KALENDARIUM

POWIEDZIELI

Teraz jest mi trochę wstyd i przykro, że tak się potoczyło. Mogę przeprosić tych kibiców, którzy poczuli się może urażeni, ale ten przekaz, który poszedł w mediach przez jednego z naszych gorzowskich dziennikarzy, który został wrzucony (do sieci), nie był od początku. Wdałem się w tę polemikę, niepotrzebnie. / Stanisław Chomski dla C+

BaranRzeszowWylądował w Ekstralidze jak kapitan Wrona na Okęciu. Pojawił się "znikąd", bez większych pieniędzy, ale kiedy wsiadł już na motor, dzięki paru przyjaznym osobom, a przede wszystkim samemu sobie, okazało się, że ekstraligowe gwiazdy da się oglądać nie tylko na szklanym ekranie. Ba, często to one musiały oglądać jego. Z bardzo bliska. I chociaż nie obyło się bez kilku twardych lądowań, kapotażu nie było. Karol Baran z pewnością nie był głównym architektem bardzo prawdopodobnego utrzymania PGE Stali Rzeszów w elicie, ale czy bez jego punktów w ogóle byłoby to możliwe? I czy to już kres możliwości popularnego "Carlosa"?


Naszą rozmowę chciałabym zacząć od przygotowań do sezonu, który pomału już kończycie. Rok 2014 spędziłeś w drugoligowej Wandzie Kraków, której celem był awans do I ligi. Cel osiągnięto, a informacja o twoich tegorocznych planach długo pozostawała niewiadomą. W końcu zdecydowałeś się na odważny krok - jazdę w ekstraligowym Rzeszowie. Jak na zawodnika wpływają tak drastyczne zmiany otoczenia i wymagań?

Jeszcze przed końcem sezonu 2014 byłem po rozmowach z krakowskimi działaczami, z którymi szybko doszliśmy do porozumienia. Rzeczywistość zweryfikowała plany i w ostateczności nasze drogi się rozeszły. Skorzystałem wtedy z pomocy Stali Rzeszów, gdzie podpisałem kontrakt warszawski, który dawał mi możliwość jazdy w innym mieście na zasadzie wypożyczenia. Jednak po w miarę przyzwoitym początku rozgrywek wiedziałem, że mogę powalczyć o miejsce w składzie "Żurawi”, w którym wcześniej mało kto mnie widział. Ciągle słyszałem, że jestem za "cienki" nawet na pierwszą ligę, w której mógłbym być jedynie drugą linią. Ostatecznie odjechałem kilka meczów w macierzystym klubie, z różnym skutkiem i w większości przeciętnie, bo wyżej stawiałem sobie poprzeczkę, ale nie mogę narzekać. Była fajna atmosfera i duże wsparcie kibiców, za co im serdecznie dziękuję. Rzeczywiście czułem się jak u siebie, co motywowało mnie do jeszcze większej walki. Zmiany nie były drastyczne, nic w zasadzie nie zmieniłem, z drobnymi perturbacjami przygotowywałem się do sezonu. A czy byłaby to druga liga czy Ekstraliga - to bez znaczenia. I tu, i tu trzeba mieć jednakowy sprzęt, z tym, że w tej wyższej lidze trzeba go odpowiednio lepiej przygotować.

Ponoć przystąpiłeś do jazdy w najlepszej lidze świata na sprzęcie żywcem wyjętym z II ligi, ba, krążą plotki, że w twoim garażu znajdował się tylko jeden motocykl! Dodatkowo w marcu poprosiłeś kibiców o wsparcie swojego żużlowego budżetu. Czy zgodne z prawdą jest stwierdzenie, że musiałeś tworzyć zaplecze sprzętowe od zera, bazując na punktówce z odjechanych meczów?

Tak, przed sezonem nie miałem nic nowego, bo wszystko kosztuje, a ja nie posiadałem aneksu finansowego w żadnym klubie. Udało mi się wyremontować jeden silnik z poprzedniego roku i on całkiem nieźle jechał, aż do drugiego remontu. Potem zaczęła się zadyszka i słabszy okres, ale jakoś to przetrwałem. Historia z tym jednym motocyklem była troszkę naciągana, bo tylko raz przyjechałem z nim do Lublina, gdzie chłopaki mieli po trzy motocykle, a tu jakiś Baran kilka razy porozstawiał ich na starym sprzęcie (śmiech). Jeśli chodzi o zbiórkę pieniędzy, to był to pomysł znajomego, a ja nic w zasadzie nie traciłem. Przecież Tai Woffinden uzbierał tak na silnik, na którym wywalczył Mistrzostwo Świata. Pisano, że rozmieniam się na drobne, ale co miałem do stracenia? Na nic nie liczyłem, ot tak chcieliśmy zobaczyć, jak to będzie wyglądało. Tak - nie miałem żadnego wsparcia przed sezonem, nie wziąłem też żadnych pieniędzy za podpis. Znalazło się za to kilku ludzi, który pomogli mi w trakcie, żebym w ogóle miał z czym przyjechać na mecz, za co im z całego serca dziękuję.

W finale Złotego Kasku w Lublinie podium przekreślił ci ostatni występ, podczas którego walka z Piotrem Protasiewiczem zakończyła się upadkiem i wykluczeniem. Znasz ten tor, a ja jako lublinianka wciąż czuję przywiązanie, kiedy oglądam cię na stadionie przy Alejach Zygmuntowskich. Czy imprezy w tak znajomym miejscu obfitują w sentymenty?

Zawaliłem ten ostatni bieg, bo niepotrzebnie oglądałem się kto jest za mną, zamiast gonić do przodu. Nawet jakby Piotr mnie minął, to mógłbym walczyć z Przemkiem o drugą lokatę, a to dawało mi lepszy wynik. Nie poszło tak, jakbym to sobie wymarzył, ale jestem przyzwyczajony do takiego obrotu spraw (uśmiech). Mimo to, pokazałem się z dobrej strony. A w Lublinie spędziłem kilka fajnych sezonów, poznałem ludzi i zawsze jest miło, kiedy przyjeżdża się w znajome miejsce. Tor był już inny niż za moich startów, ale publiczność jak zwykle mnie wspierała. Cieszę się, że kibice o mnie nie zapomnieli.

W maju udało ci się zrobić kolejny krok w karierze i napsuć krwi kandydatom do walki o Indywidualne Mistrzostwo Świata. Ostatecznie nie zobaczymy cię jeszcze w cyklu Grand Prix, ale sam fakt sukcesu w kolejnych eliminacjach musi być motywujący.

Chciałem napsuć, ale się nie udało. Niestety, na czas kiedy przyszło mi startować w eliminacjach sprzęt nie spisywał się jak na początku sezonu, co wprowadziło niepewność. Zaczęło się od IMP-u w Krośnie, gdzie była straszna "padaka", a potem szukanie przyczyn.

Nie udało Ci się zaliczyć wszystkich meczów rzeszowskiej drużyny. Czy prowadziłeś z którymś z zawodników prawdziwą walkę o skład? A może po prostu dostawałeś telefon "panie Karolu, widzimy się na treningu, a w niedzielę na meczu"?

Owszem, musiałem dać jakiś argument  na treningach, jednak czy to była walka...? Podczas treningu nie powinno chodzić o to, żeby zabijać się o miejsce w składzie, tylko spokojnie przygotować się do zawodów i przetestować różne opcje. Gdy jest więcej zawodników, niestety to miejsce zazwyczaj trzeba sobie wywalczyć, nawet kosztem kolegi, ale tak już w żużlu jest od dawna. „Zarzyna” się sprzęt i ryzykuje zdrowie, a w meczu się nie jedzie. Nie zawsze jest kolorowo. Pod koniec sezonu presja troszkę zeszła, bo pewniej czułem się w drużynie i rzeczywiście, obeszło się bez większych emocji na treningach.

Liderem "Żurawi" nie jesteś, jednak twoje występy to skarbnica wielu ważnych punktów. Na własnym torze potrafisz pokazać szpony, co niedawno odbiło się na twoich relacjach z Arturem Mroczką. "Zabijaka", "polski Nicki Pedersen" - tak ochrzcili cię na jednym z portali rozgorączkowani kibice. Ale czy porównanie do Duńczyka można uznać za obrazę?

Chciałbym być tym krajowym liderem, jednak na taki stan rzeczy wpływa kilka czynników, a kluczowy to sprzęt na poziomie reszty ekstraligowych zawodników. Bez tego nawet największe starania nie przyniosą efektów. Czy jeżdżę niebezpiecznie? Tego bym nie powiedział. W Gorzowie wszedłem pod Bartka Zmarzlika, który wykantował i praktycznie stanął w miejscu, w Tarnowie pociągnęło mnie i żadnej celowości w tym nie było. W Lesznie zostałem strącony z motocykla. Miałem już tyle kości połamanych, że nikomu tego nie życzę, w szczególności kolegom z toru. Takie sytuacje się zdarzają i ja nie płaczę, jak ktoś mi zajedzie drogę, czy powiezie mnie po płocie. Takich sytuacji było wiele. Oczywiście, szanujmy swoje kości, żeby można było jechać w kolejnych zawodach. A Nickiego nie lubię, więc proszę mnie do niego nie porównywać (śmiech).

001 IMG 0105
"Jeżeli unikniemy kontuzji, baraże to będzie formalność" - taki przekaz popłynął ostatnio od prezesa Łabudzkiego. Należy jednak dodać, że kolejne spotkanie czeka was dopiero w październiku. Czy rzeczywiście czujecie się tak mocni, czy to bardziej świadomość ogromnego atutu własnego toru, na którym utopicie I-ligowca oraz generalnie - przepaści, jaka dzieli I ligę od elity?

Bez pewności siebie ciężko się rywalizuje. Chłopcy z pierwszej ligi przygotują sobie sprzęt lepszy od naszego i możemy dostać "baty". Wszystko trzeba brać pod uwagę. Jednak wygrywaliśmy u siebie z czołówką Ekstraligi, co daje nam przewagę i nie możemy pozwolić sobie na jakieś wpadki. Na wyjeździe też trzeba wygrywać, jeśli jest ku temu szansa.

Jeden z dwójki waszych liderów, Peter Kildemand, pragnie chyba ustanowić w tym roku rekord w ilości upadków. Ty sam jednak też wielu wyścigów nie kończyłeś, a bywały i takie zawody, kiedy można było przeliterować Twój występ - chociażby (1,3,W,2,T,W) w Lesznie. Nie twierdzę, że taki rezultat to wyłącznie Twoja wina, aczkolwiek masz na pewno jakieś związane z tym przemyślenia.

Peter to super człowiek, dla takich gości chce się chodzić na żużel. Odnośnie do tych sytuacji, których było wiele, to winą można obarczyć wiele czynników. Zbyt duża chęć wygrania, co ma wpływ na taśmy, troszkę pech, ale też złe decyzje w parkingu. W Lesznie, gdzie jechałem dobre zawody, przytrafił mi się upadek, w którym mojej winy nie było, a zostałem wykluczony. Po tej przygodzie miałem uszkodzony motocykl, w którym wgięło się kolanko i w następnym biegu motor umarł mi na wejściu w łuk, co skończyło się na plecach. Jednak w większości momentów to ja zawiodłem i zdaję sobie z tego sprawę.

Pozostając w temacie nieukończonych wyścigów - nastał w żużlu smutny czas, wszyscy żyjemy nowymi informacjami o stanie zdrowia Darcy'ego Warda, a Ty jako wychowanek Stali Rzeszów na pewno miałeś okazję poznać też Lee Richardsona. Czy po takich tragediach w głowie sportowca pojawiają się czarne myśli? Obawy, że ta praca może przekreślić całe dotychczasowe życie?

Darcy to prawdziwy "kozak" i to, co mu się przytrafiło, nie powinno mieć miejsca. Ale jest walczakiem i wierzę, że kiedyś będzie mu dane prowadzić normalne życie - jest młody i musi walczyć. Uda się mu! Należy się jednak zastanowić nad sensem wprowadzanych zmian. Wymyśla się bzdurne regulaminy, wprowadza nikomu niepotrzebne tłumiki generując koszty, a na koniec ofiara tego wszystkiego, czyli zawodnik, dostaje karę, której, jeśli nie zapłaci, to zostanie zawieszony.  Absurdem jest jednak to, że kiedy klub zalega z pieniędzmi, to może sobie wymyślić powód do nałożenia kary i człowiek wtedy nie ma szans na odzyskanie swoich pieniędzy. Czy to jest normalne? Działacze powinni być dla nas, a niestety, jest odwrotnie. W złą stronę to zmierza i jak nic się nie zmieni to żużel upadnie w przeciągu kilku lat. Z Lee tydzień przed jego tragedią jechałem na Węgrzech. Leżeliśmy we trójkę, z Tomkiem Chrzanowskim. Ja złamałem obojczyk i zabrzmi to głupio, ale gdyby Lee wtedy też miał jakiś uraz, to pewnie byłby tu dzisiaj z nami... Takie dramaty zostają w głowie i ktoś, kto jest słabszy może mieć pewną blokadę przed biegiem, co nie jest niczym dobrym. Muszę zwiększyć swoje bezpieczeństwo przed nowym sezonem i zainwestować w ortezy oraz ochraniacz odcinka szyjnego.

Przechodząc do przyjemniejszych tematów - należy pochwalić cię za sezon 2015, który małymi kroczkami zbliża się do końca. Świetnie sobie poradziłeś. W ostatnim wywiadzie dla oficjalnego kanału PGE Ekstraligi wasz prezes to właśnie ciebie wymienił jako największe zaskoczenie in plus. Gratuluję zatem angażu na kolejny rok w Rzeszowie.

Dziękuję, że dano mi szansę. Nie do końca jestem zadowolony z wyników, ale da się to poprawić. Co do angażu, to będę chciał jeździć tam, gdzie będę widziany jako zawodnik, a nie "zapchajdziura". Zobaczymy co przyniesie czas.

Na zakończenie rundy zasadniczej zorganizowałeś dla swoich fanów ognisko pod wesołym tytułem "Ognisko z Baranem (nie pieczonym)". Jest to dla mnie pomysł szalony, ale wzbudzający jeszcze większą sympatię do popularnego Carlosa. Dodatkowo wraz z przybyłymi poparliście akcję #StayStrongDarcy. Prowadzisz też na bieżąco swój profil fb. Musisz naprawdę kochać to, co robisz.

Takie spotkania są fajne, bo dają możliwość kontaktu z kibicami. Każdy może przyjść i powiedzieć prosto w twarz co mu leży na sercu. To dużo lepsze rozwiązanie, niż anonimowe plucie zza monitora. Oczywiście, atmosfera zazwyczaj jest miła. Zacieśniamy więzi z fanami, zachęcamy ich do przyjścia na stadion, w końcu to dla nich jeździmy. Akcja dla Darcy'ego to fantastyczny pomysł, który może mu pomóc mentalnie, gdy najbardziej tego potrzebuje.

baran ogniskoParówkowi skrytożercy z Rzeszowa (foto: Karol Baran FB)

Artur Mroczka tego nie polubi, ale trudno. Na moment bezstronność chowamy do kieszeni - lubimy cię na PoKredzie, i tak samo lubi cię i wspiera naprawdę wielu kibiców, bo pokazujesz, ze można. Bez setek tysięcy złotych, mega teamu i bidonu w dłoni. Ty pewnie wolałbyś mieć te wszystkie „problemy”, ale co byś dzisiaj powiedział ambitnemu chłopakowi z I czy II ligi, który jest w podobnej sytuacji i zastanawia się, czy zaryzykować?

Za jakieś drobniaki mógłbym bidon ponosić, ale tylko z mineralną w środku (śmiech). Co mogę poradzić młodym zawodnikom? Pewnie tego, żeby się nie zrażali, bo po nieudanym występie będą kolejne zawody, gdzie na pewno przytrafi się coś dobrego. Jakbym miał przejmować  się niepowodzeniem, to już od dawna bym nie jeździł i każdy by o mnie zapomniał. Drugą sprawą jest dobre otoczenie. "Ludzi sukcesu" trzeba od siebie odsuwać, bo to oni zazwyczaj niszczą potencjalnie dobrze zapowiadające się kariery. Odnosisz sukces i nagle pojawia się wielu "przyjaciół", pójdziesz na dno - nikt nawet nie zadzwoni, żeby spytać czy żyjesz. Czysta głowa i dobrzy ludzie wokół to połowa sukcesu. Reszta to już zawziętość i praca.


Rozmawiała: Weronika Gębka (Twitter)
Zdjęcia: Paweł Mruk (zuzlowefotki.pl)

Korzystanie z linków socialshare lub dodanie komentarza na stronie jednoznaczne z wyrażeniem zgody na przetwarzanie danych osobowych podanych podczas kontaktu email zgodnie z ustawą o ochronie danych osobowych. Podanie danych jest dobrowolne. Administratorem podanych przez Pana/Panią danych osobowych jest właściciel strony Jakub Horbaczewski . Pana/Pani dane będą przetwarzane w celach związanych z udzieleniem odpowiedzi, przedstawieniem oferty usług oraz w celach statystycznych zgodnie z polityką prywatności. Przysługuje Panu/Pani prawo dostępu do treści swoich danych oraz ich poprawiania.

KALENDARIUM

POWIEDZIELI

Teraz jest mi trochę wstyd i przykro, że tak się potoczyło. Mogę przeprosić tych kibiców, którzy poczuli się może urażeni, ale ten przekaz, który poszedł w mediach przez jednego z naszych gorzowskich dziennikarzy, który został wrzucony (do sieci), nie był od początku. Wdałem się w tę polemikę, niepotrzebnie. / Stanisław Chomski dla C+

Odwiedź nasze social media

fb ikonkaX ikonkaInstagram ikonka

Typer 2024 - zmierz się z najlepszymi!

NAJBLIŻSZE ZAWODY W TV

 PGE Ekstraliga 2024
1. Orlen Oil Motor Lublin  14 31 +162
2. Betard Sparta Wrocław  14 19 +30
3. ebut.pl Stal Gorzów  14 19 -37
4. KS Apator Toruń  14 15 -7
5. ZOOLeszcz GKM Grudziądz  14 14 -58
6. NovyHotel Falubaz  14 13 -33
7. Krono-Plast Włókniarz  14 12 -50
8. FOGO Unia Leszno  14 11 -87
 Metalkas 2. Ekstraliga 2024
1. Arged Malesa Ostrów  14  28 +128
2. Abramczyk Polonia  14  27 +161
3. Innpro ROW Rybnik  14  23 +63
4. Cellfast Wilki Krosno  14  19 -20
5. #OrzechowaOsada PSŻ  14  18 -16
6. H.Skrzydlewska Orzeł Łódź
 14  13 -54
7. Texom Stal Rzeszów  14   9 -80
8. Zdunek Wybrzeże Gdańsk
 14   3 -182
Krajowa Liga Żużlowa 2024
1. Ultrapur Start Gniezno
 10  21 +94
2. Unia Tarnów  10
 16 +55
3. PKS Polonia Piła  10
 11 +18
4. OK Kolejarz Opole  10
 11 -39
5. Optibet Lokomotiv  10  10 -23
6. Trans MF Landshut Devils  10  6 -105

Klasyfikacja SGP 2024 (po 10/11 rund)

1. Bartosz Zmarzlik
159
2. Robert Lambert
137
3. Fredrik Lindgren
127
4. Martin Vaculík 114
5. Daniel Bewley
111
6. Mikkel Michelsen 101
7. Jack Holder 97
8. Dominik Kubera
88
9. Leon Madsen 76
10. Łotwa duża Andrzej Lebiediew
75
11.  Max Fricke 64
12. flaga niemiec Kai Huckenbeck 58
13. Szymon Woźniak 46
14. Jason Doyle 47
15. Maciej Janowski
46
16. Czechy duzaFlaga Jan Kvěch 41

PARTNERZY

kibic-zuzla logozuzlowefotki-logo
WszystkoCzarne blog

Pomóż kontuzjowanym

KamilCieślar
DW43