Jeszcze się ten listopad do połowy nie doturlał, a już ciekawie jest, jak rzadko. Największy żużlowy serwis w dzień 11 listopada mianował kibiców "burakami", a Polskę zdegenerowanym dzieckiem Europy. Ale i żużlowych stricte newsów nie brakuje. Ale fajnie! - zrazu aż zakrzyknęliśmy. Piątek: Zielona Góra - Gorzów, sobota: Leszno - Tarnów, niedziela: Wrocław - Częstochowa i Bydgoszcz - Toruń, poniedziałek: Gniezno - Rzeszów. Wszystko w TV, wszystko na żywo. Tak może wyglądać już niebawem jedna z ligowych kolejek naszej Ekstraligi. Wysiada przy tym nawet popularne swego czasu hasło "Miliard w środę - miliard w sobotę". Tylko, czy nie wysiadł przy tym także zdrowy rozsądek?
O wiekopomnej zmianie w skostniałym dotąd jak mumia Lenina terminarzu poinformował w ubiegłym tygodniu Redaktor Bez Hamulców. W ogóle powinniśmy chyba - i całkiem poważnie mówimy - zrzucić się po złotówce i przekazać mu całą zebraną sumę (byle nie via prezes Półtorak), w dowód wdzięczności za całokształt wysiłków tej jesieni. Bez niego sezon ogórkowy byłby jak Sylwester bez Kevina. A co by począł jeden z publikujących notowania transferowe portali, który kolejny rok dominacji "królowej polowania" wytłumaczył właśnie okrągłą, 62. rocznicą istnienia klubu, nijak nie wiemy. Zatem panie Dariuszu, winniśmy panu wdzięczność. I niech pan pisze dalej, nie zważając na to, że czasem sobie z tych newsów dworują.
"Nowa umowa – bez względu na to, kto wygra przetarg – będzie oznaczała duże zmiany. Koniec z meczami w niedzielę. Coraz głośniej mówi się o tym, że spotkania będą też rozgrywane w inne dni. W rachubę wchodzą piątek, sobota, niedziela i poniedziałek. Podobnie jest w piłkarskiej T-Mobile Ekstraklasie" - poinformował niezawodny Przegląd Sportowy, ujawniając wcześniej sumy, jakie wchodzą w grę przy zakupie praw do transmisji. Całkiem ładne sumy.
Jak się wykłada na stół 13 milionów złotych, to nic dziwnego, że można wymagać. Ale nad tym "koniec z meczami w niedzielę" warto by się dłuższą chwilę zatrzymać. Nawet nie ze względu na kres kilkudziesięcioletniej tradycji, lecz z czysto technicznych przesłanek. Wszak ta żużlowa niedziela w Polsce to nie jest li tylko taka nasza bogoojczyźniana fanaberia. Może kiedyś nią była, ale świat poszedł naprzód, także ten żużlowy. Dziś może być już ciężko rozbić niepisany grafik tego cyrku.
Piątek
Tygodnia koniec i początek, jak śpiewał jeden raper w swej "Imprezie". To także ma być początek długiej, żużlowej imprezy. Ale już tutaj pojawia się kilka trudności. Dzień wcześniej jeździ liga angielska (z reguły dwa mecze), niekiedy też duńska, i to w zasadzie żaden problem. Nie do takich rzeczy nasze gwiazdy przywykły. Gorzej, że piątki to tradycyjny termin Elite League. Niemal zawsze w ten właśnie dzień swoje domowe pojedynki rozgrywają zespoły Lakeside Hammers czy Coventry Bees - ekip, które, jak na warunki brytyjskie, zatrudniały solidnych "riderów". Joonas Davidsson, Peter Karlsson, Davey Watt, ś.p. Lee Richardsson, Chris Harris, Scott Nicholls, Eddie Kennett, Ben Barker - to wszystko zawodnicy, którzy znajdowali w przeszłości lub nadal mają szansę znaleźć zatrudnienie w polskiej Ekstralidze.
Piątek to również obligatoryjny termin treningów przed Grand Prix. Zakładamy, że każda drużyna naszej Ekstraligi zawodnika klasy GP w swoim składzie będzie posiadała, a w obliczu oczekiwanego zniesienia limitu dla reprezentantów żużlowej elity zasadne będzie założyć, że powstaną teamy, gdzie będzie ich dwóch, a może nawet trzech. W końcu kto bogatemu zabroni? Oczywiście, nieobecność na treningu nie wyklucza zawodnika z sobotniego turnieju GP, jednak po pierwsze - dotąd zawsze karana była finansowo, po drugie - chcąc myśleć o sukcesach w elicie, trudno "olewać" permanentnie treningi i dopasowywać się w dwóch pierwszych startach. Nawet najlepszym. Turniejów cyklu Grand Prix mamy 12, a więc aż 12 piątków odpada. Sporo.
Sobota
Tradycyjny termin Grand Prix. I tutaj raczej pola do dyskusji nie ma. Dwanaście sobót w sezonie zaklepanych. Nie zapominajmy jednak, że soboty to także tradycyjny termin najróżniejszej maści turniejów indywidualnych i drużynowych rozgrywanych pod egidą FIM. W tym tak wysokiej rangi jak eliminacje do Grand Prix lub cykl IMŚJ. Jakakolwiek rywalizacja ligowa bez tych zawodników byłaby kadłubowa. Gdyby zaś przeliczyć, ile w sezonie pozostaje sobót bez wspomnianych wysokiej rangi turniejów, okaże się, że tyle co kot napłakał.
Z ligowych "rywali" naszej układanki wspomnieć należy Eastbourne Eagles - ekipę, która właśnie w soboty tradycyjnie rozgrywa swoje domowe spotkania. Niby nic, ale przykładając to do tegorocznych realiów, taki Rzeszów zapewne nie byłby szczęśliwy, musząc jechać bez Joonasa Kylmaekorpiego.
Poniedziałek
Zderzenie czołowe z Elite League. O ile wspomniane wcześniej czwartkowe i sobotnie terminy na Wyspach, pewnie dałoby się, choć nie bez oporów BSPA "wyperswadować" (za jaką cenę - na razie nie dywagujmy), o tyle poniedziałek to dla brytyjskiego speedway'a świętość. A stacja Sky Sports firmuje ją swoją marką. Trudno byłoby wymagać tu od od konserwatywnych w gruncie rzeczy Anglików ustępstw. Raczej usłyszelibyśmy: nie jesteście sami na świecie. owszem, można by spróbować ułożyć terminarz w taki sposób, aby drużyny mające w swoich składach żużlowców jeżdżących na Wyspach w poniedziałki nigdy nie występowały. To jednak łatwiej napisać, niż zrobić. Po pierwsze ta "podwórkowa liga" jak ją wielu w naszym kraju ochrzciło, zatrudnia zdumiewająco wielu obcokrajowców, którzy w naszych zespołach nie są zapchajdziurami, a grają pierwsze skrzypce. Kenneth Bjerre, Michael Jepsen Jensen, Hans Andersen, Peter Kildemand, Chris Harris, Scott Nicholls, Peter Karlsson, Fredrik Lindgren, Bjarne Pedersen, Daniel Nermark, Davey Watt, Linus Sundstroem, Chris Holder, Darcy Ward, Dennis Andersson, Troy Batchelor, Nicolai Klindt, Tai Woffinden... Jakie są szanse, że uda się wpasować w poniedziałkowe terminy takie kluby, które żadnego z tych zawodników nie zatrudnią? A nawet jeśli - i tu problem być może największy - jaki będzie stosunek prezesów tych "wybrańców" do pomysłu, by ich ekipy swoje mecze rozgrywały poza weekendem? Prawa telewizyjne i związane z nimi profity to jedno, ale dochody ze sprzedaży biletów, to coś równie istotnego. I pachnącego żywą gotówką. Przy całej dobrej woli, nie wydaje nam się, by w poniedziałek wieczorem (bo przecież w dzień roboczy nie da się zaplanować meczu na godzinę 15 czy nawet 16) przyszło na stadion tylu widzów, ilu przyszłoby w niedzielne popołudnie.
Środa?
Jeśli już rozbijać niedzielny monopol, to może właśnie ten dzień byłby najmniej problemowy. Co prawda w środy przy Wimborne Road swoje domowe potyczki tradycyjnie toczą żużlowcy Poole Pirates, a niekiedy na ten dzień przekładane są pojedynki szwedzkiej Elitserien, w porównaniu jednak do wspomnianych wcześniej terminów, są to problemy, zdaje się, do ogarnięcia. Tylko raczej nie o to chodzi naszym "telewizorom". Ma być od piątku do poniedziałku. Ciurkiem. Bo tak jest w piłce nożnej.
A może zamiast cudować z terminami, zająć się... godzinami? Niezmiennie intryguje nas, dlaczego w najlepszej żużlowej lidze świata, w której wszystkie jaśnie oświecone zmiany przeprowadzane są dla dobra kibiców właśnie, hitowe spotkania rozpoczynają się w niedziele o godz. 19.30? Jak to się ma do szacunku dla fanów, tych najwierniejszych zwłaszcza, którzy za swoją drużyną gotowi są pokonywać setki kilometrów? Oni w przeciwieństwie do sędziów czy działaczy nie mają ryczałtu za każdy kilometr dojazdu, a najczęściej podróżują środkami transportu publicznego. To może mały eksperyment? Niech ktoś z władz Speedway Ekstraligi pofatyguje się pociągiem lub autobusem na przykład do Zielonej Góry i obejrzy rozpoczynający się o 19.30 mecz, a po nim, w okolicach godz. 22, spróbuje wrócić do domu. Tak, by na 8 rano zdążyć na poniedziałkowe posiedzenie spółki. Czekamy na relację.