Stal Rzeszów, od kilku lat jeżdżąca pod szyldem Marmy, błysnęła swym ostrzem. Klub Marty Półtorak jako pierwszy odkrył część kart, ogłaszając, że podpisał kontrakty z indywidualnym wicemistrzem kraju Rafałem Okoniewskim oraz juniorem Łukaszem Sówką. I tę wiadomość większość fanów "Żurawi" przyjęła oddechem ulgi. Przecież jeszcze kilkanaście godzin wcześniej szefowa "foliowej" drużyny przyznała, że tylko restrykcyjne wymogi KSM-u uniemożliwiły jej realizację wizji składu z Gollobem, Hampelem i Pedersenem na czele. Ile taki skład by kosztował? Pewnie nie mniej niż 10 milionów. Tylko wymieniona trójka z pewnością skasowałaby rzeszowian na ponad 7 mln. A reszta za darmo też by nie jeździła. Można się za głowę złapać. To jeszcze głód sukcesu, czy już desperacja?
Gdyby kiedyś PZM znalazł się w finansowej zapaści, proponujemy bardzo prosty zabieg: zamiast nabrania kredytów, hipotek, lepiej wystawić na sprzedaż tytuł DMP. Cena wywoławcza niechby wyniosła nawet 20 mln. Gdyby jeszcze zbiegło się to z okrągłym jubileuszem firmy - dobroczyńcy, chętny znajdzie się na mur beton. Bo takie "budowanie" mistrzostwa jednorazowym zaciągiem wcale nie jest proste. Raz, że okrutnie kosztowne, dwa - nigdy nie wiadomo, czy ktoś w maju nogi nie złamie, a ile nerwów się przy tym naje główny strateg, zwłaszcza w gorącym okresie zakupów - wiedzą tylko ci, którzy ten szlak już przetarli. W ogóle, w obliczu proponowanego (i ponoć pewnego) zniesienia KSM w sezonie 2014 poszlibyśmy dalej. Przecież skład z Gollobem, Hampelem i Pedersenem niczego jeszcze nie gwarantuje. Ale już skład z Gollobem, Hampelem, Pedersenem, Holderem, Iversenem i Zmarzlikiem jako partnerem dla Sówki wygląda całkiem solidnie. Zdobyliby ten tytuł i po krzyku.
Pierwszymi niezadowolonymi z takiego sportowego "spełnienia" pani Marty byłyby pewnie same gwiazdy. Przynajmniej niektóre. Dotąd Marma zajmowała naprawdę ważne miejsce w ich życiu. Co zrobić, żeby podpisać lukratywny, najlepiej ponaddwumilionowy kontrakt ze stabilnym finansowo klubem o uznanej marce, gwarantującym na koniec sezonu sukces sportowy, a nade wszystko poważne traktowanie? To proste. Należy sprawdzonymi kanałami puścić w kraj informację o tym, że rozmowy w Rzeszowie są zaawansowane i nawet ustalono już wysokość przyszłego kontraktu. Indywidualnym mistrzem Polski w tym flircie jest sam Tomasz Gollob, któremu jednak coraz dzielniej sekundują inni. Doprawdy, kilka naszych gwiazd powinno co roku zrzucić się po marne 50 tysięcy lub 5 procent kontraktu, podpisanego właśnie w Gorzowie, Toruniu czy Zielonej Górze i przesłać pani Marcie jako dowód wdzięczności. Za to, że jest.
Gwiazdy swoje zarabiały, ale i wygrywały, ciesząc oczy innych, a w Rzeszowie trwał dekadentyzm. Takie sportowe zawieszenie w próżni. Bo ani wyczekiwanych sukcesów (choć co jesień zapowiedzi były szumne), ani szkolenia i - wzorem Unii Leszno - mozolnego budowania drużyny od podstaw. Udało się w końcu upolować Jasona Crumpa, był swego czasu "Power" Nicki, a jeszcze dawniej Bjerre z Holtą i pomniejsze "gwiazdki", ale w gruncie rzeczy nic się nie zmieniało. Stal była taką karczmą zajezdną narodów. Jeśli już ktoś naprawdę czuł się z nią związany, to może ten najbardziej wyśmiewany, czyli Maciej Kuciapa. Ale Kuciapą nawet Cieślak tytułu nie zdobędzie. Z mocarzami, choć często po walce, były porażki, zwłaszcza na wyjazdach dotkliwe. A jak już przyjeżdżał ktoś naprawdę słaby, to zamiast odprawić go z bagażem 30 punktów, outsider niespodziewanie wywoził remis. W zasadzie każdy mógł coś z Rzeszowa wywieźć i - kiedy tak retrospektywnie spojrzeć - z reguły skwapliwie z tego korzystał. Jedni wywozili punkty, inni pieniądze. Zwłaszcza pieniądze.
Czy ten hipotetyczny medal wiele by zmienił? Ciężko powiedzieć, ale na Podkarpaciu jakiś nowy impuls jest potrzebny. Najlepiej od środka. Jeżeli zawodnicy takiej klasy jak Gollob czy Hampel wybierają oferty o kilkaset tysięcy złotych (sic!) niższe, byle nie wiązać się z Rzeszowem, a gwiazda obecna, czyli Jason Crump, kolęduje po innych klubach, niedwuznacznie dając do zrozumienia, że bardzo chętnie zmieniłby klimat, to coś jest na rzeczy. Pewnie nigdy się nie dowiemy, czy rzeczywiście Hampelowi na Podkarpaciu zaoferowano aż 300 tys. zł więcej, czy tylko 200 lub 150, ale ewidentnie nie o finanse tutaj chodzi. Ugruntowało się jakieś nieciekawe dla Marmy przeświadczenie wśród samych zainteresowanych. Ktoś latami na nie pracował. Trudno teraz jednym ruchem je zwalczyć. Oczywiście nie u wszystkich. Taki Pedersen podpisze wszystko bez mrugnięcia okiem. Byle się zera zgadzały. Ale to zapewne najszybciej w 2014.
W tym roku z wielkich łowów raczej nic już nie wyjdzie. Ale paradoksalnie może właśnie to wyjdzie na dobre tej przeciętnej dotąd drużynie. Skoro został ulubieniec miejscowych, Sówka (choć miał z pewnością propozycje z co drugiego ligowca), skoro został Okoniewski, którego punkty - choćby nudne i smutne jak listopadowa pogoda - i tak bardziej cieszyły kibiców od kolejnych "oczek" Watta czy Bjerre, skoro podpisał, nie czekając na nic, nadal mocny w lidze Grzegorz Walasek, może jest w tym wreszcie jakiś sens? I zalążek chociażby jakiejś koncepcji. Może uda się zatrzymać Crumpa. Ten sam Crump bez balastu Grand Prix na plecach może nie być już tym samym Crumpem. Wiek tu nie gra roli. Vide: Walasek. To byłaby naprawdę solidna czwórka. Miała nią być i w mijającym roku, zgoda. Teraz różnicę musi stworzyć ten piąty. I w tym szansa, ale i odpowiedzialność przed panią Martą. Wydać pieniądze to żaden problem. Wydać je z głową, to cnota nieczęsto dotąd nad Wisłokiem spotykana. KSM ogranicza, ale nadal jest w kim wybierać. Zniesmaczeni nieco fiaskiem rozmów z rodzimymi gwiazdami właściciele i sponsorzy rzeszowskiego żużla chcieliby zapewne upolować kolejne "nazwisko". Można ich zrozumieć. Marketingowo to plus, a i kibice, przynajmniej na początku, przyjdą. "Nazwiska" znamy wszyscy, natomiast bardzo niewielu potrafi trafnie dostrzec potencjał drzemiący w tych z drugiego szeregu. Popularności ten pomysł w Rzeszowie nie zyska, wszak lokalne antagonizmy - rzecz święta, ale być może warto zerknąć na moment za miedzę. Kim tak naprawdę złoto zrobił "dream team" z Tarnowa? Madsenem i Vaculíkiem. A w decydującym meczu złoto wybił z głowy rywalom niejaki Jakub Jamróg.