Nareszcie. Nareszcie finałowe Grand Prix spełni swoje zadanie – wyłoni Indywidualnego Mistrza Świata. W poprzednich latach ostatnie zawody smakowały co najwyżej jak mdły deser, w najlepszym wypadku rozstrzygając kwestię mniej wartościowych medali. Tym razem – pierwszy raz od 9 lat i GP w norweskim Hamar – otrzymamy pełnowartościowe danie główne. A wszystko to na naszej ubitej, polskiej ziemi, na najładniejszym stadionie żużlowym posiadającym jeden z najlepszych torów do ścigania. Czy może istnieć lepsza rekomendacja?
Przez większość sezonu wydawało się, że drugie z rzędu złoto siłą rozpędu dowiezie Greg Hancock. Sympatyczny Jankes, chyba największy beneficjent niesławnych nowych tłumików, nie powala szaleńczą ambicją, wyborną techniką ani nietuzinkowymi umiejętnościami. Przez większość sezonu był jednak do bólu skuteczny, ustrzegając się błędów tam, gdzie inni popełniali je na potęgę. Posiadał też zadziwiającą umiejętność odradzania się w najważniejszym wyścigu wieczoru i omijania pecha niczym sędzia Lis zdrowego rozsądku. Szczęście skończyło się w Cardiff, gdy defekt pozbawił Amerykanina awansu do półfinału. W dwóch kolejnych turniejach również, delikatnie mówiąc, nie zachwycił. Wydaje się zatem, że w Toruniu powinien on bez większych problemów dowieźć brązowy medal. Oczywiście, nie jest to jedyne możliwe rozwiązanie. Hancock ma jeszcze szansę zarówno na obronę tytułu IMŚ, jak i wypadnięcie poza podium. Problem w tym, że obie te opcje wydają się równie nieprawdopodobne.
Dlatego powróćmy do dwóch bohaterów dzisiejszego wieczoru. Tam, gdzie przyblakła gwiazda Hancocka, rozbłysła inna – Chrisa Holdera. Australijczyk prezentując genialną, najlepszą w skali całego sezonu dyspozycję w Cardiff (nie tylko swoją własną – po prostu literalnie najlepszą), na poważnie zgłosił kandydaturę do walki o tytuł. Bardzo dobrym występem w Malilli wysforował się na czoło klasyfikacji generalnej, skąd nie spadł pomimo odczuwalnie słabszej jazdy w Vojens. Tam jeszcze gorzej od niego pojechał Hancock, w miejsce którego jako drugi pretendent do tronu wskoczył...
Nicki Pedersen. To dopiero przypadek. W Ekstralidze hegemon, w Grand Prix siejąca chaos sinusoida, która niestety generuje ów zamęt nie dzięki bajecznej technice i spektakularnym szarżom – jak Holder – a poprzez rozwożenie rywali po płotach i wymachanie rękami, gdy wywiezionym jest on sam. W Vojens dwa brakujące mu do Australijczyka punkty stracił w doprawdy niecodzienny sposób – na ostatnim okrążeniu wyścigu finałowego, kosztem swojego rodaka i turniejowej dzikiej karty w jednym. MotoArena z całą pewnością nie należy do ulubionych aren Duńczyka, będzie on zatem musiał wykrzesać z siebie niespotykane pokłady zdrowego rozsądku na torze i refleksu na starcie, by móc liczyć się w walce o miano najlepszego zawodnika globu. Pytanie, czy taki zawodnik jak Nicki Pedersen zasługuje na czwarty tytuł Indywidualnego Mistrza Świata, zostawiamy pod rozwagę naszym Czytelnikom.
W kontekście walki rozstrzygającej najważniejszą kwestię sezonu, na nieco dalszy plan schodzi dzisiejszy występ Polaków. Chociaż, paradoksalnie, zarówno Gollob jak i Hampel mają jeszcze o co jechać. Pierwszy, przy dorobku oscylującym wokół 20 punktów i słabszej dyspozycji Hancocka, ma szansę zdobyć swój ósmy medal w historii. Drugi, zaniepokojony najnowszymi doniesieniami prasy, która poddaje w wątpliwość przyznanie mu stałej dzikiej karty na rok 2013, będzie chciał pokazać się z jak najlepszej strony i udowodnić włodarzom, że pominięcie go przy nominacjach byłoby potężnym błędem. Z kolei Maciek Janowski, dla którego będzie to dopiero drugie Grand Prix w historii, bez zbędnej presji ciążącej na jego barkach spróbuje po prostu osiągnąć jak najlepszy wynik.
Przy zachwytach nad jakością toruńskiego owalu nie można zapomnieć o jednej, ale bardzo istotnej wadzie – horrendalnie wręcz wysokim wpływie pól startowych. Te na MotoArenie są istotne jak rzadko. Mówiąc wprost – zawodnik jadący z pola „B” najczęściej ma przegwizdane, podczas gdy jeździec po jego lewej stronie może bez zbędnego pośpiechu odkręcić manetkę gazu, a i tak znajdzie się na wejściu w pierwszy łuk szybciej niż pozostali. Podobna dysproporcja występuje pomiędzy polami „C” i „D” – na korzyść tego pierwszego. Choć akurat ta zależność wzięta jest z meczów ligowych, bo na poprzednich GP pole najbliżej bandy sprawowało się całkiem znośnie. Prześledźmy zatem listę startową na jutrzejszy turniej:
1. Hans Andersen (Dania)
2. Jarosław Hampel (Polska)
3. Martin Vaculík (Słowacja)
4. Andreas Jonsson (Szwecja)
5. Tomasz Gollob (Polska)
6. Greg Hancock (USA)
7. Nicki Pedersen (Dania)
8. Peter Ljung (Szwecja)
9. Chris Harris (Wielka Brytania)
10. Emil Sajfutdinow (Rosja)
11. Antonio Lindbaeck (Szwecja)
12. Bjarne Pedersen (Dania)
13. Fredrik Lindgren (Szwecja)
14. Chris Holder (Australia)
15. Jason Crump (Australia)
16. Maciej Janowski (Polska)
17. Emil Pulczyński (Polska)
18. Kamil Pulczyński (Polska)
Rozkład pól startowych:
1 | Andersen | Hampel | Vaculík | Jonsson |
2 | Gollob | N.Pedersen | Hancock | Ljung |
3 | Sajfutdinow | Lindbaeck | Harris | B.Pedersen |
4 | Crump | Holder | Janowski | Lindgren |
5 | Lindgren | Andersen | Gollob | Harris |
6 | Holder | Sajfutdinow | Hampel | Hancock |
7 | Lindbaeck | Crump | N.Pedersen | Vaculík |
8 | Jonsson | Ljung | B.Pedersen | Janowski |
9 | Hancock | Janowski | Andersen | Lindbaeck |
10 | B.Pedersen | Gollob | Crump | Hampel |
11 | Ljung | Harris | Vaculík | Holder |
12 | Lindgren | Jonsson | Sajfutdinow | N.Pedersen |
13 | N.Pedersen | B.Pedersen | Holder | Andersen |
14 | Hampel | Lindgren | Ljung | Lindbaeck |
15 | Janowski | Vaculík | Sajfutdinow | Gollob |
16 | Harris | Hancock | Jonsson | Crump |
17 | Andersen | Ljung | Crump | Sajfutdinow |
18 | Harris | Hampel | N.Pedersen | Janowski |
19 | Vaculík | B.Pedersen | Lindgren | Hancock |
20 | Gollob | Holder | Lindbaeck | Jonsson |
Co wynika z powyższego zestawienia? Po pierwsze – Holder trafił źle. Bardzo źle. Dwukrotny start z pola „B” to jest dokładnie to, co w zeszłym sezonie wykolegowało Australijczyka z półfinałów. W tym roku wylosował identycznie. Szczególnie boli drugie pole startowe w jego pierwszym wyścigu, gdy wyprzedzać na dystansie prawdopodobnie będzie bardzo ciężko. W ramach wyrównania szans, podobnie kiepsko trafił Pedersen – chociaż on po jednorazowej katordze w kasku niebieskim przynajmniej do półfinałów nie będzie musiał przywdziewać go ponownie. W wyścigu, w którym zmierzą się razem – oznaczonym numerkiem 13 – w lepszej sytuacji będzie Duńczyk; pierwsze pole startowe, zwłaszcza tuż po równaniu, stanowić będzie spory handicap. Podobnie ostatnia seria startów: Holder, ponownie z pola „B”, zmierzy się z trójką potencjalnych kadydatów do finału: Gollobem, Lindbaeckiem i Jonssonem, natomiast Pedersen z pola „C” – z Hampelem, Janowskim i Harrisem. Kto w tej sytuacji ma łatwiej – nietrudno zgadnąć.
Świetnie trafił za to wspomniany Gollob. To właśnie 5. numer startowy wspomógł piorunujący wynik na MotoArenie dwa lata temu. Teraz jest tak samo – dwa razy pole „A”, nieszczęsne „B” dopiero w trzeciej serii startów, a wszystko ułożone w ten sposób, że na lepsze pola startowe przypadają wyścigi z mocniejszymi rywalami, a na gorsze – ze słabszymi. Jeżeli tylko Tomek trafi z ustawieniami od początku zawodów, wieszczymy bardzo wysoką zdobycz punktową. Może ten brązowy medal wcale nie jest taki nierealny...?
Czas jednak odpowiedzieć sobie na najważniejsze pytanie: Chris Holder czy Nicki Pedersen? Po wydźwięku tego i innych artykułów, nietrudno zgadnąć, za kim optuje redakcja PoKredzie. Niemniej jednak, używając wyświechtanego, acz trafnego sloganu, zakończmy w ten sposób: niech wygra lepszy. Bez handicapu pól startowych i ingerencji sędziego.
PS. Jeżeli komuś wciąż mało zachęt, przypominamy najlepszy wyścig sezonu 2011, który odbył się – gdzieżby indziej – podczas Grand Prix w Toruniu.