Mamy obecnie pierwszy etap budowania drużyn, czyli podpisywanie kontraktów z dotychczasowymi zawodnikami. Wiadomo, że w praktyce różnie wygląda przestrzeganie zapisów regulaminowych, ale nie zmienia to faktu, że brak oficjalnego kontraktu, to wciąż spora niepewność. Jeśli weźmiemy pod uwagę wyłącznie umowy już podpisane, to Falubaz jest w całkiem niezłej sytuacji, bo ma już zaklepaną większość składu: dwa filary, na których ma się opierać drużyna, do tego podstawowego juniora oraz przynajmniej jednego zawodnika drugiej linii. Wiadomo, że drużyną jeszcze tego nazwać nie można, bo nadal kilku ważnych elementów brakuje, ale jeśli potraktujemy dotychczasowe kontrakty jako punkt wyjścia do negocjacji z żużlowcami z zewnątrz, które formalnie można zawierać dopiero za kilka dni, to w porównaniu z większością klubów zielonogórzanie są przynajmniej o jeden krok do przodu.
W piątek zakończone zostały spekulacje dotyczące przyszłorocznej przynależności klubowej Patryka Dudka. I to jest dobra informacja zarówno dla kibiców Falubazu, jak i samego zawodnika, który może spokojne rozpocząć przygotowania do nowego sezonu. Bardzo ważnego, bo będzie to przecież ostatni juniorski rok Patryka. Nową umowę podpisał także Jonas Davidsson i wierzę, że Szwed odbuduje się przez zimę, a możliwości ma naprawdę ogromne. Problem w tym, że czasem nie potrafi sobie poradzić sam ze sobą i wtedy ciężko jest dotrzeć do jego głowy. Obecny regulamin praktycznie wymusza na każdym z klubów obowiązek posiadania w składzie jednego posiadacza KSM na poziomie... poniżej poziomu. Kwestia jest taka, żeby ten człowiek mimo wszystko nie był dziurą w składzie. Co dalej? Na chwilę obecną rzucanie nazwiskami byłoby czystą spekulacją, a wszystko rozstrzygnie się przecież na przestrzeni maksymalnie dwóch - trzech tygodni. Im dłużej czekamy na kontakty, tym krótsza będzie przerwa między ustaleniem składów a początkiem sezonu, czyli najnudniejszą częścią roku, tak więc - przynajmniej z tego punktu widzenia - niechaj kontraktowe zamieszanie trwa jak najdłużej.
Tym co zaprząta głowę wielu kibiców są finanse poszczególnych klubów, a dokładniej ich długi, jako że osiągnięcie zysku raczej nie wchodzi w grę. O ile w Bydgoszczy czy Tarnowie sytuacja wyszła na światło dzienne poprzez wypowiedzi prezesów, to w innych ośrodkach albo pomija się ten temat, albo dementuje się krążące to i ówdzie (szczególnie ówdzie) plotki. Problem w tym, że poza powiedzeniem „nieprawda” działacze nie potrafią w żaden inny sposób uzasadnić swoich słów. Ostatnio sporo mówiło się o długach sąsiadów z północy. Klub nie potwierdził tych informacji, ale ruchy transferowe, a raczej ich brak, budzą wątpliwości. Nie od dziś wiadomo, że jeśli zawodnik nie podpisze kontraktu do końca listopada, to jego pozostanie w klubie jest coraz mniej prawdopodobne. Można zwalać wszystko na niski KSM, ale pozbycie się jeszcze w listopadzie ponad połowy seniorskiego składu sugeruje, że coś jest na rzeczy. Jeśli już zahaczyłem o temat Stali, to mam wrażenie, że honorowy prezes rozpoczął jakąś prywatną działalność, która jest coraz mniej zbieżna z ruchami nowego zarządu. O co chodzi? Zobaczymy pewnie za jakiś czas. Na razie możemy się tylko domyślać, że odejście pana Komarnickiego (człowieka, który tak długo nie mógł osiągnąć sukcesu sportowego, że w końcu kupił sobie sukces organizacyjny) nie było przypadkiem i zapewne znajdzie się tam niejedno drugie dno tej decyzji.
Przeczytałem wypowiedź Marka Cieślaka na jednym z ogólnopolskich portali sportowych. Menadżer reprezentacji Polski mówi, że według niego pewnie z siedem na dziesięć drużyn ekstraligowych ma gorszą sytuację finansową niż „Jaskółki”. Można go nie lubić (spora część kibiców korzysta zresztą z tego prawa), ale on niestety bardzo dobrze wie, co dzieje się w naszym środowisku żużlowym. Zakładając, że jest to prawda (a obawiam się, że jest) zastanawiam się, w której z tych grup znajduje się Falubaz. To, że szału w klubowej kasie nie ma nie jest właściwie żadną tajemnicą. Cały problem w tym, że podobnie jak w Gorzowie, wpływy do budżetu w dużej mierze pochodzą od samych kibiców i stanowią procentowo większy udział w przychodach, niż ma to miejsce w innych klubach. Wiadomo, że zarówno wydatki, jak i wpływy planuje się robiąc pewne założenia, które nie zawsze muszą się sprawdzić. Nie trzeba być wielkim matematykiem, żeby szacunkowo policzyć, że tegoroczne przychody Falubazu z tego tytułu były wyraźnie niższe niż rok wcześniej. Co prawda zawodnicy zdobyli mniej punktów, ale jednak klub musiał zapłacić za dwa mecze więcej, a stawki po mistrzostwie na pewno nie były niższe. Biorąc pod uwagę postawę zielonogórzan i poziom niektórych rywali, to frekwencja na W69 była i tak zupełnie przyzwoita, choć dodać trzeba jednocześnie, że bilety na ponad połowę spotkań rundy zasadniczej były w cenach niespotykanych u nas od wielu, wielu lat. Mimo wszystko sytuacja wydaje się być pod kontrolą, skoro zawodnicy jednak podpisują kontrakty.
Jeszcze kilka dni i codziennie pojawiać będzie się milion mniej lub bardziej prawdziwych informacji o nowych kontraktach. Nierzadko te dwa tygodnie bywają ciekawsze od rozstrzygnięć na torze. Teraz stawką jest dodatkowo zaklepanie sobie zawodników na sezon 2014 i uniknięcie walki na łokcie w przyszłorocznym wyścigu zbrojeń. Usiądźmy więc spokojnie w fotelu i obserwujmy jak się dla nas starają żużlowi odpowiednicy prezesa klubu Tęcza.
Za tym po prawej nikt tęsknił nie będzie, ale pojawiające się pogłoski o sondowaniu przez mamę Patryka pułapu hojności ligowych prezesów, martwiły fanów Falubazu. W tym sensie zatrzymanie Dudka jest sukcesem Roberta Dowhana. Pytanie co dalej.