Na karcie kalendarza 1 grudnia, za pasem zima, a w przypadku Polonii Piła niewiadomych wciąż jest rekordowo wiele. Jakby nawet więcej niż jeszcze 1 listopada. Nie wiadomo kto w niej pojedzie, ba, nie wiadomo nawet w której lidze przyjdzie występować. Wszyscy czekają na rozstrzygnięcia w innych klubach, które toczone są - to chyba najwłaściwsze słowo - przez problemy finansowe. Paradoksalnie ci, którzy o swoje finanse dbali, teraz "w nagrodę" są uwiązani z winy tych, którzy prowadzili radosną księgowość. Nie dziwię się powściągliwości pilskich działaczy, bo przecież co innego budować skład na rywalizację z Krosnem, a co innego, gdyby przyszło pojedynkować się z Daugavpils czy łódzkim Orłem. Dlatego też w tej chwili niewiedzy warto spojrzeć na miniony sezon pod kątem oceny możliwości klubu i zawodników, mając z tyłu głowy wciąż aktualne pytanie: komu z tych chłopaków zaufać, a na jakich pozycjach potrzebne są wzmocnienia?
Ogólnie rzecz biorąc - było nieźle. Wprawdzie nie udało się wykonać celu, czyli awansować do Nice PLŻ, jednakże na pewno nie był to sezon zły. Ani stracony. Tak jak mówił nam menadżer pilan, Tomasz Żentkowski, klub co roku wykonuje znaczący progres - w ubiegłym sezonie osiągnięto półfinał play-off, w tym roku był finał i baraże. Co powinno być w przyszłym (o ile Polonia pojedzie w drugiej lidze) - nasuwa się analogicznie samo. Warto przy tym podkreślić, że do wymarzonego awansu zabrakło naprawdę niewiele, a pilanie walczyli o tę niezwykle wyczekiwaną promocję do samego końca. W każdym meczu poloniści byli gorąco wspierani przez tłumy kibiców, co jednoznacznie wskazuje, że głód żużla i pragnienie sukcesu w Grodzie Staszica są niezwykle duże.
W sezonie 2015, jak to się mówi "momenty były", a najlepszym meczem w wykonaniu Polonii był bezapelacyjnie pierwszy mecz barażowy ze Startem Gniezno. Pisaliśmy już o nim na gorąco zaraz po spotkaniu, jednak warto najistotniejsze kwestie przypomnieć. Było mnóstwo wyprzedzeń, była walka o każdy centymetr toru i twarda, męska jazda do samej mety. W rezultacie - pewne zwycięstwo 50:39, które powinno być zdecydowanie wyższe, jednakże błędy kosztują, i to drogo. Abstrahując od fatalnego sezonu gnieźnian, należy przypomnieć, że do Piły przyjechali oni w swoim najmocniejszym składzie (Kościuch, Suchecki czy Bjarne Pedersen to przecież nie "ogórki"), więc tak wyraźne zwycięstwo nad I-ligowcem robiło wrażenie.
Z drugiej strony bardzo gorzkim elementem sezonu była rewanżowa potyczka w finale ligi z Wybrzeżem Gdańsk. Wprawdzie po pierwszym meczu, gdy zaliczka pilan wynosiła zaledwie 8 punktów, wyraźnymi faworytami wciąż byli gdańszczanie, jednak przegrana 54:36 chluby nie przyniosła. Jeżeli drużynę ciągnie dokooptowany i bardzo mało wcześniej jeżdżący Rene Bach oraz 17-letni Mike Trzensiok, to coś jest nie tak. Kompletnie zawiedli wtedy liderzy, Patryk Dolny (0 pkt), Rasmus Jensen (1) czy Piotr Świst (5). Przegrywane starty, słaba jazda na dystansie - to był bardzo łatwo oddany rewanż.
Jeżeli chodzi o zawodników, uważam, że w skali całego sezonu na pełne pochwały zasłużyło tylko dwóch - Rasmus Jensen i Patryk Dolny. 22-letni Duńczyk, może oprócz meczów w Lublinie i wspomnianym Gdańsku, jeździł bardzo pewnie i był liderem Polonii. A trzeba pamiętać, że jest dosyć "świeżym" zawodnikiem w Polsce i jak sam mówi, dopiero poznaje polskie tory. Przypadek "zDolnego" pięknie pokazuje, że czasami warto zrobić krok do tyłu, żeby później zrobić kilka do przodu (tak, wiem, zapachniało Paulo Coelho). Po trzech latach w Sparcie Wrocław, gdzie wiodło mu się różnie, Patryk wrócił na stare śmieci i jeździł znakomicie, szybko zdobywając serca pilskich kibiców. Wiadomo już, że zarząd klubu spośród tegorocznych seniorów jeżdżących przy Bydgoskiej, tylko tę dwójkę widzi w składzie na przyszły rok. Jensen jest już "zaklepany", natomiast gorzej sytuacja wygląda z Patrykiem, którego kusi I liga.
Reszta zawodników raczej zawodziła, albo w przekroju całego sezonu, albo w kluczowych momentach. I jak tu ocenić takiego Jespera Monberga, który w Pile praktycznie zawsze wykręca "dwucyfrówki", a później jedzie do Gniezna i w najważniejszym meczu sezonu robi... 2 punkty, przegrywając nawet z juniorem Startu, Dawidem Wawrzyniakiem (bez obrazy, Dawid!)? To samo tyczy się Piotra Śwista. Wydaje się niepojęte, jak tacy doświadczeni zawodnicy, jeżdżący od lat na polskich torach, mogli wyglądać na tak zagubionych w spotkaniach wyjazdowych. Niepokojąco wyglądała - i chyba nadal będzie wyglądać - kwestia juniorów. Wprawdzie dobrze jeździł Rafał Karczmarz, ale on był jedynie gościem ze Stali Gorzów. Zostać mają Kacper Grzegorczyk i Arkadiusz Pawlak, jednakże w minionym sezonie (jeszcze gdy Kacper nie złapał kontuzji) żaden z nich nie był gwarantem dobrej zdobyczy punktowej. Słabo wygląda to zwłaszcza w przypadku Pawlaka, na którego stawia się w Polonii już od dłuższego czasu, jednak efektów zbytnio nie widać. Swoją pomoc wychowankowi zaoferował również senator Henryk Stokłosa, co na niewiele się zdało - zdobycze punktowe jak były, tak są kiepskie. Dla Arka sezon 2016 będzie bardzo istotny, bowiem to jego ostatni rok w gronie juniorów i zarazem ostatni na pokazanie, że może jeszcze zaistnieć w poważnym ściganiu.
Ani się obejrzeliśmy, a bardzo szybko i "podstępnie" nadszedł grudzień, a więc czas, kiedy najistotniejsze kwestie muszą zostać rozstrzygnięte. Miejmy nadzieję,że jak najszybciej okaże się, gdzie będzie jeździła Polonia i kto będzie ją reprezentował, a wtedy na pewno więcej będzie można powiedzieć odnośnie pilskich nadziei na sezon 2016.
Jakub Sierakowski