12:17 po jednej trzeciej meczu we Wrocławiu, tylko 10:8 po trzech biegach w Lesznie, na tym samym etapie 6:12 w Zielonej Górze, 11:13 (sic!) po 4 biegach w Toruniu i wreszcie 6:12 w Rzeszowie. To nie typy pana Władysława po nieprzespanej nocy. Tak zaczynały się mecze ostatniej kolejki Ekstraligi. Przypadek? To weźmy na tapetę kilka meczów wcześniejszych. Tak wiele znowuż ich nie było. W Gorzowie od 3. wyścigu miejscowi już tylko patrzyli na odlatujące "Żurawie", pod Jasną Górą w 5. biegu Andersen z Buczkowskim przywieźli na 5:1 Łagutę i Szombierskiego, a na tablicy wyświetlił się wynik 13:17. Nawet w Tarnowie, gdzie planowo skończyło się łomotem, jeszcze po 3. biegu prowadziły "Byki". I na deser powrót na Moto Arenę, gdzie jadąca na ścięcie Sparta z 8 pierwszych biegów... 7 zremisowała. Trochę dużo tego, jak na przypadek.
- Mamy teraz komisarzy toru i to oni rządzą tym, co dzieje się z nim podczas zawodów. Dzisiaj podejmowali takie, a nie inne decyzje, i być może stąd wzięły się wpadki niektórych moich zawodników - tłumaczył się na prasowej konferencji po wygranym ostatecznie meczu ze Spartą menadżer "Aniołów" Sławomir Kryjom. - Ja nie mam żadnej możliwości popracowania nad tym torem - rozkładał bezradnie ręce.
Może całe szczęście, że pan nie ma, panie Sławku.
Co odważniejsi już wtedy pytali: a może ten Woffinden wcale nie taki słaby? Może nawet te wszystkie Jędrzejaki, Ljungi, Nermarki, kiedy dać im normalny tor, a wcześniej możliwość wyjechania na próbę, są w stanie ruszyć ze startu, a na trasie nie dać się spoliczkować mistrzowi świata Chrisowi Holderowi? Bo mistrz świata Chris Holder - aż trudno to przez myśl przechodzi - jest w tej chwili najzwyczajniej słaby.
Dzięki zaś normalnemu torowi, w przeciwieństwie do "bardzo odpowiadającego miejscowym", te 9 tysięcy kibiców na inaugurację i 8,5 tysiąca na meczu ze Stalą obejrzało nadspodziewanie ciekawe zawody. Miejscowi wygrali, spokojnie. Aż takich cudów nie ma. Ale czy gdyby te mecze rozegrać rok, czy dwa lata temu, po czterech pierwszych biegach nie byłoby pozamiatane?
Słychać teraz z Rzeszowa gorzkie żale: przegraliśmy, bo tor był za łatwy. Co to za tor, na którym Czaja z Malczewskim wygrywają bieg młodzieżowy?! Szombierski robi co chce, rencista Holta nawet nie przemęcza nadgarstków, a Jurica Pavlic nie istnieje. - Wytrącili nas z równowagi tym ubijaniem - grzmiał na gorąco po przegranym meczu Rafał Okoniewski. Przegrali, owszem. Czy przegrali, choć byli lepsi, i czy dla wszystkich była to taka sensacja - dyskusyjne co najmniej. Z jednym ciężko polemizować - to był dobry mecz. Nawet bardzo dobry. Szybkie pytanie do kibiców "Żurawi": kiedy ostatnio na lidze widzieliście lepsze ściganie, niż pojedynki Sajfutdinowa z Nickim Pedersenem?
Inna sprawa, że - jeśli wierzyć miejscowym - w Rzeszowie komisarz toru nie miał do niego zastrzeżeń, a ubijanie nawierzchni nakazał sędzia Jerzy Najwer. Chwileczkę. To dlaczego Najwer nakazuje równanie, skoro tor został przez komisarza Stanisława Pieńkowskiego odebrany i uznany za bezpieczny? Chyba, że nie został, a miejscowi coś kręcą, ale wtedy musiała zostać sporządzona notatka na ten temat. Ta sytuacja to chyba wystarczająco jasny sygnał dla władz Ekstraligi: panowie, rozgraniczcie wyraźnie kompetencje, bo zamiast sędziego i komisarza będziemy mieć niedługo dwóch toromistrzów.
Zrobić "selektywny" tor i stłamsić gości, czy zdać się na niepewny wynik, ale pozwolić zawodnikom na walkę i widowiskową jazdę od samego początku? That's the question. Za granicą już dawno odpowiedzieli. Najpierw ma być show, potem wynik naszych. Bo jeśli będzie show, wtedy kibic - nawet po porażce swoich - przyjdzie na kolejny mecz. A wróciwszy do domu złego słowa o nim nie powie. Raczej wspomni, kto kogo ścigał, i jak niewiele brakło. Za rok może kupi karnet. Przyprowadzi kolegę. A sponsor dotacji nie zabierze, bo w powtórkach najlepszych akcji jego logo będzie prześwitywało w tle jeszcze długo po meczu.
Niby proste, ale kiedy wsłuchać się w pierwsze głosy spływające z naszych klubów, powątpiewać można, czy dobrowolnie ktokolwiek podjąłby takie ryzyko. - Wiemy, rozumiemy... ale lepiej zrobić "koparę", ciutkę przyczepniejszy pas pod bandą i tę dziurę na drugim łuku też zostawić. Nasi górą!
To może dobrze, że odgórnie ktoś przyszedł i schował niektórym grabki.