Gdy w sobotni wieczór 4 stycznia wywołano na scenę Bartosza Zmarzlika oraz Roberta Lewandowskiego w celu ogłoszenia wyniku plebiscytu Przeglądu Sportowego na najlepszego sportowca Polski, już sam ten obrazek wydawał mi się szalony i radosny jednocześnie. Najskuteczniejszy napastnik świata minionego roku, który jeszcze niedawno pretendował do nagrody Złotej Piłki, wśród takich sław jak Messi czy Ronaldo, kroczył na scenę ramię w ramię z wychodzącym gdzieś z tylnych rzędów zupełnie anonimowym na świecie (i w dużej części Polski) przedstawicielem naszej ukochanej dyscypliny sportu. Jeszcze radośniej było po ogłoszeniu werdyktu. "Bartosz Zmarzlik najlepszym sportowcem Polski 2019".
ŻUŻLOVE POSPOLITE RUSZENIE
Przyznam, że ta informacja wywołała u mnie taką radość, jak po jakimś ważnym i sensacyjnym zwycięstwie Stali Gorzów, której na co dzień kibicuję. Skąd to uczucie satysfakcji? Jako fani żużla biorący udział w głosowaniu mogliśmy utrzeć nosa (w pozytywnym tego słowa znaczeniu) całej sportowej Polsce i wyciąć wszystkim niezłego psikusa. Uważam, że pod każdym możliwym względem to pospolite ruszenie fanów speedwaya miało sens. Choć plebiscyt ten, jak każdy inny tego typu należy traktować z dystansem, nie przywiązywać wagi do rankingu, to sądzę, iż naprawdę było warto wesprzeć Zmarzlika. Nie tylko w uznaniu dla jego zasług, ale także dla nas samych, jako żużlowej rodziny. By lepiej się poczuć i uświadomić sobie, że żużel nie jest żadnym zaściankiem; że skoro nasz faworyt wygrał z chyba najbardziej rozpoznawalnym na świecie Polakiem, to mamy jakąś tam siłę przebicia, której nie byliby w stanie wykrzesać żadni inni fani, którejś z "dziwnych" czy "niszowych" dyscyplin sportu.
Całkiem uczciwie i obiektywnie też stwierdzę, że na tytuł najlepszego sportowca Polski być może zasłużył ktoś inny, niż Zmarzlik. Choć właśnie, który z kandydatów był tak naprawdę "najlepszym" i jak niby mamy to porównać? Rozpoznawalnością na świecie, medalami, ilością pokonanych rywali, ilością wylanego potu na treningach, wizerunkiem? Tego nie da się jakoś logicznie sklasyfikować, stąd zawsze uważałem, że plebiscyt PS powinien mieć w nazwie nie na najlepszego, ale na najpopularniejszego sportowca. Nie wiem zatem, czy Bartek Zmarzlik był najlepszym polskim sportowcem w zeszłym roku, ale wiem, że był najpopularniejszy. Dzięki nam.
Niezwykle "urocze" było też dla mnie wczytanie się w media społecznościowe po plebiscycie, głównie w te piłkarskie, z których wobec żużla wylała się spora fala pogardy, ale też zwykłego hejtu.
Nie obrażam się na to, sam pamiętam jak dziwne było dla mnie, gdy kiedyś w jednym z takich plebiscytów na najlepszego sportowca Polski wybrano Krzysztofa Hołowczyca, ówczesnego rajdowego mistrza Europy, który plebiscyt ten wygrał głównie dzięki częstym występom w mediach i reklamach. No ale skoro tak wybrał wtedy lud... To po co się obrażać? Tak jak nie ma co się obrażać dzisiaj. Nikt przecież nie zabronił kibicom futbolu głosować na Lewandowskiego. Zamiast pisać o wyścigach wielbłądów, do których porównywano żużel, trzeba było wysłać więcej kuponów na swoich faworytów.
"KTO TO JEST?"
Z komentarzy w Internecie można też wysnuć bardzo ciekawy wniosek, iż Zmarzlik jest dla obecnych fanów sportu kimś dalece mniej znanym niż 20 lat temu Tomasz Gollob. Dwadzieścia, bo w 1999 roku to on wygrał plebiscyt, zresztą jako pierwszy żużlowiec w historii. "Kto to jest"? "Pierwszy raz go widziałem". "Siedzę od lat w tym sporcie i dobrze się na nim znam, ale o jakimś Zmarzliku pierwsze słyszę"... Z rozmów jakie kiedyś przeprowadziłem z ludźmi kompletnie oderwanymi od żużla wynikało, że mimo wszystko nazwisko Golloba wszyscy skądś kojarzyli, jako jedyne związane z żużlem zresztą. Jaki z tego wniosek? Naprawdę było warto się zmobilizować i oddać na niego głos, bo może teraz ktoś Zmarzlika "wygoogla" i zainteresuje się bardziej tym sportem. Wniosek numer dwa: żużel jako dyscyplina za bardzo się zamknął na świat, spychając się do kodowanych stacji telewizyjnych. Przecież w czasach Golloba mówiono o zawodach cyklu GP w każdym Sporcie po Wiadomościach TVP. Telewizja Publiczna retransmitowała również zawody GP z małym poślizgiem. Wydaje się zatem, że jedynym sposobem na dotarcie żużla do masowego telewidza jest jego większa obecność w ogólnodostępnych kanałach telewizji naziemnej. Przykład piłkarskiej ekstraklasy, Ligi Mistrzów, czy Formuły 1 pokazuje, że TVP jeśli bardzo tego chce, ma możliwość transmitowania wybranych wydarzeń wykupując sublicencję od nadawcy kodowanego. I sądzę, że te starannie wyselekcjonowane wydarzenia żużlowe w telewizji otwartej, takie jak najciekawsze mecze ligowe, czy GP w Warszawie, mogłyby dać solidnego "kopa" całej naszej dyscyplinie. Wygrana Zmarzlika w plebiscycie tego nie zapewni z automatu, ale na pewno nie zaszkodzi.
CZY ŻUŻEL NA TYM SKORZYSTA?
Nawet jeśli triumf Zmarzlika w plebiscycie nie przyniesie żużlowi żadnych wymiernych profitów, to też dużo nie tracimy. Zawsze możemy mieć satysfakcję, że jesteśmy elitarnym gronem kibiców, których w Polsce nikt nie rozumie. Zawsze możemy się zaśmiać z tych, co nami pogardzają, że nie wiedzą ile tracą. Przecież zdaniem wielu z nas żużel jest nie tylko najfajniejszą dyscypliną sportu ze wszystkich możliwych, ale też jednym z najfajniejszych zjawisk w ogóle, jakich w życiu doświadczaliśmy. Wie o tym 90 procent osób, które choć raz w życiu wybrały się na stadion. Jakim zatem cudem to zjawisko nie przedostało się jeszcze do powszechnej świadomości zwykłego Polaka? Nie mam pojęcia. Wiem natomiast, że my, jako kibice, zrobiliśmy wszystko co było możliwe, by jakoś to zmienić. I powinniśmy sobie za to pogratulować, nie zapominając, że największe ukłony należą się laureatowi plebiscytu, który tytaniczną pracą zdobył trzeci polski tytuł IMŚ.
Michał / GW