Żużel jest bardzo specyficzną dyscypliną sportu, więc potrzebuje także specyficznego procesu szkoleniowego. Jak każdy sport motorowy, wymaga współpracy człowieka z maszyną, znajomości nie tylko samej techniki jazdy, ale także nabywania umiejętności zachowania się w sytuacjach ekstremalnie niebezpiecznych. I tak jak nie każdy może być lekarzem, malarzem czy nauczycielem, tak też nie każdy może być żużlowcem. Różnica polega na tym, że w przypadku wielu sportów decyzję trzeba podjąć w wieku 12 czy 13 lat, a często zdarza się, że nawet wcześniej.
To akurat nie jest najważniejsze w kontekście całości artykułu, ale w celu krótkiego przedstawienia się napiszę tylko, że jako kibic pojawiam się świadomie (tzn. coś tam pamiętam) na zielonogórskim stadionie od jakichś 43 lat, natomiast po sezonie 2016 zakończyłem moją regularną przygodę z żużlem ligowym w Polsce. Potem zrezygnowałem z ligi i przeniosłem się na bardziej kameralne obiekty, na których odkryłem, że żużel może wyglądać inaczej i dawać dużo więcej przyjemności i odpoczynku. To, co dzieje się w Polsce, ma ogromny wpływ na globalny speedway, choć jest to wpływ zupełnie inny niż wydaje się kibicom ligowym w naszym kraju. Staram się patrzeć na mój ukochany sport z pewnej perspektywy, co oczywiście nie oznacza, że wiem więcej. Jestem zwykłym kibicem i nie różnię jakoś specjalnie się od innych "zwykłych" fanów. Może patrzę na "czarny sport" trochę inaczej i z tym moim bardzo subiektywnym podejściem chciałbym poruszyć pewien ważny, moim zdaniem, problem.
Na początku zrobię małe wprowadzenie z pewnym zarysem teoretycznym. Speedway - czy to się komuś podoba, czy nie - jest sportem indywidualnym, jednak uprawiać go można w naszym kraju będąc zrzeszonym w którymś z klubów zarejestrowanych w Polskim Związku Motorowym. Są tam oczywiście różne zastrzeżenia, ale generalnie kluby żużlowe, chcąc działać w lidze w ramach rozgrywek PZM, muszą spełniać pewne kryteria, które od bodajże 2020 roku dotyczą także procesu szkolenia. Zmusiłem się do oglądnięcia fragmentu rozmowy red. Mateusza Puki z Prezesem Zarządu Ekstraliga Żużlowa sp. z o.o., dotyczącej opłaty szkoleniowej, której ofiarami padły kluby uczciwie pracujące w swoich szkółkach, ale niespełniające kryteriów ustalonych w zapisach centrali. Szablon zakłada, że jeśli mamy pięciu utalentowanych wychowanków, to do licencji puszczamy trzech, a dwóch zostawiamy na kolejny okres rozliczeniowy. I nieważny jest tutaj konkretny zawodnik pracujący na treningach. Centrala wydała książkę i centrala wie lepiej. Pewnie gdyby zadać jeszcze kilka drążących temat pytań, doszlibyśmy do „merytorycznego” argumentu w stylu „Bo tak!”.
Prezes Wojciech Stępniewski w rozmowie tłumaczył, że pandemia wymusiła inne przeliczenie wcześniejszych założeń za lata 2020-2022, ale teraz należy zacząć w końcu rozliczać wszystko tak, jak było to przewidziane. Część dotyczącą pytania pana redaktora o sprzeciw trzech klubów, prezes zaczął słowami: „Ale zacznijmy może od początku. Regulamin szkoleniowy jest regulaminem, który powstał na krótko przed pandemią”. I te słowa niech nadadzą „minimalną prędkość początkową” mojemu artykułowi, bo kwestia wcale nie zaczyna się w 2019 czy 2020 roku. Sam regulamin szkoleniowy jest efektem wcześniejszego braku szkolenia w klubach, które jest efektem braku pieniędzy, który jest efektem podpisywania samobójczych kontraktów z zawodnikami, które jest efektem dziwnej pogoni za sukcesem za wszelką (dosłownie) cenę, z którą żużlowa centrala wcale nie ma zamiaru walczyć. Mam dziwne wrażenie, że komuś na tzw. górze zależy na tym, żeby żużel
był sportem idiotycznie drogim, a potem pojawia się próba walki ze skutkami... dając efekty, które kompromitują ludzi odpowiedzialnych za żużel w Polsce. Najwyraźniej jednak zyski są dużo wyższe od kosztów kompromitacji, skoro machina cały czas działa i cały czas się rozpędza.
Wróćmy do starych czasów, czyli do ery Przed Regulaminem Szkolenia (p.r.s.). Otóż w przykładowym roku 3 p.r.s. spora część klubów właściwie nie szkoliła młodych zawodników. Dokładniej mówiąc, zabierano się za szkolenie dopiero, gdy aktualni juniorzy zbliżali się 21. roku życia. W momencie, gdy w klubie było już dwóch przyzwoitych młodzieżowców z perspektywą 3 czy 4 lat startów w gronie U21, to robiono niewiele. W moim lokalnym przypadku, czyli w Zielonej Górze, gdyby nie obowiązek DMPJ, to przez kilka sezonów nie byłoby ani jednej imprezy młodzieżowej. Po co je organizować, skoro nie ma dla kogo? Proste rozumowanie. Pół biedy, gdyby był to wyłącznie problem jednego ośrodka, ale większość klubów w Polsce działała w ten sposób. Chodziło o to, żeby podpisać kontrakty na ligę, a potem w listopadzie jakoś się z nich rozliczyć i otrzymać licencję warunkową na starty w kolejnym sezonie. Trochę jak zapis z przykazań kościelnych, żeby przynajmniej raz w roku wyspowiadać się, co oznacza w praktyce 5 minut kompromitacji przed Wielkanocą, a potem rok spokoju. I można mówić, że żyję zgodnie z przykazaniami czy regulaminem. Jak zwał, tak zwał. Zasada jest ta sama.
Warto tutaj wtrącić jeszcze jedną kwestię, że dobrze byłoby, gdyby potencjalny kandydat na żużlowca miał jakieś wcześniejsze doświadczenie z motocyklem, bardziej bezpośrednie niż konsola. Można się śmiać, ale to wcale nie jest żart, O ile jeszcze 25-30 lat temu chłopcy (szczególnie na prowincji) pomykali po polach czy lasach jakimiś komarkami, motorynkami czy simsonami, to dziś nie jest to już tak oczywiste. Jeśli kluby robiły niewiele, żeby takie perełki znaleźć, to mieliśmy wielką posuchę. Dziś sytuacja zmienia się o tyle, że kluby, będąc zmuszonymi do działania próbują zachęcać dzieciaki do jazdy na początku na pit bike’ach, a potem przechodzić stopniowo na motocykle miniżużlowe. Gwarancja sukcesu jest jednak wielką niewiadomą, bo podaż potencjalnych kandydatów jest stosunkowo mała.
Kiedyś słyszałem wypowiedź sześciokrotnego indywidualnego mistrza świata Tony'ego Rickardssona, który powiedział, że żeby być żużlowcem, to trzeba "żreć żużel i srać żużlem". To dosyć dosadne wyrażenie, ale bardzo dobrze przedstawia sytuację. Nie da się zmusić młodego człowieka i jego rodziców, żeby wszystko poświęcić temu sportowi. To zawsze musi być decyzja oddolna, a klub powinien być zawsze przygotowany na pracę z adeptem, który chce się podjąć uprawiania tego bardzo trudnego i ekstremalnie niebezpiecznego sportu. I tyle. Problem polegał na tym, że tej gotowości brakowało.
Dla mnie, jako szarego kibica żużla, obserwującego z boku to co dzieje się z "czarnym sportem" w naszym kraju stało się w pewien sposób oczywiste, że skoro żużlowa centrala ruszyła się z działaniem w kierunku szkolenia, to najwyraźniej musiał zadziałać jakiś argument, prawdopodobnie natury finansowej, bo nie wiem czy cokolwiek innego jest w stanie zmusić naszych działaczy do działania. No i siedli, pomyśleli i stworzyli Regulamin Szkolenia. Eureka! W wojsku na ten sposób rozumowania istniało krótkie i proste stwierdzenie: ch...owo, ale jednakowo.
No i teraz przyjrzyjmy się jaki jest efekt tegoż szkolenia. Są młodzi zawodnicy? Tak. Jest ich dużo? Tak. Nie wiem ilu ludzi w Polsce zadało sobie trud podliczenia wszystkich polskich zawodników, którzy wystartowali w 2023 roku na klasycznym torze w klasie 500 cm3. Zaryzykuję stwierdzenie, że jest nas niewielu. W wyliczeniach wyszło mi, że spośród 175 polskich zawodników, którzy wyjechali na tor, aż 48% to są żużlowcy do 19 lat. Wliczając w to Emila Sajfutdinowa, Artioma Łagutę i Wadima Tarasienkę jeżdżących z polskim obywatelstwem. Takie statystki trzeba by oczywiście powtórzyć za kilka lat, żeby sprawdzić tendencję... o ile będzie jeszcze co sprawdzać. Powtórzę, prawie połowa polskich żużlowców to grupa U19. Czy to dobrze? Ciężko na dziś to powiedzieć, aczkolwiek wydaje mi się, że brakuje pewnej równowagi. Taka dysproporcja może być złudna. O ile jeszcze do 21 roku życia jest jakaś „promocja”, to potem pozostaje już tylko pozór wsparcia, a po skończeniu 24 lat następuje wielki kop w d… i koniec.
Klasyfikacja 20 najczęściej startujących polskich zawodników w sezonie 2023 wygląda następująco:
1. Antoni Mencel – 77
2. Oskar Paluch – 74
3. Jakub Krawczyk – 64
4. Krzysztof Lewandowski – 64
5. Kacper Łobodziński – 64
6. Damian Ratajczak – 64
7. Hubert Jabłoński – 63
8. Przemysław Pawlicki – 60
9. Sebastian Szostak – 60
10. Bartosz Bańbor – 59
11. Kacper Pludra – 59
12. Kacper Grzelak – 58
13. Emil Sajfutdinow – 58
14. Kajetan Kupiec – 56
15. Krzysztof Sadurski – 56
16. Bartosz Zmarzlik – 56
17. Mateusz Affelt – 55
18. Szymon Bańdur – 54
19. Piotr Świercz – 53
20. Wiktor Rafalski – 52
21. Wiktor Przyjemski - 51
Jak widać, w dwudziestce najczęściej startujących Polaków jest tylko dwóch seniorów (nie licząc Emila Sajfutdinowa).
Ilu było polskich zawodników w wielu 22-24 lata w sezonie 2023? Odpowiadam – 18 (słownie: osiemnastu). Z tej osiemnastki dziesięciu właśnie zakończyło ten okres półochronny i będą próbować swoich sił w naprawdę dorosłym żużlu. Jakieś szanse mają, bo każdy z nich próbował szukać jakichś startów także poza Polską. Wbrew pozorom właśnie szukanie jazdy poza naszym krajem jest dobrym kryterium do oceny szans na kontynuowanie kariery. Do grupy U24 ma przejść 11 zawodników kończących wiek juniora. Postęp? Nie bardzo, bo tylko czterech z tej grupy szukało startów zagranicą. Denis Zieliński już ogłosił zakończenie kariery. Jakie szanse na kontynuowanie jazdy mają Mateusz Gzyl, Mateusz Majcher, Jakub Martyniak czy Karol Żupiński? Zobaczymy. W najlepszym razie mamy statystycznie pozostanie na dotychczasowym poziomie, a w praktyce pewnie będzie regres, czyli współczynnik w tej grupie seniorów jeszcze się zmniejszy.
Oczywiście, problem dzisiejszych zawodników U24, czy nawet juniorów z przedziału 20-21 lat, to nie jest kwestia regulaminu szkolenia, a wcześniejszych zaniedbań. Obawiam się jednak, że praktyczne działanie tegoż regulaminu będzie podobne do sprzedaży pralek, telewizorów, czy samochodów (szczególnie tych europejskich). Podziałają pięć lat, może siedem, a potem mają zwolnić miejsce kolejnym. W praktyce oznaczać to będzie coraz więcej młodzieżowców i jednocześnie powolny zanik seniorów. Już w tym roku polscy żużlowcy w wieku 25+, to było zaledwie 45 zawodników, z czego sześciu ma co najmniej 40 lat, Ernest Koza zakończył karierę, a Patryk Rolnicki nie jeździ bodajże od maja. Nie jest wcale tak różowo, jak mogłoby się wydawać.
Pełne statystyki dot. sezonu 2023
Nie jestem w stanie przewidzieć przyszłości, jednak mam wrażenie, że aktualne działania żużlowej centrali są bardzo mocno krótkowzroczne, czyli motywowane doraźnymi potrzebami, na które nie znajduję racjonalnego wytłumaczenia. Nakładanie wymogów ilościowych na kluby powoduje, że handel zawodnikami rozpoczyna się już na poziomie 13-14 latków. To zaczyna być jakaś patologia, która niestety staje się normalnością. Żużel jest sportem bardzo drogim, a propozycje naszej centrali powodują, że staje się jeszcze droższy. To co u nas udaje się jeszcze sfinansować z kasy Spółek Skarbu Państwa, albo budżetów samorządów, zagranicą rykoszetem uderza w samo jądro tego sportu, czyli w małe prowincjonalne ośrodki, organizujące zawody raz lub dwa razy w roku.
Aktualnie tendencja jest taka, że kluby mają szkolić i wypuszczać „na rynek” nowych wychowanków zgodnie z ustalonymi kryteriami. Skoro kluby nie chciały organizować imprez młodzieżowych, to centrala dołożyła tyle imprez (rozbudowane DMPJ, Ekstraliga U24, Turnieje Zaplecza Kadry Juniorów), że młodzi żużlowcy naprawdę "srają żużlem". W dwudziestce najczęściej startujących Polaków jest tylko dwóch seniorów. Jednocześnie warto dodać, że aż 78% żużlowców U19 zna wyłącznie polskie tory, co w pewien sposób spowodowane jest natłokiem startów i… kompletnym brakiem zainteresowania ich rozwojem ze strony klubów. Paradoks polega na tym, że gdybyśmy dziś zlikwidowali regulamin szkolenia, to jestem pewien, że wrócilibyśmy niemal dokładnie do czasów sprzed sześciu czy ośmiu lat.
Żeby nie było, że ta moja „twórczość” ogranicza się wyłącznie do krytyki, to wypada pochwalić też działaczy za rozgrywki Ekstraligi U24 czy Speedway Camp w Toruniu, dzięki którym młodzi polscy zawodnicy mają możliwość rywalizacji z rówieśnikami z innych krajów, a z kolei zagraniczni żużlowcy poznają polskie tory i naszą regulaminową rzeczywistość. Samo promowanie szkolenia też jest oczywiście pozytywne, tylko motywacja powinna być pozytywna, a podejście do poszczególnych ośrodków mocno zindywidualizowane i wspierające. Na dziś efekty mamy takie, że wśród drużyn ekstraligowych za sezon 2023, te ślizgające się po regulaminie szkolenia dużo lepiej na tym wychodziły. Podobnie wyglądała sytuacja w 1. lidze. Trzeba też dodać, że pomysł na Ekstraligę U24 jest swego rodzaju powieleniem rozwiązań działających w Wielkiej Brytanii, Danii, Szwecji czy Niemczech.
Nie da się ukryć, że kupienie lub wypożyczenie juniora jest dużo tańsze niż szkolenie go przez kilka lat, bez gwarancji osiągnięcia sukcesu. Jeśli w naszym środowisku żużlowym pieniądze są jedynym wyznacznikiem tego co dobre, a co złe, to może trzeba drastycznie podnieść opłatę należną klubom za wyszkolenie zawodnika?
Na zakończenie chciałbym też zaproponować kilka rozwiązań działających niegdyś w Polsce, czy działających aktualnie w innych krajach.
Z tego co pamiętam, to od sezonu 1984 wprowadzono w Polsce obowiązek startu dwóch juniorów w meczu ligowym, a przynajmniej wtedy z takim obowiązkiem się spotkałem. Nie było wówczas oczywiście wyścigów nominowanych i innych niepotrzebnych ulepszaczy, bo ludzie i tak walili "drzwiami i oknami" na stadiony. Program zawodów rozpisany był na 15 wyścigów. W składzie było 6 zawodników (każdy miał po 5 programowych startów) + 2 rezerwowych. W podstawowym składzie musiało być dwóch juniorów, zadeklarowanych przez dany zespół jako zawodnicy młodzieżowi, którzy musieli pojechać przynajmniej po trzy razy, a dwa razy mógł zmienić ich senior z rezerwy zwykłej lub taktycznej. Nie było żadnego juniorskiego wyścigu, więc młodzi żużlowcy byli zmuszeni do rywalizowania z seniorami. To z jednej strony uczyło młodych pokory, a jednocześnie było swego rodzaju selekcją zmotywowania poszczególnych zawodników. Jeśli któryś z nich było naprawdę dobry, to przebił się dalej. Pamiętam rok 1988, gdy Falubaz jeździł jednym seniorem (oczywiście Andrzej Huszcza) i siedmioma juniorami i zajął czwarte miejsce w ówczesnej 1. Lidze, czyli najwyższej klasie rozgrywkowej, w której jeździło dziesięć ekip.
Rok później ten sam skład zdobył srebro, wygrywając wszystkie mecze na własnym torze. To były czasy, które już nie wrócą, ale gdy pamięta się takie chwile, to czasem ciężko pogodzić z dzisiejszymi realiami.
Tabele: Historia Speedwaya w Polsce www.speedwayw.pl)
Obawiam się, że system ochrony juniorów doprowadził do zbytniego gwiazdorzenia młodych zawodników i sytuacji, gdy powoli trzeba będzie chronić seniorów. Droga donikąd.
Kolejną sprawą są tory do miniżużla. Nie rozumiem dlaczego w Polsce nie można zrobić małych owali wewnątrz „dorosłych” torów. Jeśli problemem jest brak band, to przecież także je można zamontować. Tylko wtedy byłoby zdecydowanie mniej miejsca na reklamy, a to już jest w naszej rzeczywistości poważny problem. Zastanawiam się jak regulamin szkoleniowy wypełniają kluby, które nie posiadają minitorów? Swoją drogą, finał IME U19 ma się odbyć właśnie na torze bez band, o nawierzchni ziemnej. To może być ciekawe doświadczenie.
Niemiecki Herxheim, blisko granicy niemiecko-francuskiej. Bardzo znany długi tor, a wewnątrz jest owal klasyczny (283 metr długości). Byłem tam w 2022 podczas finału IM Niemiec.
A może by tak organizować międzynarodową ligę juniorów, żeby wyselekcjonowana grupa naszych młodych zawodników mogła poznać duńskie czy brytyjskie agrafki, niemieckie tory o różnorakiej nawierzchni i dziwacznych kształtach? Przy dzisiejszych pieniądzach krążących w naszym speedwayu to naprawdę nie byłyby duże koszty. Nie zawsze chodzi o to, żeby kolekcjonować złote medale i płakać, gdy trafi się tylko srebro lub brąz.
Daleka Norwegia - tor w Kristansand, a wewnątrz minitor do nauki speedwaya
Cóż. Pomarudziłem sporo. Jeśli ktoś dotarł do końca, to gratuluję. Wg mnie polska centrala zajmuje się rozwiązywaniem problemów, które nigdzie indziej nie występują. Jak widać, świetnie jej to wychodzi, z tym małym szkopułem, że każde rozwiązanie powoduje kilka kolejnych sztucznych problemów. Na ale widocznie inaczej się nie da mieć po wielokroć naj… żużla na świecie. Gdyby tak ci nasi zbawcy wpadli na pomysł, jak obniżyć koszty żużla… Pomarzyć można.
Wojciech Reslerowski kibic-zuzla.pl