Kto jest silniejszy: Sparta czy Grudziądz? Głupie pytanie. Sparta - budżet rzędu 7 mln zł, Grudziądz - maksymalnie 2,5. Tu tkwi odpowiedź. Oczywiście, w sporcie, oprócz pieniędzy ważne są jeszcze inne czynniki. I dlatego właśnie mecze play-off i play-out budzą takie emocje. W bezpośrednim dwumeczu różnice się zacierają, bo nawet teoretycznie słabszy zawsze ma szansę trafić "dzień konia". No, prawie zawsze. Bo jest taki sport, gdzie temu słabszemu najpierw połamie się prawą rękę. A potem niech walczy.
Na całym świecie play-offy są solą każdej ligi. To wtedy zaczyna się prawdziwa rywalizacja, wyzwalają największe emocje. Kibic polski w niczym się tu nie różni od amerykańskiego. I to było w ostatnią ligową niedzielę widać. W Toruniu - 16 tysięcy ludzi, w Gorzowie - 15, w Gdańsku - niemal 10. Nawet 500 tysięcy przed telewizorami. Była ogromna szansa na wielkiego, promocyjnego kopa. Jaki sponsor nie zauważyłby szybkiej, żywej dyscypliny sportu, gromadzącej takie rzesze fanów? Kop zaiste był. W Toruniu skandal roku, po meczu w Gorzowie w tamtejszym szpitalu o zdrowie walczy Patryk Dudek, a z Gdańska zapamiętaliśmy głównie przeciągłe "sędzia ch...!". Co będzie dalej? Nic nowego. Lisizm-najweryzm ma się dobrze. W myśl rządzącej polskim żużlem książki z przepisami, grubości małej encyklopedii, przystąpią teraz do decydującej walki o Ekstraligę Sparta Wrocław i GKM Grudziądz. Na "równych" ekstraligowych prawach.
Ten z założenia słabszy, będzie musiał się dostosować do silniejszego. To znaczy pojechać bez lidera i z czterema Polakami w składzie. Dlaczego? Bo tak ustalili silniejsi. Ryby i słabsi głosu nie mają. I jeszcze Protasiewicz nie ma. Z tym, że on dokonał aktu samowykluczenia słowami: "Nie będę strzępił języka, bo nie wyplączę się do końca zimy z tych kar". Kapitan Falubazu oczywiście nie barażową rywalizację miał na myśli, ale i do niej, w końcu integralnej części ligowej młócki i oganizacyjnej zapaści, pasuje to jak ulał.
Bogaci bronią swego. Pan Ireneusz z Gorzowa bardzo chętnie wypożyczyłby grudziądzanom ich wychowanka Mroczkę, ale boi się kontuzji. Bo przecież gdyby coś złego przytrafiło się Gollobowi, Iversenowi czy Żagarowi nawet nie rozważałby ZZ-tki w finale, tylko postawił odważnie na Artura Mroczkę. Co robi zawodnik Mroczka w tym sezonie? Nic. Czasem pojedzie do Anglii i pokręci kółka w Manchesterze. To znaczy kręcił, bo sezon i tam już się zakończył.
Pani Krystyna z Wrocławia doceniając klasę rywala ("nie miałam czasu śledzić ich wyników"), ma inny problem. Boi się, że do barażowej imprezy dołoży, i to konkretnie. Stąd uważa, że dwustopniowej walki o utrzymanie w ogóle nie powinno być, a ostatnia drużyna Ekstraligi spadać winna z hukiem od razu. Święte słowa. Warto by tylko sprawdzić, czy tak samo pani prokurent mówiła pod koniec sezonu trzy lata temu.
Krezusi coś ustalili, a teraz biadolą i zgrzytają zębami. Skoro taki Grudziądz musi zrezygnować z jednego ze swych jeżdżących w Grand Prix liderów, to można z łatwością przewidzieć, że reprezentantowi elity przyjdzie wypłacić niemało punktówki swoim zawodnikom. Skoro na meczu barażowym z Wybrzeżem trybuny we Wrocławiu dalekie były od pełnych, to można przypuszczać, że bezzębny GKM przyciągnie na stadion jeszcze mniej kibiców. Choćby chcieć, to na ławkę posadzić Woffindena, Lindgrena i Ułamka się nie da. A wysoka punktówka to nie wszystko, są przecież jeszcze koszty organizacji. Takie same przy meczu z Toruniem, jak w rywalizacji z Rybnikiem. Sportowo wynik się zgadza, ale kasa?
Czy naprawdę Grudziądz z Andersenem i Ljungiem w składzie przypominałby walec, który rozjedzie Spartę lub Wybrzeże? Pewnie Nicki przestraszyłby się takich rywali. Podobnie jak Ułamek, Lindgren i Jędrzejak - Karpowa i Watta, a Pieszczek grudziądzkich juniorów. Zatem po kiego grzyba jeszcze bardziej ich osłabiać? W czyim to interesie?
Argument, że skoro I-ligowiec chce Ekstraligi, to niechaj walczy w myśl obowiązujących w niej reguł jest co najmniej niefortunny. Przecież baraż o awans jest uwieńczeniem całorocznych dokonań na swoim froncie, I-ligowym. Ta drużyna się zgrała, walczyła cały sezon w takim, a nie innym składzie, z takim, a nie innym układem par. Dlaczego teraz ma być za to ukarana?
A skoro już silni postawili na swoim i jedziemy według regulaminu wyższej ligi, to przecież i KSM powinien obowiązywać dla Ekstraligi. Dopiero tutaj byłoby ciekawie, bo szybko mogłoby się okazać, że I-ligowiec nie zebrałby nawet minimalnego. To co, walkower? Akurat w liczeniu KSM-ów jesteśmy teraz mistrzami świata.
Nie zmienia się reguł w trakcie rozgrywek. Bardzo dobrze. Tylko od czego się zaczęło? Rywalizujący w eliminacjach do Grand Prix zawodnicy dowiedzieli się w trakcie sezonu, że ich ewentualny sukces zaowocuje koniecznością szukania sobie nowego klubu. Albo porzucenia GP w diabły. I lawina ruszyła. Kto żyw, ratował się jak umiał, stąd obsada Grand Prix wygląda tak, jak wygląda. Ale o I lidze jakby zapomniano. Chyba, że taka niekompatybilność regulaminów podoba się działaczom. Chyba się jednak nie do końca podoba, skoro zapowiadają, że to już ostatni raz, że już za rok to zmienią.
U nas zawsze jest wczoraj, jutro, za jakiś czas... Taka żużlowa maniana. A baraże będa tu i teraz. I właściwie nie wiadomo czego życzyć ekstraligowcowi. Czy dwóch wysokich zwycięstw, na jakie z pewnością go w tym układzie stać, czy porażki na wyjeździe, najlepiej takiej 10-punktowej. Bo wtedy jest szansa, że jeden z asów, co to ponoć tylko się uśmiechnął kwaśno słysząc pamiętne słowa Gapińskiego, szybciej ujrzy część swych pieniędzy, a klub może tym razem dostanie licencję przed styczniem.