To szalenie smutne. Niby mieliśmy złe i tylko złe informacje, przygotowując 15 listopada artykuł pod wymownym tytułem Polonia Piła nad przepaścią, ale do końca łudziliśmy się, że jakiś szalony zwrot akcji nastąpi, a klub uda się uratować. Bo tak już człowiek jest skonstruowany - zawsze ma nadzieję. Dziś już nadziei nie ma. Na wyczekiwanej z takim napięciem konferencji prasowej prezydent Piły Piotr Głowski oznajmił, że pieniędzy na żużel brak, a cały pilski budżet znajduje się w trudnej sytuacji. Falubaz przyznał, że "rozmowy były już zaawansowane", ale czekali na wieści z Piły. A zarząd Polonii w szybko wydanym oświadczeniu poinformował, że "woli podjąć decyzję bolesną". Co to oznacza, kibicom nie trzeba tłumaczyć. Nie tylko tym z Piły. Niewiele jest żużlowych ośrodków, który nie przechodziły przez "bolesne decyzje"...
Najgorsze, że w tym całym pilskim "kociokwiku" każdy ma trochę racji. Prezydent Głowski ma na głowie wypłaty dla nauczycieli i wizję strajkujących pod ratuszem przedszkolanek, pielęgniarek i Bóg wie kogo jeszcze. Hasło "to wszystko wina PiS" może wtedy nie wystarczyć. Kto zadał sobie nieco trudu i poczytał relację z ostatniej jesiennej sesji Rady Miasta Piły, ten wie, że tematem numer jeden był brak pieniędzy i oszczędności. A także tematem numer dwa i trzy. Dla żużlowych ortodoksów to bolesne, ale pora wbić sobie do głowy, że nawet w miastach bez silnych innych dyscyplin, w takich, gdzie żużel od zawsze był "numerem jeden"... w skali makro żadnym numerem jeden nie jest. Ani nawet dwadzieścia jeden. Jeśli ktoś zna jakieś miasto, które upadło ze względu na brak żużla - proszę o kontakt.
Obecny Zarząd Polonii odpiera zarzuty Głowskiego, mówiąc, że nie czują się winni. I też mają trochę racji. Co prawda klub upadł za ich rządów (to niezaprzeczalne), ale mają prawo nie zgadzać się z obrazowo nakreślonym przez prezydenta "kołem ratunkowym, które on rzucał, a oni nie chcieli go złapać". Ci "nowi" pilscy działacze (nie wnikajmy już w personalia, kto tam jest zupełnie nowy, a kto kręcił się wokół klubu już dużo wcześniej), weszli do klubu w dramatycznej sytuacji. Tuż po "lewych" fakturach, prokuratorze, "ściepie" na żużlowców, żeby w ogóle dokończyli sezon. W jednym zdaniu, "usiąść i płakać". Wciąż jest za wcześnie, żeby kompleksowo ocenić ich działania. Czy zgadzają się z kwotami, którymi rzuca prezydent? Zwłaszcza "jedynie 400 tys. zł, które potafili zdobyć z biletów i od sponsorów"? Nie wiem. A oni sami pokazują dowody na to, że dług przejęty po "radosnej twórczości" poprzedników systematycznie niwelowali. Jako przykład podają Karola Barana. Pewnie mają żal, że w takim momencie tę samorządową kroplówkę się im odcina. A może Głowski wie więcej?
Psioczący kibice też mają rację. I zawodnicy również. Ci byli, i ci obecnie ewakuujący się z konającej Polonii. Żużlowcy chcą stabilności, chcą swoich pieniędzy i chcą perspektyw, a kibice - nade wszystko - po prostu chcą oglądać żużel. To oczywiste. Politycy też czegoś chcą - chcą poparcia społecznego (zawsze), jeżeli więc ważny klub w ich mieście ma upaść, to właśnie teraz - tuż po wyborach parlamentarnych i samorządowych. Nigdy tuż przed.
Jest w tym oświadczeniu zarządu Polonii enigmatyczna zapowiedź powołania nowego żużlowego tworu, kiedy już pozwolą umrzeć temu staremu (w poprzedniej publikacji nt. Polonii zastanawialiśmy się, czy to byłby piąty, czy już szósty taki w Pile). Podobny plan dało się wyczytać ze słów prezydenta Głowskiego, który z pewnością ma świadomość, że obietnice składane w ostatniej kampanii będą mu teraz wyciągane. Nawet jeśli po deklaracji "miasto zawsze będzie wspierać żużel w Pile" było też ważne "ale"... to kibice-wyborcy zapamiętali głównie pierwsze słowa. Nic dziwnego.
W Pile żużel był, jest i będzie. Tak długo jak będa kibice, jak długo będą osoby chętne, by prowadzić w sposób uczciwy i transparentny klub. Miasto było przez wszystkie lata mojej prezydentury głównym sponsorem sportu żużlowego - i tak pozostanie (Piotr Głowski 2018) / slajd: Kibice Polonii Piła FB
Ale czy to znaczy, że Głowski nie ma racji, mówiąc (w tym samym wywiadzie):
Klub potrzebuje stabilnych i niezależnych od polityki i terminarzy wyborczych partnerów biznesowych, którzy będa klub wspierać, a nie wykorzystywać go do swoich celów?
Albo: Wiele razy włączałem się w różnego rodzaju działania i dawno już by sportu żużlowego w Pile nie było, gdyby nie miejska i dyrektora MOSiR-u aktywność (to już "świeżynka" z konferencji prasowej 21 listopada 2019).
Czy twierdząc, że struktura dochodów "od miasta - milion (a najlepiej więcej), własnym sumptem - 400 tys." jest zła i nie może tak być rok po roku? Z jego punktu widzenia, nie temu miało służyć ratowanie klubu, by ktoś "bawił się w żużel" za pieniądze podatników.
Swoją drogą, jak to jest, że "miasto było zawsze głównym sponsorem klubu", a tenże klub miał permanentne problemy z użytkowaniem miejskiego przecież stadionu? A to opłata horrendalna, a to stan toru... Aż w końcu "wyparowało" z niego kilka ton nawierzchni, co zakończyło się aferą podczas finału Złotego Kasku wiosną 2019 roku i buntem żużlowców, motywowanym względami bezpieczeństwa. Odwołanie tak prestiżowej imprezy, na oczach całej żużlowej Polski, było takim wymownym symbolem upadku pilskiego żużla. Nie tym formalnym rzecz jasna, ale - myślę, że nie jestem odosobniony w tym wrażeniu - po tamtym ciosie była już tylko równia pochyła. Dla większości kibiców obserwujących sytuację z perspektywy kilkuset kilometrów, tak to wyglądało.
* * *
Jeśli ta odbudowa faktycznie nastąpi i uda się wystawić drużynę w roku 2021, a do sezonu 2022 żużlowa Piła przystąpi w dobrym składzie i dobrej kondycji - wszyscy zapomną złe chwile. No, prawie wszyscy. To jednak na dziś bardziej pobożne życzenia, niż konkretny plan. Przy całym szacunku dla wielu kochających żużel pasjonatów z Piły - tylko piękne życzenia. Trzeba życzyć, aby się spełniły, ale trzeba też chłodnego oka i realizmu. "Wyzerowanie" starego podmiotu i powołanie nowego, dla którego jedynym zapleczem będzie sowity przelew z magistratu, bo akurat w danym roku powieje pomyślny wiatr, nie jest żadnym remedium. Żadnym "nowym otwarciem". Skończy się tak samo jak teraz.
Licząca 75 tys. mieszkańców Piła nie jest miastem zbyt małym i zbyt słabym na żużel. Ma też dwa atuty, których inni, z ekstraligowcami włącznie, mogą im pozazdrościć. Gwiazdkę oznaczającą tytuł Drużynowych Mistrzów Polski i armię wiernych kibiców, którzy są w stanie zapełnić stadion. Nawet w niższej lidze. Warunek: muszą czuć, że są poważnie traktowani. Co więcej, ma nawet grono zawodników, którzy pomimo rozlicznych trudności, właśnie tam chcieli i pewnie nadal chcą cieszyć kibiców swą jazdą. Odkąd zacząłem jeździć na żużlu, moim marzeniem jest jazda dla Piły. Razem awansować, zdobywać tytuły, rywalizować z najlepszymi - tak mówił w wywiadzie dla PoKredzie.pl Patryk Dolny w grudniu 2017 roku. Jakie były dalsze losy tych, którzy z Piłą chcieli wiązać swoją przyszłość, kibice wiedzą najlepiej.
Są kluby, które też były na dnie (ba, też znikały z żużlowej mapy Polski), ale się podniosły. I niekoniecznie mam na myśli te, które wykorzystując dobrą koniunkturę "załatwiły" sobie przelewy z ratusza na 2, 3 a nawet 4 mln zł. Są takie kluby, mniejsze, i to nawet w tym samym gospodarnym regionie, w jakim leży Piła. Podglądać innych to żadna ujma. Na naszym żużlowym poletku, od trzech dekad co rusz smaganym wichrem przeróżnych aferzystów, szarlatanów i geniuszy - uzdrowicieli, to wręcz cnota.
Jakub Horbaczewski