Niespodzianki nie było, formalności stało się zadość. Polonia pewnie zwyciężyła w Rawiczu 57:30, po niezbyt emocjonującym meczu. Seria trzech porażek z rzędu została przerwana, więc cieszą się kibice, zawodnicy i sztab szkoleniowy. Pewnie nieco gorszy humor ma przysłowiowa pani księgowa, bo za 57 punktów trzeba przecież niemało zapłacić. Nie można też popadać w przesadną euforię, bo mimo że wyjazdowe wygrane smakują wyjątkowo, to prawda jest taka, że zwycięstwo z taką drużyną jak Kolejarz było obowiązkiem. Mogę dać sobie rękę uciąć, że nawet jeżeli Poloniści musieliby startować 20 m za taśmą startową, to i tak by ten mecz wygrali - a ja, w odróżnieniu od Freda z "Chłopaki nie płaczą", cały czas tę rękę bym miał.
Początek meczu był nieco nerwowy - po dwóch biegach pilscy żużlowcy mieli na swoim koncie dwa wykluczenia i taśmę, w efekcie czego przegrywali 2:7 (na co błyskawicznie zareagował jeden z popularnych plotkarskich portali żużlowych, dając tytuł do swojej relacji: "Polonia przegrywa w Rawiczu!" - no rzeczywiście, pięcioma punktami po dwóch biegach, w tym kuriozalnym juniorskim - istny pogrom i sensacja). Tyle tylko, że żużlowe „pudelki” w ostatnim miesiącu skompromitowały się tak mocno, że w temacie „łowienia odsłon” chyba nic już nikogo nie jest w stanie zdziwić. Żużlowcy z Grodu Staszica „pudelka” nie czytali, bardzo szybko pozbierali się i zaczęli intensywnie odjeżdżać swoim rywalom, aż w końcu odjechali im… na 27 punktów („równe” 30:60 storpedował tylko kuriozalny wyścig drugi).
Wadim Tarasenko latał na rawickim torze i wywalczył czysty komplet punktów. Udany powrót do zespołu zaliczył kapitan Piotr Świst, który również zdobył komplet, tyle że z czterema bonusami. Imponujące wyniki, gratulacje się należą, ale - tak jak już wspominałem - nie ma się co przesadnie nimi emocjonować. Na pewno szkoda, że okazji do częstszej jazdy i podwyższenia średniej nie wykorzystali juniorzy. Kacper Grzegorczyk w końcu dostał swoją szansę, ale po stłuczeniu łokcia w swoim pierwszym starcie nie wyjechał więcej na tor, a Arkadiusz Pawlak zaliczył taśmę i defekt, i w rezultacie zdobył tylko 4 punkty w czterech startach.
W niedawnym wywiadzie dla naszego portalu, menadżer Polonii Tomasz Żentkowski, przyznał, że nie podobają mu się wyjazdy do Opola i Rawicza, ze względu na koszty dla klubu. Powiedział to nie znając jeszcze wyniku, jaki jego drużyna osiągnie na torze „Niedźwiadków”, stąd byliśmy podwójnie ciekawi, jak opinia ta wytrzyma konfrontację z rzeczywistością. Dziś trudno nie przyznać mu racji. Kolejarz Opole potrafi się jeszcze jakoś „postawić” swoim rywalom, wygrał nawet z Polonią Bydgoszcz. Co więcej, ma dwa jasne punkty, w postaci Denisa Gizatullina i Pawła Miesiąca. Natomiast w przypadku Kolejarza Rawicz występującego obecnie pod szyldem Holistic Polska, wygląda to dramatycznie. Mecze pozbawione są choćby grama emocji i zamiast sportowego pojedynku, przypominają egzekucję. W składzie jest Adrian Gomólski... i długo długo nic. Swoją drogą, "Gomóła" pewnie jest w ciężkim szoku, że jeszcze kilka miesięcy temu startował w jednym zespole z Norbertem Kościuchem czy Jacobem Thorsselem, a obecnie jego partnerem jest chociażby Steven Mauer. Na marginesie, cieszę się, że działacze Kolejarza poszli po rozum do głowy i na następny mecz odstawili tego żużlowego „turystę” od składu, dając szansę młodemu Polakowi, Bartoszowi Kibale.
Rawiccy działacze przed sezonem zastanawiali się długo, czy jest w ogóle sens przystępować do ligi - i patrząc na tegoroczne występy ich zawodników, potencjał zarówno drużyny, jak i ten na trybunach, pewnie teraz zastanawiają się nad tym jeszcze mocniej. Jednym z fundamentów funkcjonowania klubu sportowego są kibice i nie chodzi tutaj wyłącznie o wpływy z biletów, ale o fakt, że po prostu jest dla kogo ten żużlowy cyrk robić. W przypadku Kolejarza – co autentycznie smutne - robi się go dla garstki 200-300 osób, bo tylko tyle przez ostatnie miesiące przychodzi na stadion. Liczba 200 jest chyba obecnie symbolem rawickiego klubu – niezależnie, czy jest to liga, czy zawody indywidualne. Wierzę w tę równą „dwusetkę” za każdym razem tak średnio, to najpewniej kolejny wytwór pudelkowej rzeczywistości. Pewnie gdyby w jakiejś surrealistycznej rzeczywistości szefom BSI coś strzeliło do głowy i podpisaliby z Rawiczem umowę na organizację rundy Grand Prix, to później w relacji z imprezy też zobaczylibyśmy "Widzów: 200". Tym niemniej widzów jest mało. Bardzo mało.
Nie chcę być źle zrozumiany - trzymam kciuki za przyszłość "Niedźwiadków", bo im więcej żużlowych ośrodków, tym lepiej, poza tym jest to klub z całkiem bogatą historią, ale nie da się uniknąć pytań o dalszy sens tego wszystkiego. Skoro tak nikłe zainteresowanie jest teraz, gdy rawiczanie mierzą się z atrakcyjnymi rywalami, to strach pomyśleć, co będzie w przyszłym roku i drugiej lidze (o ile powstanie), kiedy zawodników klasy Kylmaekorpiego, Lindgrena, Tarasienki, Gapińskiego, Miśkowiaka czy Walaska już się nie ujrzy. Liczę, że władze polskiego żużla ta sytuacja skłoni do prawdziwej refleksji i apeluję o to już teraz. Jakimś pomysłem byłoby dofinansowanie klubów na te mecze ze strony PZM-u, ale panowie w garniturach dotąd nie zająknęli się na ten temat ani słowem. Ogłoszono wszem i wobec, że uratowano dwa kluby i że wszystko jest wspaniale, zapominając przy tym, że przy okazji rujnuje się budżety pozostałych dziewięciu…
Jakub Sierakowski
Foto: Weronika Waresiak (rawicz24.pl)