- Jakby mi ktoś powiedział, że przed ostatnim wyścigiem Falubaz będzie prowadzić tylko 2 punktami, wysłałbym go na kawę - rzucił komentujący derby w studiu nSport Paweł Ruszkiewicz. Trzymamy za słowo. Latte macchiato. Przewidzieć metamorfozę gorzowian się dało, jednak w tych zachwytach, nad Zmarzlikiem, Iversenem, nad 16 tysiącami ludzi i poziomem widowiska, nie traćmy z pola widzenia faktu, że Stal przegrała kolejny mecz. Znowu niewiele, znowu 6 punktami. Odwieszony w ostatniej chwili Matej Žagar trzy razy wyjeżdżał na tor - i trzy razy było 1:5. Stal sześcioma, on dwunastoma. Spłycając. Žagara nie trzeba zawieszać, Žagar sam się zawiesił. Dwa punkty dla Falubazu i jeden duży punkt dla Stanisława Chomskiego, który teraz dopiero będzie mógł przystąpić do sklejania, docinania i obróbki termicznej. A materiał szkoleniowy, jaki otrzymał przy W69, ma pierwszorzędny.
Bryza zmian powiała nad teamem z Gorzowa, burzowe chmury wyważyły drzwi w Twierdzy Leszno. No dobrze, drzwi wyważył "Piter" Pawlicki. To oczywiście nie był mecz o takim ciężarze gatunkowym, nikt tutaj nie uciekał przed kostuchą, nikomu nie odjeżdżały play-offy. Ale sam fakt porażki "Byków" na własnym torze należy odnotować. "Byków" osłabionych, prawda, ale przecież to goście ciągle są bez gwiazdy nr 1 - Darcy'ego Warda, a wjeżdżania w taśmę przez Piotra Pawlickiego, kretyńskiej jazdy "parą" Nickiego Pedersena, sędziego Grodzkiego polującego na Łagutę, czy Emila Sajfutdinowa, którego jak dziecko objechał Jason Doyle - nie można nie zauważyć. Dlaczego wreszcie zaczęło się od stanu 2:10? "Mecz nie był przecież zagrożony, mogli zrobić z torem wszystko, co chcieli" - komentował na żywo Piotr Żyto. Tych punktów z początku meczu zabrakło.
We Wrocławiu zapowiadaliście wyrównany bój i minimalne zwycięstwo Sparty, a było najnudniej - tak trzeba by orzec, spoglądając na suche wyniki. To jednak prawda tylko częściowa. 52:38 brzmi dumnie, ale jeszcze przed 12. biegiem było tylko 34:32. Kiedy tylko Sparta odskakiwała, mądre zmiany Pawła Barana i natychmiastowa kontra "wracały" stan meczu. ...I wtedy obudził się ten najbardziej krytykowany - Michael Jepsen Jensen. To jego dwie "trójki" z rzędu odebrały tarnowianom nadzieje. Tai Woffinden wciąż ma we Wrocławiu jednego groźnego rywala - taśmę. Kiedy w nią nie wjeżdża, jest nieuchwytny.
Cieszą się w Grudziądzu. Artiom Łaguta tym razem stanął na wysokości zadania, Tomasz Gollob przegrywał i z Krystianem Rempałą, i z Peterem Ljungiem, ale kiedy w decydującym XIV wyścigu należało "przywieźć" zawodnika gości na 4. miejscu - zrobił to. I chociaż to rzeszowianie mieli lepszych liderów, lepszych juniorów - udało się. Jeszcze Grudziądz nie zginął. Te dwa punkty, przy jednoczesnej porażce gorzowian, zwiastują morderczą walkę o pozostanie w elicie.
Slajd: nSport+