Wiosna nadeszła, liga ruszyła, rywalizacja już okrzepła - zaczynamy nowy cykl: Man of the Week. Albo Człowiek Tygodnia, jak kto woli. Zasady są proste jak budowa deflektora. Co tydzień we wtorek lub najpóźniej w środę wybierzemy jednego, naszym zdaniem zasługującego na takie wyróżnienie dżentelmena. Z zasady żużlowca, chyba, że zauroczy nas swoim zaangażowaniem działacz lub powali na kolana swym taktycznym geniuszem trener. Wtedy zrobimy wyjątek. Możecie być jednak pewni, że wybór będzie przemyślany, a komplet z MIR-em Równe i wygrana runda kwalifikacyjna w Zielonogradzie nominacji mogą nie dać. Pod koniec każdego miesiąca laureaci staną w szranki do walki o tytuł Człowieka Miesiąca (pozdrawiamy Pawła Miesiąca). Ale tutaj już wszystko w Waszych rękach. Będziecie mieli tydzień na wskazanie tego najlepszego, który następnie zawiśnie (bez skojarzeń) u góry naszego portalu w specjalnej zakładce "Man of the Week". Ku większej chwale swojej i swojego klubu.
Pierwszym laureatem, po krótkiej i zupełnie nie burzliwej dyskusji, zostaje - fanfary - Tai "Tor jest dobry, mało guma" Woffinden!
"Selekcja była prosta" - jak to powiedział kiedyś jeden trener-selekcjoner w telewizyjnej reklamie (mniejsza o jego późniejsze wyniki - śmiało rzec można, że nie skończył gorzej jak kilkunastu poprzedników i kilku następców). My także od początku rozpatrywaliśmy w zasadzie tylko trzy kandydatury: Mateja Žagara (GP, Belle Vue Aces i Start Gniezno), Emila Sajfutdinowa (GP i Włókniarz Częstochowa) oraz właśnie młodego Anglika. Dlaczego ten ostatni?
Powstanie zarzut, że dość ostro "pojechaliśmy po kredzie", bo naturalnym zwycięzcą powinien zostać Sajfutdinow, który zdobył przecież Grand Prix Europy - najważniejsze trofeum tygodnia, w dodatku w wyścigu finałowym uporał się właśnie z "Tajskim". To wszystko prawda, podobnie jak znakomity występ Emila w lidze, uwieńczony wywiezieniem dwóch punktów ze stolicy Podkarpacia. Wzięliśmy jednak pod uwagę kilka innych czynników, nie zawsze łatwo mierzalnych. Znakomity występ Sajfutdinowa na torze "jego" Polonii typował niemal każdy, kto w żużlu siedzi. Atomowa jazda "Woffiego", masa wrażeń, jakie dał kibicom (m.in. wygrana z Rosjaninem po niesamowitym biegu XV) i gładki awans do finału dla wielu były już pewnym zaskoczeniem. Kolejną kwestią była ilość odjechanych spotkań i przeciwnicy, z jakimi przyszło się mierzyć.
Liga. Tutaj wrażenie zrobiła na nas wytrzymałość Taia. Prawdziwy maratończyk. Oto grafik Brytyjczyka od połowy kwietnia:
14.04. Unibax - Sparta 10+2 (3,1',1',2,3)
15.04. Wolverhampton - Coventry 14+1 (3,3,3,2',3)
17.04. Poole - Wolverhampton 9+2 (3,1,3,1',1')
18.04. Start - Sparta 13 (1,1,3,2,3,3)
20.04. Grand Prix w Bydgoszczy 14 (2,2,3,3,2,2,0)
21.04. Sparta - Unia Tarnów 15 (3,3,3,3,3) plus nowy rekord toru
22.04. Wolverhampton - Eastbourne 14+1 (3,2',3,3,3)
I w zasadzie nie trzeba już nic dodawać. Gratulujemy, Tai!