Niedzielne spotkanie częstochowskich Lwów miało w grodzie pod Jasną Górą znaczenie szczególne. Po ekonomicznie uzasadnionej klęsce w Tarnowie, Włókniarz powrócił do pierwszego garnituru, aby udowodnić, że powraca także do gry o play-offy. Przede wszystkim jednak mecz uczynić miał zadość wszelkim dyshonorom, jakie spotkały częstochowian w półfinałowej potyczce z Toruniem w roku ubiegłym. Za "czerwonego" Szombierskiego, sponiewieranego Emila, za zdefektowanego Holtę, za wykluczonego Czaję, za losu niesprawiedliwości - hajda na Krzyżaka! Cały stadion, podskakując, skanduje: Kto nie skacze, ten z Torunia! Pod koniec meczu siedzieli już wszyscy.
Nie podskoczył nikt. Czyżby wszyscy z Torunia? O, przepraszam! Podskoczyli: Griszka, Kildemand, a przede wszystkim Artur Czaja, udowadniając (niektórzy dopiero tego dnia), że są po jasnej stronie mocy. Początkowo, śledząc spotkanie przy Olsztyńskiej, można było podejrzewać, że również z Torunia pochodzi zupełnie bezbarwny i bezsilny Michael Jepsen Jensen. Jednak, pomimo iż duński młodzian nie zreaktywował się nawet na moment, z każdym biegiem oczywistym się stawało, że głównych sojuszników anielska czereda znalazła w osobach, które umiejętnie spartoloną taktyką dostroiły się do poziomu Duńczyka. Jarosław Dymek i Piotr Żyto. To, że dostatnio wyglądający Żyto nie podskoczy zbyt wysoko, wydawało się przewidywalne, jednak nijak nie możemy rozgryźć zagadki, dlaczego nie pozwolił on podskoczyć swoim Lwom?!
Generalnie Włokniarz, jako drużyna, nie miał najlepszego dnia. Najgorszego też nie. Trzech silnych zawodników to już solidna baza pod sukces zespołu. Czas zatem zadać kilka pytań cisnących się na usta już w trakcie meczu. Dlaczego po jednym nieudanym biegu - bo taśmy w biegu otwarcia nie liczymy jako reprezentatywnego występu - odstawiony zostaje Grzegorz Walasek? Przed biegiem 9 w parkingu zostaje Walasek, a nie Holta, który w dotychczasowych meczach zdobył o ponad połowę mniej punktów niż Greg. Dlaczego cztery szanse pod rząd otrzymuje Jensen, który od pierwszej gonitwy zupełnie zatracił swoją werwę i skuteczność? Dlaczego nie zastępują go: Kildemand (w biegu 10) i Czaja (w biegu 12)? Dlaczego w biegu 11, który otwierał lub zamykał drogę do podwójnej rezerwy taktycznej na najsłabszej parze gospodarzy Jensen-Malczewski, trener i menager nie przewidują strategii Unibaxu?
Menager Dymek, już przygotowany na krytykę taktyki CKM-u, wieczorem stwierdza w telewizji, że Czaja nie był pewniakiem ponieważ w ósmej gonitwie przywiózł "ledwie punkcik". Panie Dymek - racja, junior Włókniarza przywiózł ledwie punkcik, ale wioząc za sobą... Chrisa Holdera! A w całym meczu stracił na rzecz rywala jedynie dwa oczka, dla pewności sprawdzamy - tak, pamięć nie myli - oba wydarł mu Darcy Ward.
Oczywiście, żaden z rekomendowanych powyżej manewrów nie był gwarantem jakichkolwiek punktów. Jednak w obliczu bezsilności Jensena i przeciętnej zupełnie postawy Holty, pozbycie się z meczu Walaska oraz taktyczna opieszałość stanowią nie lada zagadkę. Tym bardziej w pojedynku z Toruniem, w meczu, który elektryzował kibiców nie mniej niż derby lubuskie, a w Częstochowie stanowił okazję do rytualnej wręcz vendetty.
Tu i tam mawiają, że drużyna Unibaxu powraca do formy. Faktem jest, że świeżo pod skrzydłami trenera Chomskiego Anioły ciągle są "w drodze". To prawda - Unibax rozkręca się, ale bardzo powoli. Cały czas pozostawał w zasięgu Włókniarza, a będzie już tylko mocniejszy. Trudno sobie wyobrazić, żeby mniejsze zdobycze zanotowali Gollob i Holder (obaj po 3 oczka), tym bardziej szkoda niezrozumiałych decyzji sztabu szkoleniowego rywala.
Liderujące tabeli ekipy solidarnie jadą dla Torunia. Wygrywają w Lesznie i w Częstochowie, czyli spychają potencjalnie czwartą i piątą ekipę rozgrywek w otchłań, robiąc przestrzeń dla Unibaxu. Śmiem twierdzić, że wygrana Aniołów pod Jasną Górą będzie kluczowym rozstrzygnięciem w drodze do play-off. Patrząc na kalendarz i typując wyniki - dość optymistycznie dla Włókniarza czy Unii oraz powściągliwie dla Torunia - widać, że drużyna Stanisława Chomskiego raczej nie będzie miała problemu, aby wskoczyć na czwarte miejsce w tabeli.
To sprawia, że niedzielne decyzje Piotra Żyto i Jarosława Dymka nabierają szczególnej rangi. Oczywiście, pamiętamy, że ich drużyna przechodzi przez problemy finansowe. Mało wiemy o kłopotach i motywacji poszczególnych zawodników, choć należy przypuszczać, że Lwy nie przystępują do meczów w optymalnie komfortowych warunkach. Mimo wszystko, będziemy upierać się, że tym razem sztab szkoleniowy częstochowian dołożył swoją cegiełkę do porażki zespołu. Pamiętacie jak trener Żyto publicznie rozważał zwolnienie toromistrza po meczu z Falubazem? Gdybyśmy byli Piotrem Żyto, tym razem rozważalibyśmy zmianę szkoleniowca. Na szczęście, nie jesteśmy!
Marcin Skowroński