Tai Woffinden nie dokończył poniedziałkowego meczu Wolverhampton. Po trzech wyścigach wyniszczony wysiłkiem ostatnich dni obojczyk odmówił posłuszeństwa. Dzień wcześniej w akcie desperacji trener Piotr Baron desygnował Anglika do jazdy w trzech biegach z rzędu. W ostatnim sił już nie wystarczyło. Wrocławska Sparta zasłużenie przegrała w meczu, za którego obejrzenie każdemu kibicowi-kierowcy powinni anulować 3 punkty karne. Teraz, jeśli nie nastąpi cud, spadnie z ligi. W tym samym czasie 500 km dalej inny zawodnik, po pięknym ataku na Chrisa Holdera w ostatnim wyścigu dnia, otrzymał owację na stojąco, zainkasował kilkadziesiąt tysięcy zł, a jego drużyna uciekła ze strefy spadkowej i raczej już do niej nie wróci.
Nicki Pedersen od 4 maja do 15 czerwca dla swoich klubowych zespołów, PGE Marmy i Vargarny Norrkoeping, nie odjechał ani jednego wyścigu. W tym czasie w kolejnych rundach Grand Prix: Szwecji (Goeteborg), Czech (Praga), Wielkiej Brytanii (Cardiff) i Polski (Gorzów) zdobył łącznie... 41 punktów. Dziś Duńczyk może triumfować. Do podium IMŚ traci tylko 4 punkty, straty finansowe powetował sobie w niedzielę, a resztę szybko odrobi - wystarczy obić jeszcze kilku słabeuszy u siebie i odjechać kilka "taktycznych" w meczach z potentatami. Kibice pisali, gwizdali, wściekali się - jutro będą bić brawo. Ani działacze PGE Marmy, ani bossowie Vargarny nie tkną swojego lidera. To nie oni postraszyli jego, a on ich. Teraz już wiedzą, że bez niego spadek pewny. - Niezły come back. 15 pkt. max i zwycięstwo. Dobra robota chłopaki! - kurtuazyjnie pochwalił dawno niewidzianych kolegów na twitterze i - via rodzinny dom - popędził na mecz Elitserien. Ma się z czego cieszyć. Najgorsze przetrwał.
Punkty, pieniądze - wszystko będzie się zgadzać. Za rok niewielu będzie już pamiętać szczegóły.
Żużlowcy nie chcą słyszeć o ograniczeniu ilości lig i klubów, w jakich mogliby występować. Grand Prix, Ekstraliga, Elitserien - to niemal standard dla wszystkich z topu. Wielu jeździ jeszcze w Elite League, inni podpiszą tam "short kontrakty" we wrześniu, kiedy znane doskonale znad Wisły parcie na sukces popchnie tamtejszych menadżerów do "kupowania" sobie medali poprzez nagłe angaże zawodników, znanych własnym kibicom głównie z ekranów TV. Dla reszty zostaje jeszcze Dania i gościnne chałturzenie w Niemczech i Czechach. Tam też płacą w euro.
...ale nie wszędzie tak samo. Jak gwiazdy traktują kibiców tych "mniejszych"? Oni też kupują bilety, karnety, to z ich pieniędzy opłacane są faktury. I czy to tylko Nicki Pedersen? Ile razy Tomasz Gollob testował sobie w Elitserien silniki przed kolejną rundą Grand Prix, albo w ogóle informował, że "ten wtorek odpuszczam".
Z całej nędzy niedzielnego meczu we Wrocławiu - oprócz naturalnej radości "Byków" - wybił się jeden obrazek. - Jeżeli jestem w stanie wystartować w Grand Prix w sobotę, to znaczy, że jestem też w stanie pojechać w niedzielę oraz dla Wolverhampton w poniedziałek - powiedział Tai Woffinden, zanim jeszcze, kuląc się z bólu w swym boksie, założył kask, by ruszyć do desperackiej szarży w obronie punktu bonusowego. Musiał? Skądże. - Sorry Piotr, nie daję już rady - rozwiązałoby sprawę. Pieniądze? Nie żartujmy. Jego spadek Sparty materialnie nie dotknie. Po sezonie i tak ustawi się kolejka chętnych. A każdy będzie obiecywał o 250 tys. zł więcej od tych z Zielonej Góry, Rzeszowa, Torunia.
W niedzielę i poniedziałek Woffinden przegrał, ale zyskał coś, czego Pedersen nie kupi nigdy. Szacunek setek tych, którzy swoim klubem żyją nie tylko raz w tygodniu.