KALENDARIUM

POWIEDZIELI

Teraz jest mi trochę wstyd i przykro, że tak się potoczyło. Mogę przeprosić tych kibiców, którzy poczuli się może urażeni, ale ten przekaz, który poszedł w mediach przez jednego z naszych gorzowskich dziennikarzy, który został wrzucony (do sieci), nie był od początku. Wdałem się w tę polemikę, niepotrzebnie. / Stanisław Chomski dla C+

Final2016Ponieważ jest więcej niż pewne, że wielu kibiców z Gorzowa nie doczyta nawet drugiego zdania poniższych refleksji i do ataku ruszy od razu zobaczywszy tytuł (wszak "bijo naszych!"), w te pędy już w pierwszym słowie serdecznie gratuluję Stali Gorzów zasłużonego tytułu Drużynowych Mistrzów Polski 2016! Z ręką na sercu. Bardziej szczery bywam tylko w kwietniu wypełniając PIT-a. A jeśli to za mało dla tych nieprzejednanych i żądnych krwi, w tym wypadku mojej (ostrzegam, nawet komary padają), mam taką zuchwałą propozycję, by dokonali rozbioru logicznego tego skandalicznego tytułu, z którego wnet wyniknie, że kolein nie dość, że było tylko trochę, to jeszcze - nie chce być inaczej - te same musieli pokonywać tak jedni, jak i drudzy. Znaczy się, gorzowianie robili to lepiej. Najlepiej Zmarzlik (12), a już zupełnie śpiewająco Krzysztof Kasprzak, który w bonusie dorzucił zwrotkę: "tor był bardzo dobrze przygotowany, jak zawsze - trochę przyczepny". To ja też będę dziś trochę przyczepny.

Udowadnianie, że ci, którzy przegrali, wcale nie byli słabsi, ma długą tradycję i jest stosunkowo wdzięcznym zajęciem. Tyle, że bezsensownym. Sztuką dla sztuki bardziej. Niczego to już nie zmieni, nie będzie też motorem postępu. Czy Get Well Toruń mógł znaleźć tych kilka brakujących punktów na wagę złota? Mógł, oczywiście, że mógł. I to nawet nie w dwumeczu, a w każdej z półfinałowych batalii z osobna. Ktoś pozwolił temu Pawlickiemu zniwelować "gardłową" stratę na Motoarenie. Drużyna, która szczyci się - skądinąd całkiem słusznie - mianem najlepiej wykorzystującej atut własnego toru, dwa kluczowe wyścigi (13. i 14.) przegrała u siebie w stosunku 3:9. A tego ostatniego też nie była w stanie wygrać podwójnie. Pomyślcie, w jakiej sytuacji byłby w rewanżu Stanisław Chomski, gdyby to wyszarpane z crossowiska pod koniec meczu 12 punktów przewagi wciąż nie oznaczało sukcesu?

Ale nawet wziąwszy to toruńskie 49:41, przyjmując je z całym dobrodziejstwem inwentarza, można było zagrać na stalowym nosie i złotą zaliczkę obronić na "Jancarzu". Kto zawiódł najbardziej? Najbardziej to pewnie Kopeć-Sobczyński, Miedziński i Gomólski - bo oni łącznie zdobyli tylko trzy smętne oczka. Do tego Przedpełski, który pojechał zadziwiająco słabo. Matematyka nie kłamie, ale w tym wypadku, kiedy nawet bez wyżej wymienionych gagatków dało się bronić skuteczniej, mam nieco inny typ. Greg Hancock. Jacek Gajewski nie zdążył go wykorzystać jako RT, co dziś wytknie mu każdy niedzielny kibic. To prawda, mogło być sześć startów Grega, a jeżeli nawet pan Jacek trzymał go na nominowane, to nie wziął pod uwagę, że to bywa ryzykowna zwłoka. Tyle, że ja nie o tym, co mogło być, a o tym co było, chciałem. Bo poza dwiema pierwszymi "trójkami" Amerykanin zaliczył przeciętne zawody (ta premierowa zresztą to taka "trójka imienia Gingera" - o tym też fani z Torunia w natłoku pretensji powinni pamiętać). W kluczowych momentach Kalifornijczyk nie dał swojej drużynie żadnego zwycięstwa nad liderem Stali. Miejscowi wyprzedzali go wchodząc konsekwentnie "po małej", podczas gdy Mistrz Świata jechał 3-4 metry obok. Czy to możliwe, żeby nie potrafił rozszyfrować tego toru? Nie wiedział z której strony nadciąga zagrożenie? Moim zdaniem - acz zastrzegam, że to tylko mój prywatny, subiektywny osąd - doskonale wiedział. I rozszyfrował. Tylko wystarczył mu jeden raz, kiedy solidnie go "wytarmosiło", wystarczył drugi, kiedy ujrzał, co się dzieje z kolegami przy krawężniku - i dał sobie spokój z nadstawianiem kości. A dał sobie spokój, bo nie dla każdego ten mecz posiadał wagę "najważniejszego meczu ostatnich 5 lat". Nie dla każdego musiał posiadać taką rangę nawet w skali bieżącego roku. Czy to też sztab Stali mógł przewidzieć?

To działało oczywiście w obie strony. Nawet w tym decydującym, 14. wyścigu, kiedy stalowcy zabierali się, by dopaść Hancocka, Bartosz Zmarzlik na moment stracił panowanie nad swoją maszyną, ewidentnie wyciągnęło go na zewnętrzną. Gdyby nie opanował motocykla i zabrał ze sobą Iversena (a tak to musiało się skończyć), złota pewnie by nie było. Byłby wykluczony Zmarzlik, byłby trzeci upadek PUK-a w ciągu kilkunastu godzin, byłby dramat. Ciekawe, na ile zmieniłoby to optykę spojrzenia na ten finał części kibiców.

Wielu tego dnia było autentycznie zszokowanych. Tym, co ujrzeli i zderzeniem z tym, czego oczekiwali. Pytanie, czy nie było naiwnością liczyć na coś innego? Rok temu pierwszy mecz finałowy w Częstochowie był tak beznadziejny, że aż oczy łzawiły. Rewanż, dla odmiany, piękny. Tor do walki, "żużel na tak". Nachwalić się nie mogliśmy. Jakie z tego wnioski wyciągnięto? Otóż takie - podejrzewam - że tym "żużlem na tak" gospodarze prawie przerżnęli pewne, wydawało się, złoto. Kiedy w grę wchodzą tak wielkie pieniądze, mało kto zaryzykuje przegraną po pięknym meczu. Chciałbym się mylić, ale nie mam wielkich złudzeń, że za rok będzie inaczej.

Furorę w sieci robią teraz cytaty z Jacka Gajewskiego, który kilka godzin przed meczem (rzekomo) był zadowolony z toru i dzielił się tym szczęściem z mediami. To samo w sobie ciekawe, jak można autorytatywnie orzec zadowalający stan toru po którym nikt jeszcze nie przejechał, ale nawet zakładając, że tak było w istocie, nie wszystko koresponduje tu z późniejszymi reakcjami torunian. Na przykład tymi, kiedy tuż przed meczem, na wyraźną interwencję Roberta Kościechy, rozpoczęto naprawianie jednego z niebezpiecznych miejsc. Pisaliśmy o tym z trybun "Jancarza". Jeżeli faktycznie wszystko było w porządku, to co takiego naprawiali? Wraca jak bumerang temat komisarzy i całej tej rozdymanej procedury, mającej zagwarantować bezpieczeństwo i uniemożliwić preparowanie torów. Bo właśnie na naszych oczach cała ta procedura została - nomen omen - rozdymana. Prawdę mówiąc, chyba już lepiej by było, gdyby miejscowy strateg mógł zrobić to, co chce zrobić, od początku do końca. Wtedy przynajmniej połowa żużlowców nie wpadałaby w dziury. Ponury żarcik, ale czy na pewno żarcik?

Zagłębianie się szerzej w temat przygotowania toru nie ma sensu. To zawsze skończy się: a) pyskówką, b) ripostą ze strony miejscowych, że "przecież toru nie robili oni, tylko komisarz". Albo komisarz i sędzia. Albo komisarz i pogoda. Albo komisarz i Alex. Poza tym komisarz, jak powszechnie wiadomo, to wynalazek toruński. Taki Frankenstein. Więc "o co kaman?!". Nawet jeśli ktoś doczyta się takiego faktu, że nasz ulubiony żużlowy quasimodo wydoroślał i niedawno wszedł w kolejne stadium rozwoju (za tor w pełni odpowiada gospodarz, a komisarz jedynie pilnuje i patrzy na ręce) - tym gorzej dla tego faktu. Jak widać, najnowsza poprawka zdała egzamin - komisarz, który "jest, ale go nie ma", zapewnił nam moc atrakcji i niezapomniany finał.

I to jest chyba clou sprawy. Wcielając się na moment w rzecznika tych "niezaangażowanych" (a to ich zasiadła przed odbiornikami większość), zaryzykuję, że to jedyne, co po latach z tego wszystkiego zapamiętamy. Wypromowano ten koncert, napowtarzano setki razy, że "najlepszy na świecie", zarezerwowaliśmy wieczór, ubraliśmy się odświętnie, a ze sceny dobiegł skowyt i rzępolenie rodem z wiejskiego festynu.

To już jednak za nami. Ta łycha dziegciu pozostanie na długie zimowe wieczory. Najbardziej markotnym - tylko "łycha". Gorzowianie utonęli w bezbrzeżnej radości, zapalili race, marynarki, cygara..., goście srebrne medale przyjęli i też się z nich cieszyli. My też powinniśmy przyjąć ten wynik i umieć wznieść się ponad decyzje sędziego, starty (lotne lub nie), znikające linie na wirażu, dziury i wszystkie zmory i upiory tej nocy. Deprecjonowanie trudu Zmarzlika i kolegów, nie tylko finałowego, ale przede wszystkim całosezonowego, byłoby grubym nietaktem. A kiedy emocje opadną, znajdzie się niejeden kibic z Gorzowa, który przyzna: "kurczę, trochę do bani był ten tor" i niejeden Apator, który powie, że "na Zmarzlika w dwa szesnaście nie było bata". Ale to już przy piwku, nie w atmosferze internetowych szyderstw.

Oprócz całego tego balastu, był to taki finał, po którym dumni ze swoich zawodników mogą być i w Gorzowie, i w Toruniu. Z klasą przeprowadzono też ceremonię dekoracji, ładnym gestem było podstawienie drugiego rosomaka dla tych srebrnych - też wygranych. I wiecie co, bardzo pozytywny człowiek z tego Kościechy. Nie wiem, czy będąc na jego miejscu i mając swoje "pięć minut" potrafiłbym całe rozgoryczenie, wszystkie smutki i przetrącone nadzieje skwitować li tylko dłuższym oddechem i tak po prostu, zwyczajnie, ale zarazem szalenie autentycznie, cieszyć się z tego, co los dał.

StalGorzow mistrz2016


***

Finał Ekstraligi musiał zdominować wszystko, ale najpiękniejszą kartę w historii polskiego ligowego speedwaya w sezonie 2016 zapisali... żużlowcy z Łotwy. Nie chodzi tylko o to, że wygrali (drugi rok z rzędu nie będąc faworytami), ale o to w jakiej sytuacji wygrali. Po tym, jak potraktowano ich w roku 2015 złudzeń, że ta gra jest czysta już raczej nie mieli, a oficjalnie PZM-owski beton odebrał im wiarę i podkopał motywację na długo przed tym finałem. Jadąc "o nic", pojechali fair z jednym walczącym o utrzymanie klubem, pojechali fair z drugim walczącym o utrzymanie klubem, pojechali w pełnym składzie i z pełnym zaangażowaniem oba mecze finałowe. Chociaż przez ostatnie dwa miesiące każdy wywiad z kimkolwiek spośród nich zaczynał się od pytania "czy wiecie, że i tak nie awansujecie?". Albo "nadal nie odpuszczacie, czy macie jeszcze za co jeździć?". Na dobrą sprawę, od momentu deklaracji PZM oni powinni wszystkie mecze pojechać bez liderów, dając maksymalną liczbę startów juniorom. A trenera, który nie zgodziłby się zakończyć sezonu w stylu Stali Rzeszów, czekałby los Piotra Barona. Byłby kolejny rwetes, posypałyby się kalumnie... Nic z tego. Łotysze pokazali co to znaczy honor, a to, co przed kamerami TVP piękną polszczyzną powiedział Andżej Lebiediew zapisze się w historii polskiego żużla.

Może taka właśnie była różnica pomiędzy wielkim Hancockiem a młodym Lebiediewem, że temu drugiemu chciało się zaryzykować własnym zdrowiem. Wjechać tam, gdzie równie dobrze można było przymknąć gaz - i nikt by nie pisnął złym słowem. Amerykanin starał się w "wielkim finale", bo jest profesjonalistą i bardzo lubi Toruń. Lebiediewowi nikt nie zadaje pytań, czy lubi Daugavpils. Lebiediew i Daugavpils to jedno.

Nawet w tym naszym sporcie, od niedawna zbrukanym komercją, dobitym bezrozumną transfuzją wielkich pieniędzy, nękanym takimi patologiami jak coroczne załatwianie sobie awansów i spadków, czasem, nieopatrznie, zdarza się jeszcze pierwiastek czegoś większego. Taki był tegoroczny finał Nice PLŻ. "Być jak Lokomotiv" wejdzie do kanonu. Na razie na tym skromnym portalu, ale jestem pewny, że przyjmie się szerzej. Co oznacza - kibicom nie trzeba będzie tłumaczyć. Beton nie zrozumie. Od betonu się odbije.

Szalenie żal tych Łotyszy. To, co z nimi zrobiono (i wciąż się robi), a w efekcie to, co wyprawia się z całą ligą, jest jak wyjęte z jakiejś ponurej groteski. Tego by Gogol nie wymyślił. To przejdzie do annałów - nie tylko żużla, ale całego polskiego sportu. Miny redaktora Czyszanowskiego i zaproszonych gości, kiedy w porze niedzielnego rosołu musieli tłumaczyć telewidzom, że oto, drugi rok z rzędu, ligę wygrywa drużyna, która w istocie musi przegrać, bo tak postanowiło kilku panów, mówiły wszystko.

Szacunek dla ekscentryka Skrzydlewskiego. Na nim niejednego już psa powieszono i jeszcze niejednego powieszą, ale z tej sytuacji wyszedł z rzadko spotykaną w polskim żużlu klasą.

Teraz zacznie się etap konkursowy. Nabór otwarty. Ekstraligowy "kombajn do zbierania kur po wioskach". Może wy pojedziecie? A może wy? I nie martwcie się, jakby co, to te bezduszne przepisy, które tak trafiają w Łotyszy, troszkę się zliberalizuje. Warunkowo oczywiście. Ktoś pojedzie bez sztucznego światła. Komuś się przedłuży termin rozliczenia długów. Ktoś spadł z ligi, ale rokuje nadzieje. Może któreś miasto wpompuje milionik albo dwa? Ekstraligowe wdziano uszyje się na miarę, byle kandydat był "właściwy". W okolicach połowy października dowiemy się, kto spadł z tej ligi, kto awansował. Jak za minionych czasów, pierwszeństwo będą mieć sprawdzeni towarzysze. 

Szkoda klawiatury.

Jakub Horbaczewski

Korzystanie z linków socialshare lub dodanie komentarza na stronie jednoznaczne z wyrażeniem zgody na przetwarzanie danych osobowych podanych podczas kontaktu email zgodnie z ustawą o ochronie danych osobowych. Podanie danych jest dobrowolne. Administratorem podanych przez Pana/Panią danych osobowych jest właściciel strony Jakub Horbaczewski . Pana/Pani dane będą przetwarzane w celach związanych z udzieleniem odpowiedzi, przedstawieniem oferty usług oraz w celach statystycznych zgodnie z polityką prywatności. Przysługuje Panu/Pani prawo dostępu do treści swoich danych oraz ich poprawiania.

KALENDARIUM

POWIEDZIELI

Teraz jest mi trochę wstyd i przykro, że tak się potoczyło. Mogę przeprosić tych kibiców, którzy poczuli się może urażeni, ale ten przekaz, który poszedł w mediach przez jednego z naszych gorzowskich dziennikarzy, który został wrzucony (do sieci), nie był od początku. Wdałem się w tę polemikę, niepotrzebnie. / Stanisław Chomski dla C+

Odwiedź nasze social media

fb ikonkaX ikonkaInstagram ikonka

Typer 2024 - zmierz się z najlepszymi!

Najszybsze żużlowe newsy

SpeedwayNews logo

NAJBLIŻSZE ZAWODY W TV

 PGE Ekstraliga 2024
1. Orlen Oil Motor Lublin  14 31 +162
2. Betard Sparta Wrocław  14 19 +30
3. ebut.pl Stal Gorzów  14 19 -37
4. KS Apator Toruń  14 15 -7
5. ZOOLeszcz GKM Grudziądz  14 14 -58
6. NovyHotel Falubaz  14 13 -33
7. Krono-Plast Włókniarz  14 12 -50
8. FOGO Unia Leszno  14 11 -87
 Metalkas 2. Ekstraliga 2024
1. Arged Malesa Ostrów  14  28 +128
2. Abramczyk Polonia  14  27 +161
3. Innpro ROW Rybnik  14  23 +63
4. Cellfast Wilki Krosno  14  19 -20
5. #OrzechowaOsada PSŻ  14  18 -16
6. H.Skrzydlewska Orzeł Łódź
 14  13 -54
7. Texom Stal Rzeszów  14   9 -80
8. Zdunek Wybrzeże Gdańsk
 14   3 -182
Krajowa Liga Żużlowa 2024
1. Ultrapur Start Gniezno
 10  21 +94
2. Unia Tarnów  10
 16 +55
3. PKS Polonia Piła  10
 11 +18
4. OK Kolejarz Opole  10
 11 -39
5. Optibet Lokomotiv  10  10 -23
6. Trans MF Landshut Devils  10  6 -105

Klasyfikacja SGP 2024 (po 10/11 rund)

1. Bartosz Zmarzlik
159
2. Robert Lambert
137
3. Fredrik Lindgren
127
4. Martin Vaculík 114
5. Daniel Bewley
111
6. Mikkel Michelsen 101
7. Jack Holder 97
8. Dominik Kubera
88
9. Leon Madsen 76
10. Łotwa duża Andrzej Lebiediew
75
11.  Max Fricke 64
12. flaga niemiec Kai Huckenbeck 58
13. Szymon Woźniak 46
14. Jason Doyle 47
15. Maciej Janowski
46
16. Czechy duzaFlaga Jan Kvěch 41

PARTNERZY

kibic-zuzla logozuzlowefotki-logo
WszystkoCzarne blog

Pomóż kontuzjowanym

KamilCieślar
DW43