Wydawało mi się, że czerwone odeszło w niepamięć. Tam, gdzie należy, czyli na śmietnik historii. W tym roku jednak, równe 25 lat po pamiętnym przełomie lat 89/90, czerwony trup wypadł z szafy. Co prawda z szafy PZM-u różne rzeczy wypadają i rzadko wzbudzają pozytywne emocje, jednak ten irytuje szczególnie. Jak czerwona płachta rozsierdzonego byka. Żużlowcy jeżdżą ostro - to prawda. Da się nawet obronić tezę, że coraz ostrzej. Bo większa kasa, silniejsi sponsorzy, presja etc. Jest też społeczne (kibicowskie) przyzwolenie na to, żeby kilku gagatków utemperować. Nawet jeśli nie bezpośrednio, to pośrednio - dać im wyraźny sygnał, że nie będzie pobłażania. Pierwszy "numer" - i pod prysznic.
Jest w tym jakiś sens. Nie wierzę bowiem, że jakiekolwiek "miękkie środki" - prośby, konsultacje, praca u podstaw - odniosą sukces. Będą mniej więcej tak skuteczne jak "wyrazy najwyższego zaniepokojenia" międzynarodowej społeczności, kiedy nasi sąsiedzi ze wschodu zajmowali Krym. Szacunek dla samych siebie i własnych kości? To piękne i ładnie brzmi, ale jak jest w rzeczywistości - widzieliśmy już kilka dni po dramacie Warda, kiedy elita spotkała się w Gorzowie. Jedni umieją sięgnąć wyobraźnią poza błotnik własnego bike'a, inni nie. I jeszcze długo nie. Chcą zdobyć trzy punkty. Tyle.
Jestem więc smutnie przekonany, że ten bat być musi. I wisieć nad naszymi herosami. Zarówno nad "magikami" od plażowania przy 5:1, jak i nad tymi, którym wydaje się, że tor to ocean, oni - lodołamacz. I prą po swoje, nie patrząc, co po drodze stratują. Być może dzięki temu za rok-dwa ci pierwsi zniosą "złom" z toru, nawet jeśli faktycznie potłukli sobie tyłek, zaś tym drugim coś, niechby nawet prosty ekonomiczny rachunek, nakaże spowolnić pęd po armagedon. Jest tylko zawsze pytanie o skalę, zdrowy rozsądek, umiar i pewną elastyczność. Patrząc na starcie Kacpra Gomólskiego z Piotrem Pawlickim widziałem faul torunianina, za który należało mu się wykluczenie, może i żółta kartka - tak dla ochłody nadambitnej głowy. Ale czerwona? Osłabiająca automatycznie jego drużynę w rewanżu? "Ginger" nie jest święty i nie raz na torze jechał ostro, na granicy i nieco poza nią, ale czy w tej konkretnej sytuacji spełnił przesłankę regulaminową art. 69 pkt 3 Regulaminu DMP - "jazdę szczególnie niebezpieczną"? Czy była w tym celowość, brutalność lub cokolwiek, co odróżniłoby tę akcję od wielu innych starć na torze wynikających z ferworu walki w tak ważnym meczu?
Art. 69 pkt 3 Regulaminu DMP
"W przypadku szczególnie nagannej niesportowej lub niebezpiecznej jazdy zawodnika oraz w przypadku szczególnie nagannego zachowania się lub postępowania zawodnika, sędzia wykluczy zawodnika do końca zawodów, przy czym, jeżeli to zachowanie lub postępowanie ma miejsce w czasie innym niż podczas trwania biegu, wykluczenie do końca zawodów jest skuteczne od momentu decyzji sędziego i nie oznacza wykluczenia z zakończonego biegu. W każdym przypadku, o którym mowa powyżej, wykluczenie jest równoznaczne z ukaraniem zawodnika „czerwoną kartką”.
W Częstochowie cały wysiłek największej gwiazdy domowych bojów Sparty, czyli Jana Chorosia, storpedował deszcz. - Ta pogoda bardzo wyrównała szanse - przyznał wieczorem w studiu nSport+ Maciej Janowski. Mimo wszystko, wyjechali na tor i spróbowali. W dużej mierze dzięki wspaniałej częstochowskiej publiczności, która wypełniła stadion przy Olsztyńskiej niczym przy ważnych meczach Włókniarza. Chociaż, kiedy tak spojrzeć... Drabik, Woffinden, Jensen - chyba nie ma bardziej częstochowskiej z nieczęstochowskich drużyn.
Gdyby ten mecz dojechał do końca, mielibyśmy bodaj pierwszy w historii play-offów wyścig zakończony wynikiem... 3:0. Może jednak dobrze, że nie dojechał. Patrząc na jadącego samotnie Damiana Dróżdża i jego salto mortale na bandzie 6. biegu, chyba trudno o inną myśl. W czwartek o 19:30 powtórka. Pewnie kibiców będzie mniej, pewnie z Wrocławia nie dojadą wszyscy ci, którzy by chcieli, ale to też był mały test - na zdrowy rozsądek. Czy będziemy brnąć w ciemny tunel, bo koszty, telewizja i tysiąc spraw, czy zwolnimy nieco i weźmiemy głęboki oddech, bo jutro też jest dzień. Darcy patrzy...
Watching the Torun meeting just like to thank the riders,club and supporters for your on going support
— Darcy Ward #4⃣3⃣ (@D_Dublu_racing) wrzesień 6, 2015
Ta nasza niszowa, bardzo jeszcze niszowa wówczas, PoKredowa krucjata o zajęcie się tematem bezpieczeństwa zawodników na prostych trwa już 3,5 roku. Dziś - wbrew pozorom - był pozytywny i ważny dzień. Kwestia bezpieczeństwa zaistniała w żużlowym prime-time najbardziej żużlowej stacji w Polsce. To straszne, że musiało minąć ponad 1000 dni od tragedii Lee Richardsona, żeby temat POWAŻNIE zaistniał w żużlowej debacie, a swoim zdrowiem i życiem (tym sportowym) musiał zapłacić kolejny zawodnik, być może najzdolniejszy ze wszystkich, którym dane nam było kibicować; to dobrze, że jednak ta dyskusja się zaczęła.
- Są rzeczy, które można zrobić stosunkowo niewielkim kosztem - powiedział cytowany w trakcie magazynu n-ki Niels Kristian Iversen. Święte słowa, PUK. Te szwedzkie opony z toru w Vastervik, których zdjęcia wstawialiśmy tu 3 lata temu, a które świetnie sfilmował ostatnio i wstawił na "fejsa" Tomasz Suskiewicz, raczej szczególnie drogie nie były. Podobnie jak słupki, odciągi i "trzymadła" do nich. Droższe są lżejsze i bardziej elastyczne elementy samych band. Ale na Boga... o jakich my kosztach mówimy w przypadku instalacji ratujących życie? W sporcie, gdzie lekką ręką przerzucane są tysiące euro na kolejny podrasowany silnik.
Nie upieramy się, że to ma być żywcem wzięte ze Szwecji czy Anglii. Swój pomysł ma Krzysztof Cegielski. Pomysł rodzimy, bydgoski. Paweł Ruszkiewicz wskazuje Horsens i kierunek duński, gdzie ciekawe koncepcje ma Ole Olsen. Nawet jeśli Olsena wraz z całym gangiem zbiorowo chcieliśmy ukrzyżować po Grand Prix w Warszawie, to w tej konkretnej dyskusji, jeśli ma coś ważnego do powiedzenia, nie powinniśmy być małostkowi. Mamy w Polsce naprawdę świetnych ekspertów, także byłych zawodników, ludzi z metanolem w żyłach, którzy znają i czują ten sport - w niczym nie gorszych od Olsenów, Wirebrandów i Briggsów - usiądźmy po tym sezonie przy stole, przedyskutujmy gruntownie problem, ustalmy stan wiedzy i posiadania - i wybierzmy najlepszy model!
To nasz postulat.
Czy PZM - GKSŻ jest w stanie podjąć się bycia gospodarzem i moderatorem takiej dyskusji? Bo jeśli nie, to po co są PZM i GKSŻ? I nie miejmy potem pretensji, jeśli tzw. szary kibic pomyśli, że po to, żeby kasować kolejne kary za krzywe bandy w Lesznie. Te, które "nieregulaminowo" uratowały kilka ligowych kręgosłupów.
Jakub Horbaczewski