Współczynnik KSM, czy nam się to podoba czy nie, potowarzyszy nam jeszcze jeden sezon (a złośliwi już mówią, żeby się nie odzwyczajać). Co wymusił? Kontrakty, kontrakty i jeszcze raz kontrakty, ale od strony sportowej postawił menadżrów przed dylematem: jaką koncepcję budowy składu przyjąć? Gwiazdy plus zapchajdziury? Czy grupa średniaków? W zimie można było gdybać, dziś, choć to dopiero kilka spotkań, mamy już pierwsze konkrety. Co w tych meczach było kluczem do położenia przeciwnika na łopatki? Mamy wrażenie, że właśnie idealnie zakontraktowana jesienią "zapchajdziura".
Drużyna żużlowa, w dużym skrócie, składa się z zawodników oraz menadżera. Należałoby założyć, że każdy człowiek pracujący w sporcie chce wygrywać, czyli wszyscy ludzie tworzący pewien zespół chcą osiągnąć sukces i wspólnymi siłami dążą do tego celu. Sukcesem nie zawsze musi być mistrzostwo, czasem może to być utrzymanie się w elicie.
Choć końcowy wynik ustalany jest na torze, to trudno oprzeć się wrażeniu, że mecze wygrywa się przede wszystkim w parkingu, a osoba menadżera jest dużo ważniejsza niż pozornie może się to wydawać. Nie chodzi wyłącznie o samo podanie składu czy zgłaszanie rezerw, ale o pełną znajomość umiejętności swoich zawodników przy danych warunkach torowych. Niezależnie od tego czy menadżer dysponuje wyrównanym składem, czy ma do dyspozycji zawodników mocno różniących się umiejętnościami, to i tak na nim zawsze spoczywać będzie odpowiedzialność za wynik. Można czasem odnieść wrażenie, że nie wszyscy menadżerowie są świadomi tej odpowiedzialności, nie wszyscy znają możliwości swoich podopiecznych, a czasem wręcz nie potrafią podejmować odważnych decyzji, tak przed meczem, jak i w jego trakcie. Na ile decyzja o wstawieniu lub odsunięciu od składu któregoś z zawodników jest świadoma i poparta wiedzą menadżera, a na ile wynika z wyliczanki „raz, dwa, trzy - dziś pojedziesz ty” możemy często obserwować podczas ligowych spotkań. A przecież to właśnie on musi wyczuć, czy aktualnie należy zmotywować chłopaków, podpowiedzieć coś, czy może uderzyć mocno pięścią w stół i postawić wszystko na jedną kartę.
6,66 - diabelska liczba. Czy idealna?
Na potrzeby tego tekstu nie będziemy wnikać w to, na ile menadżerowie mają wpływ na skład, którym dowodzą, a na ile zostali postawieni przed faktem dokonanym lub są zwyczajnymi figurantami. Ze względu na wciąż obowiązującą w polskich ligach żużlowych kalkulowaną średnią meczową budowanie składu można podzielić na dwa sposoby: próba stworzenia wyrównanej drużyny bez wielkich gwiazd, ale także bez wielkich dziur lub oparcie siły na trzech-czterech mocnych filarach i uzupełnienie składu słabszymi zawodnikami. Rachunek jest prosty – skoro maksymalny KSM dla drużyny wynosi 40, to na jednego żużlowca przypada średnio 6,66 pkt. Oznacza to, że jeśli chcemy mieć u siebie silnego zawodnika, właściwie gwarantującego osiąganie wyniku na przyzwoitym poziomie, to musimy „wydać” na niego z reguły 9-10 pkt, czyli jednocześnie należy zatrudnić kogoś, kto swoją osobą z reguły uzupełni jedynie obsadę. Żadne z tych rozwiązań nie jest oczywiście idealne, dlatego stosowane są oba, w zależności od zasobności klubowej kasy. Wiadomo, że gwiazdy są droższe od przeciętniaków, ale na samych gwiazdach regulaminowego składu zbudować się nie da. A w związku z tym ci najsłabsi nagle stają się potrzebni i mogą oczekiwać pieniędzy przewyższających ich aktualną wartość. Gwiazdy jednak mają to do siebie, że bardzo często potrafią wziąć na swoje barki ciężar zdobywania punktów w najtrudniejszych momentach, gdy przeciętniacy bywają już zwyczajnie za słabi. Z drugiej strony przeciętniacy powinni być lepsi od słabeuszy, co daje biegowy remis. Oczywiście teoretycznie.
Jeżeli prześledzimy zawodników zakontraktowanych przez poszczególne kluby, to do grupy drużyn „wyrównanych” zaliczylibyśmy Unię Leszno (zakres KSM sześciu najlepszych zawodników wynosi 7,20 ÷ 5,92), Polonię Bydgoszcz (9,27 ÷ 4,67), Spartę Wrocław (8,31 ÷ 3,13) oraz Start Gniezno (8,20 ÷ 3,08), w których co najwyżej jeden zawodnik ma KSM większy niż 8.
Pięć klubów postawiło na większą ilość „gwiazd” (mają po czterech solidnych żużlowców), a co za tym idzie musiały łatać skład słabszymi zawodnikami:
Unia Tarnów – Artiom Łaguta (Jakub Jamróg) + młodzieżowcy
Unibax Toruń – Kamil Brzozowski + młodzieżowcy
Stelmet Falubaz Zielona Góra – Jonas Davidsson, Krzysztof Jabłoński + drugi młodzieżowiec
PGE Marma Rzeszów – Dawid Lampart + młodzieżowcy
Dospel Włókniarz Częstochowa – Rafał Szombierski (Mirosław Jabłoński) + młodzieżowcy
Stal Gorzów próbowała połączyć oba sposoby, w efekcie nie mając na razie ani wyrównanej drużyny, ani kilku filarów, na których da się oprzeć skład. Jest za to grupa „uzupełniaczy” (Paweł Hlib, Adrian Gomólski lub Łukasz Jankowski + drugi młodzieżowiec).
Davidsson, Jabłoński, Artiom Łaguta, a może Brzozowski? - czyli trafić szóstkę w totka
Nie trzeba chyba tłumaczyć jak ważną rolę mogą pełnić przy obecnym regulaminie zawodnicy teoretycznie najsłabsi, bo ich pojedyncze punkciki w poszczególnych wyścigach wpływają na biegowe zwycięstwo drużyny. Na razie każde starcie „wyrównanych” z „gwiazdami” kończyło się wygraną tych drugich, a przewaga punktowa była ściśle związana właśnie ze zdobyczami żużlowców ostatniej linii. Już pierwsza tegoroczna kolejka pokazała, że ubiegłoroczne wyniki, na bazie których przydzielono każdemu żużlowcowi współczynnik KSM, nie zawsze muszą iść w parze z aktualną formą. Skrajny przykład mieliśmy w Gnieźnie, gdzie Jonas Davidsson oraz Krzysztof Jabłoński, czyli dwa wypełniacze składu, zdobyli w sumie ponad połowę punktów całego zespołu gospodarzy, choć suma ich KSM wynosi... 5,45. A zatem we dwójkę "warci" są mniej niż indywidualny współczynnik Sebastiana Ułamka, Antonio Lindbaecka czy Bjarne Pedersena. W czwartek, w swoim debiucie w barwach Unii Tarnów, Artiom Łaguta legitymujący się KSM 4,34 (to praktycznie tyle, co... Jacek Rempała - 4,27) przywiózł 7 punktów w 4 startach, w tym dwukrotnie wygrywał swoje wyścigi. Kamil Brzozowski z Unibaksu (KSM 2,50) zdobył na inaugurację tylko 4 punkty. No właśnie, czy tylko? Cztery z dwoma bonusami, a na cztery swoje wyścigi w trzech odbierał punkty wrocławianom. Kończył żegnany brawami od miejscowej publiki. Na Moto Arenie chyba dobrze czują, kogo i czego w tej konstelacji gwiazd przez wszystkie ostatnie lata najbardziej brakowało.
Na tym polega cała sztuka budowania składu, aby nawet ta najsłabsza formacja była silniejsza lub przynajmniej porównywalna z odpowiadającymi im formacjami rywali. Patrząc na zestawienia poszczególnych drużyn trudno oprzeć się wrażeniu, że niekiedy najważniejszą kwestią było wyłącznie wypełnienie wymogów regulaminowych, przez co kluby same skazują się na brak zadowalających wyników, a co za tym idzie – coraz niższą frekwencję, brak pozytywnej atmosfery i w rezultacie kłopoty finansowe. Nie ma się co oszukiwać, wyrównana drużyna bez przywódcy niewiele będzie w stanie zdobyć, bo w końcówce częściej swoją wartość pokazują indywidualności, czego przykład mieliśmy ostatnio chociażby w Częstochowie, Toruniu oraz Tarnowie. Częściej nie oznacza zawsze, więc wszystkiego na szczęście przewidzieć się na da, a ostateczne rozstrzygnięcia są niewiadomą. Jednak z dużą dozą prawdopodobieństwa można już dziś wskazać zespoły, dla których celem będzie medal oraz te, które będą miały duży problem z utrzymaniem się w zreformowanej ekstralidze.
KSM prawdę ci powie ...o menadżerze
Patrząc od strony czysto taktycznej KSM jest rozwiązaniem pozwalającym w dużej mierze poznać wartość menadżera, jego zmysł taktyczny i umiejętność podejmowania trudnych decyzji. To trochę odpowiednik spalonego w piłce nożnej, który wielu kibicom się nie podoba, szczególnie gdy na skutek błędów sędziowskich wypaczany jest wynik meczu. Jeśli jednak pominiemy ten negatywny aspekt, to obserwowanie jak napastnicy próbują przełamać dyscyplinę taktyczną obrońców, stworzoną przecież przez trenera, może dać wiele ciekawych spostrzeżeń. KSM, oprócz pewnych zalet taktycznych, ma niestety wiele minusów, do których należą przede wszystkim karanie drużyn za zbyt dobrą jazdę, a tym samym promowanie średniactwa. Czy kluby zmniejszyły wydatki? Raczej nie. Czy wyrównał się poziom meczów? Tu też można mieć sporo wątpliwości. Tak naprawdę dopiero na koniec następnego sezonu zobaczymy różnicę i wtedy też okaże się, który system jest lepszy. A znając zamiłowanie działaczy do grzebania w regulaminach trudno być pewnym, że sezon 2013 będzie ostatnim, w którym KSM obowiązuje.