Rosyjskie hokeistki oddały do analizy próbki moczu. W laboratorium antydopingowym konsternacja. Okazało się, że mocz należał do mężczyzn. Kiepski żart? Nie, to fragment raportu Richarda McLarena, kanadyjskiego prawnika pracującego dla Światowej Agencji Antydopingowej (WADA). Jego raport odsłonił kulisy rosyjskiego przemysłu dopingowego. Stare dzieje, powiecie? Halowe MŚ w Lekkiej Atletyce 2018. Po złoto sięga Danił Łysenko (rocznik 1997), wicemistrz z otwartego stadionu 2017. Kilka miesięcy później zostaje zawieszony. Powód? Uporczywe unikanie kontroli. Za trzecim razem WADA traktuje to jako przyznanie się do winy. Rosjanie odwołują się do Trybunału Arbitrażowego w Lozannie, wynajmują renomowaną kancelarię prawną, wyjaśniają, że Łysenko nie mógł się stawić na kontrolę, ponieważ był wtedy w szpitalu, na co przedstawiają fachową dokumentację. Wszystko wygląda na wiarygodne. Lekarz specjalista i znany prawnik - zawody zaufania publicznego - wzmacniają linię obrony. WADA nie daje jednak za wygraną. Do złożenia wyjaśnień wzywa kolejne osoby, w tym samego mistrza. Schody zaczynają się, kiedy padają pytania o szczegóły. Kim jest doktor nauk medycznych, który podpisał się na dokumencie? Pieczątka jest, ale lekarza Rosjanie nie potrafią znaleźć. WADA nie odpuszcza i chce do niego dotrzeć poprzez dyrektora szpitala, w którym Łysenko się leczył. Ale nie ma takiego szpitala...
No i skończyło się. I dla Łysenki, i dla wszystkich Rosjan. Za uporczywe unikanie kontroli, składanie fałszywych zeznań, mataczenie i fałszowanie dokumentacji, zawieszony został (na razie tymczasowo) nie tylko sam "mistrz świata", dotychczas występujący pod flagą - tylko nie oplujcie się ze śmiechu - "Autoryzowanych Lekkoatletów Neutralnych" (Authorised Neutral Athletes), ale także wszyscy jego dzielni podpowiadacze: trener oraz pięciu działaczy. Jak udowodniła WADA, badając m.in. twarde dyski, to oni obmyślali strategię gry w "kotka i myszkę" i brnięcia w kolejne kręgi oszustwa. Wot, mołodcy!
Kotek złapał myszkę
9 grudnia Komitet Wykonawczy Światowej Agencji Antydopingowej (WADA) zgodził się z ustaleniami niezależnej komisji ds. wyjaśnienia dopingu wśród rosyjskich sportowców i jednogłośnie, stosunkiem głosów 12:0, zadecydował o wykluczeniu Rosji na 4 lata z rodziny olimpijskiej oraz zakazał organizowania imprez mistrzowskich w tym kraju.
Jak wykazało trwające kilka lat śledztwo, Rosjanie nie tylko na masową skalę oszukiwali podczas imprez najwyższej rangi (szczególnie w trakcie Zimowych Igrzysk Olimpijskich Soczi 2014, gdzie na długo przed imprezą zaplanowano cały przemyślany system podmieniania próbek), ale także później, kiedy w celu wyjaśnienia afery i "odzyskania wiarygodności", zobowiązali się przekazać światowym władzom dokumenty ze swoich baz danych i laboratoriów, po czym przekazali... ale sfałszowane.
- Treść raportu departamentu WADA ds. dochodzeń i śledztw oraz informacje pochodzące od niezależnych ekspertów wskazują na systematyczne manipulowanie i fałszowanie danych laboratoryjnych - czytamy w oświadczeniu Środkowoeuropejskiej Organizacji Antydopingowej (CEADO). Takie samo stanowisko zajęła polska agencja POLADA.
Przypadki stosowania dopingu przez Rosjan, często na skalę masową i już w wieku juniorskim, odnotowano niemal w każdej z dyscyplin. Nie tylko tych olimpijskich. Oczywiście doping nie jest wynalazkiem Rosjan, na przestrzeni lat oszukiwali, oszukują i będą oszukiwać (bądźmy realistami) także przedstawiciele innych nacji - Amerykanie, Chińczycy, Norwegowie, Polacy również - nigdy jednak, od czasów komunistycznej NRD, doping nie przybrał skali tak totalnej, nie był prowadzony pod parasolem ochronnym aparatu państwowego i przy wykorzystaniu służb specjalnych tego państwa.
Nigdy wcześniej nie był też tak bezczelny. Zamaskowane dziury w ścianach wioski olimpijskiej, agenci przebrani za lekarzy, system otwierania zaplombowanych fiolek, specjaliści fałszujący dane... Jak za Sojuza, z rozmachem, "na rympał". Ci nieliczni, którzy w haniebnym procederze nie chcieli brać udziału, byli albo zastraszani, albo musieli z kraju uciekać. Jak szef moskiewskiego laboratorium Grigorij Radczenko, do dziś ukrywający się poza Rosją pod zmienionym nazwiskiem. To o nim tuż po ujawnieniu afery prezydent Putin powiedział, że jego miejsce jest w więzieniu. Prezydent, wcześniej pułkownik KGB. Fakt, nie opinia.
Lipiec 2019 - taka wiadomość obiegła światowe serwisy. Wydaje wam się, że 300 zawodników to dużo? To jedynie 300 najwybitniejszych. W "raporcie McLarena" dla WADA z 2016 roku jest mowa o ponad tysiącu rosyjskich sportowców z 30 dyscyplin. I tylko za lata 2011-2014
Co teraz? Rosja nie będzie mogła startować pod własną flagą, ani pełnić roli gospodarza światowych czempionatów przez cztery długie lata. To czas na przemyślenie, na posprzątanie tej stajni Augiasza. Na ozdrowieńczą iskrę po linii: "lepiej zacząć ją sprzątać, niż wynajmować kolejnych informatyków do fałszowania danych". A przede wszystkim na nowych ludzi. Jeżeli państwowe władze rzeczywiście chcą zacząć walczyć z dopingiem, jak deklarują, to na to "nowe" prędzej czy poźniej się zgodzą.
Kara jest bardzo surowa, choć już zaczęły się działania, żeby jej skutki zminimalizować. Podkreślać, że ewidentnie "czyści" wystartują, tylko nie pod swoją flagą, a co do zakazu organizacji, to też jest kilka furtek. Jakoś tak podejrzewam, że te wielomilionowe eventy zmieszczą się w którejś z nich, choćby miała wielkość igielnego ucha. No i tradycyjnie będzie można oskarżyć światowych decydentów o zbyt ostrą reakcję. Pytanie, czy to sportowy świat ma się krępować z reakcją wobec tych, którzy zdecydowali się na brudną i podwójnie cyniczną grę, czy jednak bać się powinni ci drudzy?
My albo oni
Są momenty, kiedy nie powinno się siedzieć "okrakiem na barykadzie", relatywizować i z czarnego robić szare. Walka o ratowanie światowego sportu jest w moim odczuciu takim momentem. To już nie jest walka, to wojna. Wojna z niewidocznym frontem, jedna z wojen cywilizacyjnych XXI wieku. Przemysł dopingowy i mafie bukmacherskie są Osią Zła w tej wojnie. To oni dysponują gigantycznymi pieniędzmi - na wynajdywanie coraz trudniejszych do wykrycia specyfików, na korumpowanie sportowców, sędziów i działaczy. Także na propagandę w internecie. Oni. Nie my. Ta "swołocz", że użyję mocnego i adekwatnego do sytuacji rusycyzmu, chce zniszczyć coś, co przez dziesięciolecia budowały pokolenia ludzi. I nie cofną się przed niczym. Dlatego ręka mi nie drgnie, by podpisać się pod obecną decyzją.
Problemem jest odpowiedzialność zbiorowa i ci (choćby nieliczni), którzy do końca byli "czyści" - zgadzam się. I tak po ludzku każdego niewinnego sportowca z Rosji, który nie usłyszy swojego hymnu, będzie mi żal. Jednak skoro doping wśród reprezentantów kraju był tak powszechny - co udowodniono - to szefowie poszczególnych związków, federacji, klubów, a także sami kadrowicze w swej masie zdawali sobie sprawę, jakie mogą być konsekwencje, jakie muszą być konsekwencje, jeśli sprawa się wyda. Niewinni także ucierpią, w takich sytuacjach to nie do uniknięcia, ale nie ucierpią przez "zły świat" czy "sterowaną odgórnie rusofobię". Ucierpią przez swoich. I cierpieć będą, dopóki rosyjska rodzina sportowa nie znajdzie sił, by rozpocząć uczciwe samooczyszczenie.
Taka moja opinia.
Jakub Horbaczewski
PS. Wiem, że żużlowcy z Rosji jeżdżący w polskich klubach od dawna są w Polsce traktowani jak "swoi", niektórzy są prawdziwymi idolami, mają u nas tysiące i dziesiątki tysięcy wielbicieli. A wielu z tych wielbicieli będzie stać za nimi #Murem do samego końca, bez względu na okoliczności. Jak onegdaj wielu rybniczan i prezes Mrozek za Grigorijem Łagutą. Takie prawo podziwiającego, taki benefit idola. Ja też tych "ruskich gonszczików" lubię i pozdrawiam. Niejednokrotnie przytaczałem piękne historie z ich udziałem, jak choćby tutaj. Kto pamięta Saitgariejewa, Mardanszina, ten zrozumie. Także wśród tych obecnych asów ze wschodu zdecydowana większość to fajni, uczciwi ludzie. Akurat żużlowcy i żużel - tak przypuszczam - ucierpią najmniej. Albo wcale. Ten tekst nie jest antyrosyjski. Jest przeciw oszustom.