Na świecie pewne są tylko trzy rzeczy: śmierć, podatki i to, że ostatnio w teamie Tobiasza Musielaka nie strzelają szampany. Kapitan Unii Leszno przeżywa bardzo słaby czas zarówno w drużynie jak i indywidualnie. Żużlowiec zapewne chciałby jak najszybciej zapomnieć o potyczce ligowej z Betardem Spartą oraz finale IMP. Zapytaliśmy Tobiasza o powody słabej dyspozycji i jego zapatrywania na dalszą część sezonu. Zawodnik opowiedział nam także o swoich odczuciach dotyczących pełnienia funkcji kapitana w tak utytułowanej ekipie jak leszczyńskie Byki. Jeśli zatem wróciliście właśnie znad jeziora albo siedzicie w pracy i przeklinacie wszystkich urlopowiczów, to polecamy Wam lekturę rozmowy z "Tofikiem".
Marcin Konieczny: Po ostatnim meczu ze Spartą strach było do ciebie podchodzić. Bardzo przeżyłeś te baty od gospodarzy...
Tobiasz Musielak: Tragedia. Nikt z nas nie wygrał nawet na tyle startu, by powalczyć w pierwszym łuku. Ze swojej perspektywy widziałem tyle, że gdziekolwiek pojechałem, to wszędzie rywale mnie objeżdżali. Trzeba więc popracować nie tylko nad torem, ale i nad sobą. W Poznaniu było widać wyraźnie, że w żadnym stopniu nie dopasowaliśmy się do toru. Wcześniej jechałem na nim tylko ja i Dominik Kubera. Nie przypomiam sobie, żeby ktoś jeszcze tam startował. Nie wydaje mi się jednak, że powinniśmy się tym tłumaczyć.
Trochę tak to wygląda...
Nie, to tylko moje refleksje. Mam dużo myśli w głowie teraz.
Twój wynik był trzecim w zespole, ale to chyba marne pocieszenie. Eksperci twierdzą jednak, że jesteś częściowo usprawiedliwiony, bo jechałeś z najtrudniejszym numerem.
To nie ma znaczenia, że mój występ był jednym z lepszych w zespole, bo i tak na trasie pogubiłem mnóstwo punktów. Wyjścia spod taśmy wyglądały nie najgorzej, ale przy pierwszym wirażu wychodziliśmy za szeroko. Rywale korzystali na naszych błędach, a na mnie doszczętnie skorzystał Szymon Woźniak. Dlatego też uważam, że powinienem zdobyć więcej punktów niż to miało miejsce i to niezależnie od numeru, z którym się ścigałem.
Emil powiedział, że do końca meczu nie połapał się w odczytaniu poznańskiego toru. Robiliście w przerwach w parkingu burzę mózgów dotyczącą ustawień sprzętu?
Rozmawialiśmy cały czas o przełożeniach, ale niestety do niczego to nie prowadziło. Przez całe spotkanie szedłem zębatkami w górę, a z kolei Zengi w dół. Nigdzie nie było diametralnej różnicy i nie mieliśmy rozwiązania zagadki toru. Miałem wrażenie, że u mnie zaczynało to jechać, ale po zdobyczy tego nie widać.
Kibice byli na was wściekli, ale kewlarów z was nie zdzierali. Chyba są bardziej wyrozumiali albo bardziej cywilizowani niż niektórzy na stadionach piłkarskiej Ekstraklasy...
Mamy świetnych kibiców i wzajemnie się szanujemy. Bardzo chcę przeprosić ich za to spotkanie w naszym wykonaniu. Rozumiem ich zdenerwowanie i uważam za w pełni uzasadnione. Dziękujemy bardzo za tak liczne przybycie i zrobimy wszystko, by z nawiązką poprawić się w następnych meczach.
Mimo młodego wieku jesteś kapitanem Unii. W tak trudnych momentach jak obecnie odczuwasz większą odpowiedzialność i presję za wynik?
Nie uważam, żeby ciążyła na mnie jakaś dodatkowa presja. Mam przynajmniej pomiędzy wyścigami jakieś zajęcie. Do tej pory tylko zajmowałem się sobą, a teraz wykorzystuję ten czas, by zajrzeć do chłopaków, pomóc na ile mogę i zmotywować na dalszą część meczu. W Poznaniu było sporo przerw i rozmawialiśmy w parkingu i wymienialiśmy się informacjami. Z drugiej strony jestem zdecydowanie mniej doświadczonym zawodnikiem i trudno jest mi doradzić cokolwiek chociażby tak doświadczonemu zawodnikowi jak Emil Sajfutdinow. Staram się więc przekazywać te spostrzeżenia, które mogą być pomocne całej drużynie. Nie jestem przecież alfą i omegą, bo gdyby tak było, to wygrywalibyśmy mecz za meczem.
Play-off'y mogą się tobie już tylko przyśnić, czy są realną perspektywą?
Gdybyśmy nie wierzyli, to już byśmy się poddali. Wiemy, że jest taka szansa, ale najpierw musimy wyjść z takiego dołka jak dwa lata temu. Pamiętam, że wtedy było jeszcze gorzej, przegrywaliśmy wszystko jak leciało aż w końcu obudziliśmy się i przyszły zwycięskie wyniki.
Jesteś jeszcze na siebie zły za finał IMP? Wiesz już dlaczego zakończył się on dla ciebie klęską?
Nie wiem dlaczego tak się stało. Wydaje mi się jednak, że nałożyłem na siebie zbyt dużą presję. W takich turniejach na własnym torze często bywa, że zamiast łatwiej, to jedzie się o wiele trudniej. Chciałem pojechać dobre zawody i wiedziełem, że w Lesznie mam niezłe wyniki, ale to nie był mój dzień.
Przed finałowym wyścigiem pomagałeś Piotrkowi Pawlickiemu w parku maszyn. Fajnie patrzy się na takie obrazki...
Gdybyśmy walczyli o złoto, to traktowalibyśmy się jak rywali. Wiadomo jednak, że Piotrek jeździ razem ze mną w Unii Leszno, do tego czekał go finał, a ja już wcześniej odpadłem, więc robiłem co w mojej mocy, by pomóc koledze z drużyny. Uważam to za zupełnie naturalny odruch.
U trenera Skórnickiego po słabych wynikach w szatni fruwają bidony, czy wszystko macie wyłożone ze spokojem?
Nie mam pojęcia co "Skóra" wymyśli. Czasami wstrząs jest potrzebny, a on sam widział, że ostatnio dostaliśmy totalny łomot i mam nadzieję, że nie będzie nas więcej maltretował.