W naszym sporcie widziałem już wszystko, ale takiego skandalu jeszcze nie. Ile to już razy w ostatnich latach słyszeliśmy podobną frazę? Pojedynek w trzech aktach Stali Gorzów z Apatorem Toruń, zaplanowany pierwotnie na 29 czerwca, po raz kolejny potwierdził, że w polskim żużlu to my jeszcze niczego nie widzieliśmy. Okazuje się, że ludzie zarządzający tym sportem nie mają żadnego wstydu i wciąż pozwalają sobie na akcje obrażające godność kibica, tego stadionowego i telewizyjnego. Szczerze mówiąc, gdy po prawie 3 godzinach oczekiwania na trybunach na powtórkę meczu usłyszałem, że go nie będzie, to poczułem, jakby ktoś mi dał po mordzie. I żadnym pocieszeniem nie był fakt, że dzięki temu zdążyłem na pierwszy gwizdek finału MŚ w piłce nożnej.
Ale od początku. Wszystko zaczęło się wspomnianego 29 czerwca. Jak to ostatnio w polskim żużlu bywa, już lekki deszczyk rozstrzygnął o fakcie odwołania meczu. A dla kibica nie ma chyba gorszej informacji, gdy dowiaduje się o tym w drodze na spotkanie lub już bezpośrednio na stadionie. To trochę takie uczucie, jakby dziecku właśnie wyrwano zabawkę, którą dostał w niedzielę. Jeszcze gorzej mieli liczni fani "Staleczki" z okolicznych miasteczek czy przedstawiciele zarobkowej emigracji, którzy na darmo przyjechali do Gorzowa.
Drugie podejście do zawodów zaplanowano na sam środek... "przerwy wakacyjnej" (taki wewnętrznie sprzeczny paradoks, jeden z wielu w Ekstralidze), a konkretnie na niedzielę 13 lipca. Prognozy pogody zapowiadały jedynie przelotne deszcze i wydawało się, że mecz dojdzie bez przeszkód do skutku. A tu, masz ci los, zaczęło padać dosłownie na 5 minut przed pierwszym wyścigiem. Raz lżej, raz intensywniej, potrwało to łącznie około ponad pół godziny i dla wszystkich stało się wręcz pewne, że za chwilę rozejdziemy się do domów. Głównie ze względu na podobne doświadczenia z przeszłości (w tym tej najbliższej), gdy nigdy nie podejmowano nawet próby doprowadzenia toru do stanu używalności.
Tymczasem... pozytywne zaskoczenie! Gdy tylko słońce ponownie wyjrzało zza chmur, "gracarze" wraz z pospolitym ruszeniem z trybun oraz samym Piotrem Paluchem zaczęli miotłami zgarniać wodę z toru. Na owal wjechała maszyna z szyną zgarniającą mokrą nawierzchnię do wewnątrz. W międzyczasie wysypano aż 3 pełne przyczepki ze świeżą i suchą nawierzchnią. Do tego dochodziły również prace nad ubijaniem toru. Takiej akcji na Śląskiej i takiej mobilizacji przy przygotowaniu toru po opadach nie pamiętali chyba najstarsi kibice w Gorzowie. Ci młodsi, z nudów, głodu i pragnienia, a po części też z nieplanowanego nadmiaru wolnego czasu, zajęli się konsumpcją i szybko okazało się, że wszystkie okoliczne kosze (wraz z najbliższym otoczeniem) totalnie zawalone są tackami po kiełbasach, kubeczkami po piwie, coli i wszystkim, co tylko dzięki stadionowemu cateringowi dało się kupić.
Po czym, po dwóch godzinach intensywnych prac, usłyszeliśmy, że - tak po prostu - mecz jest odwołany...
Nie jestem ekspertem od przygotowywania torów (podobnie jak 99 procent komentujących to wydarzenie w sieci i przynajmniej połowa z tych, którzy wydali swój osąd w TV oraz pozostałych mediach). Być może działacze Stali mogli zrobić to lepiej. Na przykład zgarnąć mokrą nawierzchnię drugi raz, poczekać nieco z wysypywaniem nowej. A może potrzebowano jeszcze pół godziny, możę godzinkę, na doprowadzenie tego toru do ładu, wraz z próbnymi jazdami zawodników. Co by to zmieniło w obliczu i tak ponad dwóch godzin spędzonych przez nas na stadonie w oczekiwaniu na upragnione widowisko? Skoro już się robi tor, to do skutku. Przecież między innymi dlatego, dekretem PZM, nakazano instalację oświetlenia na stadionach, by w razie potrzeby można było w takich sytuacjach zawody odjechać. A jeżeli było wiadomo, że ta kosmetyka nic nie pomoże, to dlaczego sędzia zawodów wraz z komisarzem toru nie odwołali meczu od razu, tylko kazali na to czekać całe dwie godziny? To prawdziwa kompromitacja osób odpowiedzialnych z ramienia związku: arbitra oraz torowego nadzorcy.
Tego pierwszego świetnie podsumował dziennikarz Przeglądu Sportowego Dariusz Ostafiński, twierdząc, że zamiast Warda, to właśnie Wojciecha Grodzkiego powinno się poddać badaniu na okoliczność spożycia napojów alkoholowych. Czego potwierdzeniem może być jego bełkot na antenie Nsport: "Nie udało się w ciągu dwóch i pół godzin... yyy... od siedemnastej... bo, bo, później po próbie toru.. no to od dwóch godzin... zawody.. yyy... deszcz przestał padać po osiemnastej, całkowicie przygotować tego toru". Ktoś zrozumiał, co autor miał na myśli? Przypomnę dla porządku, że pierwszy wyścig zawodów zaplanowano na godzinę 17.30.
Tak wyglądał feralny drugi wiraż gorzowskiego toru na krótko przed decyzją o odwołaniu meczu 13 lipca. Przedstawiciele gospodarzy, w tym m.in. Niels Kristian Iversen, twierdzą, że dało się ten mecz rozegrać. Goście i kilku ekspertów, odwrotnie. W jaki sposób sterowali pracami torowymi sędzia z komisarzem? (Zdj.przesłane na naszego facebooka przez pana Piotra Gonerskiego)
Jak można się było spodziewać, słynna gorzowska "ściana płaczu" (miejsce zbiórki wulgarnych, sfrustrowanych, zazwyczaj podchmielonych krzykaczy nad parkiem maszyn) znów mocno zaszlochała. Słowa na "k", "ch", "j" i "w" kierowano głównie w stronę sędziego oraz zawodników toruńskich, których oskarżono o celowe odwołanie meczu z powodu nieobecności Chrisa Holdera. "Daria! Weź ich tam w obroty!" - krzyczał jeden z nich. Najmocniej dostało się chyba Tomaszowi Gollobowi, który jak wiadomo słabo sobie ostatnio radzi na przyczepnych torach. Obelgi słane w kierunku niedawnej ikony gorzowskiego żużla stały w zupełnej sprzeczności do obrazków wyświetlanych na telebimach, gdzie zaprezentowano odlewanie dłoni naszego mistrza w ramach podziękowania od Stali Gorzów za zasługi dla klubu. Nie przystoi to również do słów samego Golloba, który zawsze, gdy tylko się go o to zapyta, dobrze wspomina "wspaniałą gorzowską publiczność". Nad Wartą mówi się o tym, że na tegoroczne GP w naszym mieście Tomasz Gollob zostanie zaproszony, by symbolicznie przekazać plastron młodemu pokoleniu reprezentowanemu przez Bartosza Zmarzlika. Czy tak się stanie? I czy w świetle kamer dojdzie do wygwizdania przez gorzowian jednego z uczestników tej symbolicznej uroczystości? Byłoby to żenujące.
Tymczasem, może nie żenującym, ale rozbrajająco szczerym kodem wypowiedział się prezes Ireneusz Zmora, który zasugerował, że nieplanowane koszty poniesione przez klub w związku z trzykrotnie organizowanymi zawodami mogą doprowadzić do tego, że Stali zabraknie pieniędzy na wypłaty i będzie zmuszona pojechać juniorami... akurat na mecz wyjazdowy w Lesznie w przedostaniej rundzie spotkań. Przekładając to na nasze, prezes powiedział, że Stal może oddać za darmo punkty Unii Leszno, by ta weszła do fazy play-off kosztem torunian. Bo chyba nikt nie przyjmuje do wiadomości, że "zabraknąć pieniędzy" mogłoby na prawdopodobny półfinał rozgrywek Stali z Falubazem. Idąc tym tropem, są w Lubuskiem osoby, które sugerują, iż w najbliższym spotkaniu Falubaz - Unia Leszno (3 sierpnia) może dojść do niespodzianki. Zobaczymy, co przyniesie życie.
Stal i Apator, nie bez bólu, doszły do porozumienia w sprawie nowego terminu zawodów, czyli minionego czwartku (17 lipca). Niemiłą niespodziankę zafundowała nam stacja Nsport, która nie przeprowadziła transmisji z zawodów bojąc się o kolejną kompromitację w razie ewentualnego deszczu. Nie godząc się nawet na finansowe wsparcie oferowane przez Romana Karkosika. Właściciel toruńskiego klubu powinien być chyba za to wdzięczny, bo dzięki temu nie musiał oglądać na własne oczy fatalnej postawy swojej drużyny. Ekipa Apatora była o krok od utraty bonusa, czego przed zawodami chyba nikt się nie spodziewał. Mecz zakończony wynikiem 53:37 był niestety po raz kolejny antywidowiskiem, bez mijanek na torze, choć i tu doszło do pewnej zmiany. Tym razem przygotowano chyba najbardziej przyczepną nawierzchnię od czasu wprowadzenia komisarzy toru. Widocznie działaczom Stali bardzo zależało na tym, by przygotować tor przeciwko Tomaszowi Gollobowi. Często w takich sytuacjach skutki są odwrotne od zamierzonych, ale w tym przypadku był to strzał w dziesiątkę.
To był bardzo przykry widok patrzeć, jak mistrz świata z 2010 roku ma problemy, by w ogóle złożyć się na motocyklu w wiraż. Oraz na to, że w kolejnych swoich startach jest zastępowany przez kolegów z drużyny, z Oskarem Fajferem włącznie. Zresztą, poza walczącym Pawłem Przedpełskim, każdy z torunian pojechał w tym meczu daleko od oczekiwań. Ta drużyna, można to już chyba śmiało stwierdzić, nie jest żadnym kosmicznym dream teamem, a zaledwie czołowym klubem Ekstraligi, jednym z kilku.
Gorzowska Stal jest natomiast na fali wznoszącej. Perfekcyjny Kasprzak, wtórujący mu Iversen, nie tak błyskotliwy, choć dobrze punktujący Žagar, wiodący junior ekstraligi Zmarzlik - stanowią dziś trzon żółto-niebieskich. Widać, że powoli, ale sukcesywnie do formy próbuje wracać Tomasz Gapiński, zdobywca tylko 4 punktów w meczu z Toruniem, choć należy dodać, że w każdym ze startów przywoził za sobą rywala wykazując się ambitną jazdą na torze. In minus zaskoczył w ostatnim meczu Piotr Świderski, ale w obliczu posiadania na pozycji rezerwowego Linusa Sundstroema, który zawsze jest gotowy do jazdy, nie jest to jakiś wielki problem. Sportowo Stal wydaje się na tę chwilę świetnie naoliwioną maszyną i wszystko wskazuje na prawdziwie elektryzujący półfinał z Falubazem. Ale po drodze trzeba jeszcze dopełnić formalności i odjechać końcówkę sezonu zasadniczego, najlepiej bez kontuzji. Zakładając, że... znajdą się na to pieniądze.
Michał (Gorzów)
P.S. Po czwartkowym spotkaniu z Toruniem (liczba porządkowa 3) gorzowska "ściana płaczu" - co ciekawe - została szczelnie obstawiona przez miejscowych ochroniarzy, co skutecznie odstraszyło od bluzgania na zawodników gości. Chyba po raz pierwszy zauważono w klubie, że coś z tym miejscem trzeba zrobić. O ile zachowanie niektórych kibiców jest - delikatnie mówiąc - niegrzeczne, to ich reakcję można zrozumieć. Odwołany mecz z 13 lipca był kolejnym skandalem w polskim żużlu, odbywającym się na oczach telewidzów, niezależnie od tego, kto był tu bardziej winny. W jaki sposób ten sport ma przyciągać nowych kibiców, jeśli tak traktuje się tych obecnych?