"Here comes the sun" - śpiewał kiedyś zespół The Beatles i chyba można śmiało powiedzieć, że to słońce faktycznie zaczyna wychodzić zza chmur dla brytyjskiego speedwaya, bo mrok (pod postacią wszechobecnej pandemii) spowijał od ponad roku tamtejsze żużlowe obiekty niczym Śródziemie z sagi Tolkiena. Na pewno powtórka wydarzeń z poprzedniego sezonu zakończyłaby się katastrofą dla tamtejszych klubów, a i odbiłaby się czkawką całemu żużlowemu światu. Dlatego też cieszą coraz bardziej pozytywne głosy dobiegające zza Kanału La Manche.
Jeszcze niedawno drżeliśmy o to, czy żużel na Wyspach po zeszłorocznym przestoju w ogóle powstanie z kolan i znów będzie nas zachwycał techniczną jazdą i mocno zmoczonymi torami, które - jak wspominają sami zawodnicy - od zarania są prawdziwą szkołą speedwaya. Duże problemy dotknęły Swindon Robins, co zmusiło klub do rezygnacji ze startów w nadchodzących rozgrywkach (ostatnio docierają jednak optymistyczne informacje, iż żużel na The Abbey Stadium powróci w sezonie 2022). Wielokrotni mistrzowie Elite League, czyli Poole Pirates, musieli ze względów finansowych zejść o stopień niżej do Championship. Jak wielu z nas doskonale wie, brytyjskie kluby nie mogą liczyć na duże zyski z praw telewizyjnych, a względem polskiej ligi nie ma sensu nawet tworzyć porównań. Nie tylko w tym aspekcie - wszak nasze ośrodki mogą liczyć na ogromne, nawet wielomilionowe, wsparcie ze strony samorządów. Powiedzcie o tych kwotach przeciętnemu kibicowi speedwaya na Wyspach... Nadzieją napawa za to fakt, że partnerem medialnym wyspiarskiego żużla jakiś czas temu został Eurosport, co pozwala liczyć na lepszą promocję, określone zyski reklamowe i drobne wpływy z tytułu ewentualnych transmisji.
Według pierwotnych ustaleń sezon w Wielkiej Brytanii miał rozpocząć się z początkiem maja, natomiast zdecydowano się na opóźnienie startu o dwa tygodnie, bowiem jak wspominał Peter Mole – współwłaściciel Sheffield Tigers, tempo szczepień na Wyspach jest bardzo wysokie na tle reszty Europy, co wg zapewnień premiera Borisa Johnsona ma przełożyć się na możliwość rozpoczęcia rozgrywek 17 maja z kibicami obecnymi na stadionach. Wyspiarze zresztą podkreślają, że przy pustych trybunach nie są w stanie wyjechać na tor, a sezon skończyłby się dla nich dramatycznie pod względem ekonomicznym.
Widać dużą determinację brytyjskich klubów jak i tamtejszej żużlowej centrali, którzy poinformowali niedawno również o starcie Premiership Junior League, co jest informacją bardzo istotną, bo świadczy to o możliwości dalszego rozwoju brytyjskich juniorów, a co za tym idzie możemy mieć nadzieję na pojawienie się kolejnego talentu na miarę choćby Taia Woffindena.
Początek sezonu na wyspach niesie ze sobą jednak wiele pytań wśród żużlowców, a są to pytania głównie natury logistycznej. W związku z brexitem, zaczynają się problemy z lotami do Wielkiej Brytanii, a jeszcze gorzej jest jeśli chodzi o tempo docierania przesyłek z Wysp do krajów Unii Europejskiej. Najlepszym przykładem niech będzie Nicolai Klindt, który miał kłopot z otrzymaniem silników od swojego brytyjskiego tunera, ponieważ przesyłka do Polski była na tyle opóźniona, że silniki nie zdążyłyby dotrzeć na pierwsze spotkanie eWinner 1. ligi, więc zawodnik Ostrovii wybrał się na wycieczkę do kraju Hamleta, gdyż tam była szansa wcześniejszego odbioru paczki z jednostkami napędowymi.
Ciekawych nazwisk w składach brytyjskich zespołów jednak nie brakuje i byłaby to spora strata, gdyby dochodziło do sytuacji w których ci najlepsi jeźdźcy nie mogliby pojawić się na spotkaniu, lub po prostu rezygnowali ze startów, bo obciążenia logistyczne
okazałyby się zbyt wielkie.
John Lennon komponował cudowne utwory, a dźwięk żużlowych motocykli bardzo często grał w jego duszy. Należy zatem cieszyć się, że są ludzie w Zjednoczonym Królestwie, którzy starają się przywrócić świetność wyspiarskiego speedwaya i w obliczu pandemicznego krajobrazu walczą o żużlowe śródziemie, zamiast w grobowym nastroju intonować "Let it be...".
Przemysław Owczarek