Gdzie tylko się dało, zaryczały silniki. W końcu! Cztery sparingi rozegrane w czwartek to tyle samo, ile odjechano do tej pory. Włókniarz i Falubaz, planowo, pokazały siłę. Nie udało się w Gorzowie, a gdzieniegdzie więcej było deszczu niż jazdy, ale to nader pozytywne, że do ligowej inauguracji większość zawodników przystąpi z jakimś, minimalnym chociaż, handicapem startów we czwórkę spod taśmy. W zasadzie jest tylko jeden wyjątek - wrocławska Sparta. Szkoda trochę Dolnoślązaków, bo na piekielnie trudną MotoArenę podopieczni Barona muszą jechać z marszu. Ostatni wyjechali na tor, a planowanego na piątek turnieju parowego nie uda się już rozegrać, za to w czwartek trenowali... niemal 7 godzin.
To nie pomyłka. Chłopcy Barona, w najsilniejszym składzie, urządzili sobie istny maraton. Zaczęli o 10, skończyli po 18. Z krótką, 1,5-godzinną przerwą na lunch. - Planowaliśmy rozegrać turniej parowy w piątek, ale ma padać. To będzie najprawdopodobniej wszystko, co pojedziemy przed meczem z Toruniem. Nie mogę zajechać chłopaków i chcę im dać dzień regeneracji - wyjaśniał coach na klubowej stronie. Tai Woffinden w swoim stylu, latał po torze. Ale on ma już objeżdżenia za dwóch. I w GP, i w barwach "Wilków". Bardziej ciekawi byliśmy Ljunga, a zwłaszcza tego, który w zgodnej opinii był największym wzmocnieniem Sparty i - przy dobrych wiatrach - ma szansę uratować E-ligę dla Wrocławia, czyli Troya Batchelora. Jak sobie radził? Trudno wyrokować po kilku kółkach na zdradliwym jeszcze nieco torze. Z pewnością jednak jest Batch obecnie na etapie nieosiągalnym wciąż dla wielu rodzimych żużlowców. Ilość biegów, jakie odjechał w kontakcie, na pełnym gazie, to duży handicap. Zmieniał dziś motocykle, szukał, a styl pokonywania łuków - cóż, ten już raczej u niego niezmienny. Może się podobać lub nie, ale bywa skuteczny. Tego trzeba Sparcie życzyć.
W Grudziądzu kolejny przedsezonowy sukcesik zapisały na swoim koncie częstochowskie "Lwy". Zwycięstwo planowe, ale już efektownego salta Holty na kresce, a przede wszystkim wygranego biegu przez Tomasz Chrzanowskiego nie dało się zaplanować. Tak czy siak, z Holtą lub bez, z nadgarstkami czy nie, Włókniarz będzie na inaugurację silny.
Dość podobnie było nad morzem, gdzie wreszcie tor nadaje się do jazdy. Nadal za to do jazdy nie nadaje się Thomas H. Jonasson - i to fanów Wybrzeża musi martwić. Być słabszym nawet od Jonasa Davidssona powodów do chluby nie przysparza. Co innego "magiczni". Dudek - komplet z bonusami, Protasiewicz - komplet, Hampel jak już się dopasował trzy trójki z rzędu, a najbardziej pewnie ucieszyła fanów MotoMyszy dobra jazda Becha Jensena i Aleksa Zgardzińskiego. Ciekawy mecz zapowiada się w niedzielę, bo z jednej strony nieznany, wyjazdowy tor, z drugiej tych słabych punktów Falubazu, zdaje się, z lupą szukać.
We Wrocławiu padało, w Lesznie wiało, ale głównie nudą. Gdyby nie Przemek Pawlicki można by pomyśleć, że to jednak tor przy Hetmańskiej gościł obie drużyny. Na ile mały "Kenio" jest w stanie odmienić bezbarwną dość jak na razie Unię? Jedna z zagadek uwertury sezonu. Wśród gości pokazał się wreszcie Nicki. Trzy trójki w trzech startach, w sytuacji, gdy decydował start, specjalnie nie dziwią. - Sporo jeszcze pracy przed nami - wzdycha trener Jankowski. Mądrze mówi.
Aha, wiadomość dla Damiana Balińskiego - już wiemy: za żółtą kartkę - po tysiaku, za czerwoną - trzy.
W Toruniu, w barwach Unibaksu pokazał się wreszcie Gollob. Ale nie ten. Szukaliśmy w różnych źródłach jakiegoś komplementu pod adresem młodego Oskara i jego jazdy. Już choćby że perspektywiczny, utalentowany nie mniej niż "Pulczasy" itd. Na razie się nie udało, ale nie ustajemy w wysiłkach. W drużynie z Gniezna, która na wyjazdach - zanosi się - będzie zbierała łomot za łomotem, a kolekcjonować punkty zechce na własnych śmieciach, pojechał jeden zawodnik. Akurat ten najbardziej gnieźnieński, czyli Seb Ułamek. Rok temu na początku sezonu "Kolgejtowi" szło jak po grudzie, rozkręcił się za to w drugiej fazie. Czyżby odmiana? A może matuzalem naszych torów, który niejedno już widział, niejedno słyszał i niejeden grosz za pośrednictwem kancelarii wyrwał, wziął sobie do serca niedawne słowa Marka Cieślaka; te o kontraktach z księżyca i widmie niewypłacalności po kilku meczach. Jak natłuc punktów, to na początek. W sumie niegłupie.
Zapomnielibyśmy, wystąpił był też w tym ostatnim meczu Maciej ze znanego klanu Fajferów i w stawce złożonej głównie z juniorów, trzeciej linii oraz szkółkowiczów uzyskał wynik 0,0,0,d. I to jemu przyznajemy dziś sparingowy puchar dnia. Na zachętę.