Gęstnieje atmosfera wokół łódzkiego Orła. Drużyna przegrała dwa arcyważne mecze (na wyjeździe z ostatnim w tabeli Lokomotivem, u siebie z Unią Tarnów) i zamiast doszlusowania do ligowej czołówki, wciąż okupuje przedostatnie miejsce w tabeli, a w obliczu kontuzji lidera, Tobiasza Musielaka, i niezwykle trudnego układu najbliższych meczów, praktycznie skazała się na brak awansu do najlepszej czwórki. Przy czym bezpieczne 6. miejsce wcale nie jest pewne. Kontuzje i niepowodzenia sportowe to jedno. Gorzej, że napięte od pewnego czasu relacje na linii klub - kibice zaogniły się dramatycznie. Z jednej strony pojawił się transparent zarzucający brak profesjonalizmu i (rzekome) posądzenie o celowe przegrywanie meczów, zaś z ust prezesa Skrzydlewskiego padły słowa o "osobach o małych móżdżkach" oraz groźba pozwu sądowego przeciwko fance zarzucającej tak niecne postępowanie. Wreszcie do programów meczowych na mecz z Unią dołączono specjalne oświadczenie podpisane przez prezesa, odcinające się od działalności Stowarzyszenia Kibiców.
Datowane na 6 czerwca oświadczenie pojawiło się nie tylko w programie meczowym, ale zostało również rozpowszechnione na klubowej stronie internetowej, stąd można przyjąć, że dotarło do większości kibiców Orła. Treść oświadczenia mogła zaskoczyć niezorientowanych w temacie fanów:
Kuriozum? Oto zarząd Klubu Żużlowego "Orzeł" odcina się od Stowarzyszenia Kibiców "Orzeł", którego głównym celem jest... bliska współpraca z tymże klubem. Tak czytamy w statucie Stowarzyszenia.
Od strony prawnej Stowarzyszenie jest podmiotem młodym, wpis do KRS uzyskało w marcu 2019 roku, niemniej zaangażowani w jego organizację i działalność ludzie kibicowali Orłowi i żużlowi, nie tylko łódzkiemu, o wiele wcześniej. Po sformalizowaniu struktury, sami się opodatkowali (składka członkowska wynosi 10 zł miesięcznie), jeżdżą na wszystkie mecze wyjazdowe Orła, dopingują, wspierają i starają się przyciągnąć nowych kibiców na stadion.
Wyjazdowicze do Daugavpils, w tym także członkowie Stowarzyszenia. Zdj. Stowarzyszenie Kibiców Łódzkiego Żużla „Orzeł”
Uważni czytelnicy PoKredzie.pl mogą pamiętać, że także na naszych łamach nagłaśnialiśmy m.in. ich pomysł na stworzenie na nowym łódzkim stadionie Muzeum z pamiątkami żużlowymi związanymi z historią Orła i łódzkiego speedwaya. Prosili także o pomoc w zaproszeniu na łódzki stadion kibiców z innych miast Polski na inaugurujący sezon turniej Północ - Południe. To wszystko w lutym i marcu 2019 r., czyli zanim jeszcze stowarzyszenie zyskało osobowość prawną. Takim działaniom, prowadzonym za własne pieniądze i dla dobra klubu, można tylko przyklasnąć. A pierwszy powinien przyklasnąć klub, bo w końcu to zawodnikom Orła pomaga doping podczas meczów, a do klubu trafiają zyski z biletów i karnetów od zachęconych do odwiedzania nowego stadionu fanów. I początkowo współpraca władz stowarzyszenia z klubem układała się poprawnie.
Sam Tomasz Kliś od wielu lat działa na rzecz Orła. Tak opisywała jego aktywność oficjalna strona KŻ Orzeł niemal 10 lat temu, we wrześniu 2011 roku w tekście "Łódzki żużel szuka sponsorów":
Już pierwsze zdanie tekstu z 2011 roku przywodzi na myśl analogię do obecnej sytuacji: Podczas niedzielnego meczu towarzyskiego główny sponsor Orła Łódź Witold Skrzydlewski ogłosił zakończenie finansowania drużyny. Dzień później swoje wsparcie zadeklarowali łódzcy politycy - Dariusz Joński, Jarosław Berger i Tomasz Trela. Temat łódzkiego Sojuszu Lewicy Demokratycznej i wsparcia polityków związanych z SLD dla Orła raz jeszcze pojawi się w tekście.
Co takiego stało się, że dotąd Tomasz Kliś i jego działalność były pozytywnie odbierane, a obecnie dla prezesa Skrzydlewskiego stał się wrogiem?
"Klub to nie zabawa"
- O zakazie wnoszenia flag i transparentów dowiedzieliśmy się przy wejściu na sektor. Pojawiła się dodatkowa ochrona. Jest to sytuacja zupełnie niezrozumiała dla nas - członków Fan Clubu, ale także dla wielu pozostałych sympatyków żużla. Ściganie własnych kibiców nie jest rzeczą normalną. Motywowali to tym, iż dostali taką informację z "góry" - mówi nam Tomasz Kliś, zapytany o wydarzenia wokół meczu przeciwko Unii.
Czy wszystkie transparenty miały swą treścią wyłącznie zagrzewać do boju łódzkich żużlowców? Przynajmniej jeden z nich nie. Był to transparent z przesłaniem kibiców do prezesa Skrzydlewskiego. Tego Kliś się nie wypiera. Na jego profilu można zobaczyć film z rozwiniętym transparentem o treści: PREZESIE - KLUB TO NIE ZABAWA, PROFESJONALIZM TO PODSTAWA!
- Ponieważ zabronili nam wnieść go na sektor, to rozłożyliśmy się z nim po meczu pod budynkiem klubowym i pokazaliśmy ludziom wychodzącym ze stadionu. Niektórzy zatrzymywali się i bili nam brawo - potwierdza.
Czy treść transparentu godzi w dobre imię klubu i jest obraźliwa względem prezesa - to pozostawiamy ocenie Czytelników. Drogą dedukcji należy przypuszczać, że gdyby tak było, prezes Orła sięgnąłby po środki prawne, na tej samej zasadzie, jak zapowiedziane względem nieznanej z nazwiska kibicki. Tutaj "winnych" byłoby dużo łatwiej zidentyfikować.
- Wolno nam wyrażać zdanie, także krytyczne. Skoro więc prawa nie łamiemy, dlaczego wcześniej wolno nam było wnosić transparenty i kibicowskie akcesoria, a teraz nie? - pytają kibice. Stąd nasz brak dopingu. - Atmosfera przez pół ostatniego meczu przypominała stypę. Na to zwracali uwagę nawet ci na co dzień nie dopingujący razem z nami. A przecież nie o to chodzi.
Skoro transparent gotowy był już przed przegranym meczem z Unią, to znaczy, że ów brak profesjonalizmu bolał kibiców od dłuższego czasu. Co konkretnie mają na myśli fani? - Ten brak profesjonalizmu to jest między innymi to, co w tej chwili słyszymy. To ciągłe powtarzanie "wycofam drużynę", ciągle awantury prezesa ze wszystkimi wokół. Ciągłe powtarzanie "przestanę finansować drużynę". Ile już razy to słyszeliśmy? Ponadto kolejny rok słyszeliśmy szumne zapowiedzi prezesa o awansie, play offach... To jest wreszcie brak szacunku do osób, które wkładają swój czas i poświęcenie. Bo Orzeł to nie tylko Skrzydlewscy. Spędzają czas na stadionie, a otrzymują za to, niestety, głównie epitety. Wystarczy przejść się po parku maszyn, zobaczyć atmosferę tam panującą - opisuje obrazowo Kliś.
Działacze Orła także nie ukrywają, że wyniki uzyskiwane przez drużynę są dalekie od ich oczekiwań. Tak było już przed meczem z tarnowską Unią, nie bez słuszności przez sam klub nazwanym "meczem ostatniej szansy". W tekście pod wymownym tytułem "Tylko zwycięstwo!", zamieszczonym na oficjalnej stronie łodzian w przeddzień meczu z "Jaskółkami", można było przeczytać:
Zarząd KŻ Orzeł nie może być zadowolony z wyników zespołu. Ekipa budowana z myślą o walce o awans, na razie nie spisuje się tak, jak można było oczekiwać. Zgodnie z przepisami, jak zawodnicy jeżdżą słabiej niż w poprzednim sezonie i mają gorszą średnią biegopunktową, to klub ma prawo potrącić im do 20 % wynagrodzenia. A są to niemałe kwoty. Żużlowcy zapewne wiedzą o tych zapisach w regulaminie, ale może powinni sobie o tym przypomnieć przed spotkaniem z Unią.
Trzeba podkreślić, że żużlowcy Orła, pomimo kontuzji Musielaka już w jego drugim starcie, do samego końca dzielnie walczyli z tarnowianami, dwukrotnie wychodząc nawet na minimalne powadzenie, jednak w XV biegu para Ljung - Kułakow zapewniła triumf gościom (gwoli sprawiedliwości powiedzmy, że także jeżdżącym bez ważnego zawodnika - Artura Mroczki). Orzeł został bez punktów, bez lidera, z przerzedzonymi mocno trybunami (mecz oglądało ok. 3,5 tys. widzów) i z fatalnym układem ostatnich meczów rundy zasadniczej (Gniezno - wyjazd, Rybnik - dom, Ostrów - wyjazd). Co gorsze, zaczęły na światło dzienne wychodzić nieprzyjemne sytuacje i zdarzenia. Tak na klubowej stronie zrelacjonowano jeden z przykrych incydentów, jeszcze z wyjazdu na Łotwę:
Cytat za stroną KŻ Orzeł Łódź, artykuł "Wiara i walka!" z 10 czerwca 2019 r.
Ale na przeprosiny czeka ktoś jeszcze...
- Nie chcę o tym mówić, bo to są moje prywatne sprawy - mówi Kliś, ale potwierdza autentyczność powyższej rozmowy. - Pan Prezes chodził i mówił kibicom, że to ja zaklejalem plakaty wyborcze Pani Joasi i on ma na to dowód, a dowodem jest zdjęcie. Gdy zacząłem się domagać pokazania tego dowodu, wydał oświadczenie, które znalazło się w programie - nie ukrywa irytacji. - Niczego nie zaklejałem, zapewniam. Zresztą, należę do partii, która była w koalicji, więc jak mogłem działać na jej szkodę?
"Sprzedałeś Skrzydlewskich..."
Tomasz Kliś nie ukrywa, że od wielu lat pasję żużlową dzieli z aktywnością społeczną oraz polityczną. - To, co robię w życiu prywatnym powinno pozostać moją prywatną sprawą. Poglądów i swoich sympatii nie zmieniłem, a politykę chowam głęboko do kieszeni w momencie, kiedy zakładam szalik i przekraczam bramę stadionu - deklaruje. Działał w Radzie Osiedla Stary Widzew, od lat jest związany z Sojuszem Lewicy Demokratycznej. W ostatniej kampanii wyborczej do europarlamentu sympatyzował z Markiem Belką (przed tymi wyborami SLD weszło w koalicję z Platformą Obywatelską, Belka był w Łodzi "jedynką" Koalicji Europejskiej, zaś Joanna Skrzydlewska dostała "trójkę" na liście). W wyniku wyborów przeprowadzonych 26 maja Belka do europarlamentu się dostał, Skrzydlewska mandatu nie zdobyła. Jak ocenił "Dziennik Łódzki" w powyborczej analizie pt. "Joanna Kopcińska i Joanna Skrzydlewska - najwięksi wygrani i przegrani okręgu łódzkiego w wyborach do PE", brak mandatu dla honorowej prezes Orła był największym zaskoczeniem in minus eurowyborów:
"Porażki? Tych jest kilka. Przede wszystkim brak mandatu dla Joanny Skrzydlewskiej (KE) przy kosztownej i dynamicznej kampanii. Nie zadziałała magia Hanny Zdanowskiej, a to właśnie prezydent Łodzi miała zmobilizować dla Skrzydlewskiej swój elektorat. W Łodzi radna sejmiku otrzymała tylko 51 tys. ze swych ponad 103 tys. głosów. To 6 tys. mniej, niż Skrzydlewska zdobyła w Łodzi w wyborach do sejmiku i ponad czterokrotnie mniej niż Zdanowska zdobyła w wyborach prezydenta Łodzi".
"Poparcie Hani dla Asi w Łodzi to 51 tys. głosów, to bardzo mało. Patrząc z boku dziś nie jestem pewien czy wszyscy jej życzyli wygranej” - komentował wynik Skrzydlewskiej w mediach społecznościowych Maciej Grubski, były polityk PO".
Maciej Grubski to senator RP (mandat zdobył z listy PO), polityk doskonale znany w Łodzi. W wyższej izbie polskiego parlamentu zasiada nieprzerwanie od 2007 roku. W wyborach w 2014 r. startował z listy Platformy Obywatelskiej, jednak we wrześniu 2018 r. został przez władze PO zawieszony w prawach członka, a następnie oświadczył, że sam wystąpi z partii. Stało się to po głośnym wywiadzie, jakiego udzielił prokremlowskiemu portalowi "Sputnik", w którym powiedział m.in.: "Mam pełen szacunek do prezydenta Rosji i jestem pod ogromnym wrażeniem tego człowieka (...) Tak naprawdę to bardzo inteligentny przywódca, który genialnie rozgrywa geopolitykę".
"Jak pomożecie w kampanii, to..."
Prezes Witold Skrzydlewski odcinając się od Stowarzyszenia Kibiców i mówiąc w mediach, że "działa ono przeciwko niemu i przeciwko jego rodzinie" (taka wypowiedź pojawiła się m.in. w portalu sportowefakty.wp.pl w dn. 16 czerwca 2019), wytoczył ciężki zarzut wobec łódzkich fanklubowiczów. Czy rzeczywicie powodem była historia z Daugavpils? Scysji i nerwowych rozmów po ważnych, przegranych meczach nie brakuje, a sam Skrzydlewski, jeśli chodzi o mocne słowa pod adresem własnych zawodników i trenerów, nie jest "aniołkiem". To wiedzą wszyscy kibice w Polsce. Także dzięki temu zyskał dużą popularność. Trudno przypuszczać, żeby to spowodowało wojnę ze Stowarzyszeniem. Podobnie jak osobiste animozje z Tomaszem Klisiem powstałe w przedwyborczej gorączce. Obaj panowie znają się od wielu lat, współpracowali dla dobra klubu, a nawet gdyby ktoś komuś zalepił jakieś plakaty (czemu Kliś stanowczo zaprzecza), nie byłoby to żadnym novum. W połowie maja cała Polska słyszała i uśmiechała się z politowaniem, kiedy w Warszawie dwoje bardzo znanych polityków (i z tej samej Koalicji Europejskiej) kłóciło się i nawzajem zarzucało sobie "antyplakatowanie" swoich rewirów. Tak jest niemal w każdych wyborach. Zazwyczaj miesiąc później nikt już o tym nie pamięta.
- Pan Skrzydlewski zarzuca nam coś, czego nigdy nie zrobiliśmy - działanie na szkodę jego i jego rodziny. Może warto więc wreszcie powiedzieć, od czego zaczęła się jego wrogość do Stowarzyszenia? Nie chodzi ani o Dauga, ani nawet o moją osobę. Wszystko przez to, że w maju nie zgodziliśmy się wywiesić transparentu.
- Jakiego transparentu? - dopytuję.
- Wyborczego, z poparciem dla pani Joasi. Uznaliśmy, że nie możemy robić takich rzeczy. Nie od tego jest Stowarzyszenie Kibiców.
- A co mieliście dostać w zamian?
- Pan Skrzydlewski obiecał, że jak transparent będzie, to na ostatnim meczu sezonu będzie taka oprawa, jakiej ten stadion nie widział. Mam świadomość, że zostanę posądzony o konfabulację, ale było więcej osób, które to słyszały. Jak mówimy prawdę, to mówmy wszystko.
Na dowód Tomasz Kliś pokazuje szczegółową relację z tych "negocjacji" innego z kibiców, który wyraził zgodę na publikację pod swoim imieniem i nazwiskiem:
- Zgadza się, że nasz ostatni transparent był naszym protestem i komentarzem do obecnej sytuacji Orła. Do zakazu nałożonego na nas, do atmosfery w parkingu, wyników drużyny, przedsezonowych zapowiedzi o walce o awans... ale nie jest tak, jak piszą media, że "domagamy się rozliczeń". Od rozliczania zawodników i trenera jest zarząd klubu. My chcemy normalności. Życzymy zdrowia Tobiaszowi Musielakowi, chcemy nadal móc wspierać mocny łódzki klub, a przede wszystkim chcemy dobrej atmosfery i szacunku. Pan Prezes, wysuwając pretensje do mnie i do Stowarzyszenia - pretensje nie mające nic wspólnego z żużlem - nie zastanowił się chyba, że jednocześnie psuje atmosferę wokół łódzkiego speedwaya, którą budowali nie tylko Skrzydlewscy, ale mnóstwo zaangażowanych osób. My płacimy za swoją aktywność, nie chcemy niczego za darmo. Ale nie chcemy też być pionkami na politycznej szachownicy. Chcemy tylko żużla, atmosfery i szacunku. Jeśli prezes faktycznie chce odejść, niech to zrobi z twarzą - kończy Kliś.
Jakub Horbaczewski