Dziś nieco więcej o drugiej ekstraligowej ekipie z kujawsko-pomorskiego, ale jest ku temu powód. Za nami runda zasadnicza, która dla jednych oznacza początek prawdziwej walki, a dla drugich jest synonimem końca sezonu. Do tej drugiej grupy zalicza się GKM Grudziądz, który w ostatniej kolejce wypadł z czołowej czwórki. Mimo tak nieprzyjemnego zwieńczenia sezonu, rok 2016 dla grudziądzan z pewnością należy uznać za pomyślny. Skąd taki progres?
Zaimponował mi GKM Grudziądz w tym sezonie. Mimo iż przed startem rozgrywek skazywani byli na walkę o utrzymanie, a ich skład miał wiele niewiadomych, udało im się walczyć o play-offy do samego końca. Pomijając tak „planowe” triumfy u siebie, jak ten z Unią Tarnów, nie zaczęło się jednak różowo: wyjazdowe „bęcki” w Gorzowie i Rybniku mogły sprawić, że, pomimo przyzwoitej pozycji w tabeli, wielu fanów w Polsce zaczęło myśleć, iż GKM niczym nas w tym roku nie zaskoczy. Stało się jednak inaczej - wiele dobrego działo się podczas spotkań rewanżowych; w Poznaniu GKM walczył, jakby jechał u siebie, a minimalna porażka 43:47 z pewnością nie była powodem do wstydu. Zwłaszcza, że jej okoliczności były, delikatnie ujmując, kontrowersyjne. W drugiej części sezonu podopieczni trenera Kempińskiego tak naprawdę nie poradzili sobie jedynie podczas dwóch wyjazdów: do Zielonej Góry (porażka 35:55) i w tym decydującym - do Torunia (klęska 31:59). Ta druga wpadka z pewnością boli najbardziej. Nietrudno było wyczuć, że zarówno działacze, sztab, zawodnicy jak i fani grudziądzkiego speedwaya ostrzyli sobie już zęby na play-offy i pojedynek z którąś z lubuskich drużyn. Z którymi, biorąc pod uwagę ogromny atut własnego toru i nieodległą historię z meczów w fazie zasadniczej, niekoniecznie musieli stać na straconej pozycji. Stało się jednak inaczej. Zawiódł przede wszystkim Tomasz Gollob, który w składzie na ten mecz nie powinien się znaleźć. GKM sezon zakończył, ale powodów do wstydu nie ma.
Patrząc na grudziądzkie indywidualności, było „w kratkę”. Z jednej strony znakomity Lindbaeck, z drugiej dramatycznie słaby na wyjazdach Gollob. Szweda ciężko nazwać odkryciem, ale z pewnością był rewelacją Ekstraligi – z meczu na mecz wyglądał pewniej i podczas większości pojedynków był prawdziwym liderem drużyny. A pomyśleć, że przed sezonem jego dyspozycja była jednym wielkim znakiem zapytania… Najjaśniejszą odpowiedzią Lindbäecka na te dywagacje była średnia biegowa 1,928. Prawdziwy as z rękawa trenera Kempińskiego.
Jeśli jesteśmy już przy kartach… Artiom Łaguta z pewnością zajmowałby dwie - za kiepski początek sezonu widniałby na dziewiątce, za końcówkę - na karcie króla. Rosjanin tym sezonem udowodnił, że jest kluczem do sukcesów drużyny. Zresztą, czy nie podobnie było za czasów jego występów w cieślakowej Unii Tarnów? Słaba pierwsza część sezonu w wykonaniu "Tiomki" odbiła się na wynikach grudziądzan szczególnie na wyjazdach, chociaż minimalny triumf ze Spartą (jak się okazało, na wagę bonusa) również trzeba wpisać na minus Łagucie, który zdobył wtedy tylko 3 punkty. Kiedy jednak Rosjanin się obudził, GKM zaczął sprawiać rywalom większe problemy i odnosił pokaźne wygrane na domowym torze. Za sezon 2016 Artiom Łaguta zasłużył na tytuł "człowieka - instytucji" GKM.
Pierwszą linię piątej drużyny Ekstraligi uzupełnił Krzysztof Buczkowski, który ma spory potencjał, jednak swoimi występami zmierzał częściej w stronę Golloba, aniżeli w kierunku Lindbaecka. Wychowanek drużyny z Grudziądza błyszczał na domowym owalu, odnotowując najlepszą średnią w roli gospodarza w drużynie - aż 2,382. Cóż jednak z tego, jeśli na wyjazdach był cieniem samego siebie i nie przekroczył średniej 1,5 punktu/bieg? Co ciekawe, Buczkowski, którego średnia biegowa jest trzecia wśród zawodników GKM, wygrał najmniej biegów w porównaniu z kolegami z drużyny (12), meldując się najczęściej na drugim lub trzecim miejscu.
Tą gorszą wersją Buczkowskiego z pewnością był Gollob - w Grudziądzu król, pan i władca, na wyjazdach uniżony sługa rywali. Trener Kempiński miał to na uwadze i Gollob coraz częściej nie wytykał nosa poza Grudziądz. A kiedy jechał, to widać było w tym jakąś myśl. Pojechał na swoim dawnym torze w Toruniu, pojechał na swoim dawnym torze w Tarnowie, pojechał w doskonale znanym sobie i z ligi i z kadry Lesznie... Niestety, wszędzie było tak samo. Na sam koniec szkoleniowiec GKM-u dostrzegł chyba błysk ambicji u naszego mistrza, w obliczu wiekopomnej szansy dostania się do „czwórki”, i postawił oszukać przeznaczenie… Jak to się skończyło na Motoarenie, wszyscy dobrze wiemy. O przyszłości pana Tomasza, tradycyjnie, pisać będzie się przez całą zimę.
Trio Polaków, błyszczących tylko w Grudziądzu, uzupełnia Rafał Okoniewski, który u siebie imponował niesamowitymi startami. Szkoda, że podobnie jak koledzy, umiejętność skutecznej jazdy tracił wraz z przekroczeniem granicy Grudziądza. Z pewnością sam „Okoń”, nie będący już młodzieniaszkiem, pochyli się nad tą kwestią w najbliższych tygodniach. Żeby jednak nie było zbyt krytycznie, wypadałoby skończyć pozytywem. Takim był Marcin Nowak, który został jednym z odkryć sezonu. Średnia biegowa na poziomie 1,313 dała mu 6. miejsce wśród krajowych juniorów, co przed sezonem nie wydawało się pewne. Grudziądzki junior był w tym roku lepszy niż którykolwiek młodzieżowiec z Leszna, gdzie przegrał walkę o skład.
Chciałoby się zapytać „co dalej?”. GKM to klub, który należy do tych prowadzonych z głową na karku. Nie wdając się w dyskusję o sposobie, dzięki któremu znaleźli się w elicie, bo to patologia ciągnąca cały nasz ligowy speedway na sportowy śmietnik, ba, w samym Grudziądzu bardzo wielu (większość?) kibiców chciało normalności i poszanowania ducha fair play, należy docenić, że stworzyli skład obliczony na pewne utrzymanie w Ekstralidze i udało im się wykonać to zadanie z nawiązką. Dlaczego więc nie sięgnąć po więcej?
Wiadomo już, że w Grudziądzu pozostaną Lindbaeck i Łaguta, a więc obaj liderzy drużyny. Można spekulować, czy krnąbrny „Toninho” w 2017 roku nie strąci poprzeczki, którą teraz, swoimi występami, ustawił tak wysoko, ale dysponując dzisiejszą wiedzą, należy powiedzieć, że to bardzo mądry ruch klubu. Nie zdziwię się, jeśli za jakiś czas usłyszymy o pozostaniu Krzysztofa Buczkowskiego, który na wyjazdach może jeździć już tylko lepiej (umowę z Buczkowskim przedłużono 26 sierpnia - dop. red.). Jeśli uda się to zrobić, trzon zespołu będzie gotowy i trener Kempiński będzie mógł poszukać zawodników do drugiej linii. A daleko patrzeć nie będzie musiał - wszak w niedalekim Toruniu jeden z polskich seniorów najpewniej pożegna się z drużyną... W wiek seniora wejdzie Paweł Przedpełski, który w Grodzie Kopernika powinien pozostać. Oznaczać to będzie pożegnanie z drużyną kogoś z zestawu Miedziński - Gomólski - Mroczka. Pewniakiem do odejścia wydaje się być ten ostatni, ale akurat jego pojawienie się w Grudziądzu wzbudziłoby z pewnością mnóstwo emocji. Niekoniecznie pozytywnych. Nie jest zresztą powiedziane, że nawet w przypadku szybkiego pozbycia się Mroczki, pierwsza dwójka pozostanie w Toruniu.
Wracając jednak do GKM-u, trener Kempiński poszukać będzie musiał także solidnych juniorów, bowiem ta pozycja jest od ładnych kilku lat bolączką grudziądzkiego speedwaya. Jeśli ta dziura zostanie załatana, do Grudziądza mogą zawitać nie tylko play-offy, ale i medal Ekstraligi.
Mateusz Dziopa
Foto: Paweł Mruk zuzlowefotki.pl