Pilska Polonia rakietowo wystartowała do tego sezonu. Sponiewierany został na ich torze Włókniarz, przegrał Gdańsk, Bydgoszcz, a w Łodzi, z wiodącą siłą ligi, pilanie przegrali tylko 47:43. Było liderowanie w tabeli, pełne trybuny i mecze w TVP, a wraz z tym pojawiły się wśród kibiców mniej lub bardziej zachłanne marzenia, z Ekstraligą włącznie. W maju przyszło jednak otrzeźwienie. Czy kolejne porażki z Lokomotivem, Wandą i Stalą Rzeszów to zwiastun większego kryzysu, którzy zawodnicy nie spełniają oczekiwań, kto wygra Nice PLŻ, i jaki pomysł na pilski żużel w najbliższych latach mają działacze Polonii - o to wszystko zapytaliśmy Tomasza Żentkowskiego, menadżera i wiceprezesa ekipy z Grodu Staszica.
Nowa liga, nowa rzeczywistość - co się Panu, jak do tej pory, podoba w Nice PLŻ, a co nie?
- Przede wszystkim podoba mi się to, że jesteśmy w tej lidze. Jeździmy z najlepszymi i od początku sezonu pokazaliśmy,że Piłę stać na dobre wyniki, a przecież przyjeżdzały do nas drużyny, które były stawiane za faworytów całych rozgrywek. Na dzień dobry zimny prysznic dla Częstochowy, w Łodzi Leszkowi Kędziorze i całemu łódzkiemu parkowi maszyn robiło się gorąco, bo pokazaliśmy lwi pazur i jechaliśmy do końca. Myślę, że tak będzie do końca sezonu. Chłopaki jadą bardzo ambitnie i jest dobra atmosfera w zespole. Naszym celem było wygrać wszystko w Pile, cóż, w tym sezonie to się nie uda, bo przyjechał bardzo mocny Lokomotiv, na czele z Lindgrenem i Kylmaekorpim, którym nie daliśmy radę. Ta dwójka odrobiła zadanie domowe bardzo dobrze, oglądali nasze mecze w Pile, poza tym Kylmaekorpi ma mechanika z Piły. Wszystkie ich ataki na drugim łuku, to była kopia naszych akcji z meczu z Włókniarzem. U nas zabrakło też luzu, który był we wszystkich poprzednich spotkaniach. My, jako działacze i sztab szkoleniowy, nie budowaliśmy tej presji, zawodnicy chyba sami mieli gdzieś z tyłu głowy, że przyjechał lider i najmocniejsza ekipa ligi. Zabrakło paru punktów, mecz był do wygrania, ale brakowało jazdy zespołowej. Wychodziliśmy na 5:1, ale zaraz robiło się 3:3 albo 2:4, a tak się nie da wygrać. Co do meczu w Rzeszowie, to myślę, że gdyby nie upadek i kontuzja Norberta Kościucha, to ten mecz też wyglądałby zupełnie inaczej i na pewno postawilibyśmy tam wyżej poprzeczkę. Najważniejsze, że Norbi jest cały i zdolny do jazdy w następnym meczu.
Szkoda trochę tych wyjazdów do Opola i Rawicza i to jest to, co mi się w tej lidze nie podoba. Widzimy, jakie tam padają wyniki, a jadąc przy takiej punktówce na poziomie pierwszoligowym, są to ogromne koszty dla klubu.
Umawialiście się z zawodnikami na inne stawki na te dwa mecze? A może będą chcieli pojechać za darmo, jak podobno w Orle Łódź?
- Tego, czy Orzeł pojechał za darmo, to nie wie nikt, bo wiadomo jaki jest pan Skrzydlewski - trzeba brać poprawkę na to, co mówi, a na to, co dzieje się naprawdę. Jedziemy tam walczyć, podchodzimy jak do każdego innego meczu i chcemy wygrać.
Rozumiem,że z postawy zespołu i miejsca w tabeli jest Pan zadowolony?
- Tak, jak najbardziej. Trochę więcej spodziewałem się po Bjarne Pedersenie. Podpisując z nim kontrakt liczyliśmy, że będzie naszym liderem, ale brakuje mu zwycięstw biegowych, o czym z nim rozmawialiśmy. Między innymi dlatego nie pojechał do Rzeszowa, chcieliśmy sprawdzić Kurtza i Newmana. Kurtz na pewno będzie dostawał kolejne szanse, bo pokazał się ze świetnej strony. Jest bardzo dobrze przygotowany sprzętowo, technicznie i teraz musi tylko poznać polskie tory. Na dzień dobry trafił mu się "fajny", dziurawy tor, a dodatkowo przed tym debiutem był zestresowany, ale po meczu ciśnienie zeszło i teraz będzie tylko lepiej.
Wracając jeszcze do Pedersena - co się dokładnie dzieje z nim i z Patrykiem Dolnym? Bo szczególnie w przypadku Duńczyka jest to zastanawiające, jego wyniki w Danii, Anglii, czy zawodach indywidualnych są dużo lepsze niż te w naszej lidze.
- Oczywiście. Nie wiem dlaczego tak się dzieje, tam potrafi wygrywać i przywozić trójki. Potrafiłbym to zrozumieć, gdyby mu nie szło w Pile, bo nasz tor jest specyficzny, ale jak przyjechał na baraże z Gnieznem, to potrafił wygrywać i napsuł nam sporo krwi. Teraz przyjeżdża drugi, czego lider nie powinien robić. Jest wolniejszy od kolegów z zespołu, co było widać kiedy jeździł w parze z Wadimem Tarasienką. Rosjanin musiał hamować, przeszkadzali sobie, to zupełnie nie grało. Może to odsunięcie od składu da mu coś do myślenia, bo nikt nie ma u nas gwarancji startów, jadą najlepsi. Wiadomo, że każdy chce wystąpić we wszystkich meczach, ale my mamy też zobowiązania w drugą stronę - wobec kibiców, sponsorów, którzy oczekują od nas wyników. Wraz z trenerem Michaelisem nie możemy jechać na sentymentach, czy to chodzi o Patryka Dolnego, czy Piotrka Śwista. Jeżeli mieliby jeździć za zasługi, to Piotr musiałby jechać w każdym meczu. Patryk też, z tego tytułu, że jest z Piły. Ale nie na tym polega żużel, a od nas też oczekuje się wyniku. Jeżeli zawodnikowi nie pójdzie w meczu, to zwiesi głowę, wsiada w busa i jedzie do domu. A my tu zostajemy i jesteśmy wzywani tu na dywanik, tam na dywanik, gdzie słuchamy pytań: czemu nie poszło? Finanse w klubie się zgadzają, chłopaki mają płacone na czas, nie ma żadnych zadłużeń, mają środki na inwestowanie w sprzęt, więc wyniki z ich strony powinny być w jak najlepszym porządku.
A Dolny?
- Ja bardzo bym chciał mieć go w składzie na każdy mecz, ale już od początku sezonu widzimy, że to nie jest ten Patryk, który był w zeszłym roku. Tylko,że wtedy była druga liga, a teraz jest pierwsza. Coś nie gra, albo ze sprzętem, albo coś się dzieje z samym Dolnym. Tego jeszcze nie wiemy, cały czas szuka, a wiadomo, że im więcej się szuka, tym jest gorzej. Brakuje luzu i swobody, cały czas jest spina i chce się jak najlepiej, a nie wychodzi. Rozumiem go w zupełności, ale my jesteśmy w tym miejscu, zawodnik jest po drugiej stronie - oni muszą zrozumieć nas, my staramy się zrozumieć ich. Mam nadzieję, że się pozbiera, bo to bardzo sympatyczny, młody chłopak z Piły i chciałbym go widzieć w każdym meczu uśmiechniętego, a nie chodzącego ze spuszczoną głową, bo coś nie idzie.
Formacja juniorska jest pewną bolączką Polonii w tym sezonie. Szukacie nowych juniorów na zasadzie gościa, czy będziecie rotować tą czwórką, która jeździ w tym sezonie?
- Nie, nikogo nie szukamy, chcemy dać pojeździć naszym juniorom. Niestety, Bartka Hassę czekają teraz cztery tygodnie przerwy, bo trzecie zawody z rzędu jechał ze złamanym palcem u nogi. Chciał być twardy, ale ból był coraz większy i ma teraz stopę i nogę w gipsie.
Czyli Kacper Grzegorczyk dostanie teraz swoją szansę?
- Tak, będziemy stawiać na naszych wychowanków. Cały czas wierzę w Kacpra, ostatnio pokazał się z bardzo dobrej strony na zawodach młodzieżowych, i w Pile, i w Lesznie, i myślę, że jeszcze będziemy cieszyć się z wyników naszego wychowanka.
Po Waszej świetnej serii w kwietniu i liderowaniu w tabeli, wiele głów się zagotowało i pojawił się temat Ekstraligi. Wiadomo,że nie teraz, ale czy w strategii rozwoju klubu myślicie o awansie w perspektywie kilku najbliższych lat?
- Każdy klub marzy, żeby jeździć w Ekstralidze. Tak jak każdy zawodnik dąży do tego, żeby zostać mistrzem świata, tak my będziemy dążyć, żeby tę drużynę wprowadzić do Ekstraligi. Jednak nic na siłę, bo wiemy jak to się dla niektórych klubów skończyło. Jeżeli nie znajdziemy sponsora, z którym nawiążemy długoterminową współpracę na jazdę w najwyższej lidze, jeżeli nie będziemy mieć gwarancji ze strony miasta, to niestety nie podejmiemy rękawicy. Lepiej być w czołówce pierwszej ligi, wygrywać z najlepszymi, niż przegrywać ze wszystkimi w Ekstralidze i mieć tysiąc osób na trybunach.
Spodziewaliście się, że frekwencja będzie aż tak wysoka? I jaki udział w budżecie klubu mają zyski z biletów?
Bardzo się z tego cieszymy, że mamy tylu kibiców na trybunach. Dzięki temu finansowo wygląda to bardzo dobrze, od wielu lat nie było tylu wpływów z biletów. Do końca nam to nie zamyka wszystkich płatności za mecz, ale jesteśmy szczęśliwi,że odciążamy naszych sponsorów i pieniądze od nich możemy przeznaczać na mecze wyjazdowe. Jest super i oby tak dalej. Bardzo pomaga nam Telewizja Asta, która mocno nas promuje. Cieszymy się, że to wszystko się nakręciło i widać, że w Pile to żużel jest numerem jeden, miejmy nadzieję, że tak będzie dłużej i że władze miasta też to zauważą.
Właśnie podpisaliście umowę z miastem. Prezydent obiecywał, że w przypadku jazdy w wyższej lidze, to wsparcie finansowe będzie większe, jednakże nadal jest po staremu - 500 tysięcy, z czego 300 trzeba oddać za stadion. Jest Pan tym rozczarowany, czy spodziewał się Pan tego? I czy fakt, że ta dotacja jest tak niska będzie miał negatywny wpływ na funkcjonowanie klubu?
Nie, nie będzie to miało żadnego negatywnego wpływu na klub. Jako zarząd cieszymy się, że miasto nas zauważa i dotuje. Ze swojej strony mogę powiedzieć dwojako - jako wiceprezes cieszę się, że miasto inwestuje w nasz stadion, bo od wielu lat nie były tutaj robione żadne inwestycje. Wiadomo, że nie od razu Rzym zbudowano i nie da się od razu wszystkiego zrobić na obiekcie. Cieszę się, że będą nowe siedziska z budżetu obywatelskiego, że mamy nowe bandy - to wszystko kosztuje i za to dziękujemy, że miasto nam pomaga. Natomiast jako menadżer oczekiwałbym większych finansów, bo na mojej głowie są rozmowy z zawodnikami i płatności, więc im więcej mam środków tym jestem spokojniejszy. Dziękuję naszym sponsorom, którzy z nami byli,są i myślę,że będą, bo ci którzy już z nami byli, w tym roku dołożyli naprawdę dużo swoich prywatnych pieniędzy do naszego budżetu, które przecież mogli przeznaczyć na coś innego niż klub żużlowy. Myślę, że Henrykowi Stokłosie nie jest potrzebna reklama, bo każdy go zna; dużo firm nas wpierających ma już wyrobioną markę i chwała im za to,że są z nami. Mamy z nimi bardzo dobry kontakt, spotykamy się, dzwonimy do siebie, zrobiła się rodzinna atmosfera wśród zarządu i sponsorów, z czego się cieszymy, bo będą oni z nami już na zawsze, na dobre i na złe.
Nie da się teraz nie myśleć o Krystianie Rempale. Jest jeszcze przecież Darcy Ward, Witalij Biełousow - ofiary speedwaya i ludzi przez żużel pokrzywdzonych można by niestety wymieniać bardzo długo. Mówi się o powrocie do starych tłumików, o porzuceniu tytanu - czy ma Pan przemyślenia, co można zrobić, żeby podnieść bezpieczeństwo na torach?
- Żużel idzie w złą stronę. W latach 90. był on bardziej techniczny, nie było tych szybkości. Sam Tomek Gollob mówił, że idziemy w stronę Formuły 1, w komercję, robimy cyrk dla ludzi, kosztem zdrowia i życia zawodników,czego są bardzo przykre konsekwencje, jak w przypadku Krystiana, chociaż tam być może nie zawiniła szybkość. Jednak jest ta chcęć bycia najlepszym,najszybszym, za wszelką cenę, pod naciskiem sponsorów i działaczy - to wszystko się nakręca, co jest na głowie zawodników, którzy są naciskani z każdej strony i inwestują coraz więcej w silniki, żeby jeszcze zwiększyć prędkość. Człowiek jest tylko człowiekiem i najlepsze zabezpieczenia nie pomogą przy takim uderzeniu, jak to niestety było w przypadku Krystiana.
Jakby miał Pan podać dzisiaj finalistów Ekstraligi i Nice PLŻ, to kogo by Pan wskazał?
- Trudno powiedzieć, bo za nami dopiero niecała połowa sezonu. Od początku w pierwszej lidze stawiam na Daugavpils, bo mają najmocniejszy skład. Łódź się wzmocniła, Kraków się wzmocnił, ale myślę, że to nie starczy na Łotyszy. Życzę im, żeby Ekstraliga zgodziła się, żeby tam jechali, bo tam jest ich miejsce i stać ich na to. Ostatnio były zawirowania wokół głównego sponsora, ale wszystko już wróciło do normy. W Ekstralidze chciałbym, żeby Gorzów wrócił na tron, bo mam bardzo dobry kontakt ze Stanisławem Chomskim, z Krzyśkiem Orłem, z Piotrkiem Paluchem. Pomagamy sobie wzajemnie jako kluby i przyjeżdżamy do siebie na treningi.Życzę im tego, bo wielu ich skreślało po poprzednim sezonie, tak jak Krzyśka Kasprzaka, a żużel jest takim sportem, że jeździć się przecież nie zapomina.
A czy myśli Pan, że jeżeli Lokomotiv znowu nie będzie dopuszczony do Ekstraligi, to ich dalsza jazda w Polsce będzie mieć sens?
- Nie wiem jak to widzą tamtejsi działacze, czy uznają, że będzie sens to dalej ciągnąć. Zobaczymy.
Rozmawiał: Jakub Sierakowski