański na Narodowym oglądało 20 tysięcy fanów. W znakomitej większości byli to ludzie, którzy chcieli zobaczyć coś nowego, innego. Dotąd znanego tylko z opowiadań. Z pewnością znaleźliby się w stolicy chętni na obejrzenie speedwaya.

My jako kibice żużla wiemy, że nasza ukochana dyscyplina sportu jest najbardziej emocjonującą ze wszystkich. Ale wciąż się dziwimy, dlaczego w tej "Warszawce" nikogo to nie kręci, dlaczego media ogólnopolskie mówią o żużlu tylko wtedy, gdy dojdzie do śmiertelnego wypadku na torze albo samobójstwa jakiegoś zawodnika, mimo iż są takie ośrodki w kraju, w których speedway jest prawie religią? Dlaczego w sytuacji, gdy są miasta w których klub żużlowy organizuje nie tylko życie sportowe, ale również polityczne, biznesowe i medialne, oczywiście w skali lokalnej, nie przekłada się to w żaden sposób na szerszy oddźwięk?

Moim zdaniem odpowiedź jest bardzo prosta. Bo w "Warszawce", tak samo jak i w innych miejscowościach "nieżużlowych", speedway jest znany tylko z Tomasza Golloba i ewentualnie jakichś telewizyjnych urywków. A żużel w telewizji dla osób, które nigdy go nie widziały na żywo - wiem to po sobie z odległych lat dzieciństwa - jest śmiertelnie nieciekawy. Bo nie czuć tej prędkości i bliskości zawodników na torze, bo nie czuć spalin, bo nie słyszy się ryku motocykli, który na stadionie, w odróżnieniu od telewizji, sprawia wrażenie kilka razy głośniejszego, nawet przy tych felernych tłumikach. Bo nie czuć w końcu tej atmosfery napięcia skumulowanej w jednej minucie wyścigu, nie czuć falujących trybun, nie czuć euforii po wygranym biegu. Osobiście nie znam ani jednej osoby, która widząc pierwszy raz żużel na żywo, nie zachwyciła się tą dyscypliną. Więcej, gdy speedway jest już znany komuś ze stadionu, automatycznie polubi go w telewizji. Proszę też zwrócić uwagę na celebrytów z Warszawy, którzy są zapraszani przez Roberta Dowhana do Zielonej Góry na mecze Falubazu. Lis, Karolak, Fibak, czy cała plejada znanych piłkarzy. Każdy z nich był zachwychwycony żużlem. Nawet jeśli częściowo "pod publiczkę", dlaczego nie może tak być z innymi?

Dlatego też uważam, że żużel w Warszawie jest epokową szansą, żeby ci wszyscy szefowie spółek, politycy, dziennikarze, różnej maści celebryci, a przede wszystkim zwykli mieszkańcy stolicy po raz pierwszy na żywo zobaczyli rywalizację najlepszych żużlowców na świecie. Żeby mogli w swoich firmach, urzędach, korporacjach czy redakcjach, z wypiekami na twarzach o tym opowiadać. Żeby kiedyś wchodzili w sponsoring żużla, żeby mówili o nim w ogólnopolskich mediach, jako o czymś świetnym i godnym polecenia każdemu, kto tego nie widział. Żeby dowiedzieli się, że ci najlepsi żużlowcy na świecie są zawodnikami polskich klubów ligowych i może warto czasem pooglądać w telewizji ich popisy? A kto wie, może gdzieś na końcu, za kilka lub kilkanaście lat, żeby pomyśleli o tym, że taką drużynę ligową, znaną z telewizji, warto mieć u siebie. Klub żużlowy w Warszawie, ważne żeby nie byle jaki, to byłby dopiero kop dla całego polskiego speedwaya.

Sprawę ewentualnego turnieju Grand Prix w Warszawie osobiście dogląda "niezatapialny" prezes PZM Andrzej Witkowski. Już ten fakt wywołuje u mnie mały dreszczyk niepokoju, gdyż ten skądinąd wysokiej kultury dżentelmen, odpowiada za wielki chaos w polskim żużlu. Co należy do grzechów rządzących naszą dyscypliną, każdy kibic wymieni ciurkiem. Rokrocznie zmieniany regulamin ligi, który z książeczki stał się biblią trudną do rozgryzienia nawet przez najstarszych faryzeuszy, kompletny niewypał ze spółką Speedway Ekstraliga, będącą dzisiaj prywatnym folwarkiem grupy biznesmenów. Dodajmy, bardzo brudnym folwarkiem, w którym żaden z parobków nawet nie myśli o posprzątaniu nagromadzonych nieczystości. Odwrotnie, taplają się w nich, przy permanentnej zabawie w przeciąganie liny. Mieliśmy też aferę tłumikową, w której prezes PZM nawet nie kiwnął palcem, żeby przeciwstawić się opłakanym w skutkach zmianom ciągnącym żużel w dół. Czy zatem poradzi sobie z tak trudnym zadaniem, jakim jest zdobycie rundy GP w stolicy, jej właściwą promocją i nienaganną organizacją? Mam wątpliwości.

A że o zmarnowanie czegoś takiego nietrudno, przekonaliśmy się choćby w 2002 i 2003 r., gdy organizowano Grand Prix Europy na śląskim gigancie w Chorzowie. Nadzieje przed rundą IMŚ na Śląskim były podobne do tych dzisiejszych. Miał być komplet 50 tysięcy widzów, wielka popularyzacja żużla w aglomeracji śląskiej, przypływ sponsorów i reaktywacja wielkich chorzowskich spektakli żużlowych na wzór i podobieństwo IMŚ w 1973, gdy Szczakiel zdobył złoto, Plech brąz, a oklaskiwało ich 100 tysięcy widzów. Skończyło się jedną wielką klapą. Pożółkłe już źródła mówią, że podczas obu rund chorzowskiego Grand Prix każdorazowo gościło na trybunach ok. 20 tysięcy widzów. A na tak wielkim stadionie wyglądało to bardzo mizernie. Dziś na Stadionie Śląskim nie ma już śladu po torze żużlowym, zastąpiła go bieżnia lekkoatletyczna. Co wtedy zadecydowało o porażce organizacyjnej? Najkrócej rzecz ujmując, drogie bilety i słaba promocja turnieju, za co gros winy ponosi ówczesny organizator, Polonia Bydgoszcz, stawiająca wtedy raczej na pazerność. W Warszawie, jeśli poważnie myśli się o GP, takie rzeczy nie mogą się powtórzyć.

Bilety na taką imprezę muszą być możliwie najtańsze i znacznie odbiegać od cen wejściówek na Grand Prix w innych polskich miastach. Sugeruję cenę nie wyższą niż 30 zł, zamiast przysłowiowej "stówki". Bo ma ona przede wszystkim zachęcać nowych kibiców z Warszawy, a nie zagwarantować dobry interesik dla organizatora. Trzeba też zadbać o odpowiednią promocję takiego turnieju, zrobić wszystko by opowiadały o nim wielkie media, choćby w swoich serwisach sportowych. Warto też, by jakaś otwarta stacja telewizyjna przeprowadziła choć retransmisję z turnieju, a najlepiej, gdyby takie zawody pokazać na żywo w jednej z trzech wielkich stacji o godzinie 20 w czasie największej oglądalności. Informacja o tym, że Grand Prix w stolicy się odbędzie musi mieć szansę trafić do każdego mieszkańca Warszawy poprzez wszelkie dostępne media.

Inne zagrożenia stojące przed potencjalnymi organizatorami wiążą się z przygotowaniem toru na takie zawody. Warto przypomnieć, że Polsce jeszcze nigdy nie układano czasowej nawierzchni. A pamiętamy z czym to się wiązało na początku tego stulecia, gdy żużel zaczął gościć na wielkich stadionach nieprzystosowanych do speedwaya, takich jak Millenium Stadium w Cardiff, Parken w Kopenhadze czy Veltins Arena w Gelsenkirchen. Tory te notorycznie się rozsypywały tworząc niebezpieczne sytuacje dla zawodników. Był kiedyś taki turniej na Ullevi w Goeteborgu, kiedy zawodnicy nawet nie składali się do ślizgu na łukach i który przerwano, bodaj po kilku wyścigach, wywołując ogromny skandal. Dziś, poza pojedynczymi przypadkami, jest z tym trochę lepiej, dlatego warto podpytać doświadczonych pod tym względem organizatorów z zagranicy jak przygotowywać taki czasowy tor, by nie zabijał widowiska. Wydaje się, że dużą rolę odgrywa tu czas, najlepiej ułożyć nawierzchnię na tydzień przed zawodami i rozważnie ją pielęgnować aż do pierwszego wyścigu.

I ostatnia rzecz na którą należy zwrócić baczną uwagę. Stadion Narodowy ma tendecję do tego, by od czasu do czasu stać się "Basenem Narodowym". A w żużlu, w odróżnieniu od piłki nożnej, wystarczy nawet mała kałuża, by odwołać całe zawody. Dlatego trzeba jak najszerzej opracować wszystkie plany A, B i C dotyczące procedur zamykania i otwierania dachu przed i w trakcie zawodów, mając w pamięci wydarzenia z zeszłorocznego meczu Polska-Anglia. Rozsunięcie bądź zamknięcie dachu powinno następować wtedy, kiedy jest taka potrzeba, a nie gdy - wzorem FIFA - pozwalają na to jakieś dziwne procedury. Przypomnijmy, że rok temu nie można było zamknąć dachu, bo... trening dzień wcześniej też odbył się bez niego. Ale nawet załatwienie tej sprawy nie oznacza końca problemów. "Bubel Narodowy", z przyczyn technicznych, nie może się podobno zamykać lub otwierać w trakcie gwałtownych warunków atmosferycznych (deszcz, silny wiatr, niegrożący nam na szczęście latem śnieg). Warto by było zatem zadbać o profesjonalną obsługę meteorologiczną, będącą w ciągłym pogotowiu. Ten dach jest niezbędny dla tak wielkiej imprezy, bo nie byłoby większej kompromitacji, niż odwołanie tych zawodów ze względu na zły stan toru.

Tylko wtedy, gdy wszystkie czynniki ryzyka zostaną zneutralizowane, można liczyć na sukces organizacyjny. Jeśli natomiast całość ma być robiona na siłę i z niechlujstwem, byle tylko żużlowcy pojeździli na Narodowym, byle organizatorzy za dużo środków w tę imprezę nie włożyli, byle na rundzie GP jak najwięcej się nachapać, to lepiej wcale się za to nie zabierać. Bo skończy się na tym, że przyjdzie garstka widzów i ani polski żużel nic nie zyska, ani organizatorzy niczego nie zarobią. A w przyszłości absolutnie nikt nie odważy się na drugie podejście, tłumacząc się tym, że w "Warszawie nie ma klimatu dla żużla". Gdy ewentualna runda IMŚ w Warszawie zostanie źle zorganizowana, polski żużel może się pogrążyć w jego obecnej zaściankowości na wieki wieków i ostać się z tym przysłowiowym "ino sznurem".

Bardzo ładny traktat - ktoś powie - tylko skąd na to wszystko pieniądze? Ano właśnie, gdzie takie pieniądze znajdzie prezes Witkowski? Warszawa, choć żyje teraz referendum, po którym nadejść może polityczne tsunami, biednym miastem nie jest. Ministerstwo Sportu? Ministerstwo już rok temu zapowiedziało, że i owszem, wspiera żużel i nadal wspierać będzie, rokrocznie przekazuje nawet PZM 800 tys. zł, ale niemal równocześnie w odpowiedzi na poselską interpelację grupy posłów pod przewodnictwem Łukasza Borowiaka (druk nr 2659), ustami samej ministry Muchy, odparło, że "obecna sytuacja nie stwarza perspektyw na podjęcie rozmów w kwestii ewentualnej reaktywacji toru żużlowego na tym (Gwardii - dop. red.) obiekcie", a w kwestii dofinansowania GP na Narodowym już latem nie pozostawiło złudzeń, na kogo musi liczyć motorowy związek. Na siebie.

Na miejscu prezesa Witkowskiego nie załamywalibyśmy jednak rąk. Przykład idzie z góry. Skoro niedawny koncert Madonny na tymże stadionie dofinansowany, czy nawet sfinansowany, został przez Ministerstwo Sportu, jak wieść niesie, ze środków przeznaczonych na "siatkówkę dzieci i młodzieży"; włos z głowy nikomu nie spadł, a jedyną reperkusją była kolejna konferencja prasowa i kolejna okazja do zaprezentowania dziennikarzom nowej kreacji "jutrzenki naszego sportu", to stanowczo uważamy, że działacze PZM powinni wziąć z tej "góry" przykład. I zwrócić się - dajmy już odetchnąć złupionemu przez panią Ciccone budżetowi Ministerstwa Sportu - na przykład do Ministerstwa Środowiska z wnioskiem o dofinansowanie Grand Prix ze środków programu operacyjnego "Polityka ekologiczna obszarów wielkomiejskich" (nowe tłumiki znakomicie wpływają na stanowiska lęgowe rybitwy rzecznej nad Zalewem Zegrzyńskim) lub w ostateczności z "Programu Wisła 2020" (regulacja dorzecza Basenu Narodowego). Jest szansa! I gwarantujemy, że Grand Prix nie odbędzie się w rocznicę Powstania Warszawskiego, a nawet jeśli, to w tym przypadku żadnych obscenicznych gestów nie będzie (panie prezesie Witkowski - należy w kontrakcie kategorycznie zabronić Nickiemu drapania się po... pan wie po czym).

Pedersen-drapichrust

Michał
współpraca: Jah

Korzystanie z linków socialshare lub dodanie komentarza na stronie jednoznaczne z wyrażeniem zgody na przetwarzanie danych osobowych podanych podczas kontaktu email zgodnie z ustawą o ochronie danych osobowych. Podanie danych jest dobrowolne. Administratorem podanych przez Pana/Panią danych osobowych jest właściciel strony Jakub Horbaczewski . Pana/Pani dane będą przetwarzane w celach związanych z udzieleniem odpowiedzi, przedstawieniem oferty usług oraz w celach statystycznych zgodnie z polityką prywatności. Przysługuje Panu/Pani prawo dostępu do treści swoich danych oraz ich poprawiania.

KALENDARIUM

POWIEDZIELI

Robiliśmy wszystko, żeby było lepiej, ale zabrakło i niestety przegrywamy. Pojechaliśmy słabe zawody, niektórzy nie podołali psychicznie i sprzętowo. Byliśmy słabsi od Rybnika i dlatego pozostajemy w Metalkas 2. Ekstralidze.
Tomasz Bajerski dla Canal+

Odwiedź nasze social media

fb ikonkaX ikonkaInstagram ikonka

Typer 2024 - zmierz się z najlepszymi!

Najszybsze żużlowe newsy

SpeedwayNews logo

NAJBLIŻSZE ZAWODY W TV

 PGE Ekstraliga 2024
1. Orlen Oil Motor Lublin  14 31 +162
2. Betard Sparta Wrocław  14 19 +30
3. ebut.pl Stal Gorzów  14 19 -37
4. KS Apator Toruń  14 15 -7
5. ZOOLeszcz GKM Grudziądz  14 14 -58
6. NovyHotel Falubaz  14 13 -33
7. Krono-Plast Włókniarz  14 12 -50
8. FOGO Unia Leszno  14 11 -87
 Metalkas 2. Ekstraliga 2024
1. Arged Malesa Ostrów  14  28 +128
2. Abramczyk Polonia  14  27 +161
3. Innpro ROW Rybnik  14  23 +63
4. Cellfast Wilki Krosno  14  19 -20
5. #OrzechowaOsada PSŻ  14  18 -16
6. H.Skrzydlewska Orzeł Łódź
 14  13 -54
7. Texom Stal Rzeszów  14   9 -80
8. Zdunek Wybrzeże Gdańsk
 14   3 -182
Krajowa Liga Żużlowa 2024
1. Ultrapur Start Gniezno
 10  21 +94
2. Unia Tarnów  10
 16 +55
3. PKS Polonia Piła  10
 11 +18
4. OK Kolejarz Opole  10
 11 -39
5. Optibet Lokomotiv  10  10 -23
6. Trans MF Landshut Devils  10  6 -105

Klasyfikacja SGP 2024 (po 10/11 rund)

1. Bartosz Zmarzlik
159
2. Robert Lambert
137
3. Fredrik Lindgren
127
4. Martin Vaculík 114
5. Daniel Bewley
111
6. Mikkel Michelsen 101
7. Jack Holder 97
8. Dominik Kubera
88
9. Leon Madsen 76
10. Łotwa duża Andrzej Lebiediew
75
11.  Max Fricke 64
12. flaga niemiec Kai Huckenbeck 58
13. Szymon Woźniak 46
14. Jason Doyle 47
15. Maciej Janowski
46
16. Czechy duzaFlaga Jan Kvěch 41

PARTNERZY

kibic-zuzla logozuzlowefotki-logo
WszystkoCzarne blog

Pomóż kontuzjowanym

KamilCieślar
DW43