Koniec świata zimą odwołano. Kosztowało to takie mnóstwo pieniędzy i wysiłków, że u progu końca świata zapomniano odwołać zimę. A ta jakby wjechała na rondo – wkoło zawiewa, zamiata i szczypie. Niejednemu prezesowi to być może na rękę przy dopinaniu budżetu. Choć na rękę nie będzie, gdy spiętrzone w kalendarzu mecze pociągną za sobą lawinę wypłat. Na rękę nie będzie, gdy cześć spotkań odbyć się będzie musiała w dni robocze, co niestety znów odbije się na budżetach klubowych. O ile zima w ogóle odpuści.
W oczekiwaniu na wiosnę troszkę więcej czasu na rozdeptanie szoku pourazowego mają na Motoarenie. Pomimo wysoce dyplomatycznych wypowiedzi kierownictwa Unibaxu nie wyobrażam sobie, żeby ziemia pod grodem Kopernika nie zadrżała. Niby niewiele się zmienia, ponieważ Toruń ciągle posiada cztery mocne strzelby, ale margines błędu, pecha, czy niedyspozycji w zasadzie nie istnieje. Sullivan o odróżnieniu od tercetu z Grand Prix gwarantował świeżość niedzielnego poranka. Czy Turbo Twins oraz Tyfu .. tfu … Tomasz Gollob będą w niedzielę równie wyspani i skupieni? Wiem, że to zawodowcy, wiem, że to ich praca. Wiem, wiem …
Zupełnie subiektywnie żal mi Torunia, za to, w jakim stylu cały sezon sabotował im Sullivan. Nie będąc związany z żadnym z miast w E-ligowym tyglu gdzieś ostatnio miewałem tendencję do bycia toruńskim. Od początku urzekła Motoarena. Jako obiekt lub również jako arena wyścigów. Zawsze dla wszystkich przejezdna niezależnie od klubu pochodzenia czy rangi zawodów. Wieszczę odrodzenie Golloba. Raz - to tor, który, na co dzień pozwoli mu szlifować diamentowe jego surowce. Dwa – klub. Pierwszy raz w historii nasz mistrz świata znalazł się w klubie, którego nie musi wieźć na własnych plecach. W którym nie stanowi połowy drużyny, wychowawcy młodzieży, dyżurnego mechanika, promotora, maskotki, trampoliny lokalnych biznesmenów. Wręcz stwierdzę, że jest to klub bardziej poukładany niż sam Gollob. A tego brakowało mu przez całą karierę. Tak jak profesjonalnego managera i marketingowca. Coś, co jeszcze kilka lat temu wydawałoby mi się niemożliwe, ale odzyskałem wiarę w dobrą jazdę Golloba w GP. A zupełnie nie zdziwiłbym się gdyby Gollob pojechał po drugie złoto. Ale nie rozdmuchuję nadziei. Nie mam w zwyczaju.
Unibax, jako jedyny klub obok Falubazu, u progu bieżącego sezonu wyjrzał w przyszłość. Podobnie jak zielonogórzanie, Anioły budowały drużynę już z myślą o uwolnionej od KSM-u nowej epoce żużla nad Wisłą. A to mimo wszystko rzadkość w polskiej szlace. Wszystko w niwecz obróciła sprawa Sullivana. Na co stać będzie Anioły w nadchodzącym sezonie? Przy pobożnym założeniu jazdy bez kontuzji, drużyna może zakręcić się w okolicach medalowych. Przy trzech silnych rezerwach taktycznych można przewidywać nisko przegrywane wyjazdy; w meczach u siebie najczęściej zwycięstwa – choć podobnie jak w zeszłym roku może przytrafić się jakaś wpadka. Kluczowe numery w programie menago Kryjoma to nr 10 (2) oraz 15 (7) czyli drugi młodzieżowiec. Dziwić może, że pomni zeszłorocznych dziur w składzie torunianie nie zadbali o lepszy angaż na miejscu piątego seniora. A może na Motoarenie pewni są eksplozji talentu Pawła Przedpełskiego, którego plecy zna już dobrze choćby Janusz Kołodziej? Trzymajmy kciuki, aby tak było. Wzmocnienie ławki rezerwowych więcej niż wskazane. Sezon 2013 jawi się przed Unibaksem jako podróż w nieznane i choć nieobecni racji nie mają, to mam obawy czy rola nieobecnego nie okaże się kluczowa w tegorocznym repertuarze toruńskiej mototrupy.
Falubaz. Klub przedsiębiorstwo, klub agencja PR, klub sklep, klub trybuna polityczna, klub salon celebrycki, klub fanatyczny. Cokolwiek by nie powiedzieć - ironizując, czy nie - Falubaz to klub, którego kibice i wyniki bronią się sami. Piekielnie oddany tłum, brawurowe zarządzanie klubem, finanse na przyzwoitym poziomie – gdyby chcieć komuś zazdrościć, to czemu nie Falubazowi? Gdyby jeszcze odsunąć od mikrofonów słodkopierdzące gadające głowy bryzgające pijarowym bełkotem, polityczną nowomową... Zdecydowanie przejadła się w przestrzeni publicznej Różowa Koszula. I choć trzeba docenić świetny marketing przy W69, to jednak z uwagi na polityczne "unoranie" na wielu frontach, ciężko dziś ufać, że w Zielonej Górze czarne jest czarne, a białe jest białe. Absurdalnie sprzeczne wypowiedzi, które wypływały z klubu chociażby przy okazji wypożyczenia Kamila Adamczewskiego, czy przy (nie)zezwoleniu na start Zbyszka Sucheckiego, sprawiają, że średniorozgarnięty kibic marzy tylko o tym, aby ryk silników zagłuszał wywody włodarzy.
A skład 2013? Wyposażony w cztery armaty (PP, AJ, JH, PD) prezentuje się całkiem nieźle. Uzupełnienie składu – dużo bardziej wartościowe niż w Toruniu - w osobach Davidsona, K. Jabłońskiego i Adamczewskiego wcale nie musi ograniczać się do roli marginalnej. Każdego z tych jeźdźców stać na dobry wynik w E-lidze. Czy złoto – tego nie wie nikt, ale medal z bardzo dużą dozą prawdopodobieństwa – tak. A w sezonie 2014, gdy wróci Sasza Łoktajew, gdy regulamin zdejmie z M. B. Jensena jarzmo czekającego na Godota, trudno będzie sobie wyobrazić silniejszy team na naszym podwórku. I niech to będzie kolejnym argumentem, który stawia Falubaz krok, lub nawet kilka, przed innymi ośrodkami żużlowymi w Polsce.
A jak koniec świata zniosły leszczyńskie Byki? Nad wyraz dobrze; o ile wydawałoby się niejednemu, że zmiennikiem dla Jarka Hampel będzie w wielkopolskim miasteczku jedynie Armagedon. Twardą ręką rządzący Józef Dworakowski jest gwarantem stabilnej sytuacji finansowej klubu. Unia nie dołączyła do wyścigu zbrojeń, nie ogłaszała apetytu na Hampela, Golloba i Pedersena, a zamknęła sezon transferowy z dużo korzystniejszym portfelem walorów niż Ci, którzy snuli mocarstwowe plany. Oczywiście kibice mogą mieć żal – czy to do klubu, czy to do Hampela – o dość szybkie zamknięcie rozmów. Ale być może właśnie po tym poznać można klasę obu Panów? Powiedzieć sobie otwarcie i ze sporym wyprzedzeniem: "proszę Państwa, dziękujemy za uwagę" też nie należy jeszcze do powszechnych zwyczajów w świecie czarnego sportu. Vide: "Kangury". Hampel był uczciwy, Józef nie rozdzierał szat. Niech inni się uczą.
Kierownictwo Unii nie przedłużając księgi Exodusu Hampela do rangi brazylijskiej telenoweli, szybko skupiło się na patrzeniu przed siebie, miast wstecz. Sprawnie zamknięte rozmowy z Bjerre i Lindgrenem sprawiły, że drużyna zyskała dwa zadziorne, a co ważne niewybiegane jeszcze Byki. Obaj zawodnicy należą do grona aspirujących i wciąż jeszcze głodnych sukcesu jeźdźców. Każdy z nich trochę pechowo kroczył przez polskie realia – Lindgren, podobnie jak np. Iversen nie sprawdził się, jako zawodnik poddany nieustającej żonglerce w składzie Falubazu. Jednak już w ubiegłym sezonie mając pewne miejsce w składzie Sparty Freddie udowodnił, że jego silna pozycja w GP może mieć przełożenie na powtarzalnie skuteczną jazdę nad Wisłą. Bjerre trochę pechowo wiązał się z klubami, w których czarne dziury w płatnościach skutecznie zniechęcały Duńczyka od pełnego zaangażowania się w dobro drużyny. Co prawda przypadki, gdy odmawiał wyjazdu na tor wielu fanów mu nie przysporzyły, ale już w Częstochowie coraz głośnie dało się słyszeć, że Kenio to całkiem równy gość. Tak czy owak, jestem więcej niż przekonany, że obaj Skandynawowie mając pewne miejsce w składzie (a również regularne wypłaty) będą skutecznymi ogniwami rodeo przy Strzeleckiej. A że Unia ma w zwyczaju długoterminowe wiązanie się z jeźdźcami, wieszczę, że obaj zawodnicy najlepsze w lidze polskiej mają jeszcze przed sobą.
Dwóch jeźdźców światowego formatu, wyrównany skład seniorski oraz najsilniejsza w lidze para juniorów wydają się dawać bardzo solidny materiał trenerowi Jankowskiemu. Co ważne w ogromnej większości jest to perspektywiczna ekipa, która rozpędu nabierać może z każdym sezonem. O ile nieokiełznani w swych szarżach bracia Pawliccy ominą szpitale i kliniki, a Damian Baliński nie uzbiera całego busa kartek, to Unia Leszno ma szansę na wynik przewyższający urobek w sezonie 2012. A skoro ostatnio play-off wymknął się leszczyńskiej ekipie dopiero w 14 gonitwie ostatniej kolejki, to stawiam na to, że tym razem będą w grze przynajmniej o jeden bieg dłużej. A może i o całe sześćdziesiąt wyścigów.
Konkludując kolejny etap postapokaliptycznych peregrynacji: Toruń, Zielona Góra i Leszno pozostały niewzruszone na koniec świata. Trzy solidne opoki polskiego żużla mają się dobrze i nadal stanowią o sile rodzimej szlaki. Skuteczni, sprawni, oddani. Zawodnicy, działacze, kibice – to oni stanowią o sile tych ośrodków. Powodzenia!
PROSPERO