Zdaję sobie sprawę z innego wymiaru widniejącej w obecnym tytule niniejszego felietonu "Obecności”. Miłośnicy kina, w tym i ja, mogą odnaleźć w nieprzebranych zasobach z dorobku światowej kinematografii tylko jeden taki tytuł - amerykański horror z 2013 r. w reżyserii Jamesa Wana. Miłośnicy kina grozy z pewnością zapoznali się z tym obrazem, ale moim zamiarem było jedno - przypomnieć scenę z dłońmi składającymi się do oklasku…
Zakładając, że większość Czytelników nie widziała, ktrótkie przypomnienie:
Biję brawo, ponieważ do walki o ligowe punkty włączyła się wreszcie 2. Liga Żużlowa, z obecnym w niej w tym roku Rzeszowskim Towarzystwem Żużlowym RzTŻ Rzeszów. #DrugaJestEkstra - brylujący po twitterach fani, zwłaszcza ci młodsi, dobrze znają ten promocyjny hasztag. Czy po tegorocznej inauguracji zyskał na wartości, czy sporo stracił - to temat na osobny felieton. Z pewnością czego innego oczekiwali kibice, a co innego zobaczyli - tak w skali makro. Dwa "gwałty" kalibru 60:30 i więcej, a w Poznaniu... Jeśli to prawda, że tylko gapiostwu Niemców z Wittstock, PSŻ zawdzięcza, że walkower nie musiał być orzeczony w drugą stronę (ze względu na urągający bezpieczeństwu tor), to... aż szkoda gadać.
Wiele było wątpliwości, a jeszcze więcej dyskusji na temat materializującego się widma "lokautu", czyli zupełnego braku 2-ligowego sezonu. Co by to oznaczało dla żużlowego Podkarpacia, dla RztŻ oraz Wilków Krosno, nie trzeba dodawać. Wiele pracy, mnóstwo fatygi, kosztów i niemało marzeń, uciętych już w zarodku... Zapadła jednak wyczekiwana decyzja na tak - i pojedziemy.
Mamy sześć zespołów, okraszonych niemieckim MSC Wölfe Wittstock ze znanym z polskich torów Tobiasem Buschem, i nie mamy pojęcia, jakim rezultatem zakończą się tegoroczne zmagania. A to już, z punktu widzenia kibica, niebagatelny plus. To nawet nie jest czcza kurtuazja w stylu „drużyna mocna na papierze” i „sezon wszystko zweryfikuje”, bo brak startów i przydługi okres kwarantanny, czyli kompletnego rozbratu z torem żużlowym, oraz jego skutki, możemy obserwować w wyższych klasach rozgrywkowych. Może ktoś z was także pomyślał o tym, obserwując kolejnego "katapultowanego" w powietrze lub mknącego w bandę młodzieżowca z dobrego klubu, acz po własnym błędzie na wirażu.
Składy poszczególnych ekip 2. Ligi nie wyglądają źle. Po ubiegłorocznym przetarciu, Wilki Krosno uzupełnione m.in. Marcinem Jędrzejewskim „Siopkiem”, Damianem Dróżdżem oraz naszym, rzeszowskim wychowankiem Patrykiem Wojdyło, z pewnością jeszcze nie raz pokażą moc. W Krośnie zmocnili ważny element zespołu, jakim są krajowi zawodnicy i będą skutecznie kąsać inne zespoły. W zeszłym roku życzyłem im jak najlepiej i pomimo powrotu na żużlową mapę Polski zespołu z Hetmańskiej, będę za nich trzymał kciuki i życzył wygranych... we wszystkich pozostałych meczach.
Dobrze, a nawet bardzo dobrze jak na moje oko, wyglądają wielkopolanie. SpecHouse PSŻ Poznań ponoć nie doszedł do porozumienia z Robertem Miśkowiakiem, Nickiem Morrisem i Nicklasem Porsingiem, ale mając w składzie Kevina Wölberta i Zbyszka Sucheckiego, może być „specem” od robienia dużych punktów, zwłaszcza na własnym, przebudowanym torze. Zakładając, że sami się z nim w końcu dogadają...
Ciekawy przypadek łączenia potencjału Ekstraligi i najniższej klasy rozgrywkowej, młodości z doświadczeniem, prezentuje (nie pierwszy zresztą rok) klub z Rawicza. Żywa legenda Unii, Damian Baliński w parze z Jaimonem Lidseyem, przy współuczestnictwie innego „Byka” - Szymona Szlauderbacha - już samo to trio powinno dawać satysfakcję z osobistej wizyty na stadionie i oglądania Metaliki Recycling Kolejarza Rawicz.
No i wreszcie moje „Żurawie” (choć znowu pod innym szyldem), które są już po premierowym występie. Piątkowe popołudnie było jak pierwszy lot - i na dalszym etapie tego lotu, życzę im tylu lądowań, ile startów. Budowana misternie, krok po kroku, zawodnik po zawodniku, sponsor po sponsorze, drużyna, nabrała realnego kształtu i konturów, a charakter ma pokazać na torze. Sezon jest długi, nie wolno wyrokować już teraz, ale ten pierwszy kroczek z pewnością zrobiła. W dodatku na oczach "całej żużlowej Polski" - bo tak to już jest z "meczami otwarcia", że oglądają je nawet ci, którzy na co dzień nie pasjonują się danymi rozgrywkami.
Zawodnicy awizowani do składu na inauguracyjny mecz z OK Bedmet Kolejarzem Opole, to nazwiska które kojarzą się z konkretnymi biegami i akcjami na torze, co może tylko świadczyć o żużlowym dorobku. A odpowiedzialność była sporo, bo to Opole - tak przynajmniej wyglądało "na papierze" - to nie są jacyś chłopcy do bicia. Kto nie zna takich nazwisk jak Bjarne Pedersen, Mateusz Tonder (gościnnie), desant częstochowski: Oskar Polis i Hubert Łęgowik, albo dalsi ichńsi stranieri: Sam Masters, Rene Bach i Mads Hansen... Kto pojechał, jak pojechał, a kto w ogóle nie pojechał i dlaczego - to są pytania, na jakie teraz opolskie środowisko musi sobie odpowiedzieć. Ale w tamto piątkowe przedpołudnie - uwierzcie - absolutnie nic nie zapowiadało, że goście w okolicach godziny 18 będą mogli tylko rozłożyć ręce z minami pt. "Jaka piękna katastrofa"... Mimo wszystko, uważam, że Opole pokaże jeszcze pazur. Ta klęska, pokazana "live" przez telewizję, raczej wyzwoli w nich złość i chęć błyskawicznej rehabilitacji, niż załamie.
Nasz Dawid Stachyra dawno nie krążył po żużlowym owalu, ale historia pokazuje, że to „coś”, co pozwala wytrwać w tej wymagającej dyscyplinie, zostaje na całe życie. To taka pamięć mięśniowa, która odżywa w zawodnikach po wykręceniu pierwszych kółek. Trochę mgliście, ale pamiętam z toru Marka Cieślaka, odzianego w koszulkę polo i dżinsy, wyłamującego motocykl w łukach i dziarsko podpierającego się nogą obutą w… klapki. Coś w tym jest i raczej nie była to determinacja po zdobytym przez drużynę Stali Van Pur Rzeszów brązowym medalu DMP 1998. W szranki stanęli: Patryk Rolnicki, Patrick Hansen (zachowajmy ładną ciągłość imion), budzący zainteresowanie kibiców Adam Ellis oraz wychowankowie, Dawid Lampart i Mateusz Majcher. Zwłaszcza ten ostatni ucieszył, a wręcz zaimponował swoją postawą.
Trudno było spokojnie wysiedzieć do tego pierwszego wyścigu. Trudno, bo w Rzeszowie przemożna była tęsknota za warkotem motocykli i zapachem czarnego sportu, wspólna dla wszystkich zawirusowanych (słowo na czasie) żużlowym bakcylem. Sam siebie pytałem: Zobaczymy, czy ta nasza Stal troszkę zardzewiała, czy olśni jak odnowiony C-3PO z Gwiezdnych Wojen. Bo dla prawdziwych kibiców nasi żużlowcy, nieważne w jakim składzie, zawsze będą wojownikami z Hymnu Stali Rzeszów zespołu Monstrum: Na piersiach Żurawia znak, zakuci w skóry jak w stal, do walki stają na start.
…Stanęli w szranki, pojechali i na dodatek wygrali. Brakowało tych emocji, oj brakowało! Rozglądałem się po trybunach, kolorowych od spragnionych żużla kibiców, i wsłuchiwałem w opinie. Nie ma ciśnienia, atmosfera co najmniej taka, jakby to było zwykłe piątkowe popołudnie i tylko najbardziej zacięci z fanów liczyli i rachowali, jakie są szanse na punkt bonusowy wywieziony z Opola. Im dalej ten mecz postępował, tym rachunek był prostszy.
Skupiłem się na wrażeniach artystycznych i na stanowiącym jedną całość z motocyklem Dawidzie Stachyrze. Miło było zaobserwować tę jego dziecięcą wręcz radość z jazdy i zdobywanych punktów, ale jeszcze więcej satysfakcji miał nasz rajder z punktów, które Mateusz Majcher „zrobił” w biegu 12 na Madsie Hansenie. Sklepał po zakończonej gonitwie naszego młodzieżowca z iście ojcowskim zaangażowaniem i dał wyraz temu - stopniowo odchodzącemu w zapomnienie – utożsamianiu się wychowanków z macierzystym klubem. Mamy inne czasy i nowoczesny żużel, ale pomyślałem sobie, jak to drzewiej bywało, kiedy naprzeciwko siebie stawali chłopcy z Rzeszowa i Tarnowa, tam wychowani i tam urodzeni, a obce „zaciągi” były przypadkiem, urozmaceniem – nie regułą. Koniec sentymentów, ale za derbowymi „Jaskółkami” tęskno…
Inauguracyjne spotkanie należy zamknąć obrazkami z toru - Ekspres Popołudniowy, czyli jadący daleko z przodu Adam Ellis, który ścigał się tylko sam z sobą (nawet po jednym przegranym starcie). Dawid Lampart, czyli Super Zapora (skoro przy takiej budowli mamy usytuowany stadion) blokujący w biegu nr 6 tor jazdy opolanom: Madsowi Hansenowi (nie mylić z Patrickiem) i Oskarowi Polisowi - to kolejny kadr z tego filmu. Puścił młodzież do przodu i hejta, wiśta, wio! Tylko prrr! nie było, bo jego maszyna wkręcała się na obroty z każdej prędkości… Kiedyś tak pięknie pracował na torze Joe "Maszyna" Screen, ale jego naśladowcy już takich frędzli na żużlowej skórze mieć już nie będą. Znowu sentymenty się we mnie odezwały, więc trzeba wtrącić młodzieżowe – sorry!
Mówi się "magia liczb". I coś w tym jest, bo inauguracja 2. ligi, czyli oba "nasze" podkarpackie mecze RzTŻ Rzeszów - OK Bedmet Kolejarz Opole i Wilki Krosno z Metaliką Recycling Kolejarz Rawicz, to były dwa "gwałty" w stylu 60:30. Walkower przyznany SpecHouse PSŻ Poznań z przyczyn oczywistych nie powinien być traktowany jako pełnowartościowe ściganie, więc mamy magię "dwójek": druga liga, dwa mecze do jednej bramki i drugi przypadek poznańskiego, administracyjnego zwycięstwa (ten pierwszy z pewnością zapamiętał Greg Hancock).
Czekam na kolejne wizje (mogą to być nawet Motowizje). Nowy tydzień się zaczął, więc musi się skończyć. Może nawet się skończyć w piątek, rozpoczęciem spotkania kajających się dziś przed własnymi sympatykami Wölfe Wittstock z RzTŻ Rzeszów. Ciekaw jestem, czym nas teraz zaskoczy druga. Jest ekstra, czy nie jest? Po tej pierwszej kolejce to pytanie z pewnością zadało sobie wielu kibiców.
Tomasz "Wolski" Dobrowolski
Zdjęcia: Jakub Malec