W środę 10 maja dowiedzieliśmy się, że Tomasz Gollob został przesłuchany w bydgoskim szpitalu przez prowadzącego sprawę prokuratora. Streszczając, miał powiedzieć, że całą winę bierze na siebie. A nawet jeśli bezpośrednio zawinił sprzęt, to on, jako profesjonalista, za przygotowanie tego sprzętu odpowiadał. Źródło raczej dobre, bo Polska Agencja Prasowa i prokuratura. A na to obecnie trzeba zwracać uwagę, bo wszyscy pamiętamy żenujący spektakl, jaki nam serwowano przez ponad tydzień, kiedy "stan zagrożenia życia" lub "pogorszenie" następowały zawsze ok. 10 rano, natomiast "poprawę" ogłaszano, kiedy ludzie wychodzili z biur.
To nie będą długie przemyślenia, bo jest to w zasadzie jedno przewodnie przemyślenie - cieszę się, że pan Tomasz powiedział to, co powiedział. Obym się mylił (i chcę się mylić), ale to być może taki ostatni test Mistrza - motocyklisty. Jego, który całe swoje życie poświęcił bez reszty sportom motorowym, dziś, raz jeszcze, ten sport motorowy wezwał przed oblicze wysokiej komisji. I Mistrz ten test zdał. Z klasą godną swej sławy.
Może to nic wielkiego. Może. Ale w naszym kraju, i w naszym żużlu też, mieliśmy już przykłady na to, że kiedy można chwycić się choćby najcieńszej liny, by odepchnąć odpowiedzialność od siebie, a obarczyć nią "tamtych", to się to robi. Niekiedy wbrew faktom, ustaleniom, ekspertyzom. Gromady sojuszników-wyznawców nigdy nie zabraknie. A im większe nazwisko, tym gromada większa. Pan Tomasz nie musiałby daleko szukać. I nie minęłoby pół dnia, jak żądne "monetyzacji" media zlinczowałyby Bogu ducha winnych...
- Nie wierzę, żeby przy perfekcyjnym jeżdżeniu Tomka i ogromnym doświadczeniu jakie posiada, to się stało z powodu umiejętności. To nie było miejsce, które zagrażało aż takimi konsekwencjami - mówił kilka dni wcześniej Władysław Gollob, ojciec zawodnika, w wypowiedzi dla telewizji nSport+. Dodając tajemniczo, że "nie chce pewnych wątków rozwijać".
Cóż, on wie o synu najwięcej. Najmocniej jest też z nim związany. Jemu będzie najtrudniej pogodzić się z myślą, że było inaczej. Jeśli było. Ale wykluczyć tego nie można, bo nie ma ludzi nieomylnych. Zwłaszcza w sportach motorowych. Zwłaszcza w żużlu, gdzie decydują ułamki sekund i sto drobiazgów. O Wardzie, jako "geniuszu szlaki", napisano pięćset, tysiąc albo pięć tysięcy razy. I kogo wykluczono z tego ostatniego wyścigu? Znacie kogoś nieomylnego w jakiejkolwiek dziedzinie życia?
Gollob też nieomylny nie był. Nie zawsze był "święty", nie zawsze miał rację, nie dla każdego polskiego kibica w aspekcie czysto ludzkim jest postacią pomnikową. To tak dyplomatycznie ujmując. Jeśli ktoś uważa inaczej, to oczywiście może, ale lansowanie tezy o boskości cnót jego wszelakich jest teraz najmniej potrzebne. Golloba niechaj każdy percypuje po swojemu. Wszyscy - życzmy mu jak najlepiej, bo jego żużlowy majestat i wkład w biało-czerwony speedway nie znajdą równych sobie przez najbliższych kilka dekad.
To bardzo dobrze, że prokuratura kontynuuje pracę, nawet pomimo tego, co powiedział sam Gollob. Nie rozumiem ludzi, którzy zalewają dyskusyjne fora oskarżeniami kalibru: "tu drążą, a jak na ulicach kradną i biją, to ich nie ma". To taki haubicopopulizm. Zawsze powinno się z urzędu takie sprawy rzetelnie wyjaśniać. A przynajmniej dążyć do tego. Co się dzieje, kiedy najpierw jest teza, a potem do niej dopisuje się resztę, obserwujemy dzień w dzień, od kilku lat. Niezależnie od tego, czy dziennik oglądamy o 19 czy o 19:30.
Byłoby dobrze dowiedzieć się, co tak naprawdę stało się w Chełmnie. Może właśnie teraz moment ku temu najlepszy. Na tragedii pana Tomasza chyba wszyscy chętni dobrze już zarobili. Może teraz dadzą spokojniej popracować. A samemu Gollobowi rehabilitować się i szybko wracać do zdrowia i do żużla. W tej czy innej roli.
Jakub Horbaczewski