Na początku sezonu miałam okazję porozmawiać ze starym-nowym menedżerem Lokomotivu Daugavpils, Anatolijem Zilem. Chyba nigdy nie zapomnę jego odpowiedzi na pytanie, co nie zagrało w ubiegłym sezonie, że zespół spadł do drugiej ligi. „Przeżywamy całkowicie naturalny etap w życiu klubu: emocjonalny reset”. Dla Zila było zupełnie normalne, że kilka lat po dwóch z rzędu zwycięstwach w pierwszej lidze przychodzi czas na przebudowę, gorsze wyniki, nawet spadek. Może czas pomyśleć tak o żużlu w szerszej perspektywie?
O dwóch takich, co zmieniają kluby
Jedna z najgorętszych wieści ostatniego półtora tygodnia to wieść transferowa, i to podwójna. Emil Sajfutdinow odchodzi z Unii Leszno, a Patryk Dudek nie będzie pomagał Falubazowi Zielona Góra w powrocie do Ekstraligi. Tłumy krzyczą, kobiety mdleją, dzieci płaczą, proszę państwa, tragedia…!
Czy jednak nie?
Na fanpejdżu Dudka głosy poparcia mieszają się z oburzeniem. Jak to tak! Mógł być legendą klubu, a został zwykłym najemnikiem! Mógł być w oczach kibiców królem, a idzie tam, gdzie inni fani nie wybaczą mu potknięć tak, jak przez lata czynili to fani Falubazu? Tak się nie godzi, panie Dudek, wybierać lepszej kaski w Ekstralidze i jeszcze to tłumaczyć „chęcią rozwoju”. Przecież każden jeden wie, że blisko trzydziestoletni zawodnik jest już ukształtowany. To nie junior, żeby gdzieś tam się rozwijać.
Czytam to i zastanawiam się, jacy to fani wybaczają potknięcia. Bo na pewno nie ci, którzy o tym piszą, przy okazji przypominając, że legendą Falubazu jest Piotr Protasiewicz. „PePe” nie spędził w Zielonej Górze całej kariery, a kibice wyklinali go nieraz – ale pamięć jest zawodna, jak widać. Skupiamy się na tu i teraz – nie na tym, ile razy Dudek prowadził Falubaz do zwycięstwa albo ratował mu Ekstraligę (baraże, ktoś coś?). Nie, ważne jest to, że w tym sezonie Falubaz spadł, a Dudek odchodzi. Czy naprawdę ci, którzy piszą takie komentarze, oczekują, że zawodnik zostanie dla nich – ludzi, którzy z reguły odwracają się po drugim-trzecim potknięciu, jak nie wcześniej? Bo ci, którzy faktycznie wybaczają i wspierają, w 90% wybaczą i wesprą także tym razem.
A o tym twierdzeniu, jakoby prawie-trzydziestolatek (mój rocznik, więc tego „prawie” będę bronić jak niepodległości!) już się nie rozwijał, to sobie osobno powiemy.
Dwie ikony Falubazu... i jeszcze królewskie insygnia - trudno o lepszą symbolikę
Z Emilem S. sprawa jest bardziej skomplikowana. Kiedy poinformował, że nie zostanie w Lesznie na kolejny sezon, ten jeszcze się nie skończył. Efekt? Do przewidzenia. Po 7 punktach w 4 startach w pierwszym półfinale pojawiły się głosy, że Rosjanin „myślami jest już w Toruniu”. Gdzie są Piotr Pawlicki i Janusz Kołodziej, którzy zdobyli jeszcze mniej – nikt nie stwierdził. Że Emil walczy ze sprzętem przez cały sezon i że także w tym meczu dokonywał na tych „komarkach” cudów, żeby wyprzedzać rywali – nie zauważono. Analogiczna sytuacja jak z Dudkiem – kibic widzi to, co chce widzieć. No niby takie jego prawo, ale… ale jakoś smutno, kiedy sypią się gromy na gościa, który miał niemały udział w pięciu złotych medalach DMP w ostatnich sześciu sezonach.
Czy mówienie o zmianie klubu przed końcem sezonu jest błędem? Moim zdaniem tak. Właśnie z tego względu: wszystko, co nie będzie perfekcją, pójdzie na konto „myślami już w nowym klubie”. Jednocześnie w czasach, kiedy okienko transferowe to fikcja, a plotki hulają od początku sezonu, nie wiem, czy niemówienie by cokolwiek zmieniło.
Bardzo możliwe, że Unię Leszno czeka ponowna wizyta na "Jancarzu" i bój o brąz DMP 2021 ze Stalą Gorzów. A nie będzie to łatwa przeprawa...
Zmień pracę, weź kredyt (zaufania)
Czego kibice w swoich rachubach nie biorą pod uwagę, to fakt, że czasy Andrzejów Huszcz i Leigh Adamsów minęły, być może bezpowrotnie. Nie dlatego, że teraz wszyscy myślą tylko o pieniądzach, chociaż w momencie, gdy coraz więcej zależy od sprzętu, a sprzęt kosztuje, takie myślenie wcale nie jest naganne (w końcu któż z nas nie zmieniłby pracy na znacznie lepiej płatną). Problem (czy to w ogóle można nazwać problemem?) leży gdzie indziej: w sposobie życia ogółem. Pomyślmy szerzej. Kiedyś człowiek przepracował swoje produktywne lata w jednej firmie, mieszkał w jednym mieszkaniu, w jednym mieście. Hasłem przewodnim była stabilność.
Ale tych czasów już nie ma. Teraz najważniejsza jest mobilność, elastyczność, zdolność adaptacji do nowych warunków. Wszystko płynie. Świat oczekuje od nas, że co kilka lat radykalnie odmienimy życie: zmienimy pracę, najlepiej też miejsce zamieszkania, pojedziemy w podróż dookoła świata albo chociaż nad jezioro zamiast, jak co roku, nad morze. Że będziemy się stale uczyć, zmieniać, rosnąć.
W biznesie też tak jest. Specjaliści od zarządzania firmą uczą, że co kilka lat przedsiębiorstwo musi „zjeść samo siebie”, jeśli nie chce, by zjedli je inni. Musi się zmienić, dostosować do skoku technologicznego i przemian mentalności. Musi się zburzyć i zbudować od nowa. Taki jest cykl życia – i naiwnością byłoby sądzić, że w sporcie obowiązują inne zasady. Sport to też biznes. Tak, mnie też się to nie podoba, jestem nieuleczalną romantyczką i idealistką i marzę o tym sporcie, którego nie zastałam: gdzie o pieniądzach się nie myślało, gdzie była pasja, może trochę półamatorstwo, ale szczere, a nie skrojone pod telewizję. Tylko że skoro tych czasów nie ma, skoro zachwycamy się telemetrią, transmisjami z niemal wszystkich meczów ligowych, Zmarzlikiem na Orlenie, to musimy to chyba przyjąć z dobrodziejstwem inwentarza.
W tym kontekście mówienie o tym, że w pewnym wieku sportowiec „nie jest już juniorem, żeby się rozwijać”, brzmi głupio. W erze uczenia się przez całe życie – nawet podwójnie głupio. Cykl rośnięcia sportowca jest równoznaczny z cyklem jego sportowego życia. Dla tego cyklu zmiany są konieczne. Zobaczcie, jak urósł Artiom Łaguta po odejściu z GKM-u. A przecież ryzykował – z miejsca, gdzie był niekwestionowanym liderem, przeszedł do drużyny z kilkoma równorzędnymi torpedami. Zobaczcie, jak wyszło na zdrowie Jasonowi Doyle’owi związanie się z Unią Leszno. Z drugiej strony – jakim błędem było dla Kacpra Woryny pozostanie w ROW-ie Rybnik po spadku do pierwszej ligi.
Kacper Woryna w sezonie 2017. Ciekawe, jak dziś, z perspektywy niemal pięciu lat, sam zawodnik oceniłby swoje decyzje "kadrowe'...
Stop. Zatrzymajmy się na chwilę. Jak bardzo sytuacja Woryny jest podobna do sytuacji Dudka? Bardzo, nieprawdaż? Jeden i drugi są zobowiązani swojemu klubowi, bo klub stanął za nimi murem w trudnej chwili. Jeden i drugi są symbolami swoich ośrodków. A jednak kiedy Woryna pozostał w ROW-ie, otwarcie mówiono, że popełnia błąd i hamuje własny rozwój. Tak, był młodszy, ale wiek odgrywa tutaj rolę drugorzędną, skoro, jako się rzekło, uczymy się i rozwijamy przez całe życie.
Let It Go
„Słuchaj, Radosz, a ty czasem nie dopasowujesz faktów pod tezę?”, zapyta niejeden czujny czytelnik. „Mówisz o Dudku i Worynie, ale spójrz na takiego Zmarzlika. Czy jemu zmiany są do czegoś potrzebne?”.
A pewnie, że tak! Tylko Zmarzlik i Stal Gorzów działają inaczej. Zmarzlik nie musi zmieniać klubu, by mieć zmianę, ponieważ zmiana podąża za nim. Gorzowska drużyna jest zorganizowana wokół swojego lidera i przekształca się płynnie wraz z nim, dopasowana do jego cyklu sportowego życia. Zobaczcie: czasem to Gorzów z jedną armatą i silną „grupą wsparcia”, a czasem zespół zbudowany na dwóch-trzech liderach. Podobnie przekształcała się FC Barcelona, budowana wokół Leo Messiego. Tak, nadszedł czas i Messi odszedł z Barcy. Może kiedyś nadejdzie czas, by Bartosz Zmarzlik pożegnał się ze Stalą Gorzów – bo będzie to korzystne i dla klubu, i dla niego. I to też będzie w porządku. Mogę wam to powiedzieć jako fanka z bogatą praktyką kibicowania ulubionym żużlowcom w nielubianych klubach i ulubionym klubom zbudowanym bez ulubionych żużlowców – tak się da i nie jest to aż tak niewygodne, jak by człowiek myślał. Wszystko jest kwestią adaptacji.
Zmarzlik w domowym półfinale z Motorem Lublin - 18 (3,3,3,3,3,3)...
A propos adaptacji zaś… Czytałam w ostatnich miesiącach dużo mądrych książek o teorii sportu. A w nich pisano, co się w pełni zgadza z tezą o „cyklu życia sportowca” (albo klubu), że porażki to niekoniecznie lekcje do wyciągnięcia, ale naturalny etap tegoż cyklu. Mówiąc prosto: nie można być mistrzem co sezon, to nieuprzejme. (Tak, Unio Leszno, na ciebie patrzę.) Każda formuła kiedyś się wyczerpuje, ale nawet jak się nie wyczerpie, to może się nie sprawdzić, ponieważ życie jest piękne i nieprzewidywalne, i sport tak samo.
Drodzy kibice leszczyńskich byków, otrzyjcie łzy. Pięknej serii czterech złotych medali nikt wam nie odbierze, a w tym sezonie, w czasach przebudowy, już awans do play-offów jest wielką sprawą. To normalne i dla sportu zdrowe. Dla was też, bo zwycięstwa cieszą bardziej, kiedy nie uznaje się ich podświadomie za coś oczywistego i należnego.
I może ktoś się podśmiewał z Dominika Kubery i Bartosza Smektały rok temu, że kiedy mówią o poszukiwaniu nowych doświadczeń, to mają na myśli „doświadczenie niebycia DMP” – ale widać ich sportowy rozwój tego właśnie wymagał. Sportowy rozwój klubu z Leszna też.
Jeszcze będzie przepięknie
A co z Lokomotivem, od którego zaczęłam tę opowieść? Lokomotiv mierzy się z Kolejarzem Opole, a ja mam dysonans poznawczy. Z jednej strony nie sposób nie życzyć Opolu finału, bo w przekroju sezonu było zdecydowanie najlepszym zespołem drugiej ligi. Z drugiej strony – Loko imponuje tym, że włodarze potrafili odsunąć od składu obcokrajowców i dać szansę lokalnym chłopakom, i że ci lokalni chłopacy wjechali do play-offów. A jeszcze bardziej imponuje sam Zil, który przed pierwszym meczem półfinałowym napisał: „To sport i wygra lepszy. Ale jedno wiem na pewno: nasi chłopcy zostawią na torze serce”. On kocha tę drużynę.
Takich menedżerów, takich ludzi życzę każdemu klubowi. A menedżerom, prezesom, trenerom życzę, żeby wciąż na nowo zakochiwali się w swoich drużynach, niezależnie od ich składu i siły przebicia w danym sezonie. Liczy się coś więcej niż tu i tera.
Joanna Krystyna Radosz
PS: Chcecie zobaczyć żużel, który jest kolorowy, dobry i kochany, a jednocześnie pełen znanych nam emocji? . „Szkołę wyprzedzania” w formie e-booka kupicie już za 14,99 zł [tutaj], ale papierową też dostarczymy wam do domu, a jaką ma ładną okładkę! Natomiast „Czarna książka. Antologia opowiadań żużlowych” [tutaj] oraz „Opowieści na marginesach” [tutaj] są dostępne zupełnie ZA DARMO.
PPS: Wszelkie przedstawione w niniejszym felietonie poglądy należą do autorki i nie trzeba się z nimi zgadzać. Wszelkie przedstawione w niniejszym felietonie fakty należą do rzeczywistości i nie ma sensu ich negować.