Kto lubi brytyjski żużel? Oficjalnie nikt. No, może Chrisbomber lubi, Lorek i garstka wariatów (przepraszam, ale słuchając komentatorów nabrałem przekonania, że chrisbomber fleksyjnie jest jedną głoską). Bo płacą mało, drenują, blokują, knują i SEC-ują. A, i jeszcze w parach jeździć nie chcą (swoją drogą, od kiedy nad Wisłą takie parcie, żeby z dwóch facetów koniecznie stworzyć parę...). Ale kiedy pytanie owo dookreślić i zapytać: "kto lubi oglądać brytyjski żużel?" - o, tutaj już odzew szerszy. Wręcz las rąk widać. Skąd to się bierze? - Nie ma pierdzenia w kijek - mawiał swego czasu Sławomir Drabik; i faktycznie, chłopaki tam zasuwają aż miło: na błocie, w słocie, nawet po robocie (są tacy, zwłaszcza ci z niższych lig). Ot, tacy Błękitni w kevlarach. Jak tego nie oglądać, jak tego nie lubić? W sezonie 2014 było z tym śledzeniem brytyjskiego żużla naprawdę dobrze. Oprócz "epickich" produktów SKY, serwowanych nam w żużlowe poniedziałki, przy odrobinie sprytu, można było obejrzeć za przysłowiowy grosik... ponad 100 meczów w sezonie!
Nie mamy tu na myśli, rzecz jasna, tych profesjonalnych transmisji. Program tychże w bieżącym roku - uspokajamy, będą - stale możecie śledzić na stronie producenta sygnału: SKY SPORTS Speedway. Polskiego kibica bardziej zapewne zainteresuje to, jak w tym roku do sprawy podejdzie Polsat Sport, który w ubiegłych latach produkcje SKY, opatrzone komentarzem ze studia w Warszawie (za to Tomasza Lorka), rozpowszechniał. Początek był nie za ciekawy, bo mecz King's Lynn - Lakeside z 31 marca odtworzono... o godz. 23.15, kiedy już wszyscy znali wynik, albo mecz na żywo obejrzeli w sieci.
Pan Paweł Czajkowski z warszawskiego działu PR Polsatu Sport potrzebował dosłownie kilku chwil na ustalenie, jak się sprawy mają: - Mogę potwierdzić, że mamy ważne prawa do pokazywania meczów Elite League na cały 2015 rok i zamierzamy z nich korzystać. Skąd zatem ów marcowy falstart? - Incydentalnie może się tak zdarzyć, jeżeli występuje kłopot ze zmieszczeniem danego meczu w ramówce, w sytuacji, kiedy uznamy, że inne wydarzenie relacjonowane w tym samym czasie ogniskuje większą uwagę polskich kibiców. Ale nadal chcemy pokazywać te mecze na żywo. I nadal z komentarzem Tomasza Lorka? - Dokładnie tak - zapewnił nas telefonicznie. Krótko i na temat.
SKY i Polsat to show przez duże "s", ale jednak w skali całego sezonu to zaledwie ok. 20-25 meczów (kapryśna aura co roku powoduje, że wszelkie dokładne szacunki biorą w łeb). Skąd wobec tego wspomniane w tytułowym akapicie ponad 100 meczów, i to za darmo? Kibice bardzo szybko zauważyli, że prawa do rozpowszechniania przekazu (tzw. live streamu) bezpośrednio z brytyjskich torów w 2014 roku uzyskał bukmacher (też brytyjski) o wdzięcznej nazwie bet365.
Oczywiście, z telewizyjnym widowiskiem, reżyserowanym przez SKY, nie miało to nic wspólnego. Okienko małe niczym kocia kuweta, jakość licha, czasem coś cięło, a jak ktoś ze słabszym sprzętem (bez skojarzeń) nieopatrznie włączył jeszcze fejsa, twittera, GG, czat i całą resztę szpiegowskiej aparatury, to i pokaz slajdów, miast wideo, miewał. Komentarza zaś w ogóle nie było. To znaczy, on był - w tle. Oryginalny, ze stadionu. Komunikaty spikera z Poole czy Coventry, krzyki kibiców z Monmore, nawet muzyka serwowana ze stadionowych głośników w przerwach między biegami. Momentami wydawało się, że zaraz doleci woń kiełbasek z Abbey. Miało to swój urok. Ktoś powie: koszmar, żenada w XXI wieku, jak można to oglądać?! Ktoś inny: guzik prawda. Znamy nawet kilku ochotników, którzy chętnie oglądaliby tak, bez komentatora, całą polską ligę. I GP w pakiecie.
Z faktami się nie dyskutuje, a te są takie, że żużlowe streamy "u buka" oglądała całkiem niemała grupa maniaków, zapaleńców, koneserów szlaki - jak zwał, tak zwał. Ba, nawet nasze newsowe portale - wierzcie lub nie - bazowały na tych transmisjach w swoich relacjach. I co, to źle? A skądże, bardzo dobrze. Nie ma co się kopać z koniem, a skoro minister Kapica (to ten od hazardu) ich nie pozamykał... Pozamykać zresztą nie bardzo miał za co, wszak kodeks karno skarbowy mówi wyraźnie: "Kto uczestniczy w zakładzie wzajemnym..." (art. 109 KKS), a przecież nikt tu o zawieraniu zakładów nie mówi. Żeby "odpalić" transmisję na swoim komputerze, wystarczyło mieć 1 gr na koncie. Oczywiście 1 grosza nie wpłacimy, minimalna wpłata w chwili obecnej wynosi 25 zł (cóż za inwestycja!), ale któż zabroni wpłacić te 25 zł pod koniec marca i wypłacić w październiku? O ile będziemy pamiętać... z racji tak astronomicznej kwoty.
I tak to było w sezonie 2014. Everyday Speedway. Aż do szczęśliwego końca, kiedy Janowski z Pawlickim i Newmanem w porywającym stylu zapewnili "Piratom" złoto. Nie dziwota zatem, że żywo nas interesowało, czy tak samo będzie w roku 2015? A że mamy poczucie misji (zupełnie jak TVP - tyle, że my wam nie każemy płacić za to nasze poczucie abonamentu), to bardziej w imieniu ogółu niż własnym, zapytaliśmy u źródła.
Drogi bukmacherze...
Firma solidna, po niespełna 24 godzinach odpisali:
Hmm... Cytowany już wyżej były zawodnik Włókniarza skomentowałby tę odpowiedź słowy, których z szacunku dla niewiast i dzieci przytaczać się tutaj nie godzi. Pan Kamil W., bo on to udzielił odpowiedzi, to chyba taki leniuszek - pomyśleliśmy - pewnie mu się nie chciało sprawdzać. Ponawiamy atak, tym razem po kredzie:
Tu już oczekiwanie trwało dłużej (może się obrazili i nie odpiszą - przemknęło przez myśl)... Ale nie, profesjonalizm przede wszystkim, a nasz klient - nasz pan.
Pytanie: "czy macie umowę i będziecie pokazywać BEL w 2015 roku?" wydawało się dość proste, a spektrum odpowiedzi możliwych do udzielenia zawarte w przedziale: tak / nie / spadajcie na drzewo (w języku bukmachera: yes / no / go back to your pit). Acz to ostatnie byłoby dość głupawe, zważywszy na pozycję ww. firmy na rynku i zakres pytania. Nie dociekamy przecież za ile te prawa kupili, od kogo konkretnie, nie tropimy, kto komu przy okazji dał w łapę, więc udzielenie odpowiedzi, w chwili startu ligi, leżało - zdaje się - w najlepiej pojętym interesie firmy. Nawet bardziej firmy niż naszym.
No więc, będą te transmisje, czy nie?!
Nie jesteśmy pewni...
To tak jak my. Czy nie rozmawialiśmy ze strażnikiem miejskim. Bez urazy dla tych gramotnych.
A może ktoś z naszych Czytelników rezydujących na Wyspach (mamy takich, poważnie) zechce wysilić się i zadać to samo pytanie, płynną angielszczyzną spisane, tyle, że ichńszemu supportowi? Może się okazać, że niemożność owa determinowana jest geo-lokalizacyjnie. Mówiąc wprost: tym, co mama w genach dała. W sumie, nie wiemy co gorsze. To znaczy, nie jesteśmy pewni.