Wiatrak ustawiony na piątkę buczał niemiłosiernie próbując spowodować choćby minimalne ochłodzenie i cyrkulację powietrza, albo przynajmniej wymusić przepędzenie obłoku siwego dymu znad małego, okrągłego stolika przy którym rozsiadło się siedmiu jegomości. Zawiesina, wciąż wzmacniana dymem z odpalonych cygar, była jednak tak gęsta, że można by ją kroić nożem. – Komar nie siada – aż zastrzygł uszami z zachwytu pierwszy z brzegu. Nic nie przeszkadzało siedmiu rogatym rozmówcom ściśniętym w małej salce odpraw prowadzić cotygodniowej narady, momentami przeradzającej się w ożywioną dyskusję. Formalnie każdy z nich piastował w Hades&Cerber Company wysokie, kierownicze stanowisko, odpowiadając za inną żużlową plagą. Rogaci decydenci dbali o niepewną pogodę, wadliwe maszyny startowe, dziwne wahania w ligowych tabelach, utrzymywanie diablo przyjaznych kontaków ze śmiertelnikami w kevlarach, kontuzje, a nawet nielegalną dystrybucję używek i wzmocnionych napojów.
– Spokój, koledzy! – Diabeł, władca piekła i zarazem szef kompanii, starał się uciszyć swoich współtowarzyszy. – Sytuacja nie wygląda jeszcze tak źle, ale skoro was wezwałem, to chyba zdajecie sobie sprawę, że jest poważna. Mówiąc wprost: lenicie się, migacie od pracy, kłamiecie i opierniczacie! A leserstwa nie znoszę. Ostrzegałem ostatnio po dobroci, ale widzę, że trzeba inaczej. Ktoś dzisiaj zmieni tych przy kotłach... – brudny, wygięty pazur powędrował w kierunku zebranych, zgodnie z ruchem wskazówek zegara prześlizgując się po czarcich obliczach.
– Szefie, ale przecież Dzik... Nie widział szef Dzika?! Nawet nie wiecie, ile ja się namordowałem, żeby to wypaliło. No sami zobaczcie – najmłodszy, Demon, uniósł się na racicach i tak, by wszyscy widzieli, odpalił z przenośnego diableta kiepskiej jakości filmik. – To teraz tam u nich absolutny hicior, puszczają to w kółko, a komentują... jak nakręceni. A co jeden wpis, to głupszy. Hihi, czyż nie o to chodziło? – zrobił minę cwaniaka.
– Wyłącz to! – warknął Lucyfer. – Chyba ci się strony Bałtyku pomerdały – zmarszczył brwi, kierując wzrok na lichy chwościk biesa, który od dawna był w całej firmie powodem żartów i szyderstw. – Takiś się światowy zrobił? Od kiedy? Tak w piórka obrosłeś, odkąd Łaguty na baraż nie dojechały? Wielkie mi halo, Łagutów załatwił. Pierwszy oszczymurek spod kotła zrobiłby to samo! – wrzasnął aż się rogi zatrzęsły. – O Polsce rozmawiajmy!
– To może ja zreferuję... – podniósł się znad stołu niski, nawet jak na diabła, Czart, pełniący w kompanii obowiązki sekretarza. – Owszem, w niektórych miastach zaobserwowaliśmy kilka dobrych biegów, ba, nawet całych meczów, ale jeśli porównamy to z poczynionymi dotąd szkodami, naprawdę, nie jesteśmy na straconej pozycji. Musimy tylko przyjąć jakąś strategię, połączyć siły...
– Łączyć siły? Szefie, błagam... – Belzebub zaniósł się głośnym śmiechem. – Jak mamy to zrobić, kiedy Demon i Czart, jak te gówniarze z beżowymi różkami, ciągle gryzą się o tę przeklętą Mariolkę? Rozumiem, że wygrała Miss Sczartu, ale ostatnio przez tę ich szamotaninę prawie przegapiliśmy DePeeŚ'a!
– Kolego, lepiej zajmij się swoim kręgiem – Diabeł wskazał palcem program leżący przed rogatym. – I o czym ty właściwie mówisz? Przecież delegacja z Vojnes nie zgłaszała żadnych uwag.
– Bo udało się załagodzić skutki. Czart – Belzebub wskazał na brodatego jegomościa – spotkał się tam z naszymi z FIM. Razem ustalili, że warto zawiesić Ruskich na kilka dni. Co lepsze – postanowili zawiesić również tych z ważnym zwolnieniem – uśmiechnął się od ucha do ucha.
– Gratuluję pomysłowości – Diabeł z uznaniem pokiwał głową.
– Szefie, proszę się specjalnie nie podniecać. Ten młody – palec wskazujący przekierowano na Demona – niby odwala za nas kupę pracy, ale zachowuje się jak baba. Uzbdurał sobie, że nie może być gorszy niż jego, bądź co bądź, główny przeciwnik i dwie godziny przed zawodami posłał nad Vojens ulewę miesiąca. Akurat kiedy nasz upadły aniołek Ole - przez tłum przeszedł cichy chichot - ściągnął plandeki z toru. Chyba dalej nie muszę mówić. Niedzielna kara dla braci ze wschodu okazała się bezużyteczna.
– Tragedii na szczęście nie było... – Diabeł z zamyśleniem podrapał się po niewielkiej bródce. – Jednakże konsekwencje muszę wyciągnąć. Albo ta kobieta zniknie z waszego życia, albo, jak Boga kocham – rogaty przywódca uśmiechnął się znacząco – poślę ją tam, gdzie diabeł mówi dobranoc. I nie mam tu na myśli siebie!
– Przepraszam, ale ja już dostałem karę – Czart nieśmiało spojrzał na towarzystwo przy stole. – W weekend kazano mi pracować ze stażystami w drugiej lidze. Ćwiczyli mieszanie w prognozach pogody, zsyłanie burzy i straszenie piorunami. Wszystko w krośnieńskim Bastionie Wilków. Wreszcie pół godziny przed meczem kazali nam się wynosić – rogaty spuścił smutno głowę. – Powiedzieli, że wystarczy im tor czarny jak smoła.
– A to ci heca! – Lucyfer klasnął dłońmi o uda. – Ci młodzi są bezbłędni. Niedawno zgotowali w Lublinie piękny pokaz holowania polewaczki. Przynajmniej tył traktora był czysty. To chyba lepsze rozwiązanie niż zdmuchiwanie wszystkich z motocykli, co Rokita?
– Panowie, proszę zostawić naszego weterana w spokoju, akurat on ze swojej działki się wywiązuje – Diabeł spojrzał na siwego staruszka z jednym rogiem. – Rokita ma u nas najdłuższy staż i myślę, że pozostanie przy mnie dopóki żużel się nie skończy. Przypomnę wam, że najwięcej upadków jest na torze, który dostaje "piątki" i "czwórki" od komisarzy. Czyja to sprawka, może któregoś z was? – rzucił retorycznie, wiedząc, że zapadnie cisza.
– A skoro młody kolega nie szanuje starszych i tak wyrywa się do odpowiedzi, to będzie mieć na nią szansę – Diabeł spojrzał z politowaniem na nieco wystraszonego takim dictum Lucyfera. – Jak tam w Gorzowie? Jest 0-7? I jak twój człowiek w składzie? – Same zera będą, tak? – zacytował deklarację "Lucka" z poprzedniej narady, co wzbudziło niespecjalnie skrywaną radość u co bardziej zawistnych, a protokołujący Czart w tej samej chwili "przypadkowo" zapisał godność indagowanego rozdzielnie. Nie pierwszy zresztą raz, za co kadrowa stale podnosiła larum. – A używki? – kontynuował Diabeł. – Miałeś sprzedawać napoje przed zawodami i co? Skończyły się nieczytelne etykiety? Osiadłeś na laurach? Dudek dance po nocach ze strzygami?
– Szefie... – serce młodzieńca zadrżało. – Ja... ja zgubiłem kluczyk do swojego wózeczka z piciem... Diabeł ogonem nakrył i koniec!
– To ktoś tu musi mieć strasznie malutki ogon! – Bies wybuchnął głośnym śmiechem.
– Na pewno nie większy niż twoje zaangażowanie – Diabeł spiorunował wzrokiem swego radosnego poddanego. – Co się stało z aferą taśmową? W dziale politycznym aż huczy od akt tego gościa z nazwiskem skorupiaka, a u nas? The best of cisza?
– Proszę na mnie nie naskakiwać. Przecież o Warszawie mówili wszyscy! Wszystkie media, każdy fan i antyfan czarnego sportu. Byłem na ustach połowy świata!
– Tak, ale dwa miesiące temu! Od tamtej pory się obijasz – Belzebub skarcił kolegę. – Mówi się, że w Lublinie jest druga, tak samo stara maszyna startowa. Byłeś? Sprawdziłeś? Ja mam to zrobić?! Jeśli nie umiesz się wykazać podczas transmisji na "eNce" to może czas zająć się stażystami?
– Panowie! Panowie, uspokójcie się! – Diabeł próbował zapanować nad pracownikami. – Warszawa to nie tylko nasza zasługa. Ole może mówić co chce, ale wciąż pozostaje naszym upadłym aniołkiem. Tylu kibiców posłało go do diabła, że spokojnie mógłby mieć u nas willę. Zamiast tego, sam robi sobie piekło na ziemi - i jeśli nie zaczniecie wreszcie pracować i kombinować jak uprzykrzyć życie tym wszystkich żużlowym maniakom, to obiecuję, że zajmie wasze miejsca. Jednoosobowo! Jutro chcę mieć na biurku wypisane wszystkie pomysły. Koniec zebrania – zakomenderował szef i otworzył drzwi na korytarz.
Kiedy wszyscy opuścili już pokój obrad, Diabeł odetchnął. Zza winkla wyskoczyła jednak Mariola, młoda dziewczyna, obiekt westchnień całych piekieł.
– Szefie... – zaczęła nieśmiało stając w drzwiach. – Mam taką prośbę. Czy... czy szef mógłby dać mi swój autograf? – spytała, podsuwając rogatemu "Testament Diabła".
– Pani Mariolu, cóż za niespodzianka! – przełożony głośno się zaśmiał. – Niestety, w tej książce niewiele jest o mnie. Powiem więcej – ona nie jest o mnie. Ale proszę się nie peszyć – spojrzał łagodnie na zarumienioną białogłowę – będę miał dla ciebie małą propozycję. Może chciałabyś pojeździć na żużlu? W końcu: Gdzie Diabeł nie może...
Weronika Gębka
(Twitter)