Hymnem stycznia z punktu widzenia środowiska żużlowego powinna być znana na stadionach piosenka "Jaki tu spokój". Nic się nie dzieje, nikt się nie bawi, wszyscy się nudzą – wypisz-wymaluj styczeń w żużlu. W listopadzie żyjemy transferową karuzelą. W grudniu czekamy na terminarze. W lutym zaczyna się przedsezonowe obstawianie, a marzec to już właściwie sezon. I zostaje nam ten jeden miesiąc w roku, ten najgorszy. Ktoś wie, jak go przetrwać?
Żużlowy przewodnik turystyczny
Czasem styczeń jest zbawienny – człowiek wreszcie może zająć się rzeczami, które nie są żużlem. Nie mówię tu o prostym kibicu, który zazwyczaj ma jakąś szkołę/pracę i wypada, żeby od czasu do czasu się nią zainteresował. Żużlowcy też mają prawo odpocząć od żużla chociaż przez ten jeden miesiąc w roku. To też czynią, jak można wywnioskować z doniesień w mediach społecznościowych.
Przyznam, że nie mam pojęcia, jakie są obecnie najpopularniejsze kierunki wakacyjnych wypraw, czy też, jak to się modnie mówi, "destynacje". W radiu latem mówili o Grecji i Hiszpanii, ale radio to media, a mediom ponoć wierzyć nie wolno. Mogę Wam za to na podstawie obserwacji powiedzieć, jakie są najmodniejsze "destynacje" w świecie żużla. Przez lata jakieś gigantyczne hordy żużlowców rokrocznie wybierały się do Dubaju. Po sezonie Zjednoczone Emiraty Arabskie mogły się pochwalić największą żużlową migracją. W tym roku ten kierunek jakoś nie jest modny, a w każdym razie szeroko w środowisku propagowany. Tych, co wybrali Dubaj, można policzyć na palcach jednej ręki (pod warunkiem, że nie jesteś drwalem po przejściach). W social-speedwayowych okolicach co i rusz migały za to zdjęcia z Tanzanii. Jedno z topowych biur podróży reklamuje wakacje w Afryce jako „odpoczynek dla dwojga”. Widać po sezonie najbardziej chce się jednak uciec od nadmiaru ludzi. Ale jak tak dalej pójdzie, to Tanzania zaludni się żużlowcami i z odpoczynku dla dwojga nici. Przeczuł to ryzyko najwyraźniej Niels-Kristian Iversen i wybrał się... na Jamajkę. Gdybyście więc planowali wakacje tropem żużlowców albo pragnęli zaufać ich gustowi, polecam Zanzibar lub ojczyznę reggae. Jest to też opcja na ożywienie sezonowych wspomnień.
A jak nie ma budżetu na takie wyprawy, zostaje chyba tylko jedno z żużlowych miast Polski i tęskne krążenie wokół stadionu.
Dobre serca i znane twarze
Kiedy nie ma żużla, można też zająć się na spokojnie działalnością charytatywną. W tym kierunku poszedł team PawlickiRacing, który w ramach Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy wystawił na aukcję spotkanie z Przemkiem Pawlickim podczas Grand Prix w Warszawie. W ramach aukcji WOŚP można też wylicytować koszulkę z autografami żużlowców Falubazu, na tym jednak żużlowy aspekt tegorocznej Orkiestry się wyczerpuje [jest jeszcze ciekawa licytacja kevlaru Taia Woffindena - dop. red.]. Słyszę przez to narzekanie, że żużlowcy to ludzie bez serca. Guzik prawda! Zobaczcie, ile aukcji było dla Tomasza Golloba czy Darcy’ego Warda. Środowisko w tym momencie ma potężne potrzeby własne i nic dziwnego, że najpierw zbiera się fundusze na swoich. Różni żużlowcy przyłączają się też do zbierania na konkretnych potrzebujących. Nie ma tygodnia, żeby nie pojawiły się aukcje charytatywne czy zachęta do wspólnej zbiórki na jakiś cel. W styczniu na wsparcie tych bezbronnych, tych najbardziej potrzebujących zrzuca się cała Polska – ale żużel pamięta i o "swoich", i o potrzebujących ogólnie nie tylko przy okazji finału WOŚP.
W styczniu można się też zająć popularnością. Okazja ku temu jest niemała – finał dorocznego plebiscytu Przeglądu Sportowego na Sportowca Roku. To największy tego typu plebiscyt w Polsce, nic więc dziwnego, że większość kibicowskiego środowiska bardzo się przejmuje jego wynikami. W tym roku – alleluja! – nie wygrał piłkarz. Pierwsze miejsce, jak w Turnieju Czterech Skoczni, zgarnął Kamil Stoch, chociaż złośliwi mówią, że zgarnął je nie za rok 2017, a za fantastyczne wejście w rok 2018. Mniejsza o to, naprawdę. W czołowej dziesiątce nie zabrakło też silnej grupy lekkoatletów, co cieszy, ponieważ lekkoatletyka w plebiscytach popularnościowych bywa niedoceniana. A żużel? Patryk Dudek uplasował się na wysokim, szóstym miejscu. Jak na debiutanta – świetny wynik. Nie jest to miejsce drugie, to z jego debiutanckiego sezonu w Grand Prix, ale nadal świadczy dobrze o popularności zawodnika, zwłaszcza biorąc pod uwagę, że w sezonie więcej mówiło się jednak o występach w Grand Prix Zmarzlika czy Janowskiego, a nawet Piotra Pawlickiego (choć akurat tutaj nie zawsze z zachwytem). Za to trzynasta lokata Bartosza Zmarzlika trafnie podsumowuje ostatni sezon w wykonaniu gorzowianina – ni to szczęście, ni to pech. Obyło się bez kontuzji i problemów pierwszego seniorskiego sezonu, ale sam Zmarzlik i wszyscy jego fani z pewnością liczyli na więcej.
Po ujawnieniu wyników plebiscytu pojawiły się głosy, że impreza Przeglądu Sportowego pokazała, że żużel się w Polsce nie liczy. Przegrywa z piłką nożną, skokami, lekkoatletyką… Nie podzielam tego czarnowidztwa. Nasi skoczkowie w ubiegłym roku zrobili furorę, bo wykonali, nomen omen, skok jakościowy, z drużyny przeciętnej stając się znakomitą. Wiodąca pozycja piłki kopanej wśród sportów to aksjomat, jak bardzo by nam się to nie podobało. Co do lekkoatletyki – bardzo dobrze, że jest doceniana, chociaż zmagania w rzucie młotem czy skoku o tyczce przez wielu są uważane za dalece mniej spektakularne niż dyscypliny z piłką, zimowe czy motorowe. Natomiast na żużlu Polacy są potęgą; świadczy o tym chociażby pewność niemal, że obronią Drużynowy Puchar Świata. Co musieliby zrobić polscy żużlowcy, żeby wygrać plebiscyt? Zapewne to, czego nikt nie obstawia w ciemno – zdobyć tytuł Indywidualnego Mistrza Świata. Ten plebiscyt popularności nie polega przecież na tym, żeby wybrać reprezentanta najlepszej czy najmodniejszej dyscypliny, ani tym bardziej najlepszego sportowca (jak porównać medal Dudka, wkład Lewandowskiego w reprezentację i sukcesy Stocha?). Jak wszelkie podobne konkursy, bazuje on na emocjach – a najlepsze emocje generuje niespodzianka lub silna osobowość, a najlepiej jedno i drugie. Pięć lat temu analogiczny plebiscyt w Norwegii wygrał szachista Magnus Carlsen i bynajmniej nie świadczy to o tym, iż narodowym sportem wszystkich Norwegów stały się szachy.
Na marginesie – pod koniec grudnia zakończył się jeden z łotewskich plebiscytów na sportowca roku. Wśród nominowanych znalazł się Andžej Lebiediew – i zajął miejsce tuż za podium, przegrywając z bokserem Mairisem Briedisem, tenisistką Jeleną Ostapenko i ścigającym się na motocrossie Paulsem Jonassem. Żużlowiec wyprzedził za to koszykarza Kristapsa Porziņģisa, który w największym krajowym plebiscycie był niepokonany kolejny rok z rzędu. Ile imprez, tylu zwycięzców. Wniosek z tego taki, że nie ma co się przejmować, że polscy żużlowcy nie zostali Drużyną Roku według Przeglądu Sportowego. Najważniejsze, że dla nas są najlepsi.
"Ostatnie trzy minuty przesądziły. Stoch o włos wyprzedził Lewandowskiego" (Foto: plebiscyt.przegladsportowy.pl)
Wszystkiego najlepszego!
Ponieważ to pierwszy felieton w nowym roku, nie mogę nie złożyć życzeń wszystkim czytelnikom PoKredzie.pl. Zatem według kolejności z roku minionego:
Fanom Unii Leszno życzę, żeby status quo zostało zachowane i jeszcze, żeby w sezonie 2019 z Bykami na plastronie występowało dwóch braci P.
Kibicom Sparty Wrocław życzę, by klątwa drugiego miejsca została przełamana, a zawody na Olimpijskim były tak porywające, jak piękny jest sam stadion.
Fani z Gorzowa niech mają okazję do odkurzenia pojazdu opancerzonego, na którym swego czasu fetowano Mistrzostwo Polski. A fani z Zielonej Góry niech stawiają pojazdowi jak najzacieklejszy opór.
Częstochowianie niechaj mają pociechę z Adriana Miedzińskiego i niech myślą tylko o wyniku sportowym klubu, nie o jego finansach.
Grudziądzanom życzę, by ich ekipa była tak zgrana na torze, jak jest zgrana na wakacjach.
Kibicom toruńskiej drużyny można życzyć tylko dużo team spirit, mało team spiryt i żeby nikt im po sezonie nie powiedział, że utrzymali się psim swędem.
Tarnowianom – pomyślnego powrotu do elity. I jeszcze żeby duński zaciąg zaskoczył na plus, a nie na minus.
Rybniczanom – wiary w swój klub tak głębokiej, jak wiara prezesa Mrozka w niewinność Grigorija Łaguty. Gdańszczanom – niezłomności w walce i odmawianiu nieuczciwych korzyści finansowych.
Kibicom Lokomotivu Daugavpils życzę, żeby zaklęte kręgi w końcu przestały być zaklęte, a mer miasta zmądrzał albo zmienił się na lepsze.
Fanom Orła – pociechy z nowego stadionu i nowej drużyny. Pilanom – żeby Polonia mało Piła, a dużo Wygrywała. Krakowianom – żeby drużynę wspierał sam Smok Wawelski.
Gnieźnianom – żeby pierwsza stolica była też pierwsza w rankingu stolic w polskim żużlu (i jeszcze żeby pewna obiecująca zawodniczka żużlowa zadebiutowała godnie w składzie). Lublinianom – żeby Gniezno przestało być ich nemezis.
Miłośnikom Stali Rzeszów – żeby na medal był nie tylko budżet, ale i atmosfera w drużynie. Bydgoszczanom – żeby za dwa lata znów jeździli do Torunia na derby.
Poznaniakom – żeby na Golęcinie zawsze była wuchta wiary. Ostrowianom – żeby ten skład jeździł tak jak wygląda na papierze.
Opolanom – żeby kibiców zazdrościła ich drużynie cała Polska. Krośnianom – żeby ich ukochana drużyna była niezłomna kolejny sezon. A kibicom Rawicza (czyli chyba nam wszystkim, bo nie znam nikogo, kto jakby mu powiedzieć: „Ej, chodźmy na mecz Kolejarza Rawicz” powiedział „Nie, weź, nie lubię Kolejarza Rawicz”) życzę, żeby żużel w Rawiczu nigdy nie zginął.
Kibicom zaś drużyn w ligach niejeżdżących oraz całej braci niezrzeszonej powiem jedno – szczęśliwego nowego sezonu! I żeby czekanie Wam się za bardzo nie dłużyło.
Joanna Krystyna Radosz