KALENDARIUM

POWIEDZIELI

Teraz jest mi trochę wstyd i przykro, że tak się potoczyło. Mogę przeprosić tych kibiców, którzy poczuli się może urażeni, ale ten przekaz, który poszedł w mediach przez jednego z naszych gorzowskich dziennikarzy, który został wrzucony (do sieci), nie był od początku. Wdałem się w tę polemikę, niepotrzebnie. / Stanisław Chomski dla C+

Poole-flagaWszystko jest przeciwko nam, rozumiesz, wszystko! - wściekał się Neil Middleditch, tuż po kolejnym nieudanym podejściu do półfinałowego rewanżu z King's Lynn. Pogoda, terminarz, jakieś pieprzone mistrzostwa Czech, wszystko... W ciągu 4 dni mamy półfinał ligi, pierwszy mecz finału, wycieczkę do Polski, rewanż o złoto, a Bomber z Garritym zapieprzają właśnie po naszym torze, dobierając sobie zębatki na finał. - Keep calm, Middlo. Może Warda odwieszą? - z iście angielskim poczuciem humoru poklepał starego druha po ramieniu Matt Ford. Minorowo było na Wimborne tej jesieni. Ale czasem zza najczarniejszych nawet chmur niespodziewanie wyziera słońce, a po największej ulewie, z błota, rodzi się coś o barwie złota. Tak było tym razem. Pierwszy mecz finału BEL 2014 Coventry - Poole wielu z nas, patrzącym na to z odległości 2 tys. km, teoretycznie biernym i wyzutym z emocji, oprócz tych ostatnich, dał coś więcej - przywrócił wiarę w speedway.

 

Co by było, gdyby w Polsce, w finale ligi, skazywana na porażkę drużyna gości ze stanu "minus 4" wyszła na "plus 1", a siąpiąca od pół godziny mżawka akurat przerodziła się w solidną pompę? Pewnie szybko zacząłby się drugi mecz, równolegle, w parkingu. Jedni chcieliby jechać, dla drugich tor kategorycznie nie nadawałby się do jazy. Kierownik drużyny przyspawałby się do telefonu. Pielgrzymi ruszyliby na tor, a z ciżby wyszłaby pani prezes, by drżącym głosem obwieścić, że ślubowała Najświętszej Panience, że nigdy już żaden zawodnik nie pojedzie na niebezpiecznym torze. Kilka autorytetów wydałoby werdykt, że ten "nie jest jednakowy na całej długości i szerokości", co uniemożliwia jazdę. W ostateczności wyjechałby rezerwowy, z umową o dzieło w kieszeni. Wyłożyć się, w miarę efektownie, tyleż co bezpiecznie, by bezkompromisowo, własnym ciałem, jak Rejtan, cisnąć się pod próg w akcie obstrukcji złej sprawy. Gdzieś pomiędzy tym wszystkim biegałby przewodniczący jury, za nim sędzia, za nimi dwoma - komisarz. Komisyjnie zamknięto by się w jakiejś kanciapie i przez 1,5 godziny mielibyśmy live z wycieraczki. Widowisko, do niesolonego popcornu.

W ekipie Poole, choć to też cwaniaki (myślicie, że za Kanałem La Manche wszystko jest czarne i białe?), nikt nie protestował, nikt nie grał na zwłokę. Ba, tam nawet regulaminową przerwę po 10. wyścigu odwołano, byle szybko odjechać kolejne. Można było grać na czas? Poczekać, aż tor zamieni się w bajoro? Jasne. Kwestia 20 minut. Doświadczony ligowy wyjadacz dobrze wie, jak sprokurować taką pauzę. Nie trzeba wyłączać światła.

Nic z tego, pojechali. Biegi 11 i 12 były dla Coventry. Miały być, na papierze. W walce, z rywalami, z torem, a momentami z własnymi, nie wytrzymującymi obciążeń mięśniami, wyszło inaczej. Dlaczego sport jest piękny? Bo nieprzewidywalny. To tak wyświechtane, że aż nie warto drążyć. Jedna z niewielu życiowych płaszczyzn, na której bogaty nie musi wygrać z biedniejszym, słabszy może ośmieszyć mocarza. W 11. biegu miał wygrać bombowy na błocie, niepokonany dotąd Harris, kolejny miał paść łupem wymiatających w play-offach: Howartha lub Garrity'ego. A najlepiej podwójnie. No way! Życie pisze scenariusze lepsze od twórców najlepszych brytyjskich skeczów. Harrisa spoliczkował Vášek Milík. Już na dojeździe do łuku. Ten sam Milík, o którym przez 2/3 sezonu na Wyspach żartowano, że nie ma takich zawodów, w których nie wywinie przynajmniej jednego orła. Tutaj, w anormalnych warunkach, ślizgał się pod bandami jak profesor. Przewrotność losu. Chwilę później poprzeczkę podniósł Danny King. Facet, który nie ma u nas najlepszej marki, w wyścigu z Jasonem Garritym, na torze ociekającym śliską cieczą niczym piskorz wyłowiony z melioracyjnego rowu - kontrowali i rekontrowali się w sposób iście epicki. Nie no, wypie... się teraz - nawet najspokojniejszym przemknęło przez myśl, kiedy King nie odpuścił "rising star" z Coventry i na odkręconej manecie przeleciał, niczym błotnista kometa, obok zaskoczonego młodziana. Widział coś spod zachlapanych gogli? Tyla, co Pawliczek kiej mu sie dzyndzelek urwoł. Z przodu rezerwowy Newman nie zostawił złudzeń. 34:37. Mokrzy, ufajdani błotem Piraci wyskoczyli z boksów.

Havelock chciał jechać do końca. Zwymyślał sędziego w odmętach duszy, po swojemu, z wyrazem twarzy tak inteligentnym, jakby zobaczył Batchelora w sobotę o 21 w łóżku, palnął coś do mikrofonu SKY. W dupie ma, co o nim pomyślą. Syndrom szczęśliwca, który 5 minut temu widział w telewizji jak maszyna losująca wybiera 6 cyfr - jego cyfr, które mozolnie od 25 lat co weekend skreśla w tej samej kolejności... a po chwili, sięgając do portfela, zrozumiał, że omyłkowo skreślił jedną obok. Havvy'emu nie ma co się dziwić, on pamięta te czasy, kiedy jeszcze jeden bieg by odjechano, ale tego już nawet kibice Coventry nie chcieli. Pamiętają Holdera, "Rico" ich chwytał za serca, nie nas. "No injuries, please" - to najczęstszy wpis na brytyjskich forach internetowych, jak na naszych hejt-bluzgi. - Ejj, to prawda, że u was w Polsce nawet na Golloba śpiewali, że walnął w bandę, i że trzeba by mu poprawić?! - pyta Mike z West Bromwich, kibic bankrutujących Brummies, który specjalnie przyjechał do Coventry, by dopingować Kinga i Barkera. Że w przeciwnych drużynach? Doesn't matter. - Nie, coś ty, ktoś ci strasznych głupot naopowiadał.

Piracka łajba najgorszy sztorm ma za sobą. Solidny bryg, z dobrym sternikiem. Jak nasz "Fryderyk Chopin", cumujący dumnie w kołobrzeskiej marinie. Każdy bryg ma dwa maszty. Ten trzeci na pewnym etapie zaniknął. Zapytajcie morskiego wilka. Długość? Gdybyście przeszli wzdłuż kadłuba, zmierzyli krokami, wyjdzie ok. 35. Rzut oka w program... Jest 37, są dwa maszty. Ten trzeci, choć przymusowo zwinięty, stał w parkingu, służył. Polski szkielet i australijska wiara. Przy pełnym takielunku. Bosmanie Middlo, kapitanie Ford - ster lewo na burt, łapiemy wiatr w żagle i bierzemy to złoto!

Łatwo im mówić - myśli Bosman. On zmotywował ich do walki, ale dobrze wie, że docelowy port wciąż o 45 mil i kilka przygód po drodze. Oni, na fali euforii, nie muszą o tym myśleć. On - tak. Myśli więc. I o tym, jak chłopcy Havvy'ego wypatroszyli na wyjeździe Rudziki, wszystkie siedem, kolejno, jeden po drugim; i o październikowej pogodzie; i o tym, kogo, do diaska, ma wybrać - Kennetta, który na Wimborne jeździ... wimbornie. Tak, jakby walczył o życie. Szokująco. Z agresją, ale i polotem, niczym wtedy, kiedy to w nim upatrywano nadziei brytyjskiego speedwaya. Kennetta więc, czy Kinga, który nie zawiódł w półfinałach, a w Coventry pokazał, że ma jaja jak arbuzy. Ktoś mu kazał umierać za Poole? Guest riderowi?! "Bierz Eddiego, stary" - zaraz doradzą jedni. "Hej, jak możesz odstawić Kinga?!" - zapytają drudzy. Kołysząca się lampka niemrawo rzuca snop światła na heblowane drewno improwizowanej ławy. Długie są wieczory w pirackiej kajucie.

Żeby tylko w tej piekielnej Zielonej... - wzdycha "Middlo", gniotąc zapisaną przed chwilą karteczkę.

Decydujący mecz finału w poniedziałek.

 

Jakub Horbaczewski

Korzystanie z linków socialshare lub dodanie komentarza na stronie jednoznaczne z wyrażeniem zgody na przetwarzanie danych osobowych podanych podczas kontaktu email zgodnie z ustawą o ochronie danych osobowych. Podanie danych jest dobrowolne. Administratorem podanych przez Pana/Panią danych osobowych jest właściciel strony Jakub Horbaczewski . Pana/Pani dane będą przetwarzane w celach związanych z udzieleniem odpowiedzi, przedstawieniem oferty usług oraz w celach statystycznych zgodnie z polityką prywatności. Przysługuje Panu/Pani prawo dostępu do treści swoich danych oraz ich poprawiania.

KALENDARIUM

POWIEDZIELI

Teraz jest mi trochę wstyd i przykro, że tak się potoczyło. Mogę przeprosić tych kibiców, którzy poczuli się może urażeni, ale ten przekaz, który poszedł w mediach przez jednego z naszych gorzowskich dziennikarzy, który został wrzucony (do sieci), nie był od początku. Wdałem się w tę polemikę, niepotrzebnie. / Stanisław Chomski dla C+

Odwiedź nasze social media

fb ikonkaX ikonkaInstagram ikonka

Typer 2024 - zmierz się z najlepszymi!

Najszybsze żużlowe newsy

SpeedwayNews logo

NAJBLIŻSZE ZAWODY W TV

 PGE Ekstraliga 2024
1. Orlen Oil Motor Lublin  14 31 +162
2. Betard Sparta Wrocław  14 19 +30
3. ebut.pl Stal Gorzów  14 19 -37
4. KS Apator Toruń  14 15 -7
5. ZOOLeszcz GKM Grudziądz  14 14 -58
6. NovyHotel Falubaz  14 13 -33
7. Krono-Plast Włókniarz  14 12 -50
8. FOGO Unia Leszno  14 11 -87
 Metalkas 2. Ekstraliga 2024
1. Arged Malesa Ostrów  14  28 +128
2. Abramczyk Polonia  14  27 +161
3. Innpro ROW Rybnik  14  23 +63
4. Cellfast Wilki Krosno  14  19 -20
5. #OrzechowaOsada PSŻ  14  18 -16
6. H.Skrzydlewska Orzeł Łódź
 14  13 -54
7. Texom Stal Rzeszów  14   9 -80
8. Zdunek Wybrzeże Gdańsk
 14   3 -182
Krajowa Liga Żużlowa 2024
1. Ultrapur Start Gniezno
 10  21 +94
2. Unia Tarnów  10
 16 +55
3. PKS Polonia Piła  10
 11 +18
4. OK Kolejarz Opole  10
 11 -39
5. Optibet Lokomotiv  10  10 -23
6. Trans MF Landshut Devils  10  6 -105

Klasyfikacja SGP 2024 (po 10/11 rund)

1. Bartosz Zmarzlik
159
2. Robert Lambert
137
3. Fredrik Lindgren
127
4. Martin Vaculík 114
5. Daniel Bewley
111
6. Mikkel Michelsen 101
7. Jack Holder 97
8. Dominik Kubera
88
9. Leon Madsen 76
10. Łotwa duża Andrzej Lebiediew
75
11.  Max Fricke 64
12. flaga niemiec Kai Huckenbeck 58
13. Szymon Woźniak 46
14. Jason Doyle 47
15. Maciej Janowski
46
16. Czechy duzaFlaga Jan Kvěch 41

PARTNERZY

kibic-zuzla logozuzlowefotki-logo
WszystkoCzarne blog

Pomóż kontuzjowanym

KamilCieślar
DW43