W Częstochowie, w starciu na szczycie Nice PLŻ, emocji nie brakowało. A w zasadzie im bliżej końca, tym było ich więcej. W barwach Orła Łódź gościnnie wystąpił junior wrocławskiej Sparty, Adrian Gała. I to w dużej mierze jego dyspozycja (9+1), a już z pewnością dwa podwójne zwycięstwa w samej końcówce meczu, spowodowały, że prezes Skrzydlewski miał lżejszy sen. Jak wyglądałby ten mecz, gdyby gościa z Ekstraligi nie było, a pojechać musiał drugi z łódzkich juniorów? Odchodząc nieco od tego konkretnego spotkania, od dłuższego czasu zastanawiam się nad tym tematem. Wszak ten jeden zawodnik, na tak newralgicznej pozycji, często decyduje o wyniku całej rywalizacji. Temat wąski jak strumień i jednocześnie szeroki jak rzeka, wiele już o nim powiedziano i napisano. Obronił się ten pomysł, czy nie?
Z jednej strony gość to instytucja przydatna, bo dajemy miejsce w składzie juniorowi z ligi wyższej, w sytuacji, kiedy i tak nie pojedzie on w swojej drużynie macierzystej, z drugiej jednak strony zabieramy miejsce w składzie juniorowi z własnego klubu. A co za tym idzie, w polskich realiach, często po prostu już nie musimy szkolić. Bo przecież jednego juniora można przed sezonem wykupić z innego klubu, a drugiego "wypożyczać" w ramach gościa. Da się tak przejeździć cały sezon. Jaki klub Nice PLŻ z instytuacji gościa nie skorzystał? Z pewnością wspomniany Włókniarz jest jednym z wyjątków. W Ekstralidze "gości" nie ma, ale też nie jest różowo. Bo czy ten wspomniany Gała jest wychowankiem Sparty? Czy jest nim drugi junior wrocławian? I żeby nie być posądzonym o nadmierne koncentrowanie uwagi na podopiecznych Piotra Barona, szybki rzut oka na juniorów kroczącego od zwycięstwa do zwycięstwa Falubazu - pogratulować triumfów na ekstraligowych torach ze wszech miar należy, ale czy jest to triumf zielonogórskiej myśli szkoleniowej?
Szkolenie młodzieży kosztuje, to prawda, ale niebawem może dojść do sytuacji, w której zabraknie nam klasowych zawodników - nie tylko juniorów, także dwójki dobrych Polaków w seniorskim składzie (pamiętajmy o minimalnej liczbie zawodników z licencją "ż"). Czy ktoś się kiedyś nad tym zastanowił? Wyobrażacie sobie sytuację, w której polscy zawodnicy wyraźnie odstają od zagranicznej czołówki jeżdżącej w naszej lidze, i konsekwencji takiego stanu rzeczy? Zwróćmy uwagę, że obecnie większość zdolnej młodzieży to kontynuacja rodzinnych tradycji. Patryk Dudek, Bartosz Zmarzlik, Piotr Pawlicki, Maksym Drabik, Oskar Ajtner-Gollob, Kacper Woryna, Przemek Pawlicki, do niedawna - świętej pamięci Krystian Rempała i inni… To wszystko zawodnicy nawiązujący do sukcesów swoich ojców, wujków, dziadków, wspierani głównie przez rodziny związane od lat ze środowiskiem żużlowym.
Gość? Tak, ale tylko na wyjeździe
Moim zdaniem "złoty środek" istnieje. Uważam, że należy wprowadzić takie zmiany w regulaminie, które pozwolą korzystać z gości tylko podczas meczów wyjazdowych. Dlaczego? Przecież miejscowi juniorzy (nawet jeśli "miejscowi" tylko z nazwy) powinni radzić sobie na własnym torze. Znają bardzo dobrze swój obiekt, już na wstępie mają niebagatelny atut i to oni powinni mieć mieć możliwość zaprezentowania się własnej publiczności. To na pewno ma szansę podnieść frekwencję, ponieważ kibice chętniej będą przychodzić oglądać "swoich" chłopaków niż "najemników", których związek z danym klubem najczęściej jest zerowy, a perspektywa oglądania ich w kolejnym sezonie - żadna. Goście to jednak dobre rozwiązanie na często trudne i nieznane młodym zawodnikom mecze wyjazdowe. Niekoniecznie "z automatu" wszystkie, bo warto też zadbać, by właśni zawodnicy zyskiwali umiejętność jazdy na wybranych obcych torach, także w lidze, nie tylko podczas zawodów indywidualnych. Jak to rozwiązać systemowo? Myślę że dobrym pomysłem byłoby wprowadzenia ograniczenia, ile razy w ciągu sezonu można użyć gościa. Jeżeli w każdej lidze znalazłoby się po osiem drużyn, co daje siedem meczów wyjazdowych, racjonalna według mnie byłaby możliwość wystąpienia gościa w trzech z nich. Których? To także byłoby dodatkowe wyzwanie dla menadżerów i kolejny "smaczek" dla kibiców.
Włókniarz - Orzeł Łódź (46:44), Foto: Kamil Woldański
Czy taki układ wytrzymałby próbę czasu? Uważam, że tak. Dzięki temu niektóre kluby nie jechałyby na wyjazd jak "z motyką na słońce". Choć nie zapominajmy, że w sporcie wszystko jest możliwe. Każdy sezon przynosi kolejne przykłady. Ile osób przed meczem wierzyło w sukces Orła na trudnym łotewskim torze? Kto stawiał na wygraną Wandy w Gdańsku? Nie licząc sympatyków zwycięskich drużyn, na pewno niewielu. Mecze stałyby się bardziej wyrównane, ponieważ gospodarze, mający atut własnego toru, nie mieliby wzmocnienia z wyższej ligi, więc siłą rzeczy jechałby miejscowy zawodnik (często słabszy), z kolei goście byliby wzmocnieni zawodnikiem który nie znalazł się w kadrze meczowej klubu z wyższej ligi. Widowisko by na tym zyskało, kibice na stadionie mogliby oglądać wychowanków, do tego w końcu klubowym włodarzom musiałaby zaświtać myśl, że idealną sytuacją jest dwóch dobrze punktujących "swojaków"... same korzyści.
Oczywiście zakładam, że dzięki temu kluby będą szkolić młodzież, a nie wykupywać dwóch juniorów z innych klubów. Jeżeli nie, wyglądać to będzie mniej więcej tak, że dwóch kupionych zawodników jeździ, ewentualnie przy kontuzji któregoś lub trudniejszym wyjeździe dajemy możliwość jazdy, zbierania doświadczenie i zarobienia zawodnikowi z lepszej ligi. Oby tak się jednak nie stało… Na szczęście wykupienie dwóch dobrze rokujących młodzieżowców nie dla każdego klubu jest możliwe ze względów finansowych.
Szkolenie młodzieży A.D. 2016
Wciąż mamy w Polsce kilka kuźni talentów. Gdzie - to najlepiej pokazały lipcowe finały Młodzieżowych Mistrzostw Polski, indywidualnie i w parach. Oprócz tego pozytywne wieści napływają z ośrodków w Gnieźnie i Lublinie. W Pierwszej Stolicy Polski, po założeniu nowego klubu do egzaminu na licencję żużlową pod czujnym okiem Krzysztofa Jabłońskiego przygotowują się dwaj adepci - m.in. Kevin Fajfer. Są plany zbudowania mini toru żużlowego na płycie boiska. Coraz lepiej sytuacja wygląda w Lublinie, gdzie młodzi zawodnicy mają warunki do trenowania i pod szyldem KM Cross połączyli się z zawodnikami trenującymi wcześniej motocross. Zapotrzebowanie jest również w Łodzi, gdzie młodzi pasjonaci speedwaya, nie czekając na plany prezesa Skrzydlewskiego i nowy stadion, głośno domagają się rozpoczęcia szkolenia już teraz. Tylko czy łódzki Don Vito wysłucha ich próśb? Gorzej jest niestety w Bydgoszczy czy Rzeszowie. W mieście nad Brdą jest Oskar Ajtner-Gollob, ale brakuje finansów oraz sprzętu dla innych, a chyba także dobrej woli prezesa i trenera. W kwestii "dosprzętowienia" pojawiły się duże różnice zdań dotyczące tego, co - ponoć - jest zawarte w kontraktach a faktyczną pomocą. O tym głośno było w połowie lipca, kiedy ojcowie zawodników postanowili otwarcie powiedzieć o problemach lokalnej prasie. W stolicy Podkarpacia szkółka działa, ale odczuwają tam jeszcze większe problemy sprzętowe (opisywaliśmy je niedawno w jednym z rzeszowskich felietonów). Są młodzi wychowankowie w ligowym składzie, jednak wciąż jeszcze sporo pracy przed nimi, by poprawić umiejętności jazdy na trudnych technicznie torach. Na słabym sprzęcie to jednak kręta i wyboista droga...
Kacper Głowala