"Wish we could turn back times, to the good old days", czyli "Gdybyśmy mogli cofnąć się do starych, dobrych czasów". Właśnie tak śpiewa wydziarany równie mocno jak niejeden żużlowiec Tyler Joseph, wokalista zespołu Twenty One Pilots. Wydaje się, że właśnie te słowa mogą nucić pod nosem, ba - krzyczeć na cały głos, wszyscy fani żużla z Wysp Brytyjskich. Tamtejszy speedway jest już od kilku dobrych lat na równi pochyłej, a skoro w europejskiej kolebce "czarnego sportu" nie dzieje się dobrze, to czy w kwestii przyszłości żużla w innych krajach można pozostać optymistą?
"W rozwoju europejskiego żużla największe zasługi ma Anglia. W latach 1926-27, na Wyspy Brytyjskie przyjeżdża John Hoskins i inni Australijczycy wraz z przystosowanymi do wyścigów motocyklami Douglas i organizują pokazowe zawody. "Dirt track" - czyli w dosłownym tłumaczeniu "brudna droga" - chwyta w Anglii błyskawicznie".
Peter Oakes to uznany brytyjski dziennikarz, który na żużlu zjadł już zęby. Jeżeli można o kimś powiedzieć, że w jego żyłach płynie metanol, to on z pewnością do takich osób się zalicza W swojej książce "Speedway ponad wszystko" Henryk Jezierski nazwał go "alfą i omegą speedwaya". Co ciekawe, Oakes w tej chwili pracuje nad biografią Taia Woffindena, która być może będzie wydana także i w naszym kraju. Pytam go o największe obecnie problemy żużla na Wyspach. Niestety, tak jak się obawiałem - to prawdziwy "temat rzeka".
- Trudno się nie zgodzić z faktem, że brytyjski żużel jest w kryzysie, który zaczął się już jakiś czas temu. Wiele osób sądzi, że jeżeli nie zajdą gruntowne zmiany i reformy, to w przeciągu 5 lat speedway na Wyspach przeistoczy się w sport półprofesjonalny, pierwszy raz od czasu gdy zawitał tu w 1928 roku. Jest wiele problemów, ale jednym z najpoważniejszych jest brak kibiców na trybunach i młodej generacji fanów. Chciałbym widzieć drużyny funkcjonujące na takich zasadach, jak w Polsce i Szwecji, zakaz jeżdżenia w dwóch ligach (oprócz żużlowców poniżej 21 lub 23 roku życia), ograniczenia w funkcji "gościa" i znacznie bardziej restrykcyjne podejście wydziału dyscypliny (Speedway Contro Bureau), gdy jest to konieczne. Nawet jeżeli telewizja wypłaca klubom do podziału mniej więcej milion funtów za sezon, to nawet cent nie jest inwestowany w infrastrukturę, czy marketing. Nie ma żadnego dużego sponsora na przykład całej ligi, a zdecydowanej większości klubów nie wspierają duże, znane na cały kraj firmy - mówi Peter Oakes.
"Zupełnie nieznane w Polsce, są niezwykle tu popularne kluby kibiców. Przed meczem sprzedawane są czapeczki, szaliki, szarfy w barwach drużyn, znaczki klubowe, fotografie zawodników. Kibice sami się organizują na stadionie, wznoszą okrzyki, śpiewają swój hymn. Wielu z nich jeździ z drużyną do innych miast. Wówczas obowiązkowo przystrajają się w klubowe barwy, muszą się różnić od konkurentów".
Znana z telewizyjnych transmisji flaga, powiewająca na trybunach stadionu Poole Pirates. "Piraci" w ostatniej dekadzie nadawali ton rozgrywkom Elite League, choć wśród fanów innych drużyn panuje opinia, że często traktowani byli przez władze ligi z przesadną życzliwością. Co najmniej.
Wątek jeżdżenia zarówno w Premiership, jak i Championship porusza także Josh Gudgeon. To specjalista ds. żużla w koncernie Monstera, a także członek teamu Grega Hancocka. I tak jak w Polsce na każdym kroku mówi się o przepaści sportowej i finansowej pomiędzy ligami (co "trafnie" zauważył niedawno Janusz Stachyra), to na Wyspach wygląda to zupełnie inaczej. I paradoksalnie - nie jest to wcale dobre.
- Myślę, że kombinacja kilku czynników, takich jak polityka BSPA (brytyjska federacja żużlowa - dop. aut.), niskie zarobki, słabe ligi i mała liczba topowych jeźdźców doprowadziła do obniżenia poziomu. Obecnie pomiędzy obiema ligami nie ma zbyt dużej różnicy. Czasami na meczu w Premiership jest tylko jeden, góra dwóch żużlowców, którzy nie jeżdżą także i w Championship. Możemy zaobserwować zamknięte koło - publiczność na stadionach nie dopisuje, bo produkt żużlowy jest słaby, a jest słaby, bo brakuje pieniędzy. Żeby się rozwijać, trzeba wydawać, a brytyjskie kluby skupiają się przede wszystkim na cięciu kosztów i obniżaniu poziomu, a w zamian oczekują od fanów ciągłego płacenia tych samych kwot. Dlaczego mieliby oni płacić tyle samo za gorszy produkt? - pyta retorycznie Josh Gudgeon.
Dodaje także coś odnośnie do sprawy, którą poruszył niedawno Jason Doyle. Australijczyk jakiś czas temu z góry zapowiedział, że jeżeli regulaminowo nie zostaną ustalone dni tygodnia, w których rozgrywa się mecze na Wyspach, to on odpuści sobie przyszłoroczne starty w Premiership. W tej chwili jeździ się tam „zawsze i wszędzie”, a dwa mecze z rzędu i przerywanie tego drugiego z powodu... zapadającej nocy (Wolverhampton w tym sezonie), nikogo już raczej nie dziwi.
- Jednym z poważniejszych problemów jest to, że w odróżnieniu od Szwecji i Polski, nasze ligi jeżdżą zawsze w zupełnie inne dni tygodnia, co zniechęca topowych jeźdźców. W tych dwóch krajach żużlowcy wiedzą, że mają 18 meczów tego samego dnia, a w Anglii jest to ponad 40 spotkań w różnych terminach. Dlaczego Tai Woffinden, czy Greg Hancock mieliby chcieć jeździć tak często, zawsze innego dnia i to za małe pieniądze? Czołowa liga musi być dla czołowych zawodników i mieć jeden dzień (poniedziałek), gdy będą odbywać się mecze. Rozgrywki muszą być dla nich także atrakcyjne, więc nie powinni ścigać się z młodymi chłopakami, którzy jeżdżą także w National League (lidze treningowej!) - to tak, jakby Cristiano Ronaldo musiał grać przeciwko juniorowi z drużyny do lat szesnastu.
Swindon Robins gratulują tytułu IMŚ Doyle'owi. A gdzie byłby Doyle gdyby nie liga brytyjska?
"Kontakty polsko-brytyjskie na żużlu datują się od 1955 r. Test-mecze, czyli oficjalne spotkania międzypaństwowe, zapoczątkowane zostały trzy lata później. W pierwszych przegrywaliśmy sromotnie, zarówno na wyjeździe, jak i na własnych torach. dwa lata później z trzech meczów w Polsce, Brytyjczycy wygrali tylko jeden. W 1966 r. wszystkie mecze u siebie wygrali Polacy, ale przegrali wszystkie w Anglii. W 1967 r. test-mecze odbyły się tylko na Wyspach Brytyjskich. Z pięciu, dwa rozstrzygnęli na swoją korzyść Polacy."
Kolejnym aspektem, w którym Wielka Brytania "leży", jest szkolenie. Młodych i uzdolnionych żużlowców można policzyć na palcach praktycznie jednej ręki. W Polsce poza chlubnymi wyjątkami, też nie jest z tym aż tak kolorowo, a duża część zawodników to bardziej wychowankowie swoich rodziców niż klubów. Mimo to mamy Bartosza Smektałę, Maksyma Drabika, Rafała Karczmarza i wielu innych. A Brytyjczycy?
- Ocenianie potencjału młodych Brytyjczyków jest zawsze trudne, bo wielu nie ma w sobie chęci zwyciężania i samozaparcia. Mamy zawodników, którzy zdobywali złote medale w fimowskich zawodach w kategoriach 125 i 250 cm3 (Kyle Bickley i Leon Flint), ale zbyt często tacy żużlowcy niczego więcej nie osiągają. Są później bardziej zajęci dziewczynami, imprezami i są zadowoleni z samych siebie, zamiast ciężko pracować, żeby stać się prawdziwymi zawodnikami. Wiele osób na Wyspach wierzy w to, że mamy najlepszych młodych zawodników na świecie, a wystarczy spojrzeć na wyniki zawodów młodzieżowych, żeby zobaczyć przepaść między nami, a Polską i Australią. Robert Lambert jest prawdziwym diamentem i mam nadzieję, że do 2020 roku będzie jeździł w Grand Prix, jednak trudno przewidywać, jak rozwiną się inni. Mamy wielu żużlowców, którzy zaczynali na motocrossie, jak Craig Cook i bracia Worrallowie, jednak jeżeli chcą oni osiągnąć poziom Taia, to muszą jeździć w Ekstralidze. Zbyt wielu naszych jeźdźców skupia się tylko na jeździe w Anglii i jeżeli się to nie zmieni, to tylko incydentalnie będą pojawiać się zawodnicy klasy światowej. Wy już teraz macie czterech, czy pięciu potencjalnych mistrzów świata, jak Janowski, Dudek, Zmarzlik, czy nawet Pawlicki. A przecież swoje talenty rozwijają także chociażby Drabik i Woryna - zauważa Oakes.
"Jeśli mówi się, że większość zawodników jechała do Anglii po naukę, to w jego przypadku było tak, że to on uczył Anglików, jak się jeździ na żużlu. I robił to w czasach, kiedy liga na Wyspach miała ustaloną markę i renomę. Wtedy jeszcze startowało tam wielu świetnych zawodników. Nie to, co teraz, bo dziś Anglia bazuje głównie na legendzie. Tę legendę współtworzył Gollob".
Jest jedna osoba, wokół której zawirowania są kompromitacją dla żużla na Wyspach i dla tamtejszych działaczy. Ta osoba to rzecz jasna Tai Woffinden. Jak mówił Gudgeon, z wielu przyczyny można zrozumieć brak Taia w Premiership, tak jego nieobecność w reprezentacji Wielkiej Brytanii jest wręcz skandaliczna. Kłótnie ze swoim najlepszym zawodnikiem - czy może być coś gorszego? Ze względu na pracę nad wspominaną już biografią dwukrotnego mistrza świata, Peter Oakes jest obecnie blisko Woffindena, dzięki czemu ma na ten temat swoje przemyślenia.
- W pełni rozumiem zachowanie Taia, bo chce wygrywać, zarówno indywidualnie, jak i w reprezentacji. W tej chwili po prostu nie wierzy w to, że wszystkie sprawy wokół kadry są załatwiane w pełni profesjonalny sposób. Od 1989 roku, gdy ostatni raz wygraliśmy Drużynowy Puchar Świata, Wielka Brytania miała trzech mistrzów świata: Gary'ego Havelocka, Marka Lorama i właśnie Woffindena, podczas gdy Polska w tym samym czasie aż dziewięć razy wygrała DPŚ, a zdobyła tylko jeden tytuł indywidualny Tomasza Golloba. To pokazuje, że chodzi przede wszystkim o sposób zarządzania całą dyscypliną, a nie liczbę talentów. Jestem pewien, że Tai wróci do kadry, jeżeli będzie pewny profesjonalizmu w kwestiach zdrowego odżywiania, diety i sprzętu - tłumaczy Peter Oakes.
W Polsce niemal wszyscy stoją murem za Taiem Woffindenem, traktując go jako wielkiego mistrza i ofiarę niekompetentnych, złośliwych działaczy. Co ciekawe, w samej Wielkiej Brytanii, po rezygnacji Taia ze startów w kadrze oraz IM kraju, te proporcje wśród kibiców rozkładają się inaczej
Na temat panów w garniturach, swoje trzy grosze dorzuca także Josh Gudgeon. O BSPA było w tym sezonie głośno ze względu na sporą liczbę kar i zawieszeń, które nakładała (Chris Holder pozdrawia). W Polsce cięgi za szefowanie onegdaj klubowi z Torunia, zbiera co chwilę prezes Ekstraligi Wojciech Stępniewski. Na Wyspach nie ma miejsca na żadne domysły i potencjalne powiązania, bo te... występują w otwarty sposób. W BSPA są między innymi: Keith Chapman (King's Lynn), Rob Godfrey (Scunthorpe), George English (Newcastle), Damien Bates (Leicester i Sheffield) i Colin Pratt (Swindon).
- BSPA działa w wadliwy sposób, bo są w nim ludzie, którzy skupiają się tylko na swoich klubach. To nie ich wina, bo przecież muszą dbać o własne interesy. Jest tam jednak za dużo osób nie myślących perspektywicznie. Każdego roku myśli się tylko o oszczędzaniu i wydawaniu coraz mniejszych kwot, jak to ma pomóc w rozwoju? Naszym celem jest tylko przetrwanie roku, nie ma żadnych długoletnich strategii. Na przykład jaki jest plan po tym sezonie? Jak będziemy chcieli przekonać Dudka, Janowskiego, Woffindena do jeżdżenia na Wyspach? Nikt o tym nie myśli, działacze cieszą się tylko z przetrwania kolejnego miesiąca, czy roku, a nie myślą o perspektywach i przyszłości. W BSPA powinni być ludzie niezależni, którzy nie są powiązani z jakimkolwiek klubem. Potrzebujemy młodych, perspektywicznie myślących działaczy, którzy znają się na marketingu, social mediach i promocji - sport musi podążać za aktualnymi trendami. W dzisiejszych czasach nie wystarczy powiesić plakatu, potrzebna jest jakaś strategia - tłumaczy Josh Gudgeon.
"Świątynia futbolu i speedwaya. Wembley w Londynie. Stadion, gala niemal królewska i ten ogłuszający ryk blisko 100 - tysięcznej widowni, wciskający z piętrowych trybun w ziemię. Tradycyjnie, odbywający się w sobotni wieczór spektakl, urządzany był pod patronatem dziennika "Sunday Mirror". Parada żużlowców w stylu angielskim, królewska, dystyngowana gwardia grająca melodie. Kolorowo. Tradycja brytyjska to niemal święta rzecz".
Fani żużla na Wyspach narzekają, że nie mają już swojej świątyni. Miejsca świętego dla speedwaya, miejsca, które w którym tworzyła się historia. W Polsce mamy chociażby nowo reaktywowany Stadion Śląski w Chorzowie, na którym w przyszłym roku odbędzie się rudna SEC-u, mamy przepiękny stadion w Toruniu, Wrocławiu, czy niedługo w Łodzi. Brytyjskie obiekty takie jak Wembley, Wimbledon, czy Coventry są zabijane na cztery spusty. Zwłaszcza ten pierwszy jest dla historii żużla niezwykle ważny. W latach 1936 - 1960 odbyło się tam 15 pierwszych w historii turniejów o indywidualne mistrzostwo świata. Chociaż co ciekawe, ta Anglia Polakom nigdy zbytnio nie pasowała. O "klątwie" Wembley pisze szerzej Andrzej Martynkin w swoim "Czarnym sporcie". Dopiero w tym roku Maciej Janowski przełamał Polską niemoc zwyciężając w Cardiff. Problemy Polaków pokazuje także przykład Tomasza Golloba - nasz mistrz w swojej długiej karierze na podium w brytyjskich Grand Prix stawał na podium... dwa razy. Raz w 1998 roku w Coventry i raz w 2001 roku w Cardiff, gdy w obu przypadkach był trzeci.
Akurat to się udało - nowy stadion zasłużonych dla brytyjskiego żużla "Asów" z Manchesteru robi wrażenie, a przede wszystkim tor pozwala na ciekawe zawody
"Dwa lata się z nim mocowałem, bo Angole wykorzystywali nas wtedy niemiłosiernie. Dugard senior miał swój biznes w nieodległym Brighton, gdzie handlował obrabiarkami. Prowadził tam firmę, gdzieś coś kupował i wypuszczał w świat. Na początku naszej współpracy odezwał się do mnie tymi słowy (a w zasadzie burczał pod nosem): "I like Polish riders and Polish machines, because they are very cheap..."
A co dalej ze światowym żużlem? Jakie perspektywy malują się przed naszą dyscypliną? Czy jest możliwa jakakolwiek ekspansja poza Europę?
- Tak, myślę, że jest szansa na pozyskanie dużych sponsorów. Już teraz jest kilku takich, ale byłoby świetnie, gdyby ich wsparcie było nieco większe. Przykładowo Red Bull - ogólnie wspiera wielu świetnych zawodników, jednak w przypadku żużla nie wychodzi z ekspansją poza Polskę. Jeżeli więcej rund Grand Prix byłoby poza Europą, więcej globalnych marek byłoby zainteresowanych sponsoringiem. Jeżeli mielibyśmy rundę w Stanach Zjednoczonych, którą sponsorowałby Monster, to Red Bull zapewne też chciałby się w to zaangażować. W tej chwili Grand Prix rozgrywa się praktycznie tylko w Europie, więc tylko dla firm ze Starego Kontynentu jest sens wspierania cyklu. Jeżeli byłbym przedstawicielem przykładowo GoPro, to czemu miałbym sponsorować żużel, który jest tylko w Europie, skoro mogę reklamować się w sportach mających globalny zasięg? Wyobraź sobie Grand Prix w Stanach Zjednoczonych, RPA, Dubaju itd - wtedy to rzeczywiście byłyby zawody o dużym zasięgu, co zauważyliby sponsorzy. Może nigdy nie osiągniemy poziomu Formuły 1, czy MotoGP, ale na przykład MXGP już jak najbardziej. Konieczna jest jednak większa liczba rund poza Europą, a nie tylko jedna - dodaje Gudgeon.
To tyle odnośnie sytuacji w Wielkiej Brytanii i perspektyw dla światowego żużla. Na koniec jeszcze jeden, nieco sentymentalny cytat.
"Dwadzieścia tysięcy widzów w niespełna pięćdziesięciotysięcznym Lesznie. Czterdzieści tysięcy widzów w stutysięcznej Częstochowie. A ponadto Gniezno, Rzeszów, Bydgoszcz, Toruń, Zielona Góra. Kilkanaście tysięcy kibiców na trybunach, to po prostu żużlowy standard. Oczywiście, w wypadku imprez ligowych. Mistrzostwa świata na przykład wymagają zupełnie innej miarki. Tutaj powierzenie roli gospodarza miastu, które dysponuje "ledwie" pięćdziesięciotysięcznym stadionem jest krzywdą niewymowną, wobec co najmniej dwukrotnie liczniejszej armii zawiedzionych."
Sto tysięcy kibiców na Grand Prix w Polsce, wyobrażacie to sobie?
Jakub Sierakowski
Zdjęcie tytułowe: wolverhamptonwolves.co
Cytaty użyte w tekście pochodzą z następujących tytułów:
1."Speedway ponad wszystko" - Henryk Jezierski
2. "Czarny sport" - Andrzej Martynkin
3. "Szybkość nie wybacza nikomu" - Adam Jaźwiecki
4. "Testament diabła" - Dariusz Ostafiński, Tomasz Gollob
5. "Pół wieku na czarno" - Wojciech Koerber, Marek Cieślak