Ta parafraza cytatu kanclerza Jana Zamoyskiego, hetmana wielkiego koronnego Rzeczypospolitej Obojga Narodów wypowiedzianego ponad czterysta lat temu, to znakomita sentencja, która do dziś nie straciła na swej aktualności. Dotyczy wielu dziedzin życia od polityki, poprzez sport, na życiu codziennym kończąc. Ktoś może zadać pytanie, co słowa człowieka żyjącego w XVI wieku mają wspólnego z żużlem? Mają, i to więcej wspólnego niż na pierwszy rzut oka mogłoby się wydawać.
W ostatnim czasie, który śmiało można nazwać sezonem ogórkowym, w mediach pojawiły się informacje o kolejnych pomysłach reform, mających na celu rozwój żużla w Polsce. Była już koncepcja z juniorem zagranicznym, mamy U24 i całą pseudoligę, na którą oprócz fanatyków (w pozytywnym tego słowa znaczeniu), przychodzą tylko rodzice, mieliśmy limity zawodników z GP.
Analizując nowy pomysł żużlowego betonu nasuwa się mi, zwykłemu, szaremu Kowalskiemu, prosta refleksja: idziemy na ilość czy na jakość? W jaki sposób taka Unia Leszno ma utrzymać swoje diamenty, nie mogąc ich wypożyczyć, bo ich miejsce zajmie zawodnik-sztuka: Ragus, Świdnicki, Tuft, Głogowski i inni, którzy mają problem ze złożeniem się w łuk, stwarzający zagrożenie na torze, a wpisani do składu ze względu na śmieszny wymóg, jednocześnie spychając innego młodzieżowca do niższych lig. Dlaczego jeden z dwójki Borowiak - Curzytek miał się udać do II ligi kosztem Ragusa czy Tufta, tylko dlatego, że nie jest wychowankiem klubu z W69? Czy tworzenie zawodników "na sztukę", do czego zmusza regulamin pod groźbą absurdalnych kar, sprzyja rozwojowi żużla? Lata temu był taki mecz w Lesznie, w którym ze względu na kontuzje wystąpił debiutując Paweł Urbański. W dwóch biegach zaliczył dwa upadki i skończył w szpitalu po świecy na pierwszy łuku. Teraz stał się naczelnym hejterem w socialmediach. Czy takie "sztuki" chcemy oglądać tylko dlatego, że musimy wypełnić limity? Co to ma wspólnego z rozwojem żużla? Tyle, ile Donald Trump z demokracją.
W ostatnim czasie betonowy człowiek znany najpierw z organizacji IMP w Krośnie, potem z ratowania toru w Mieście Szkła, wypowiedział się, że w sumie odszedł z GKSŻ, bo nie chciał już w niej być. Szkoda, że zapomniał dodać, że jest najbardziej skompromitowanym działaczem polskiego żużla od czasów pewnego kierownika drużyny, który "po kryjomu" uciekał ze stadionu w Grodzie Bachusa niczym Sewerus Snape przed Minervą Mc’Gonagal w "Harrym Potterze i Insygniach Śmierci". Różnica jest taka, że Snape zginął jak bohater, a ów uciekinier stał się ulubieńcem mediów, współtwórcą żużla za zachodnią granicą, a teraz ma remontować leszczyńską Unię i uchronić ją wraz z Jankiem - toromistrzem (nie chodzi tutaj o Pana Janka Chorosia) przed historycznym spadkiem. Ów betonowy człowiek nie miał zbytnio wyjścia, a kto przyznałby się do tego, że został wyrzucony? Dobrowolna dymisja, honorowa dymisja - brzmią niczym awans przez degradację. To tak, jakby odwołać ministra i zrobić go podsekretarzem stanu w Kancelarii Premiera.
Czasami czytając kolejne, nomen omen absurdalne niczym polska polityka, pomysły zabetonowanych działaczy, mam wrażenie, że albo środki jakie pobierają są za słabe, albo mylą kolory pigułek i wystarcza im mocy na chore przepisy typu” jednolite światła wykluczeń, walec z kolcami w parku technicznym czy pojemność polewaczek, a może to celowe działanie, by dziennikarze i inne osoby uważające się za takowych w magazynach mogły na ten temat dyskutować.
Z afery krośnieńskiej wyszło wielkie g***, kibice hejtują klub, klub GKSŻ, GKSŻ toromistrza, a telewizja wszystkich. Doszło do tego, że Canal+ (już bez swojej gwiazdy Mirosława Jabłońskiego) otrzyma odszkodowanie, na które de facto zrzucą się kluby. Szkoda, że osoby odpowiadające za przygotowanie toru nie poniosą odpowiedzialności finansowej w drodze regresu. Czy ktoś wyciągnął wnioski? Nie, bo po co. Falubaz buduje park maszyn, na drugim łuku hałdy piachu, betonowe elementy oraz dźwigi i koparki. Na FB nie sposób rozpocząć dyskusji, bo na jakikolwiek argument czytam: nieprawda, szukasz g**burzy, jak mają to budować z helikoptera? Oby tylko nie miało to wpływu w trakcie sezonu, bo miejsce Falubazu jest w Ekstralidze.
Wiem, że ten tekst wzbudzi skrajne emocje, ale zastanówmy się na chłodno nad przyszłością polskiego żużla.
Albert Pachowicz