Znajdujemy się w samym środku martwego sezonu. Choć motocykle już dawno ucichły, nie znaczy to, że wokół ligi nic się nie dzieje. Po zakończeniu okresu transferowego, który budził największe emocje, dogrywane są właśnie ostatnie kwestie organizacyjne dotyczące. Jedną z nowości tych ustaleń jest bardziej "liberalny" terminarz. Do akcji wchodzi już nie tylko Ekstraliga, która otwierała się co jakiś czas na terminy piątkowe, ale także niższe klasy rozgrywek. W II lidze ogłoszono już terminarz, w którym zazwyczaj 2 z 3 spotkań odbędą się w soboty. Terminy sobotnie zawiera też kalendarz I ligi, chociaż - znając życie - to, ile faktycznie sobotnich spotkań dojdzie do skutku, dopiero się okaże. Niezależnie od tego, czy te pomysły nam się podobają czy też nie, warto zdać sobie sprawę, że w naszym ligowym żużlu po cichu dochodzi właśnie do czegoś w rodzaju przewrotu kopernikańskiego. Należy się w związku z tym zastanowić, co na tym zyskamy, a co stracimy, biorąc pod uwagę nie tylko czynniki materialne.
Dlaczego używam tak mocnych słów, pisząc o przewrocie kopernikańskim? Otóż chciałem sprawdzić, jak długa jest w Polsce tradycja rozgrywania żużlowych spotkań w niedziele. Korzystając z nieocenionej strony "Historia Speedwaya w Polsce" autorstwa Romana Lacha, ku mojemu ogromnemu zdziwieniu, wyszło na to, że mecze ligowe nad Wisłą były organizowane w niedziele od... zawsze! Co ciekawe, także przedwojenne zawody indywidualne, w raczkującym jeszcze "czarnym sporcie", również odbywały się właśnie w ten sam dzień. Zatem, czy organizatorzy polskich lig żużlowych zdają sobie sprawę z tego, na jak wielką rewolucję się zdecydowali i jak długą tradycję zmieniają? Trzeba też w tym miejscu dodać, że nie jest to jedyna tradycja, będąca swoistym wyróżnikiem polskiego żużla, której w ostatnich latach bezceremonialnie się pozbyto. Niektórych zmian tzw. niedzielni - nomen omen - kibice nawet nie zauważyli, ale wierni fani szlaki z pewnością wiedzą, o czym piszę. Mieliśmy już przesunięcie oficjalnej godziny rozpoczęcia zawodów z momentu rozpoczęcia prezentacji na start do pierwszego wyścigu, rezygnację z "odwróconego" kalendarza rundy rewanżowej w Ekstralidze, rezygnację z indywidualnych kevlarów, "latający" termin finału IMP, czy obniżanie prestiżu MPPK, które w zeszłym sezonie realnie w ogóle się nie odbyły. Bardzo ciekawą i barwną tradycją były też występy orkiestr dętych podczas prezentacji żużlowców przed ważnymi meczami. Te i inne wyróżniki ligowego speedwaya, separujące go (pozytywnie) na tle pozostałych dyscyplin, na naszych oczach odchodzą do lamusa. Pewnie, że wiele z nich nie ma z praktycznego punktu widzenia większego znaczenia. Ale z drugiej strony, to trochę tak, jak Wimbledon bez tenisistów w białych strojach czy brak noworocznego treningu piłkarzy Cracovii.
Oprócz wspomnianych wad "sentymentalnych", wydaje się, że rozciągnięcie ligowych kolejek na kilka dni ma właściwie niezliczoną ilość zalet, do których zresztą często odwoływano się w sondach internetowych czy komentarzach. Widać z nich, że większość żużlowej braci raczej popiera nowe pomysły. Trudno się z tą argumentacją nie zgodzić. Po pierwsze, mecz w sobotę jest dla kibica wygodniejszy. Nie każdy ma na stadion pół godzinki spacerem. Są też kibice gosci. Jeśli mecz odbywa się w niedzielę wieczorem, a kibic ma daleko do domu, nie tylko nie będzie chciał zabrać ze sobą dzieci, ale i sam dobrze się nie wyśpi przed poniedziałkiem. Dla wyjazdowiczów natomiast mecz w sobotę nie będzie oznaczał straty jednego dnia urlopu. Szósty dzień tygodnia jest też znakomity dla ludzi, którzy lubią połączyć wyjście na mecz ze spotkaniem towarzyskim. Można wtedy bezkarnie wybrać się po meczu do restauracji czy pubu, ciesząc się jeszcze weekendem. Mecze w soboty to również okazja dla fanów z niższych lig, aby w jeden dzień pójść na mecz w swoim mieście, zaś w niedzielę pojechać do sąsiedniego na spotkanie Ekstraligi. Nie inaczej jest ze względu na telewizję. Rozciągnięcie imprez na kilka dni to więcej spotkań do obejrzenia w telewizji (Polsat już nieoficjalnie zapowiada transmisje z dwóch spotkań I ligi w sezonie 2017). To też okazja, by pójście na mecz I czy II ligi w sobotę nie oznaczało rezygnacji z oglądania najciekawszych meczów Ekstraligi. Kuszące, prawda?
Zastanawia mnie jednak, czy w tej pozornej sielance nie będzie kilku zagrożeń. Wyobraźmy sobie ciepły, letni weekend, których kilka - jestem pewien - tradycyjnie zdarzy się w czerwcu, lipcu czy sierpniu. Idealny czas na wypad za miasto, spędzenie czasu z najbliższymi albo własne, inne niż żużlowe, hobby. Tymczasem już w piątek od 20.00 do 22.00 mamy transmisję z Ekstraligi. W sobotę zasiadamy przed telewizorem już o 16.00 na I ligę, po czym kończymy dzień o 22, po zakończeniu GP. W niedzielę zaczynamy od I ligi o 13.30, poprzez dwa mecze Ekstraligi, dokładając do pieca jeszcze magazyn żużlowy o 21.30. Speedway od 13.30 do 23, ciurkiem. Czy dostając taką dawkę żużla, będzie możliwe się nim nie znudzić? Sam jestem ciekaw. Osobiście momentami miałem już dość przy połowie tego, co wymieniłem. Jeżeli jednak ktoś da radę, to z pewnością nie jest to dobra wiadomość dla rodzin i przyjaciół żużloholików.
Na koniec wypadałoby podsumować, co sam sądzę o pomysłach zerwania ligi z niedzielą. Jako tradycjonalista, lubiący przyzwyczajenia, takie decyzje bardzo wyraźnie nie przypadają mi do gustu. Nawet zauważając plusy, w tym komercjalizację i więcej pieniędzy do podniesienia z rynku. Skoro żużel zawsze był w niedziele i przez tyle lat jakoś się to broniło, to po co to zmieniać? Inny problem dotyczy frekwencji na meczach i tu także będę się upierał przy tym, że niedziela zawsze będzie lepsza od soboty. Czy tylko ja doświadczyłem tego faktu, że w wielu dużych firmach w sobotnie popołudnia odbywa się normalna produkcja? Natomiast pomysł rozgrywania meczó w piątki, co ma miejsce w Ekstralidze, pod tym względem, tak szczerze mówiąc, jest dla mnie jakimś horrendum. Nie jestem zwolennikiem rozciągania kolejek ligowych na całe weekendy, pod dyktando nadawców telewizyjnych, jak ma to miejsce np. w polskiej siatkówce czy piłce nożnej, gdyż cierpi na tym wartość sportowa telewizyjnych spotkań i nieuchronnie dojdzie do wspomnianego przesytu dyscypliną.
Czy będzie lepiej niż przewiduję, a ten pomysł się obroni? Myślę, że koniec przyszłego sezonu będzie dobrym czasem na pierwsze podsumowanie.
Michał/GW
Zdjęcie tytułowe: archiwum serwisu allegro.pl