Zainaugurowany w pierwszy lipcowy weekend cykl IME-SEC wzbudził spore zainteresowanie. Nawet ci, którzy na co dzień raczej ignorują pozbawioną "złotego" prestiżu pogoń za kasą, tym razem, skuszeni wizją przedziwnego, króciutkiego i prawdziwie żużlowego toru w Güstrow otworzyli przymknięte oko. Jak było? Całkiem ciekawie. Nie idealnie (nawet daleko do idealnie), ale właśnie - ciekawie. Do tego stopnia, że już nazajutrz w największym sportowym dzienniku nad Wisłą pojawił się pean pochwalny, inkrustowany wytłuszczonym apelem "Skracajmy tory!". Tak do 150 metrów. Nie więcej.
Pomysły uzdrowicieli, mniej lub bardziej ekscentryczne, swoim nurtem spłyną niebawem do Wisły wraz z pierwszymi lipcowymi ulewami, ale same zawody w pomorsko-meklemburskim Güstrow w naszej opinii obroniły się dzielnie (ma to też swój minus - teraz niechybnie czeka nas jeszcze większy zalew "rozmów z Janem Konikiewiczem z firmy One Sport", już nie tylko u medialnego patrona), a przy okazji stały się przyczynkiem, by kilka przemyśleń ogólniejszej natury zanotować. Co się udało?
DIE VORTEILE, czyli zalety:
+ Lokalizacja
Sama w sobie, to plus największy. Lokalnie: Güstrow - okolice Rostocku (rzut beretem od granicy PL, podobnież do duńskiej, bliskość portów, przepraw promowych i bałtyckiego wybrzeża), ale i globalnie - Niemcy, jako kierunek rozwoju. Mimochodem, wybaczcie Drodzy Czytelnicy historyczny wtręt, pięciowiekową przędzą utkany, ale - tak trzymając się tego morza, wybrzeża i marynistycznej tematyki, a w tyle głowy mając tak często przy okacji SEC podnoszoną kwestię ekspansji żużla w nowych kierunkach - pytanie: dlaczego nasza Najjaśniejsza Rzeczpospolita nigdy nie miała swoich kolonii? Choć przecież w czasach, gdy cały świat je dla siebie rozdrapywał, była potęgą, nie tylko na skalę lokalną? Otóż dlatego, że kiedy tylko na Sejmie walnym stanęła sprawa rzeczona, Mości Panowie Senatorowie i Izby Poselskiej przedstawiciele spojrzeli po sobie, wzruszyli ramionami i odrzekli, wskazując w wiadomym kierunku : My te Ameryki tam, za Dnieprem mamy, jeszcze obfitsze w dobra.
Nowa Zelandia, Kalifornia, jakieś przymiarki do Malezji... sternicy światowego speedwaya spod szyldu GP-IMŚ szukają daleko (a przynajmniej tak mówią), a tymczasem ta żużlowa terra incognita leży nie kilkanaście tysięcy, a kilkadziesiąt kilometrów od granic swawolnego, dobrze im znanego kraju. Oczywiście, ziemia nieznana nie w ścisłym tego słowa znaczeniu, wszak na temat Gerda Riisa, Egona Muellera, Norden '83, ale też Landshut, Pocking, Diedenbergen i wszystkiego co przed Smolinskim moża by dużo i obrazowo, co nie zmienia ani o jotę faktu, że w ostatnich latach (dekadach już) kraj finalistów Mundialu, Schumachera i mistrzów olimpijskich w skakaniu na nartach dla światowego speedwaya był zapyziałą prowincją. Nijak partnerem. "Holy Smoli", przez naszego ulubionego Redaktora namiętnie tytułowany "konfidentem", swoimi obecnymi występami w elicie oraz furorą, jaką zrobił na Wyspach rok temu, robi dla Niemców kawał dobrej roboty, ale patrząc w skali makro, teraz jeszcze przedmiotowość trzeba zamienić na podmiotowość. To oczywiście ponad siły "Smoły", który w pojedynkę toczy swój głaz (jak słabi są jego koledzy, pokazała RK DPŚ - odpaść z Włochami, nawet jeśli na ich terenie, to był dla fanów szlaki nad Renem prawdziwy cios). Jest co prawda młodziutki Michael Haertel, który zasługuje na osobny tekst, bo pod względem skali talentu w zgodnej opinii bije na głowę i Smolinskiego i całą resztę razem wziętych, to jednak wciąż mało.
Żeby coś drgnęło nie wystarczy nawet wygrany turniej GP (wciąż aż się nie chce wierzyć...), żużel przez wielkie "ż" musi zagościć w Niemczech na stałe. Nie na zasadzie "ciekawostki ornitologicznej". Rozwijanie tej myśli jest tak twórcze jak dociekanie, czy piłkarze Holandii i Argentyny przestaną w II połowie grać na remis, więc dajmy spokój. Umówmy się: SEC żadnym zbawicielem żużla nie jest. I dla każdego, kto żyje na tym świecie ciut dłużej niż lat ma polska demokracja, oczywistym jest, że cały pomysł z IME to po pierwsze biznes, po drugie biznes i po trzecie też biznes; dla obu stron - i dla pomysłodawców z One Sport oraz wspierających ich mediów, i dla żużlowców. Szermowanie hasłami o trosce o rozwój światowego żużla, te lansowane prztyczki w nos, medialne przepychanki o to, kto o ten żużel dba bardziej - "my czy oni", co najwyżej poprawiają humor myślących samodzielnie.
Ale nawet jeżeli tylko rykoszetem da się coś wskrzesić, to warto temu kibicować. Odkurzenie niemieckiego kierunku poczytujemy za pozytyw. Czy coś z tego będzie, to inna sprawa. Trzeba wielu aspektom zadośćuczynić, wielu jeszcze problemom sprostać. Paradoksalnie, najmniejszym mogą być pieniądze. Zabrzmi irracjonalnie, bo na razie stawki tam są śmieszne, liga kadłubowa, a na poziomie tylko kiełbaski z grilla - ale pamiętajmy kto utrzymuje przy życiu co rusz konające Stany Zjednoczone Europy, przez eurosceptyków zwane CCCP-bis. Nad Menem nie tak dawno wpompowano miliony marek (euro) w skoki, czyniąc z nich zimową formułę 1. Jak wypaliło, huk niósł się aż do Wisły. Niemcy kochają motoryzację. Da ktoś głowę, że speedway ma mniejszy potencjał?
+ Tor
Liczący sobie zaledwie 298 metrów, "jajowaty", ze starą, poczciwą "schlacke untergrund" (vivat Krosno!) i - co najweselsze - z metą usytuowaną centralnie na wyjściu z II wirażu - to się musiało spodobać. Już choćby na zasadzie novum, czegoś, czego 90 procent polskich fanów, jako żywo, nie widziało. I pewnie nieprędko zobaczy. Nie wszystko nam na tym torze przypadło do gustu, ale o tym w "minusach".
+ Pola startowe
Chodziły tak rozkosznie, że zamiast ciskać gromami, było aż zabawnie - w końcu zobaczyć odstawiającego całą stawkę na 30 metrów Christiana Hefenbrocka... to się może już za naszego życia nie powtórzyć.
+ Scott Nicholls jako reporter
Czekaliśmy z niecierpliwością, czy przeprowadzi rozmowę także z Sajfutdinowem - i proszę. To się nazywa profesjonalne podejście do wykonywanego (nawet jeśli dorywczo) zawodu. Ci, którzy wybrali polskojęzyczną transmisję mogli mieć nieco mniej okazji, by docenić kunszt Hot-Scotta, niechaj więc uwierzą na słowo, że gość radzi sobie coraz lepiej, w zasadzie to już teraz nie gorzej niż na żużlowym owalu. Lepiej? W Güstrow pod względem "urody mikrofonu" wykasował nawet blondwłosą Marcelinę.
+ Frekwencja
Informacji o pojemności stadionu nie podali na oficjalniej stronie SEC (ba, nie podaje jej nawet strona MC Güstrow), pewnie da się to znaleźć, ale niezależnie od tego, czy upchnie się tam 3, 5 czy 6 tysięcy sympatyków szlaki - stadionik był pełny. A kameralność obiektu jeszcze potęgowała odczucie frekwencyjnego hitu. I o to przecież chodzi. Ciekawi ci "ultrasi" z flarami na koniec... Aż tacy zapaleńcy się stawili, czy podstawieni przez SEC? :) A u nas byłby zakaz stadionowy.
+ Uroda SEC Girls
Kategoria na wskroś subiektywa, ale cóż... to jak z kibicowaniem piłkarzom Niemiec na Mundialu, albo się ich wspiera, albo życzy wszystkiego najgorszego. Nam (chyba wszystkim) polskie dziewczyny się podobały, a korespondencyjny pojedynek z gracjami spod szyldu Grand Prix - 1:0. Że zachowywały się momentami jak "mało rozgarnięte" (ktoś im tak kazał), to inna sprawa.
+ Powrót Golloba
Ledwo pan Tomasz publicznie ogłosił, że wcale nie jest jeszcze taki stary i nie w głowie mu Dakary - od razu awansował do finału. Powiedzieć, że ciut szczęśliwie to jakby nic nie powiedzieć, ale któż o tym będzie pamiętał? Gollob dotąd poza Toruniem jeździł jak z wózkiem po hipermarkecie, ponoć testował, selekcjonował (to akurat znamy gdzieś od 1997 r.), jak jest naprawdę - wie on sam, pozostańmy przy miłej duszy nadziei, że trafił. I że wypowiedziane słowa to tak całkiem serio. Za rok też jest Grand Prix. Już na "starych" tłumikach. A co, pomarzyć warto...
+ Janusz Kołodziej walczący
...jak za najlepszych lat. Kiedy to był ten szalony DPŚ w Anglii? 2006? Troszkę minęło... Jeżeli ktoś uważał, że "Koldi" przyspawał się już do cieślakowego lotniska w Mościcach, to dostał znakomitą odpowiedź. Kołodziej, choć starszy o prawie dekadę, nadal umie kręcić wygibasy na agrafkach, niczym tamte, brytyjskie. I oby jak najdłużej mu się chciało. Wciąż uważamy, że miejsce Janusza jest nie w SEC (niech sobie jeździ, na zdrowie), ale w cyklu tych, którzy jadą o mistrzostwo świata.
+ Kierownik startu
Rewelacyjny starszy pan, ubrany w oldschoolową kreację. Wesoła odmiana od tego, co widzimy na co dzień. A może by kiedyś i u nas któryś z "podprowadzających" wdział na siebie kreszową kurtałkę - tak nawiązując do tłustych, pięknych lat 90.
DIE NACHTEILE, czyli zalety inaczej:
- Taśma maszyny startowej
O tym pewnie w wywiadach z ekipą One Sport nie poczytamy, ale zauważyli to nawet na twitterze koledzy tych jeżdżących, z perspektywy kilku tysięcy kilometrów. Pięła się w górę mniej więcej tak równo, jak szczyt w herbie Słowenii. Ale nikomu z orgów to, zdaje się, nie przeszkadzało. Więc mieliśmy show.
- Nuda, czyli "co patrzysz kto jedzie - przecież i tak wygra ten spod płotu"
... ale o tym już było. Ucieszyli się, jak nam doniesiono, ci, którzy te zwycięstwa obstawiali "live" u buków. Może dorzucicie coś do puli nagród w Typerze? To też dla dobra światowego żużla :)
- Zdradliwe wyjście z II łuku
Na 4. kółku problemu już nie było (to tam była "kreska"), ale wcześniej - odnieśliśmy wrażenie, że niektórzy kompletnie nie mieli pomysłu jak to zrobić, żeby się tam nie połamać. Nie chodzi akurat o Miedzińskiego (OK, znowu leżał - norma wyrobiona, ale niech ktoś powie, że tym razem nie uzyskał wydatnej pomocy od klubowego kolegi...).
- Polski finał
...jak brazylijski półfinał. No, spartoliły chłopaki koncertowo, co tu dodawać.
- "Sweet SEEEEC Girls... <3 <3 <3"
Ślicznej urody modelki znad Wisły otrzymały solidną dawkę czasu antenowego, wymachiwały flagami, hantlami, pupami, biustami i wszystkim tym, "co mama w genach dała", a kamera biegała za nimi nawet, kiedy owinięte ręcznikami wskakiwały do sauny. Kwestie mówione i układy sceniczne, jakie się przy tym pojawiły, cóż, budziły mieszane odczucia, także wśród sojuszniczek po płci. Jedni byli wniebowzięci, inni... "Nie no, żal patrzeć. Wstyd, że jestem kobietą" (komentarz autentyczny). A tak w ogóle, nie za dużo trochę tego?
- Oficjalna strona SEC
Nie wiemy kiedy pojawiły się wyniki, ale bezpośrednio po zawodach nie działały. Choć panel bodaj z "live" w nazwie. Zakładka "info" z danymi o mieście oraz torze również nie powala, a te cztery zdania o Güstrow, niczym żywcem wyjęte z Wikipedii, z pewnością nikogo z polskich kibiców nie były w stanie zachęcić do wycieczki. A przecież to prasłowiański gród, mający wielowiekowe związki z naszymi ziemiami. Czepiamy się, ale chyba ktoś poszedł po linii najmniejszego oporu. I o samym obiekcie, i o mieście, dało się lepiej, ciekawiej.
- Komentarz w polskim Eurosporcie
Przyznajemy, jak zwykle większość z nas oglądała wersję ENG. Ale mniejszość dała znać, że komentujący (Red. Mielczarek?), po tym jak ufajdany w szlace "Miedziak" wysłuchiwał od pana Tomasza pogadanki "co znowu nie tak", stwierdził coś na kształt, "że to przez laczek go tak nosi po torze"... WTF??
- Kenni Larsen
Może to tylko kiepski układ pól startowych, ale po harcach Kildemanda w ostatniej rundzie GP, siłą rzeczy podobne oczekiwania mieliśmy w stosunku do wymiatającego w Szwecji, Danii oraz na zapleczu E-ligi Duńczyka. Wyszło inaczej. Wszystkie nadzieje przekładamy na kolejną rundę, będzie kumulacja.
- Vaculík
Przeciwieństwo Kołodzieja. Jakiś taki bezjajeczny był. Najpierw "wtapiał", bo pola, a jak już miał odpowiednie, to nawet wygrywając start nie umiał przechytrzyć Sajfutdinowa. Tragedii nie było, tych kilka "oczek" uciułał, i pewnie nawet nie pojawiłby się w naszej wyliczance, gdyby nie fakt, że to obrońca tytułu, ligowy suweren, król Žarnovicy (i śliwowicy). No i zmaścił nam wszystkim Typera.
***
Podsumowanie? Od podsumowań jest Dariusz Szpakowski. Zamiast tego krótki cytat z opinią naszego Czytelnika bezpośrednio "po":
"Gollob przegrał, SECgirls jakieś roztrzepane, taśma cosik nierówno chodziła... ale i tak mi się podobało".
Jakub Horbaczewski
Foto: SEC 2013