Kiedy w sobotni wieczór zabraliśmy się za pisanie zapowiedzi kolejki, rychło okazało się, że nie ma lekko, a co rusz trzeba kasować kolejne wersy. Częstochowa bez Sajfutdinowa, Toruń bez Warda, Tarnów bez Madsena, Rzeszów bez Pedersena, a Hancock nie pojawi się w Lesznie. Uff. Żużel to naprawdę specyficzny sport. Jedno za to nam się udało: przeczuwaliśmy, że najbardziej zacięte spotkanie zobaczą kibice we Wrocławiu. Emocje, jak to zwykle bywa przy Paderewskiego, nie tyle wynikały z pięknych akcji na torze, a z będącego wciąż na styku rezultatu, tym niemniej szalona pogoń Sparty od stanu 21:27 trzymała w napięciu, a ostatnie wyścigi przy oślepiającym słońcu fani oglądali na stojąco. Miał dużo szczęścia Falubaz, bo gdyby nie przytomny atak Jonssona "po małej" w biegu 14, wróciłby z Wrocławia na tarczy.
Wyścig 9: Rezerwa taktyczna Sparty przy stanie 21:27: Woffinden z Jędrzejakiem zmniejszają straty
Od krawężnika: Tomasz Jędrzejak (RT za Sucheckiego), Krzysztof Jabłoński, Tai Woffinden, Piotr Protasiewicz
Wyścig 12: Patryk Dolny spada z II na IV pozycję
Od krawężnika: Dolny, Dudek, Jędrzejak, Jonsson
Wyścig 13: Peter Ljung wygrywa z Hampelem i Dudkiem!
Od krawężnika: Patryk Dudek, Peter Ljung, Jarosław Hampel, Tai Woffinden
Wyścig 15 meczu we Wrocławiu: Jarosław Hampel (A), Tai Woffinden (B), Peter Ljung (C), Jonas Davidsson (D). Jarosław Hampel wygrywając zapewnia gościom remis.
Tak było we Wrocławiu. Kibice z Leszna czy Torunia powiedzą "nuda", ale jak na dolnośląskie realia, to był jeden z lepszych meczów w ostatnich latach. Tai Woffinden jak robił na torze co chciał, tak robi nadal (w końcówce chyba po prostu wyszedł brak sił i obolałe po Goeteborgu kości), natomiast niesamowitą niespodziankę kibicom Sparty sprawił Peter Ljung. Trzy "trójki" i 11 punktów z takim rywalem - ogromne brawa dla Szweda. Odbudował się chyba Tomasz Jędrzejak. Nie sposób też nie docenić wkładu trenera Barona, który tak rozegrał końcówkę spotkania, że z 4 swoich ostatnich startów "Ogór" aż 3 razy jechał z najlepszego pola A. Dobrze wstawić "taktyczną" i umiejętnie rozstawić zawodników w nominowanych - to też jest sztuka.
Falubaz? Chcielibyśmy kogoś pochwalić, ale doprawdy ciężko powiedzieć kogo. Może Jonasa Davidssona za początek spotkania (bo ostatni bieg oddał już bez walki). Może Andreasa Jonssona za niemal idealny komplet "dwójek" i uratowanie wygranej w przedostatnim wyścigu? Może Jarosława Hampela za wygrany ostatni bieg, kiedy widmo porażki zajrzało w oczy? Za co pochwalić Patryka Dudka i Piotra Protasiewicza - musielibyśmy długo myśleć. To jednak wszystko są pochwały pro forma, bo tak naprawdę żaden z zielonogórskich zawodników nie wybił się poza przeciętność. Jak się okazuje, taka forma nie wystarcza nawet na najbiedniejszych w lidze.
***
Typowany jeszcze wczoraj na szlagier kolejki mecz Unibax - Włókniarz zakończył się co prawda planowo, pewnym zwycięstwem gospodarzy, ale zarazem spełniły się nasze ciche nadzieje i wynik zupełnie nie odzwierciedlił walki, jaka rozgorzała na torze. W obliczu absencji Emila Sajfutdinowa gościom nikt nie dawał większych szans, a tymczasem - po spodziewanym mocnym uderzeniu Unibaksu w pierwszej serii startów - niespodziewanie to "Lwy" przejęły inicjatywę. Grigorij Łaguta dwoił się i troił. Dwa razy wygrał z Gollobem, dwa razy z Miedzińskim, pokonał też Chrisa Holdera, a kiedy okazało się, że Michael Jepsen Jensen nie zapomniał nic a nic z ułożenia toruńskich ścieżek, zrobiło się naprawdę ciekawie. Dzielnie starał się sekundować tej dwójce Rune Holta, ale częstochowianom zabrakło po prostu jeszcze jednego zawodnika. Dwa punkty musiały pozostać tego dnia w Toruniu. Pozostało też pytanie: a co, gdyby pojechał Emil Sajfutdinow?
***
63. Derby Południa zakończyły się... no właśnie - czy niespodzianką? Bukmacherzy do końca jako zdecydowanych faworytów widzieli drużynę gospodarzy, ale kiedy gruchnęła wieść, że PGE Marma nie zastosuje ZZ-tka za kontuzjowanego Nickiego Pedersena większość kibiców "Żurawi" miała czarne myśli. Dennis Andersson ściągnięty został w nocy, w dodatku bez własnego sprzętu i, jak się okazało, bez możliwości odbycia próbnych jazd w dniu meczu. A pamiętajmy, że po koszmarnej kontuzji, jaką Szwed odniósł w minionym sezonie, we Wrocławiu, który go odkrył dla polskiej ligi, stwierdzono, że młody Wiking nie gwarantuje już powrotu do dawnego punktowania. Czy może więc dziwić 3+1, jakie zwojował dziś jadący w zastępstwie za "Dzika" Andersson?
A więc Stal przegrała w momencie, kiedy Nicki Pedersen zdecydował się nie wysyłać do klubu L4, liczac, że zdoła wylizać się do kolejnej rundy Grand Prix. Tak przynajmniej przekazała kibicom prezes Marta Półtorak. Mimo wszystko, trudno nie odnieść wrażenia, że gospodarze nawet w tak osłabionym składzie, i z tak okrojonym polem manewru, nie zrobili wszystkiego, by ten mecz wygrać. Czy Dariusz Śledź odpowiednio wykorzystał potencjał Łukasza Sówki? Junior Stali w dwóch pierwszych startach przywiózł dwa komplety, po czym... wystartował tylko 4 razy. Wyszło na to, że sam Kacper Gomólski z bonusem zdobył niemal dokładnie tyle, co obaj młodzieżowcy Stali. Osobnym problemem jest bezradny wciąż Dawid Lampart (choć od niego akurat tylko niepoprawni optymisci oczekiwali 7-8 punktów), a i Rafał Okoniewski, a nawet Grzegorz Walasek nie wznieśli się na wyżyny umiejętności.
Na takie wyżyny zdołali się za to wznieść Maciej Janowski i Artiom Łaguta - i to w zasadzie wystarczyło tego dnia na rzeszowian. Obaj z bonusami zdobyli 28 punktów, a przecież wiadome było, że przy tak osłabionej obsadzie Janusz Kołodziej, a nawet Martin Vaculík nie przywiozą po 3-4 punkty. Przywieźli po 9, i zwłaszcza na samopoczucie Słowaka może wpłynąć to kojąco. Koniec kryzysu? Aż tak odważni nie jesteśmy, ale jakieś światełko w tunelu dla fanów "Jaskółek" niewątpliwie zaświeciło. A Stal wyrasta na zespół jeszcze bardziej szalony od swojej iminniczki z Gorzowa - dwa wyjazdy: dwa zwycięstwa; dwa mecze u siebie: dwie porażki. Aż strach pomyśleć co będzie dalej...
***
Mecz w Gorzowie ochrzciliśmy mianem spotkania o życie, i tak zaiste to spotkanie wyglądało. Jeśli w pierwszym biegu w taśmę wjeżdża Sebastian Ułamek, a za chwilę zastępujący go Oskar Fajfer wspólnie z Piotrem Świderskim przywożą na 5-1 Krzysztofa Kasprzaka, to musi być ciekawie. Prowadzenie zmieniało się jak w kalejdoskopie. Pierwsza połowa dla gości, remis po wyścigu 8., prowadzenie Stali po 10., szybka riposta gości w 11., ale od stanu 35:37, z czterech ostatnich wyścigów gospodarze wygrali trzy, co dało końcowe, pewne, zdawałoby się, zwycięstwo 48:42. Miejscowi zastąpili Pawła Hliba bezrobotnym dotąd Adrianem Gomólskim. Czy był sens? teraz przynajmniej trener Paluch powie, że ma przegląd sytuacji. Linus Sundstroem tym razem w 6 startach przywiózł tylko 7+2, a mecz uratowało przebudzenie Kasprzaka i najlepszy w tym roku występ Bartosza Zmarzlika (12 pkt.).
Trener Kędziora zaryzykował. Podziękował Bjarne Pedersenowi, zamiast Adamczaka wstawił do składu Daveya Watta, dał też kolejna szansę Piotrowi Świderskiemu. I co najciekawsze... wszystkie te decyzje okazały się słuszne. "Świder" pojechał niczym za najlepszych lat w Sparcie, Watt zrobił 7 punktów, zwycięstwem w biegu 14 przedłużając szanse na punkty, w dodatku "z niczego" odpalił junior Wojciech Lisiecki. To godne zauważenia, bo szerzej nieznany kibicom spoza Gniezna młodzian na tak trudnym torze po 3 seriach startów miał na swoim koncie 3,2,2. Pojechał w biegu nominowanym, tam już miał mniej szczęścia. Jak to się stało, że przy tylu plusach, przy spodziewanej dobrej dyspozycji Mateja Żagara, startowcy przegrali kolejny mecz o życie? Będzie miał o czym myśleć trener Kędziora, a w skórze Sebastiana Ułamka i Antonio Lindbaecka nie chcielibyśmy się znaleźć. To co, teraz ostatni manewr: Pedersen za Lindbaecka?
***
Spodziewaliśmy się zwycięstwa Unii Leszno około 10-ma punktami, potem, kiedy dotarła wiadomość o absencji i braku ZZ-tki za Grega Hancocka, można było dopisać do rachunku kolejne 10, ale 60:30!? To chyba jednak nieco za dużo, panowie Poloniści. Śmiało można powiedzieć, że kiedy Hans Andersen jeździ - Polonia walczy, kiedy Hans przypomina zagubionego chłopca z ostatnich dwóch sezonów - Polonia leży. Nie oszukujmy się, gdyby trener Roman Jankowski, chyba nieco przestraszony rozmiarami zwycięstwa (i idących za nim wypłat) nie pokombinował nieco w biegach nominowanych, równie dobrze mogło skończyć się 63:27. Za tę "honorową" 30-tkę Polonii zapłaciły szafki w boksie Piotra Pawlickiego.
Warto zwrócić uwagę na Kennetha Bjerre. Zaczął sezon fatalnie, i w Polsce, i - co ciekawe - w Anglii, gdzie dotąd słynął z kompletów, ale z każdym kolejnym meczem rozkręca się. Dzisiaj imponował startami jak za swoich najlepszych występów na "Smoku". Dotąd zawsze raczej drażnił bycze oko, kolekcjonując "trójki" w barwach rywali, czy to Unii, czy Polski - zdaje się, że teraz fani "Byków" będą mieli okazję częściej nagradzać brawami małego Duńczyka. Może ta koncepcja składu bez wyraźnego lidera jednak wypali? A może szybciej niż się nam to zdaje ten lider, czy to w osobie Przemysława Pawlickiego, czy właśnie Bjerre, sam się wyklaruje?
W Lesznie zatem spokój. Trzy ostatnie mecze - 6 punktów. Weryfikacja "byczej" formy przyjdzie już niebawem - w wyjazdowej potyczce z Falubazem.