Nadzieje w Rybniku były spore, zwłaszcza w trakcie pierwszego meczu, kiedy Innpro ROW prowadził, a słaby Stelmet Falubaz musiał ratować się rezerwami taktycznymi. Skończyło się tylko dwoma punktami zaliczki, ale nawet pomimo tego, całkiem wielu obserwatorów upatrywało emocji do końca w meczu rewanżowym. Bo tylko 48:42 w rundzie zasadniczej, bo Tungate odzyskał formę, bo Drabik jedzie sezon wybitny, bo Czugunow zwyżkuje, bo... nawet sabotażysta Pedersen raz na jakiś czas może więcej wnieść do drużyny, niż jej odebrać (na przykład omyłkowo). Tych argumentów było kilka, wszystkie były sensowne... a wyszło z nich to samo, co na rękawie kevlaru Ratajczaka - ILUZJA. Jedna wielka iluzja.
ROW zanim zebrał myśli, dostał już trzy ciosy w 1. serii (7:17), ledwo wstał po pierwszym liczeniu, a znowu zebrał grad ciosów. Po 7 biegach było już 30:12 dla Falubazu, co sprawiło, że menadżer Żyto i prezes Mrozek stwierdzili, że nawet nie ma sensu pudrować tej klęski. Lepiej dać pojeździć wszystkim i wykorzystać ten wyjazd jako przetarcie przed decydującym dwumeczem z kimś z pary Włókniarz/Stal - tak uznano. Puścili raz Jespera Knudsena za Kacpra Pludrę - i to były wszystkie roszady taktyczne. Efekt: 41:19 po 10. gonitwie, i można było poważnie się zastanawiać, czy Ślązacy wyjdą z 30-tki.
ROW Rybnik przebudził się w IV serii, jedynej, której nie przegrał (2:4, 5:1, 2:4), dzięki czemu skończyło się trochę mniej wstydliwym blamażem 58:32. Damian Ratajczak był niepokonany i z nietuzinkowym dorobkiem (8+4), Przemysław Pawlicki (najlepszy czas dnia) na starcie miał motocykl tak szybki, że nawet Madsen nie był w stanie z nim konkurować... i jeszcze skończył (Duńczyk, nie Pawlicki) z obolałą dłonią po huknięciu w ściankę reklamową w swoim boksie, kiedy przegrał z Czugunowem. Wracający po kontuzji Rasmus Jensen pożegna się najpewniej z Zieloną Górą okrągłą dwucyfrówką z trzema biegowymi zwycięstwami (3,3,1,0,3). I tylko Jarek Hampel będzie musiał spróbować wyrwać się z kryzysu ostatnimi indywidualnymi startami jesienią albo odpuścić już, nie męczyć dodatkowo psychiki i solidnie przepracować zimę.
- Ten obojczyk był już złamany cztery razy, czasami jeszcze czuję ból - odkrył prawdę o żużlowym losie Pawlicki. - Niekiedy są myśli, że kiedy upadnę, to może się to wszystko rozpaść...
Gdzie w tym wszystkim Rybnik? Jako drużyna - nie dojechał. Co podwójnie bolesne w przypadku najważniejszego meczu w roku. Bo nawet wygrany baraż o 7. miejsce nie da automatycznego utrzymania w PGE Ekstraliga. Dzisiejszy mecz - dawał. Indywidualnie na cieplejsze słowa zasłużyło tylko trio Czugunow - Drabik - Tungate. Wszyscy skończyli z wynikami w przedziale 7-10 punktów. Każdy z nich w normalnych warunkach pojechałby rezerwę taktyczną, więc najpewniej byli w stanie osiągnąć ciut więcej. Ale 25 ich punktów zdobytych łącznie, przyłożone do 32 całej drużyny, mówi wszystko o sile dzisiejszego ROW-u. A raczej jego słabości.
Szansa uratowania miejsca w ekstralidze jeszcze istnieje, choć będzie piekielnie trudno. Z żadnym rywalem z pary Stal/Włókniarz podopieczni Żyty nie będą faworytem. A nawet gdyby udało się przebrnąć przez tę przeszkodą, czekać będzie baraż z drugą ekipą Metalkas 2.Ekstraligi. I nie wiadomo, co trudniejsze...
📸 Eleven Sports