Pomysł redukcji ligi i spadku trzech drużyn? Błądzi się. A ja uważam, że te trzy drużyny, które spadną, znikną z powierzchni ziemi. Tak powiedział nam trener Marek Cieślak. Na początku maja, kiedy po trwającej do kwietnia zimie rozgrywki dopiero ruszały, a każdy, silny, zwarty i gotowy, parł jeszcze jak Napoleon na Moskwę. Buławy z plecaków powypadały w czerwcu, a teraz, w połowie lipca, zdobywcy wracają już w podartych kamaszach, jak Wehrmacht spod Stalingradu. Cieślak swoje za uszami ma, ale obserwatorem jest bacznym. Kto pierwszy "zniknie z powierzchni ziemi"? Na razie, w ciągu kilku dosłownie dni dowiedzieliśmy się, że przedostatnie stadium rozpoczyna się w Gnieźnie i Bydgoszczy. Start, pomimo "wariantu oszczędnościowego" pozwala jeszcze wyjeżdżać na tor swej gwieździe, Žagarowi (acz nie za często). Polonia właśnie ogłosiła, że szanse na utrzymanie są czysto matematyczne, więc zamiast Hancocka i Łoktajewa pojadą Szczepaniak z Bietrackim.
Wieść o nowej strategii Polonii lotem błyskawicy obiegła wszystkie ekstraligowe ośrodki. Tematem dnia, a bez kozery można już powiedzieć tygodnia, została we Wrocławiu i Rzeszowie. Nie ma się czemu dziwić. Cztery kolejki, jakie pozostały do końca rundy zasadniczej to bardzo niewiele. Wprawdzie kombinacji zdarzeń zajść może wciąż sporo, jednak, odrzucając cuda, obraz jawi się dość klarowny. Sparta Wrocław i Stal Rzeszów mają po 14 punktów, przy czym zachowanie status quo do 18 sierpnia da utrzymanie wrocławianom. To oni okazali się minimalnie lepsi w dwumeczu. W najbliższej kolejce sensacji być nie powinno. Wrocław, pewnie po walce, polegnie u mistrzów kraju z Tarnowa, Rzeszów, zdaje się bez Walaska w składzie, po raz drugi w tym roku przegra z Włókniarzem. Wciąż mamy remis ze wskazaniem.
4 sierpnia rzeszowianie podejmą gorzowską Stal i tutaj już zapewne Walasek do składu powróci, a jego partnerzy uczynią wszystko, żeby dopisać do tabeli bezcenne 3 punkty. Najpewniej to im się uda. Wrocławianie w tym samym czasie podejmą obecnego lidera rozgrywek z Torunia. Wszystko w ich rękach i silnikach ich motocykli, jeśli zdołają odprawić Golloba, Warda, Miedzińskiegio i Przedpełskiego z przysłowiowym kwitkiem, na którym wartość liczbowa zamknie się przynajmniej złowrogą w polskiej historii liczbą 39 - wciąż pozostaną w uprzywilejowanej sytuacji. Toruń bez Holdera raz już pozwolił sprać się na kwaśne jabłko (54:36 w Częstochowie), to wciąż jednak drużyna, dla której zdobycie 40 punktów na torze ekipy z dołu tabeli jest minimum przyzwoitości. Założyć należy, że jeśli Spartanie wygrają, to bez bonusa. Tym samym Rzeszów wyjdzie na jednopunktowe prowadzenie.
Kropkę nad "i" team Marty Półtorak będzie miał szansę postawić dwa tygodnie później, kiedy na Hetmańską zawita Falubaz. Jeśli dać wiarę powtarzanym od dawna plotkom i spekulacjom, że senator Dowhan swojej ulubionej pani prezes nie skrzywdzi, nie ma o czym pisać - należy z marszu dopisać 3 duże punkty rzeszowianom. Jeżeli jednak Falubaz podejdzie poważnie do tego meczu (a już w Toruniu udowodnił, że plotki często mają się nijak do rzeczywistości), to wcale nie rzeszowianie będą faworytami tego meczu. Co więcej, układ po pierwszym spotkaniu jest taki, że każda wygrana zielonogórzan pozbawia Rzeszów pełnej puli, a celem zdobycia bezcennego bonusa wygrać muszą minimum 47:43. Hampel, Dudek, Protasiewicz, ozdrowiały już zapewne w połowie sierpnia Jonsson to nie są jednak chłopcy do bicia i mają wszystkie dane po temu, żeby z Hetmańskiej wywieźć zwycięstwo. Sparta w tym czasie walczyć będzie w "meczu roku" w Gorzowie. Wygrywając po raz drugi w tym sezonie na torze rywala wrocławianie zyskaliby życiodajne punkty, a być może także przywilej samodecydowania o swym losie w ostatniej kolejce. To piękna wizja dla wiernych fanów z "Olimpijskiego", należy jednak założyć, że jadąca z równą determinacją, mająca lepszych liderów, lepszego juniora i atut własnego toru Stal zdoła ten mecz wygrać. Pozostańmy przy 1-punktowej przewadze ekipy z Podkarpacia.
...i tu w zasadzie "bajka sie kończy". W ostatniej kolejce Wrocław jedzie ze zdegradowanym już Startem Gniezno i swoje 3 punkty zapewne zdobędzie, jeśli jednak przeciwko Pedersenowi i Walaskowi Polonia wystawi rezerwowy skład, to zwycięstwo Sparty, choćby najokazalsze, nie będzie już miało znaczenia. Oczywiście, "Żurawie" miałyby pełne prawo wygrać przy Sportowej także z najsilniejszą Polonią, jednak ścigać się z Hancockiem i Łoktajewem, a z rezerwami - to spora różnica. Przy całym szacunku dla Szczepaniaka i Bietrackiego, trudno przypuszczać, by pozbawieni swojego lidera poloniści (ZZ-tki w takim wypadku nie będzie) byli w stanie wygrać mecz z jadącymi o życie rzeszowianami. Na Grega Hancocka za całokształt ligowego sezonu sypały się, i wciąż sypią, gromy, fakty są jednak takie, że w dwóch ostatnich meczach, w których "Gryfy" ledwo przekraczały 35 i 30 "oczek", on zdobywał, odpowiednio: 14 i 12 punktów. Łoktajew nic nie zdobywał, bo - jak niedwuznacznie dał do zrozumienia po meczu z Lesznem - tak jeździ, jak mu płacą. Czyli jeździ do tyłu.
Co teraz powinna zrobić prezes wrocławian Krystyna Kloc? Może wraz z prezesem Zmorą zrzucić się na gażę dla Hancocka? A najlepiej jeszcze dorzucić coś na gratisowy silnik, żeby tylko "Saszce" ten jeden, ostatni raz, zachciało się chcieć. A może zrzutkę dla Jankesa zrobią wrocławscy fani? Pewnie dorzuciłby się też niejeden gorzowianin, a i spośród kibiców "Gryfów" długo nie trzeba by szukać. Też woleliby oglądać swoją drużynę w optymalnym składzie, niż jadącą rezerwami w meczu, który zwieńczy wielomiesięczną batalię kilku drużyn o utrzymanie. Nie zazdrościmy tylko bydgoskim karnetowcom. Oni, co już nie jest tajemnicą, zamiast Kryterium Asów obejrzą sobie "Asy z klasy" na Polsacie, a w lidze nie kupili przecież karnetów na Szczepaniaka i Bogu ducha winnego w tej całej sytuacji Bietrackiego. Chyba, że jest coś, o czym nie wiemy - na przykład kontrakt Amerykanina, gwarantujący mu jakąś ilość meczów i tak zmyślnie sformułowany, że po jego dogłębniejszej lekturze bydgoski straniero sam wstawi się do składu. Akurat na ten jeden, pożegnalny mecz. No, albo wypali ta zrzutka...
To wszystko brzmi groteskowo, ale niestety takie są właśnie realia polskiego - za przeproszeniem - ekstraligowego żużla. W Gnieźnie prezes Rusiecki publicznie strofuje swojego lidera, który śmiał powiedzieć, że nie ma za co wyremontować silników, sugerując mu, że powinien siedzieć cicho, bo akurat on, jako jedyny w klubie, dostał już 50 proc. należnych pieniędzy. Rozumiecie, już 50 procent. Trzy koła sprawne! - ciśnie się na myśl skecz genialnego Laskowika z traktorem w tle. Czyli Watt, Świderski i Ułamek dostali już pewnie po 15 procent. ...po czym strony szybko dochodzą do porozumienia i Žagar, za jakimś "zadośćuczynieniem" czy bez, żeby wspomóc walący się budżet klubu, zamiast 6 biegów, jedzie tylko regulaminowe cztery. Lepiej? Tylko dla kogo? Bo raczej nie dla tych na stadionie, którzy kupili bilety, chcą oglądać walkę i wyścigi, a teraz muszą wpisywać w obsadzie nominowanych Gałę i Adamczaka. A wcześniej jeszcze, zdolnego skądinąd, Fajfera.
Ale oczywiście, wolnoć Tomku... kto im zabroni? Kary? Nie żartujmy. KSM minimalny będzie? Będzie. Pewnie nawet bez Hancocka i Łoktajewa. A jak nie, to się zapłaci obligatoryjną w tym roku, przewidzianą regulaminem karę. W ostateczności wytrzaśnie jakiegoś Łobzenkę czy Biesczastnowa. Szlak już przetarty. Nawet jakiejś druzgocącej krytyki własnych fanów nie należy się spodziewać, bo ci, na dziesiątkach stron i w tysiącach znaków, po wszelkich forach udowodnią niezbicie, że teraz "trzeba objeżdżać skład na I ligę", "priorytetem jest ratowanie finansów", "a wam trzeba było zapewnić sobie utrzymanie wcześniej i nie przegrywać u siebie z Lesznem i Gorzowem (wersja dla wrocławian), Lesznem i Rzeszowem (wersja dla tych z Lubuskiego)". Odwoła się tylko "grilla z zawodnikami", bo tam jednostki mniej biegłe w sztuce piśmienniczej, zamiast siedzieć na forach w trakcie meczów, piec kiełbaski z Andersenem lub pograć w kręgle z prezesem Deresińskim, mogłyby swoje zdanie wyartykułować słowy, jakimi w ostatniej dekadzie kończył się co trzeci sezon przy Sportowej: Co wy robicie?! Wy naszą Polonię hańbicie!
Swoją drogą, czy nie ciut "krótkie" jest takie oszczędnościowe rozumowanie? Ile kosztowałyby punkty Hancocka i Łoktajewa zdobyte z Rzeszowem? Nie tak mało, fakt. Ale odejmijmy teraz od tego punkty Szczepaniaka, a może i Bietrackiego, bo trudno przypuszczać, żeby obaj pojechali na zero. A nawet jeśli, to przecież pójdą za nich rezerwy i ktoś te punkty i tak przywiezie. Teraz zastanówmy się ile osób przyjdzie oglądać wyścigi tego Bietrackiego z Pedersenem i Walaskiem? Ile przyszłoby na pożegnalny (na 99 procent) występ Polonii, Polonii do końca walczącej w Ekstralidze? Też mało. Ale pomiędzy 3600 a 600 jest spora różnica. Coś nam się zdaje, że taka to będzie oszczędność. Przy okazji ktoś spadnie, ktoś się utrzyma. W końcu ktoś musi.
To jak to miało być? "Enea Ekstraliga - więcej mocy, więcej emocji"?
Bawcie się tak dalej, chłopcy. Pora jechać na urlop.
P.S.
Polonia Bydgoszcz wzbudza naszą litość. Oczywiście, kwestię postawy bydgoszczan w niedzielnym meczu kibice z Częstochowy skwitują słowami: mieli słabszy dzień. Działacze nad Brdą zapewne nie powiedzą nic. Kibice Polonii... nam ich autentycznie szkoda. Nie na takie pożegnanie z ligowym żużlem zasłużyli. Dla pozycji w tabeli niedzielny mecz nie miał żadnego znaczenia, dla klubowego budżetu również niewielki. Ale czy kibice przez długą zimową przerwę tak łatwo zapomną o dziwnej niemocy na finiszu ligi i w nowym sezonie w równej liczbie odwiedzą obiekt przy ul. Sportowej? Tego już tacy pewni nie jesteśmy. Fani, na szczęście, odróżniają wierność klubowym barwom od wierności niektórym ludziom. Ale plamienia honoru klubu nie trawią.
Co to za traktat? To fragment tekstu, jaki napisaliśmy tu w sierpniu ubiegłego roku, po wieńczącym ligę meczu Polonii z Włókniarzem. Widać "Na Zachodzie bez zmian". Nawet jeśli ten zachód czysto umowny. Tylko kibiców niezmiennie żal.