W sobotę 7 września francuska wioska Morizès była miejscem, gdzie rozegrany został 4. finał tegorocznego cyklu Grand Prix na długim torze. Dzięki relacji internetowej obejrzałem część wyścigów. Nie była to jakoś specjalnie porywająca impreza, bo większość rozstrzygnięć zapadała na pierwszym łuku. Mimo to chciałem zobaczyć jazdę na tym dziwnym obiekcie, nie tylko ze względu na wyniki, ale trochę z sentymentu, jako że w marcu 2019 miałem możliwość zwiedzenia żużlowych okolic Bordeaux. Okazją wówczas była jedna z rund francuskiej Ligue Nationale de Speedway, która rozgrywana była w pobliskim miasteczku La Réole.
Francuska liga żużlowa ogranicza się do czterech miejscowości położonych bardzo blisko siebie. Najbardziej na zachód wysunięta jest wioska Morizès, skąd mamy niespełna 9 km do toru w La Réole, dalej jest nieco ponad 7 km do Lamothe-Landerron i dalej jest ok. 14 km do najbardziej znanego spośród tych obiektów - toru w Marmande. Pomiędzy Morizès a Bordeaux jest jeszcze obiekt trawiasty w Saint-Macaire. Gdyby pojeździć po Nowej Akwitanii, bo tak nazywa się region, którego stolicą jest Bordeaux, to można znaleźć jeszcze kilka owali, z których najbardziej znanym jest trawiasty tor w Tayac – tam akurat nie byliśmy, więc jest jakiś powód do tego, żeby kiedyś udać się w te rejony ponownie. Choć wymieniłem nazwy sześciu miejscowości, to tak naprawdę jest tam aż dziewięć torów, jako że trzy obiekty są, że się tak wyrażę, dwutorowe. Rozgrywane są tam zawody w klasycznym żużlu, jak również torach długich i trawiastych. Imprez jest tam w sumie oczywiście dużo mniej niż w Polsce, ale jednak tym co może przyciągnąć tutaj żużlowych pasjonatów jest ogromna różnorodność dyscyplin oraz obiektów – zarówno w kwestii geometrii, nawierzchni, jak i pofałdowania.
Jeśli chodzi o zabytkową stronę żużlowych miejscowości, to niewątpliwie najciekawszą z nich jest La Réole, zamieszkałe przez nieco ponad 4 tys. ludzi. Tutaj obok starych wąskich uliczek zobaczyć można ogromny pobenedyktyński klasztor, w którym dziś znajduje się merostwo, stojący obok niego XII-wieczny kościół św. Piotra oraz XIII-wieczny Château des Quat'Sos, czyli Zamek Czterech Sióstr. Nieco poza miastem, w kierunku Marmande, nad brzegiem Garonny zlokalizowany jest długi, bo aż 760-metrowy tor trawiasty mający kształt jakiejś wariacji na temat owalu. Na torze tym 15 czerwca odbył się drugi tegoroczny turniej z cyklu FIM Long Track World Championship. Wewnątrz na potrzeby ligi francuskiej od 2017 roku działa 290-metrowy tor, którego charakterystyczną cechą jest to, że nie posiada band. Po raz pierwszy miałem możliwość oglądania zawodów bez ogrodzenia i przyznam, że jest to bardzo ciekawe doświadczenie, ale wbrew pozorom wcale nie jest to rozwiązanie bezpieczniejsze dla zawodników, którzy po wyjechaniu na otaczającą tor trawę nie mają praktycznie żadnej możliwości kierowania motocyklem i muszą jechać prosto tak długo aż nie wytracą prędkości – to są czasem naprawdę spore odległości i na całe szczęście pozwala na to ogromny obiekt Mijema. Po zdarzeniu z III biegu, gdy Jérôme Lespinasse przejechał niebezpiecznie blisko traktora, ciężki sprzęt został odsunięty nieco dalej.
Nawierzchnia ma niespotykany u nas jasnoszary kolor, a jej warstwa nie jest zbyt gruba. Pod spodem znajduje się gliniaste podłoże, co powoduje, że szczególnie w drugiej części zmagań żużlowcy trafiają czasem na miejsca o drastycznie innej przyczepności (dowód na zdj. poniżej). Szczerze mówiąc wątpię, żeby jakikolwiek polski klub pozwolił na jazdę tutaj któremuś ze swoich krajowych zawodników.
http://pokredzie.pl/home/artykuly/3178-z-innej-beczki-zuzlowa-nowa-akwitania#sigProId88b1b35b59
Obiekt w Morizès, choć w rzeczywistości jest kombinacją dwóch torów do rozgrywania zarówno zawodów klasycznych, jak i w wersji longtrack, na pierwszy rzut oka jest w zasadzie jedną całością. Start i pierwszy łuk są wspólne, natomiast przeciwległa prosta nie dość, że jest z górki, to jeszcze rozszerza się przy końcu do ok. 45 metrów, a na środku ma... studzienkę. Drugi łuk jest również początkowo bardzo szeroki, a potem wjeżdżając dość mocno pod górę zwęża się do prostej startowej. Dlaczego Francuzi tak to wszystko wymyślili? W pierwszych rozgrywkach ligi francuskiej uczestniczyła drużyna z Mâcon – miasta w okolicach Lyonu, dokąd z Marmande jest ponad 500 km, czyli same koszty podróży były dość spore. Skoro w kolejnych rozgrywkach zrezygnowano z Mâcon , to potrzebny okazał się czwarty obiekt. Poszerzono więc do wewnątrz fragment długiego toru w Morizès. Teraz tor od przeciwległej prostej do wyjścia z drugiego łuku dzielony jest na dwie części (pachołkami lub białą linią) i w zależności od tego czy jeździ tam liga francuska czy rozgrywane są zawody na długim torze zawodnicy ścigają się na krótszym lub dłuższym dystansie. Długi tor ma 530 metrów, natomiast nie znalazłem informacji o długości klasycznego owalu. Nawierzchnia, podobnie jak w La Réole, ma kolor jasnoszary. Samo Morizès jest wioską, w której mieszka nieco ponad 500 osób. Kiedy przyjechaliśmy tam okazało się, że rozgrywane są akurat dwie imprezy – turniej gry w bule oraz młodzieżowy mecz piłki nożnej. Ciekawe jest to, że boisko znajdujące się w środku żużlowego owalu, nie jest równoległe do prostej startowej, ale miejscowi działacze jakoś tak wytyczyli przeciwległą prostą klasycznego toru, że ona przebiega już mniej więcej wzdłuż linii boiska, tylko położona jest sporo poniżej jego poziomu.
http://pokredzie.pl/home/artykuly/3178-z-innej-beczki-zuzlowa-nowa-akwitania#sigProId2a84008641
Jednym z bardziej znanych francuskich obiektów żużlowych jest tor w Lamothe-Landerron – niewielkiej miejscowości, położonej wzdłuż głównej drogi. Kształt przypomina w jakiś sposób owal, ale jednak widać, że wytyczona linia krawężnika jest dość mocno spontaniczna. To jest prywatny obiekt Patricka Goreta, którego dom sąsiaduje z terenem stadionu, a dokładniej można powiedzieć, że ze swojego garażu może przejść od razu do żużlowego parkingu. Różnie podawana jest długość toru – według tegorocznych dokumentów FIM-u ma on 350 metrów, ale zgodnie z dokumentami FIM Europe ma on 370 metrów. Komu wierzyć? Nie mam pojęcia. Trybuny, a dokładniej dość wysoki wał ziemny dostępny jest dla kibiców przede wszystkim na przeciwległej prostej i drugim łuku. Swego rodzaju ciekawostką jest to, że dosłownie pięć metrów za wieżyczką sędziowską biegną tory kolejowe, po których jeżdżą także pociągi szybkiej francuskiej kolei TGV, choć tutaj nie osiągają one jakoś mocno zawrotnych prędkości.
Takie zainteresowanie wzbudziła w Lamothe-Landerron runda Diamond Cup we wrześniu 2018 roku
Francuskie tory mają przedziwne kształty. Takim najnormalniejszym, w naszym rozumieniu, jest klasyczny owal w Marmande, mający 317 metrów długości i dość regularny kształt. Jest on jednak otoczony przedziwnym torem trawiastym, przypominającym swoim kształtem... trójkąt. Co ciekawe, oba tory posiadają własne bandy. Ponieważ w przypadku trawiastego obiektu liczba łuków jest większa niż zwykle, banda ma dwa kolory w zależności od tego czy zawodnik powinien jechać w danym miejscu prosto czy też skręcać. Gdy zawody rozgrywane są na owalu klasycznym, zawodnicy muszą dojechać do niego z parkingu po specjalnym pomoście, żeby nie niszczyć trawy, o którą gospodarze należycie dbają. Marmande ma prawie 18 tysięcy mieszkańców, więc jest zdecydowanie największym żużlowym ośrodkiem we Nowej Akwitanii. W odróżnieniu od pozostałych opisanych miejscowości mieści się w innym departamencie – Lot i Garonna. Oprócz żużla można tu zobaczyć sporo zabytków, na czele z miejscowym kościołem Notre-Dame, starą zabudową oraz murem obronnym pokrytym mozaiką „opowiadającą” historię miasta.
Jadąc do Marmande mijaliśmy jakiś kamieniołom. Widoczny był tam urobek w kolorze przypominającym nawierzchnie w La Réole i Morizès. Taka nikomu niepotrzebna ciekawostka.
http://pokredzie.pl/home/artykuly/3178-z-innej-beczki-zuzlowa-nowa-akwitania#sigProId17f9a59873
Francuzi wymyślili sobie ligę żużlową na swój oryginalny sposób i starają się ją realizować tak, żeby nie ponosić przy tym specjalnie wielkich kosztów, a jednocześnie dać możliwość rywalizacji swoim zawodnikom. System rozgrywek jest standardowy, czyli każdy z każdym jedzie mecz i rewanż. Ponieważ terminów nie ma zbyt wiele, każda z drużyn jako gospodarz raz organizuje w ciągu jednego dnia dwa mecze, a raz jeden mecz. Dzięki temu kibice mogą zobaczyć wszystkie spotkania, a całość zamiast dwunastu zajmuje zaledwie osiem dni. Gdy w ciągu jednego dnia rozgrywane są dwa mecze, to pierwszy rozpoczyna się o godz. 10, a drugi po obiedzie, przeważnie o godz. 14. Przed każdym ze spotkań odbywa się próba toru oraz prezentacja, więc nawierzchnia wymaga odpowiedniego przygotowania. Dla kibiców w trakcie porannego meczu przygotowywany jest obiad, który można kupić w przerwie pomiędzy pojedynkami, a w trakcie samych zawodów dostępne są raczej tylko napoje. Tory ze względu na swoją różnorodność wymagają od żużlowców całkiem sporych umiejętności, ale z drugiej strony te geometrie i nawierzchnie są tak wyjątkowe, że trudno powiedzieć, żeby zdobyte tutaj doświadczenie przydawało się jakoś szczególnie na jakimkolwiek innym europejskim owalu. Nie zmienia to faktu, że w ta francuska inicjatywa na razie działa i to wbrew wszystkim zasadom jakie obowiązują w naszym kraju, a reprezentacja pojawia się nawet w międzynarodowych rozgrywkach juniorskich, co jeszcze jakiś czas temu było nie do pomyślenia.
Na mecz składa się czternaście wyścigów, a każda z drużyn ma po pięciu zawodników podstawowego oraz opcjonalnie jednego rezerwowego. W programie rozpisane jest dwanaście biegów, a dwa ostatnie są wyścigami nominowanymi. Drużyna w przypadku przegrywania różnicą co najmniej dziesięciu punktów może skorzystać z jokera. Zawodnicy z numerami 1-4 mają po pięć biegów programowych plus nominowany, a zawodnik z numerem 5 ma tylko cztery wyścigi. Liderami drużyn powinni być zawodnicy z numerami 1 oraz 3, przy czym ci właśnie najlepsi zawodnicy spotykają się dwukrotnie - w wyścigach IV oraz XII.
Nie jest to na pewno najważniejsze, ale ciekawostką jest to, że niewielki ośrodek z La Réole ma przygotowane plastikowe kubki do piwa z klubowym logo – coś czego nigdzie do tej pory nie widziałem. Kubek ten zabrałem ze sobą i przeżył nawet lot samolotem. Siłą takich małych środowisk jest organizacja oparta na pasjonatach. Parking, to po prostu wydzielony kawałek łąki, gdzie oczywiście każdy kibic przed i po zawodach może chodzić pomiędzy zawodnikami i robić zdjęcia. Nie ma także problemu z tym, żeby po meczu przejść się po torze i zobaczyć jak wygląda nawierzchnia. Nie ukrywam, że jej stan robił wrażenie i mam ogromny szacunek dla żużlowców, którzy ścigali się na tym torze, szczególnie w popołudniowym spotkaniu. Program jest darmowy – to kartka z kolorowym wydrukiem tabeli wyścigów – w przypadku rozgrywania dwóch meczów w ciągu jednego dnia jest to wydruk dwustronny. Żużel w gruncie rzeczy jest prostym sportem i tutejsi organizatorzy pokazują, że nie ma sensu na siłę go komplikować. Wynika to też pewnie z faktu, że oni robią to dla siebie, a nie po to, żeby cokolwiek komukolwiek udowodnić.
W tym sezonie każdy z klubów mógł korzystać zawodników zagranicznych. Akurat w meczach, które oglądaliśmy jechali Czech Ondřej Smetana, Brytyjczyk Paul Starke Holender Theo Pijper (w zastępstwie za Chrisa Harrisa) oraz argentyński Włoch Nicolas Covatti (w zastępstwie za Davida Bellego). Zdecydowanie królami tego dnia byli gospodarze - wspomniany Czech oraz Mathieu Tresarrieu, którzy w sumie zdobyli w dwóch meczach odpowiednio 31 i 32 punkty. Nie do końca rozumiem jak działają tutejsze przepisy, bo Steven Goret formalnie będący członkiem ekipy z Lamothe-Landerron w pierwszym spotkaniu reprezentował pod numerem 5 swoją macierzystą ekipę, a po obiedzie był rezerwowym w drużynie gospodarzy, czyli La Réole. Jego wpływ na wynik był żaden, bo dwukrotnie nie zdobył żadnego punktu.
Kibice w La Réole mogą oglądać zawody krytej trybuny stojącej obok wieżyczki sędziowskiej (zbudowanej na potrzeby toru trawiastego) lub z wału ziemnego przy prostej startowej. Tor klasyczny został tak umiejscowiony, żeby cała ta infrastruktura sprawdzała się także w przypadku zawodów ligowych. Okolica sprawia, że można sobie tu odpocząć. Bezpośrednim otoczeniem stadionu jest pole, rzeka Garonna i widok na górę z domkami, drogą i torami kolejowymi. W przerwach między wyścigami obserwowałem latające nad polami kanie, a udało mi się także zobaczyć pięknego motyla pazia żeglarza. Kibice chcący skorzystać z toalety szli w kierunku rzeki i tam w niewątpliwie przyjemnych okolicznościach przyrody pozbywali się nadmiaru płynów.
Powrót do Bordeaux to przejazd przez piękne krajobrazy departamentu Żyronda. Przez wiele kilometrów za oknem samochodu można oglądać winnice położone na tym dość pofałdowanym terenie. Droga w dużej mierze prowadzi wzdłuż rzeki Garonny, która przepływa przez Bordeaux, La Réole i Marmande, a także wzdłuż linii kolejowej. Przejeżdżaliśmy przez miejscowość Cadillac ze spektakularnymi murami obronnymi i sporym zamkiem Château de Cadillac. Obecność w tym regionie była także okazją do zwiedzenie jego stolicy oraz pojechania nad brzeg Oceanu Atlantyckiego, który znajduje się zaledwie 50 km na zachód od lotniska Bordeaux-Mérignac.
Lecąc w ten rejon samolotem trzeba się jednak przygotować na wypożyczenie samochodu, bo o ile pociągi z Bordeaux zatrzymują się kilka razy w Marmande czy La Réole, to dojechanie do Lamothe-Landerron i wydostanie się stamtąd transportem publicznym nie jest logistycznie łatwym zadaniem, nie mówiąc już o leżącym na uboczu Morizès. W La Réole spaliśmy w zabytkowym, jak prawie całe miasteczko, pensjonacie. Francuskie śniadanie może trudne do zaakceptowania dla faceta, który chce się najeść, bo dostaliśmy lekkie pieczywo i cztery rodzaje dżemów (w tym jeden marchewkowy). Była za to możliwość porozmawiania z trójką starszych kibiców z... Manchesteru, którzy również przyjechali na te same zawody. Bardzo dobrze wspominam ludzi, których spotkaliśmy w tym regionie Francji – spokojnych, uśmiechniętych. To bez wątpienia był jeden z moich najlepszych żużlowych wyjazdów. Mam nadzieję, że liga francuska będzie nadal funkcjonować, bo tutejsi działacze i zawodnicy pokazują jak może wyglądać żużel bez tej całej niepotrzebnej otoczki, która prowadzi tą dyscyplinę do zagłady.
Wojciech Reslerowski
Więcej ciekawych tekstów na blogu: kibic-zuzla.pl