Patrzcie Państwo jak ten czas leci. Sezon dopiero się rozpoczął, a tu już 6 kolejek za nami, a przed nami… oczywiście rywalizacja o punkt bonusowy z OK Bedmet Kolejarzem Opole. Texom Stal Rzeszów obecnie plasuje się na drugim miejscu i żywię głęboką nadzieję (chociaż speedway lubi zaskakiwać), że na zakończenie sezonu utrzymamy dobrą formę i… ciut wyższą lokatę w tabeli. "Tylko" tyle mi wystarczy.
45:45 u siebie z Opolem. Co by tu powiedzieć…
Zdecydowanie nie jestem tak zwanym "kibicem sukcesu". Zwycięstw odnoszonych w kolejnych meczach przez moją drużynę oczywiście wyglądam (i to nawet nie zza winkla) ale ostatnie gonitwy z OK Bedmet Kolejarzem Opole w sumie sprowadzały się do pościgu za odjeżdżającymi przeciwnikami, punktami czy też poczuciem własnej wartości (jako drużyny – rzecz oczywista). To tylko faza zasadnicza – powtarzałem sobie, starając się „przypudrować” czymś słodkim z lekka kwaśną minę. Za dwa tygodnie pokażemy i siłę, i moc, i adrenalinę, i to, że żużel jest sportem drużynowym! Mamy "grajków" jak trzeba i to nic, że wystarczyło tylko trzech Kolejarzy, aby Opole wywiozło z Rzeszowa remis… Mając świadomość tego, co to jest – być obiektywnym, z premedytacją przejadę na czerwonym świetle i wgryzając się ze smakiem w torcik z napisem „subiektywny” powiem tak:
„Gdyby nie dzwon Mateusza Machera, gdyby nie „parowa jazda” Kuby Thorssella w 8 biegu, gdyby nie defekt „Pająka” Kildemanda (szlag by to... w 13., no bo w którym?), gdyby w 15. nie jechało dwóch z tych trzech (patrz wyżej)… i tyle.
Cytując Nikodema Dyzmę:
„(…) co miałem powiedzieć, przeczytałem, i w tej sprawie nie mam nic więcej do dodania"
Ale wcześniej było całkiem dobrze...
Słowo „drużyna” zostało uprzednio wielokrotnie zaklepane w materiałach publikowanych przez klubowe media, stronę Kibice Texom Stal Rzeszów, więc z uwagi na prawa autorskie, można było popróbować czegoś innego. Zawsze pozostaje na ten przykład Eine Mannschaft – w dźwięcznie brzmiącym języku którym perfekcyjnie włada Kevin Wölbert, albo – w ułatwiającej porozumienie mowie Węgrów – csapat.
Być może odrobinę oddaliłem się od tematu, lecz podczas spotkania z Optibet Lokomotivem Daugavpils, nasza drużyna oddaliła się od przeciwników na odległość aż 35 punktów, z kolei ze Startem Gniezno tylko na dwa - i nikt złego słowa nie powiedział - więc i ja sobie pozwalam na odrobinę więcej.
Zmiany widziane gołym okiem (i okiem ubranym oczywiście też) skłaniają kibiców naszych "Żurawi" do częstszego niż kiedykolwiek powtarzania słowa: drużyna. Na dalszy plan schodzi idea liderów, ponieważ każdy z zawodników punktuje i nie ma potrzeby przysłowiowego uwieszania się na jednym bądź drugim mającym ciągnąć wynik zespołu. Drużyna (znowu to słowo) to inny poziom. Tutaj nie jest ważne, czy Marcin Nowak doradza, czy „jest doradzany”. Tutaj każdy dba o to, aby doparowy wyrwał z pod taśmy równie szybko, jak on sam. Tutaj nawet Krystian „Krycha” Pieszczek nie wprowadził zupełnie niepotrzebnego zamieszania. Pomimo tego, że sytuacja w pewnym sensie się klaruje, to – jakby rzekł Kevin – das ist klar!
Kręci się Jacek Trojanowski po torze, kręci głową, doradza, wspiera młodzianków (i nie tylko) radą i pomocą, więc trzeba jechać… i jadą. I to całkiem nieźle!
Trochę to zabrzmiało, jak Walenty Kwiczoł w „Janosiku”, więc nie potrafię się powstrzymać przed króciutkim cytatem:
„Ni ma się czym chwolić, generale. Jo trzydzieści setków baranów porwołem. Dwadzieścia setków baranów zjadłem, w tym cztery śmierdzące. I żyję. I dobze”
Malkontentów oczywiście nie brakuje, więc Bartek Curzytek parę razy albo doczytał, albo wysłuchał Słowa na niedzielę. Można jedna dostrzec progres i poprawę sylwetki, chociaż w trakcie meczu z gośćmi z Dyneburga, po ostatnim biegu głęboko odetchnął. Uff, jak klejąco! – zdało się słyszeć na trybunach.
Jedzie - jeden lepiej, drugi - trochę gorzej, a potem na odwyrtkę. W końcu żużel to sport drużynowy, więc indywidualne zdobycze punktowe schodzą na plan dalszy, bo nawet płatnym kompletem meczów się nie wygrywa.
Pojechał Mateusz Majcher z Startem Gniezno na piątkę i to nie tylko z tego powodu, że zdobył pięć punktów. Pomógł wygrać mecz – w końcu drużyna to drużyna i nawet „słabsza jazda” (eufemizm jak się patrzy) Wölberta nie miała wpływu na końcowy wynik, a tylko podgrzała atmosferę i pozwoliła – jak mawiają – jeszcze mocniej "spiąć poślady".
Tak na marginesie…
W pewnej krótkiej, aczkolwiek wyczerpującej temat wymianie zdań w kontekście naszych "Żurawi" i ostatniego werbunku/zaokrętowania „Krychy”, usłyszałem słowo rodem z zapisków młodego biologa – przepoczwarzać się. Pięknie to brzmi. I jeszcze piękniej – w przypadku owadów – wygląda (odsyłam do dedykowanych filmów przyrodniczych), ale nie trzeba zmieniać kształtu żeby coś udoskonalić. Błąkając się po meandrach zapadających w pamięć obrazów z filmów anonimowanych, jeden slajd ma w mojej pamięci miejsce wręcz zaszczytne. Któż to taki? To słynny Helmut z „Dawno temu w trawie”! Ach to piękne, zgrabne i na dodatek zielone ciałko wykrzykujące: Jestem pięknym motylem! Krótko mówiąc – każdemu można dodać skrzydeł. Pytanie polega tylko na tym, czy drużyna doda, czy drużynie dodadzą…
Gąsienica Helmut z "Dawno temu w trawie" (A Bug's Life, 1998)
Póki co - razem z Opolem odjechaliśmy peletonowi, ale grupa pościgowa czuwa, więc – Drużyno do boju i oczywiście – "Walczyć, Stalo, Walczyć", tralala!
Tomasz „Wolski” Dobrowolski