Jeszcze nigdy w tym sezonie żaden mecz w Pile nie był tak blisko odwołania, jak ten z Wandą Instal Kraków. Szczerze mówiąc, byłem nieco zszokowany zmieniającą się pogodą, bo gdy wyjeżdżałem z domu świeciło słońce i było 30 stopni, a na stadionie (ledwie 5 km dalej)... ulewa. I padało tak, z przerwami, jeszcze ze dwa czy trzy razy. Jak powiedziałby Dariusz Szpakowski: "masakracja". Wielkie ukłony dla pilskiego klubu za świetnie przygotowany tor, którego opady nie zrujnowały, a jeszcze większe dla służb porządkowych za kapitalną robotę przy usuwaniu wody. Uhonorowaliśmy już na naszym fanpage'u tych umorusanych od stóp do głów chłopaków, którzy uwijali się jak w ukropie, byle tylko doprowadzić tor do stanu używalności. Na marginesie, aż szkoda, że nikt nie zadzwonił po Zygmunta Chajzera - mógłby wreszcie zademonstrować na żywo rewelacyjne właściwości swoich proszków do prania.
Król Szczepan I i powrót (z)Dolnego
Dla Polonii ten mecz był niezwykle trudny. Wspomniane opady spowodowały, że atut własnego toru wyparował znacznie szybciej niż ów lipcowy deszcz. Mówił o tym zresztą po meczu Tomasz Żentkowski. Dość powiedzieć, że poloniści na prowadzenie wyszli dopiero po 10 biegu. W barwach ekipy z Grodu Staszica jest jednak ktoś, komu niestraszne żadne warunki - Michał Szczepaniak, bezapelacyjny lider i najjaśniejsza postać pilan w tym sezonie. 14 punktów i tylko jeden przegrany bieg (z Samem Mastersem) mówią same za siebie. Przykład Szczepaniaka doskonale pokazuje, jak ważna w żużlu jest tak zwana "czysta głowa". Po klapie jaką skończyła się przygoda z Ostrovią, gdzie stracił pieniądze i musiał dokładać do interesu, w końcu jeździ w poukładanym finansowo klubie, gdzie wypłatę dostaje na czas i może skupić się tylko na jeździe - czego efekty widać jak na dłoni.
Cieszy również udany powrót na własny tor Patryka Dolnego. Już w ostatnim meczu, w Opolu, pojechał znakomicie, ale prawdziwym testem miała być potyczka ze znacznie mocniejszym zespołem z Krakowa. 7 punktów z trzema bonusami to dobry wynik, a sam Patryk wystawił sobie po tym meczu czwórkę i myślę, że to bardzo dobra ocena. Zaimponował zwłaszcza w 11. biegu, gdy bodaj trzykrotnie "rzucało" jego motor na koleinie znajdującej się na drugim łuku (to właśnie przez nią upadł Norbert Kościuch w ostatnim biegu) - a Dolny nie dość, że opanował motor w tak trudnej sytuacji, to jeszcze obronił drugą lokatę i dowiózł 5:1 ze wspominanym Szczepaniakiem. Jak to mówią w telewizji: chapeu bas, Patryk.
Nieco zawiódł Brady "Pułkownik" Kurtz, który bardzo przejmuje się swoimi pierwszymi jazdami w Polsce. W swoim pierwszym biegu został wykluczony za dwukrotne "czołganie" się na starcie i wydaje się, że po prostu bardzo go to zdeprymowało. Niemniej jednak nie wycofuję się z opinii, że warto dalej szlifować ten talent, bo przecież Kurtz to też człowiek i może mu się zdarzyć słabszy dzień.
Na pomeczowej konferencji ciekawą wypowiedzią na temat stabilności obecnego składu popisał się wspominany już wcześniej menadżer pilskiego klubu, Tomasz Żentkowski. Praktycznie za każdym razem, gdy Polonia podaje swoje zestawienie na dany mecz, pojawiają się zapytania kibiców o Bjarne Pedersena i Danny'ego Kinga. O szansę jazdy dla tego drugiego zapytałem Żentkowskiego: - Wydaje mi się, że na tę chwilę jakiekolwiek zmiany w tym składzie są niepotrzebne. Cieszymy się, że mamy mistrza Anglii w zespole, ale to jeszcze nie jest pora na to, żeby King pojechał w barwach Polonii. Mamy równy zespół i nie ma sensu burzyć tego, co jest. Cały sezon borykaliśmy się z problemami kadrowymi, jak jeden pojechał dobrze, to drugi zawodził. Chciałbym żeby mniej więcej takim składem, jaki jest teraz jechać do końca sezonu i skupić się już na zawodnikach, którzy będą jechać u nas w przyszłym roku - żeby mieli spokojną głowę, że jadą do końca sezonu. Ta wypowiedź chyba ucina wszelakie spekulacje.
Wanda, co chciała pełną pulę
Krakowianie szybko zwietrzyli swoją szansę w tym meczu i bardzo długo prowadzili. Zawalili nieco końcówkę, gdy tor trochę wyschnął, ale i tak połowę swojego planu wykonali zdobywając punkt bonusowy. Widać, że są w gazie i już nie przypominają ekipy, która zewsząd zbierała "bęcki", m.in. została rozjechana na własnym torze przez Orła Łódź. Kto wie, jakim wynikiem skończyłby się ten mecz, gdyby tak słabo nie pojechali polscy seniorzy krakowian - Walasek, Suchecki i Mazur w trójkę zdobyli ledwie 11 punktów. Wynik trzymali kapitalni Patrick Hougaard, znany z pasji do boksu Sam Masters i "gość", jakim był Dominik Kubera. Formacja juniorska Speedway Wandy Instal w ostatnich meczach bardzo kulała, ale jeden Kubera zrobił różnicę - 8 punktów w pięciu startach, mimo nieco zawalonej końcówki, i tak robi znakomite wrażenie. W odwodzie pozostają jeszcze przecież kontuzjowany Mateusz Szczepaniak, który za 2-3 tygodnie powinien być gotowy do jazdy, no i największa gwiazda zespołu i chyba całej ligi, zdobywca 3. miejsca w Grand Prix w Pradze: Chris "Bomber" Harris! Po powrocie młodszego z braci Szczepaniaków, wzmocnieni krakowianie bez wątpienia mogą walczyć o udaną końcówkę sezonu. Harris już pewnie nie wróci do składu, ale sama świadomość, że może dostać powołanie i wyjechać na tor, już do końca sezonu będzie paraliżować rywali i stanowić dodatkowy handicap dla krakowian.
Orzeł Łódź, nawet pomimo szalonego meczu w Częstochowie (46:44), w obecnej dyspozycji wydaje się być poza zasięgiem reszty zespołów i raczej na pewno obroni pierwszą pozycję w tabeli. Jednakże im głębiej w las, tym ciekawiej - drugi Lokomotiv Daugavpils i piąty Włókniarz Częstochowa dzieli zaledwie 5 punktów (a częstochowianie mają jeszcze dwa zaległe mecze), jak więc widać - wszystko się jeszcze może zdarzyć. Rozgrywki Drużynowego Pucharu Świata pozwolą na nieco odpoczynku od ligowego ścigania, a już od początku sierpnia będziemy pasjonować się pojedynkiem o finał Nice PLŻ. I nie mam żadnych wątpliwości, że będzie ciekawie.
Jakub Sierakowski
Foto: Coventry Bess twitter