Chyba nikt z obserwatorów zmagań o DMŚ 2016 nie pomyślał w trakcie 12. wyścigu półfinału w Västervik, że właśnie na jego oczach tworzy się historia. A tak zaiste było. Zwycięstwo Martina Smolinskiego po przepięknym wyścigu z Andreasem Jonssonem i Chrisem Holderem było... pierwszym zwycięstwem Niemców w historii DPŚ (oczywiście nie licząc rund eliminacyjnych). Sam "Smoła" tyrał za trzech, zdobył 12 punktów, podczas gdy cała jego drużyna uzyskała ich 19. Weltklasse - jakby skomentowali nad Renem. Ale cóż tam "Smoła"... Ci, których usiłował rzutem na taśmę wyprzedzić, czyli Amerykanie, takiego "konia pociągowego" mają od lat. Greg Hancock zaimponował po raz "sami-nie-wiemy-który", a jego 17 punktów przyłożone do całkowitego dorobku teamu (22), oprócz słów "szacunek", "imponujące" i innych wyrazów bliskoznacznych, które rokrocznie w lipcu same cisną się na usta, skłoniło nas do przeszukania archiwów i przyjrzenia się pewnej kwestii - jak bardzo jeden zawodnik może stanowić o sile swojej reprezentacji? Gdzie jest granica możliwości? Czy "Grin" przyćmił wszystkich innych liderów? A jeśli tak, to kiedy? A może byli jeszcze lepsi od niego?
Te poszukiwania były o tyle wdzięczne, że historia drużynowego czempionatu pod szyldem DPŚ nie jest jeszcze długa, stąd - siłą rzeczy - większość obecnych kibiców miała okazję obserwować te spektakularne występy. Ba, na drodze tych żużlowych retrospekcji sami co chwila przystawaliśmy, bo obrazy widziane z wysokości trybun 5, 8 czy 11 lat temu przewijały się przed oczami jak żywe, jakby działy się wczoraj. Dochodziły też takie wspomnienia, których poniższe tabele, sztywno zaprogramowane na konkretne wartości, nie ujmą, jak choćby rewelacyjny występ nieodżałowanego Lee Richardsona w Lesznie (baraż 2009). Anglik "natłukł" wtedy 17 punktów, cała drużyna Wielkiej Brytanii - 35. O ten jeden za dużo, żeby Lee wszedł do panteonu sław, który nazwaliśmy "50%+". Co tu ukrywać, ostatnia dekada istnienia rozgrywek o Drużynowy Puchar Świata obfitowała w zawody na polskiej ziemi. Leszno, Bydgoszcz, Gorzów, Gniezno, wcześniej Wrocław... Kto chciał, kogo interesuje coś więcej niż liga, ten miał sporo okazji, żeby z drużynowymi emocjami zapoznać się na żywo. A byli i tacy, którzy z biało-czerwoną w dłoni wybierali się w żużlowe eskapady do Vojens, Malilli, King's Lynn czy Peterborough, bo w końcu nie ma na świecie takich zawodów z udziałem polskiej kadry, na które nie dotarliby polscy kibice. Choćby wpław. To tyle tytułem wstępu.
Pytaniem od którego wyszliśmy był wspomniany wynik Hancocka w półfinale w Västervik (26.07.2016) zmierzony jednak specyficzną miarą - pod kątem procentowego wkładu jednego zawodnika w dorobek całej drużyny. "Grin" wyszarpał rywalom 17 punktów (3,1,3,6!,2,2) i chociaż wynik to pierwszorzędny, jak zapewne większość kibiców się domyśliła, bynajmniej nie najlepszy. Zarówno w historii DPŚ, jak i w karierze Kalifornijczyka. Lepszymi mogli pochwalić się:
1. Matej Ferján w 2008 r. w Lesznie (półfinał) - 9 z 10 węgierskich(!) punktów, czyli 90%
2. Greg Hancock w 2014 r. w Bydgoszczy (baraż) - 21 z 26 punktów, czyli 80,2%
3. Matej Žagar w 2009 r. w Peterborough (półfinał) - 10 z 13 punktów, czyli 77,9%.
4. Norbert Magosi w 2003 r. w Holsted (półfinał) - 7 z 9 punktów, czyli 78%
5. Greg Hancock w 2016 r. w Västervik (półfinał) - 17 z 22 punktów, czyli 77,2%
Kiedy przyjrzeć się wszystkim wynikom z ostatnich 15 lat, okazuje się, że od powstania DPŚ odnotowaliśmy już 43 przypadki, kiedy jeden zawodnik zdobył 50% lub więcej z dorobku swojej drużyny. Zapewne ciekawi jesteście tych nazwisk i tych "magicznych" turniejów. Żeby przysłowiowe napięcie rosło, tym razem w kolejności od najsłabszego do najlepszego:
43. Christian Miotello, 3 pkt. z 6 drużyny, Outrup 2003, 50% wkładu w dorobek drużyny
42. Matěj Kůs, 4/8, Gorzów 2010, 50%
41. Mirko Wolter, 5/10, Holsted 2003, 50%
40. Andriej Kudriaszow, 7/14, Częstochowa 2013, 50%
39. Kai Laukkanen, 13/26, Holsted 2003, 50%*
38. Tai Woffinden, 14/28, Praga 2013, 50%*
36.-37. Aleš Dryml, 15/30, King's Lynn 2012, 50%
36.-37. Leigh Adams, 15/30, Wrocław 2005, 50%*
35. Kenneth Bjerre, 17/34, Leszno 2009, 50%*
34. Greg Hancock, 20/39, Malila 2006, 51,3%
32.-33. Greg Hancock, 19/37, King's Lynn 2014, 51,4%
32.-33. Emil Sajfutdinow 18/35, Leszno 2009, 51,4%**
31. Joonas Kylmakorpi, 6/11, Vojens 2007, 54,6%
29.-30. Greg Hancock, 12/22, King's Lynn 2015, 54,6%
29.-30. Greg Hancock, 12/22, Vojens 2015, 54,6%*
28.-27. Robert Kessler, 5/9, Sheffield 2002, 55,6%
28.-27. Kai Laukkanen, 5/9, Rybnik 2006, 55,6%
26. Róbert Nagy, 9/16, Gdańsk 2001, 56,2%
25. Emil Sajfutdinow, 18/32, Vojens 2016, 56,2%
24. Emil Sajfutdinow, 17/30, Malila 2012, 56,7%**
23.-22. Adrian Rymel, 4/7, Malila 2006, 57,1%
23.-22. Roman Iwanow, 4/7, Leszno 2007, 57,1%*
21. Emil Sajfutdinow, 19/33, Gorzów 2011, 57,6%*
20. Josef Franc, 11/19, Malila 2012, 57,9%*
19. Aleš Dryml, 7/12, Praga 2013, 58,3%**
18. Václav Milík, 12/20, Gniezno 2015, 60%
17. Peter Ljung, 11/18, King's Lynn 2013, 61,1%
16.-15. Martin Smolinski, 12/19, Vastervik 2016, 63,2%
16.-15. Václav Milík, 12/19, Vojens 2016, 63,2%
14. Joonas Kylmaekorpi, 9/14, King's Lynn 2010, 64,3%
13. Greg Hancock, 20/31, Praga 2013, 64,6%*
12. Joachim Kugelmann, 10/15, Gdańsk 2001, 66,7%
11. Greg Hancock, 19/28, Reading 2006, 67,9%*
10. Greg Hancock, 16/23, Bydgoszcz 2012, 69,6%
9. Nicolas Covatti, 7/10, King's Lynn 2014, 70%
8. Grigorij Łaguta, 12/17, Vojens 2008, 70,6%*
7. Tai Woffinden, 12/16, Bydgoszcz 2014, 75%**
6. Greg Hancock, 15/20, Coventry 2007, 75%
5. Greg Hancock, 17/22, Vastervik 2016, 77,2%
4. Norbert Magosi, 7/9, Holsted 2003, 77,8%
3. Matej Žagar, 10/13, Peterborough 2009, 77,9%
2. Greg Hancock, 21/26, Bydgoszcz 2014, 80,2%*
1. Matej Ferján, 9/10, Leszno 2008, 90%
* - wynik został zdobyty w barażu
** - wynik zdobyty podczas finału
Ładne spektrum nacji, indywidualności i charakterów, prawda? Co ciekawe, brakuje tu nazwisk kilku mistrzów, których przeciętny kibic - gdyby go o to zapytać - wymieniłby pewnie w pierwszym rzędzie. Na uwagę zasługuje fakt, że tylko jeden raz spośród top10 rankingu sztuka "50%+" udała się w finale czempionatu, a konkretnie udała się Taiowi Woffindenowi w pamiętnej dla nas Bydgoszczy 2014. Swoją drogą, jak dramatycznie słabo musieli pojechać wówczas jego partnerzy... Ale to pamiętamy (Harris 4, Stead 0, King 0). Nie sposób też nie zauważyć, że oba tegoroczne półfinały, za sprawą Hancocka, Smolinskiego i Václava Milíka (obaj 12/19), mocno wryły się w DPŚ-ową historię. Mogło być jeszcze lepiej, ale Vášek i "Smoła", podobnie jak niegdyś Kylmaekorpi, Kugelmann czy Sajfutdinow, mieli tego "pecha", że ich koledzy z drużyny potrafili bardziej współpracować.
Jeżeli chodzi o to, co najtrudniejsze, czyli powtarzalność, sensacji nie ma - aż 10 razy wiekopomny występ zaliczył Greg Hancock. A dalej? Dalej długo, długo nic. Następny w kolejce jest Emil Sajfutdinow z czterema "wystrzałowymi" turniejami, a dwukrotnie taka sztuka udała się panom o nazwiskach Kylmaekorpi, Dryml, Woffinden, Laukkanen oraz Milík.
Zmarły pięć lat temu Matej Ferján dzierży inny warty wspomnienia rekord, bo pomimo zaledwie dwóch występów w DPŚ, jest rekordzistą pod względem nacji dla których startował. Jest bowiem jedynym, który na poziomie co najmniej półfinału tej rywalizacji reprezentował więcej niż jedno państwo (2001 - 3 pkt. dla Słowenii w półfinale w Gdańsku, 2008 - półfinał w Lesznie i 9 punktów dla Węgier). Ale w kategorii "sportowy fenomen" ś.p. Ferján chyba jeszcze długo nie doczeka się nikogo, kto będzie w stanie mu dorównać. W każdym razie ktoś taki musiałby przypiąć narty i biegać lub skakać na poziomie Pucharu Świata...
"Feri" był jedyny w swoim rodzaju, gdyby jednak obniżyć nieco wymagania i wziąć pod uwagę także rundy kwalifikacyjne, szybko okaże się, że takich "perełek" jest więcej. Drugim rodzynkiem będzie Roman Wasiljewicz Iwanow, który - choć rodowity Rosjanin urodzony w Togliatti - w 2001 roku w rundzie kwalifikacyjnej w węgierskim Debreczynie wystąpił w barwach Łotwy (-,1,0,1,0), ale w 2004 i 2007 r. jeździł już z rosyjską flagą na plastronie. W pamiętnym barażu w Lesznie 2007 to właśnie Iwanow był najskuteczniejszym z Rosjan, wygrał nawet jeden wyścig ("przyjemność" oglądania jego pleców mieli Lindgren, Schlein i Walasek.), pojechał też "jokera" (3,0,0,1,0!). Dla kontrastu, dostarczycielem punktów był wówczas... młody Emil Sajfutdinow (1,0,0,0,0).
Są też bliższe biało-czerwonej historii przypadki. W tej samej rundzie eliminacyjnej DPŚ w Debreczynie (2001) w barwach Norwegii pojechał niespełna 28-letni wówczas Rune Holta (2 pkt.). Norweg był już wtedy m.in. wicemistrzem świata juniorów, czterokrotnym indywidualnym mistrzem Norwegii, z norweską flagą na plastronie zdobywał już punkty w elitarnym cyklu Grand Prix. Drużynowym multimedalistą DPŚ został jednak kilka lat później, już z Orłem na piersi (złoto 2005, 2007, 2010). Skuteczność, której nikt nie poprawi.
W klasyfikacji drużynowej liderem jest USA, z 10 występami "50%+", wszystkie oczywiście autorstwa Grega Hancocka. Dalej:
2. Czechy - 7 (Václav Milík i Aleš Dryml po 2, Adrian Rymel, Josef Franc i Matěj Kůs po 1). Dalsze miejsca to:
2. Rosja - 7 (Emil Sajfutdinow - 4, Andriej Kudriaszow, Grigorij Łaguta i Roman Iwanow po 1)
4. Finlandia - 4 (Kai Laukkanen i Joonas Kylmaekorpi po 2)
4. Niemcy - 4 (Robert Kessler, Mirko Wolter, Joachim Kugelmann, Martin Smolinski po 1)
6. Węgry - 3 (Matej Ferján, Norbert Magosi i Robert Nagy po 1)
7. Wielka Brytania - 2 (Tai Woffinden - 2)
7. Włochy - 2 (Nicolas Covatti i Christian Miotello po 1)
9. Szwecja - 1 (Peter Ljung)
9. Australia - 1 (Leigh Adams)
9. Słowenia - 1 (Matej Žagar)
9. Dania - 1 (Kenneth Bjerre)
Nigdy jeszcze drużyna z rasowym "koniem pociągowym" w składzie, nie wygrała zawodów rangi DPŚ, co w sumie logiczne, natomiast dwukrotnie Amerykanom udało się zająć II miejsce. W tym raz naprawdę solidnie nastraszyli murowanych faworytów, kiedy w barażu w Pradze (2013) przed ostatnią serią startów remisowali z Australią Darcy'ego Warda. Dziesięciokrotnie taka drużyna wskakiwała na III lokatę, natomiast w aż 30 przypadkach ekipa mająca asa w składzie zajęła ostatnią pozycję (29 razy na IV, a raz na V miejscu (Finlandia w barażu w Holsted 2003).
Obecna formuła z czterema zawodnikami w składzie ewidentnie odpowiada takim wyczynom, bo z 42 wymienionych wyników aż 20 występów przypada na lata 2012 i dalej, a 22 przypadki odnotowaliśmy w latach 2001-2011.
Najczęstszym szczeblem rozgrywek z takim zawodnikiem jest półfinał, tam mieliśmy 29 z 42 przypadków, 10 przypadło na baraż, a tylko 3 na finał. Biorąc jednak pod uwagę rangę decydującego turnieju należy raczej dziwić się, że takie przypadki w ogóle zaistniały. Trzeba przyznać, że nieco w sukurs przyszła tu głupawa (pardon, idąca z duchem czasu) decyzja FIM o zabieraniu jednego miejsca w finale i przyznawaniu go z urzędu gospodarzowi.
Najbardziej obfitym rokiem w takie spektakularne wydarzenia był rok 2013, gdzie 5 razy zdarzały się występy "50%+", natomiast w 2004 było ich najmniej - 0. Wciąż jest zatem szansa, że bieżąca edycja DPŚ okaże się pod tym względem rekordowa. I to nawet całkiem spora szansa.
Jeżeli spojrzeć na tory, najczęściej mieliśmy takie przypadki w King's Lynn - 6 razy. Pod względem państwowym natomiast:
13 razy na polskich torach,
10 na brytyjskich,
9 na duńskich,
7 na szwedzkich,
3 razy na czeskich... a raczej na jednym czeskim - w Pradze.
Na koniec przyszło nam do głowy jeszcze jedno pytanie, na pierwszy rzut oka szalone - czy to możliwe, żeby jeden zawodnik zdobył co najmniej 50% wszystkich punktów, jakie dana reprezentacja zgromadziła na przestrzeni ostatnich 15 lat? Okazuje się, że żyje na świecie jeden taki zawodnik...
Greg Hancock - 264 na 530 punktów kadry USA w DPŚ (2001-2016), czyli 49,8%.
To stan na dzień 28 lipca 2016, tuż przed barażem w Manchesterze, w którym Greg ponownie z dumą miał dźwigać będzie Gwieździsty Sztandar... ale jak okazało się na kilka godzin przed zawodami, zrezygnował z występu, rzucając tym samym kalifornijską młodzież na głęboką wodę. Nie udało się wiekopomnie przekroczyć tych 50 procent (choć w zaokrągleniu 49,8 to jest 50)... ale i tak - cokolwiek by się w karierze Grega nie wydarzyło - kiedyś będziemy o tym panu opowiadać dzieciom.
Greg jest simply the best, wymyka się wszelkim klasyfikacjom niczym teksański koniokrad kolejnym obławom, żeby więc dać szansę innym liderom, którzy na miano "koni pociągowych" bez dwóch zdań również zasłużyli, obniżyliśmy wartość graniczną do "tylko" 30% punktów zdobytych przez daną reprezentację w latach 2001-2015. I tutaj, daleko za plecami Jankesa, bo i liczba odjechanych wyścigów dużo niższa, jest zaskakująco ciekawie:
2. Maksym Bogdanow vel Maksims Bogdanovs, 28 z 65 punktów Łotwy, czyli 43,1%
3. Matej Žagar, 28/72, 38,9%
4. Joonas Kylmakorpi, 60/165, 36,3%
5. Kjastas Puodżuks, 22/65, 33,8%
6. Kai Laukkanen, 55/165, 33,3%
7. Andrzej Lebiediew vel Andżejs Lebiedievs, 21/65, 32,3%
A zatem Łotysze górą. Matematyka czasem jednak ustępuje sportowej nieprzewidywalności i żużlowym realiom. Bo jak inaczej nazwać fakt, że w DPŚ 2016 ta sama Łotwa, zaprzęgnięta we wszystkie trzy konie, tak łatwo odpadła z Niemcami? A jednak... Kilka defektów, cztery zgubione podkowy, kucyk zamiast tego czwartego - i wystarczyło. I to niechaj będzie najlepszą puentą. Żużel jest nieprzewidywalny. Ten reprezentacyjny jakby bardziej niż nasz codzienny, ligowy. Przykłady Hancocka i kilku innych, którzy nigdy nie mieli szans, by złoto DPŚ zdobyć, ale rok po roku stawali pod taśmą i dawali z siebie wszystko, są więcej niż budujące. Oby te drużynowe mistrzostwa świata nie zginęły, choć nie brak opinii, że próby czasu, w którym jedyną determinantą stają się zera wybijane na fakturach, nie wytrzymają.
Dawid Dukiewicz
Jakub Horbaczewski
Foto: speedway-sa.com