Pogoda fanów speedwaya nie rozpieszcza. Mecze odwoływane, mecze przekładane - i tak, w poszukiwaniu żużlowych emocji, wylądowałem w Opolu. Cel: ćwierćfinał Indywidualnych Mistrzostw Polski. Rzeczywistość opolskiego żużla, może trochę uboższa od tej ekstraligowej, bardzo mnie ujęła. Jest też pewien element miły sercu każdego torunianina. Sam stadion Kolejarza, przynajmniej na pierwszy rzut oka, przypomina uboższą wersję nieistniejącego już starego obiektu Apatora przy ul. Broniewskiego.
Przed wejściem na obiekt uwagę przyciągają budki z okienkami o wymiarach... nie większych niż 15x15 cm. Nawet nie pomyślałem, że mogą być to kasy. Samo wejście ogrodzone jest siatką, na bramce jeden ochroniarz. Przejście wzdłuż drugiego łuku, za parkingiem do "biura zawodów", którym okazał się być dość stary już budynek przypominający barak. Mimo takich warunków, starano się zachować profesjonalizm – akredytacja, napis "press" oczywiście na smyczy, do tego program zawodów. Rzut oka na niego i z ulgą stwierdzam, że nie ma powtórki z toruńskiego Best Pairs i wpisany jest "LekaRZ" a nie "LekaSZ". Nie widząc sensu, i nie chcąc urazić miejscowych, nie pytam o miejsca dla prasy, tylko spokojnie zmierzam ku trybunom. Jak wyglądają one w Opolu? Prosta startowa wygląda naprawdę dobrze - plastikowe krzesełka takie, jak na każdym innym stadionie. Trochę gorzej na drugiej prostej - tu już drewniane ławki, które jednak - przynajmniej mi - bardzo odpowiadały. Miejsca siedzące na łukach to już kwestia pomysłowości i organizacji kibiców. Tu bowiem rośnie trawa, na której można rozłożyć koc, krzesełko i Bóg wie co jeszcze. Sam tor? Znajomy ostrzegał, że w przypadku obiektu w Opolu nie można mówić o prostych - i coś w tym było. Bardzo krótki dojazd do pierwszego łuku, krótkie też proste, a więc pola A i B musiały być tymi uprzywilejowanym, a start potrafił wypaczyć wynik biegu.
Godzina 16.45. Pojawia się informacja, że prezentacji nie będzie, pięć minut później zmiana decyzji - zawodnicy przed startem ćwierćfinału zaprezentują się na torze, i tak też się dzieje. Po ich zejściu do parkingu, nowy komunikat: jest problem z prądem, przez co nie można nadmuchać band. Czekamy. Spiker (pan Janusz Stepek) zaprasza do wieży coraz to nowych gości, między którymi czyta reklamy partnerów, sponsorów opolskiego żużla. Czyni to w sposób, który mocno przypominał mi ogłoszenie parafialne – "Firma X od klimatyzacji, adres taki i taki. Myślę, że warto się zastanowić, bo teraz będzie coraz cieplej", "Zapraszam do kącika gastronomicznego, Pan Tomek zadba o Wasze brzuszki" – wszystko na wielkim luzie, bardzo swojsko. Tymczasem naprawy zaczynają się przedłużać. Na wielu ekstraligowych arenach słychać byłoby gwizdy, buczenie itp. Nie w Opolu. Kilkuset kibiców cierpliwie czeka popijając napoje dozwolone od lat osiemnastu i żartując, czeka na komunikaty, nie czuć żadnej presji. O 17.30 zawody ruszają, triumfuje w nich latający po opolskim owalu Patryk Dudek. Po turnieju tłumy w parkingu, każdy chce mieć zdjęcie z nie widywanymi zbyt często ekstraligowymi zawodnikami, którzy, jak się okazuje, opolski obiekt cenią.
- Lubię tu przyjeżdżać, mam dobre wspomnienia z czasów, kiedy tata tu jeździł, podoba mi się. Tu jest normalnie - powiedział mi po zawodach Patryk Dudek, który cierpliwie pozował do zdjęć z kilkudziesięcioma fanami. Wtórował mu Kacper Gomólski: - Zawsze jeździło mi się fajnie w Opolu, jest fajna publiczność. Mam nadzieję, że w przyszłości częściej będę tutaj jeździł. Czyżby zatem popularny "Ginger" myślał o transferze do Kolejarza w przyszłości? Pytanie to pozostawię bez odpowiedzi. Na pewno zmagania opolan śledzi Piotr Świderski, który również ceni sobie stolicę Opolszczyzny. – Obserwuję żużel w tych niższych ligach, jest tam fajny klimat, jest też troszeczkę spokojniej. Żużel może nie jest dyscypliną, w której można mówić o całkowitym relaksie, ale tutaj jest inaczej, może też trochę swojsko, co ma swój klimat i swój urok – powiedział zawodnik Unii Tarnów.
Można zatem stwierdzić, że ta opolska swojskość nie tylko mi bardzo przypadła do gustu. Obiekt przy ul. Wschodniej jest mały, odcięty od całego szumu i co ważne, ma potencjał, by przyciągać kibiców. Na imprezy żużlowe przychodzi się tu rodzinnie, a zawody to jedno wielkie święto. Kiedy słyszę opinie, iż Opole jest "dziurą", muszę stwierdzić, że jest to kwestia gustu - jedni uznają to za plus, inni za minus. Mam też takie wrażenie, że jesteśmy rozpieszczanie przez kluby Ekstraligi. MotoArena, Stadion im. Jancarza, Smoczyka, W69 - to obiekty spore, gdzie presja na rangę zawodów, na wynik, na całą tę otoczkę, jest nieporównywalnie większa, a przypomnę tylko, że 15-20 lat temu takich luksusów nie było, a kibice też przychodzili. W niektórych przypadkach nawet liczniej niż dziś.
Mateusz Dziopa
Zdjęcia: Paweł Mruk zuzlowefotki.pl