W niedzielny wieczór na zielonogórskim stadionie w obecności całkiem sporej grupy kibiców zaprezentowany został tegoroczny Stelmet Falubaz Zielona Góra. Impreza będąca jednym z elementów finału Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy udała się i zapewne fani klubu spod znaku Myszki Miki mogą być usatysfakcjonowani. Przede wszystkim na scenie pojawili się wszyscy żużlowcy, a dodatkowo jeszcze dwóch, którzy mają powrócić do składu za rok. Bardzo miłą niespodzianką było przedłużenie o kolejne dwa lata kontraktu przez Aleksandra Łoktajewa co rozwiało wszelkie wątpliwości na temat klubowej przynależności Ukraińca po zakończeniu tegorocznego sezonu. I to jest tak naprawdę najważniejsza informacja, bo Sasza jest ulubieńcem kibiców i bardzo przyszłościowym zawodnikiem.
Prezentacja drużyny żużlowej (wcześniej na scenie pojawili się piłkarze KSF oraz szkolni koordynatorzy Falubazu) rozpoczęła się od wejścia Myszki Miki ubranej w tegoroczny kevlar zielonogórskiej drużyny. Zmiana jest ogromna i tak na dobrą sprawę nie bardzo wiadomo co ją spowodowało. Można uznać, że poprzez niezbyt udany poprzedni sezon jakiś etap został zamknięty, więc skoro Falubaz kontraatakuje, jak brzmi obowiązujące hasło, to także mundurki powinny ulec zmianie. Sama kolorystyka jest oczywiście kwestią gustu. Dla mnie jest na razie kompletnie nijaka. Szkoda, że nie ma nic wspólnego z powszechnie znanymi barwami Zielonej Góry. Zmieniono nawet historyczne żółte (złote) tło klubowego logo. Wydaje się, że przyczyna ma charakter, że się tak wyrażę, praktyczny - po prostu na białym neutralnym tle lepiej prezentują się... reklamy. Cóż nam, kibicom, pozostaje? Trzeba się do nowych strojów przyzwyczaić.
Sam skład wydaje się być silny i stawia Falubaz w gronie faworytów do walki o czwórkę. Trzy bardzo solidne filary, mocna para juniorska oraz dwóch żużlowców uzupełniających skład, których umiejętności i doświadczenie są na pewno wyższe niż posiadany KSM. Będzie pewnie jakaś presja na wynik, ale taka jest rzeczywistość: jeśli chce się mieć medal, to trzeba mieć ludzi, którzy są w stanie wypełnić postawione przed nimi zadanie. Mocny skład to także egzamin dla kibiców, bo mimowolnie oznacza on pewne oczekiwania, a te nie zawsze da się zaspokoić w stu procentach. Trzeba pamiętać, że liczy się efekt końcowy, a nie pojedyncze bitwy, ale im lepszy skład, tym więcej przypadkowych fanów ciągnących do sukcesu jak ćma do światła, którzy z byle przegranej robią wielki hałas.
Nie chciałbym,żeby wyglądało to na czepianie się, albo szukanie dziury w całym, ale oprócz tego co kibicom pokazano, warto także zauważyć, czego (kogo) nie pokazano. Otóż po raz pierwszy od wielu lat na prezentacji nie pojawił się Andrzej Huszcza. Czy ma to związek z brakiem efektów szkolenia? W sumie brak efektów, to dość delikatne określenie, bo obecnie szkółka właściwie przestała istnieć, a podpisanie kontraktu z Kamilem Adamczewskim jest najlepszym dowodem na stan dziedziny, która przez wiele lat była chlubą zielonogórskiego środowiska żużlowego. Czego jeszcze zabrakło? Logo Stelmetu na nowym kevlarze. Trudno uznać to za niedopatrzenie. Nie jest tajemnicą, że stosunki pomiędzy sponsorem tytularnym oraz klubem do najlepszych nie należą i na dzień dzisiejszy raczej trudno się spodziewać przedłużenia tej umowy. Jako ciekawostkę należy dodać, że kombinezon był pokryty reklamami strony internetowej falubaz.com, która jest „portalem kibiców KS Falubaz Zielona Góra” i nazwa „Stelmet” od jakiegoś czasu przestała się tam pojawiać. Czego mi jeszcze zabrakło? Podziękowania Kacprowi Rogowskiemu. Chłopak zakończył swoją przygodę z żużlem i po prostu wypadało poświęcić mu tę jedną jedyną minutkę, bo w końcu trochę zdrowia na torze dla klubu zostawił.
Z tematów wykraczających poza prezentację mamy jeszcze podanie cen karnetów i budowę nowej trybuny, która wciąż nie ruszyła, bo... nie ma pozwolenia na budowę. Pozwolenia nie ma, bo wciąż nie ma projektu, jako że przetarg obejmował zarówno projekt, jak i samą budowę. Wracając do karnetów, to miało być atrakcyjniej i taniej. Pierwsza obietnica rzeczywiście dla niektórych została spełniona, bo pojawiła się oferta ulgowa oraz dla dzieci. I bardzo fajnie. Ale czy karnet normalny jest tańszy? Tutaj bym się kłócił, skoro kosztuje raptem 20 zł mniej niż ubiegłoroczny, a obejmuje zaledwie dziewięć imprez, a nie dziesięć jak miało to miejsce w ubiegłym roku. Dodatkowo warto pamiętać, że karnet na trybunę „K” był droższy niż suma cen biletów na te miejsca, choć karnet z definicji powinien oferować jedną imprezę gratis. Czy warto więc płacić jeszcze przed sezonem za wejściówki na rundę zasadniczą? Znów w lecie mamy mecze z teoretycznie mniej atrakcyjnymi rywalami, czyli można już założyć, że klub obniży wtedy ceny biletów. Ja osobiście chyba nie dam drugiej szansy i będę sobie kupować pojedyncze wejściówki, tym bardziej, że nie mam żadnej gwarancji terminowego rozegrania meczów. W roku 2012 musiałem opuścić dwa najdroższe spotkania z karnetu (z Unią Leszno oraz Stalą Gorzów), bo zostały przełożone. Nie była to oczywiście wina klubu, ale ja na tym straciłem. Nawet prawo pierwokupu biletu na półfinał play-off z pięciozłotową bonifikatą nie było dla mnie żadną rekompensatą.
Podsumowując, właściwie mogę znów napisać to, co pojawiało się wcześniej wiele razy. Po raz kolejny świetnie rozegrano marketingowo temat prezentacji, łącząc ją z finałem WOŚP, pojawiło się nowe hasło na tegoroczny sezon, a fani mogli zobaczyć w przerwie zimowej swoich ulubieńców na motocyklach. I fajnie. Problem w tym, że za tymi zabiegami PR-wymi często nie idą konkretne działania dające jakąkolwiek korzyść kibicom.